05/07/2017

eyes wide open (rozdział 10)

WHAT THE EYES DON'T SEE WON'T BREAK THE HEART

                Junghwan i Dongjun spędzili około godziny na komisariacie. Obaj byli pobici, a przyjmujący zeznania policjant niezbyt nadążał za padającymi zarzutami i tym, kto jest winnym, a kto ofiarą. Mimo to, wszystko notował.
- Po prostu się na mnie rzucił! Ja się jedynie broniłem... - tłumaczył wzburzony Dongjun z krwawiącą wargą i rozciętym łukiem brwiowym, do którego przyciskał gazik, podany przez policjanta.
- On wykorzystał moją dziewczynę! - awanturował się Junghwan.
Krwawił z nosa, lecz zupełnie to zignorował i udawał, że nie widzi podanych mu gazików.
- Nieprawda, do niczego nie doszło.
- Leżeliście nadzy w łóżku! Ty to nazywasz "nic"?!
- Ok, trochę się... dotykaliśmy, byliśmy pijani... poniosło nas. Ale w porę oprzytomnieliśmy. Nie wykorzystałbym nietrzeźwej dziewczyny...
- I mam ci w to, kurwa, wierzyć?!
- Cisza!!! - zawołał policjant, przerywając im - bo zaraz znowu się tu pobijecie.
- On mnie pobił - rzucił oskarżycielsko Dongjun - i to przy świadkach.
- A on wykorzystał moją dziewczynę! - powtarzał Junghwan, uderzając dłońmi w blat biurka i tak w kółko.
Policjant zrozumiał, że nie było sensu kontynuowania tego przesłuchania, dał chłopakom obszerne pouczenie i puścił do domu, oczywiście osobno. Pierwszy wyszedł Dongjun, Junghwan kilka minut później, by nie móc go nigdzie dopaść. I tak tego nie planował. Stracił resztki ochoty do walki. Ogarniało go jedynie przygnębienie i rezygnacja. Chociaż przedtem starał się odeprzeć od siebie tę myśl, wreszcie stopniowo zauważył w tym wszystkim winę Jinhee. To, że była pijana, jej nie tłumaczyło. Przecież powinna się kontrolować, skoro wiedziała, jak działa na nią alkohol. Świadoma, czy nie, i nieistotnie do czego doszło lub nie doszło, zdradziła go. Tak się czuł. To bolało. Nie był już tym jedynym. Przez kilka chwil Jinhee, jego Jinhee, należała do kogoś innego. Łzy popłynęły mu po policzkach. Nie próbował ich powstrzymywać, szedł i płakał, obojętny na wszystko dookoła. Nie zauważył, że przeszedł na czerwonym świetle i, że to na niego zatrąbił samochód, a przechodnie przyglądali mu się ze współczuciem. Tak doszedł do bloku Mikyeon i Jinhee. Zadzwonił domofonem, a słysząc głos tej pierwszej, poprosił:
- Otórz, to ja, Junghwan.
Po chwili stanął w drzwiach mieszkania dziewczyn.
- Oppa... co się... - zaczęła Mikyeon, zaskoczona, lecz zanim dokończyła, wtargnął prosto do pokoju Jinhee.
Zastał ją leżącą w łóżku, czytającą coś w telefonie. Podniosła wzrok i otworzyła usta, żeby się przywitać. Zamilkła, ledwie go zobaczyła. Co prawda przyjaciółka powiedziała jej o jego wizycie, jak tylko zadzwonił domofonem. Ale nie wspomniała, że płakał...
- Wszystko wiem - wyrzucił z siebie, drżąc na całym ciele i oskarżycielsko patrząc Jinhee prosto w oczy.
Zrozumiała. Wystraszyła się. Nie tego, jaki jest na nią zły, tylko, jaki jest roztrzęsiony.
- Co wiesz...? - udawała mimo to, że nie zrozumiała nic.
Może się mylił... Myślał, że wie wszystko, a to nieprawda. Zastanawiała się kto i w jaki sposób przekazał mu fakty, których nie powinien poznawać. Żałowała, że nie opowiedziała mu o tym sama, ze swojej perspektywy. To nie byłoby pewnie aż tak bolesne... Chciała go ochronić, a zadała mu tylko większe cierpienie. Jednocześnie czuła coś w rodzaju ulgi, wreszcie nie skrywała w sobie tego okropnego sekretu. Już nie musiała kłamać, kombinować i wymawiać się chorobami. Tym się pocieszała. I za to siebie nienawidziła. Bo jej chwilowe poczucie ulgi kosztowało skrzywdzenie Junghwana.
- Byłem u ciebie na uczelni. Dowiedziałem się o tobie i o Dongjunie. Robiliście TO? - zapytał i mimowolnie znowu się rozpłakał, jeszcze zanim odpowiedziała.
- Ja... - Jinhee spojrzała mu w oczy - nie pamiętam. On... twierdzi, że nie.
- Jak to: nie pamiętasz?
- Upiłam się. Odleciałam. A potem zauważyłam, że leżę naga i niczego nie pamiętałam.
- O Boże... czemu ty jesteś taka nieodpowiedzialna? Rozumiem, twoje jedyne przewinienie to upicie się. Ale chyba umiałaś przewidzieć, że ktoś może cię wykorzystać, skompromitować, nagrać, czy... nie wiem, co jeszcze i nie chcę sobie tego wyobrażać.
- Przepraszam... - jęknęła i to był ten moment, kiedy też się popłakała.
- Za co? Za to, że się upiłaś? Za to, że leżałaś naga z tym kolesiem?
- Za wszystko.
- Wiem, że nie chciałaś mnie zdradzić. Mam po prostu dość tego, że cały czas się narażasz, a ja muszę się o ciebie martwić. Wystarczy, że nie odbierzesz telefonu i już zastanawiam się, czy nie dzieje ci się coś złego. Nie rozumiesz? To mnie wykańcza.
Tak, bał się o Jinhee. Jak tylko wychodziła gdzieś sama, wyjeżdżała, nie odzywała się przez pewien czas. Wielokrotnie pakowała się w kłopoty. A on ją z nich ratował. Potem obiecywała mu, że postara się nie być taka naiwna. Ale jak by się nie starała i tak nie zmieniała swojego postępowania.
- Oppa, kocham cię - powiedziała, zalana łzami, niepewna, co jeszcze może dodać, by powstrzymać jego odejście.
Niestety, nic tym nie zdziałała... Junghwan wyszedł, mijając w korytarzu Mikyeon, która słyszała tyle, by wiedzieć, że sytuacja jest poważna, lecz nie wystarczająco, by zrozumieć całość. Jinhee chciała go zatrzymać. Wsiadł do windy i wcisnął przycisk zamykania drzwi. Myślał tylko o tym, by stąd uciec, a ona pognała na dół po schodach. Dogoniła go na dworze. Szedł, nie oglądając się za siebie. Ignorował jej wołania. Jedynie przyspieszył krok. Zrobił coś, czego tak okropnie się bała - po prostu odszedł.

***

                Mikyeon obserwowała całą scenę przez kuchenne okno. Widziała, jak Jinhee z rozpaczą wołała Junghwana i wreszcie straciła go z oczu. Stała pośrodku osiedlowego parkingu w tym, w czym kilka minut przedtem wypadła z mieszkania, czyli w szortach, wygniecionej koszulce i w klapkach. Mikyeon pomyślała, że to ten moment, kiedy powinna po nią wyjść i udzielić jej wsparcia. Wsiadła do windy, zastanawiając się, jak ją pocieszyć i nie znajdowała odpowiednich słów. Wyszła na parking, lecz niestety nie zastała tam Jinhee. Rozejrzała się dookoła, wołając ją, okrążyła blok i nigdzie jej nie znalazła. Niemożliwe, że zdołała jeszcze dogonić Junghwana. Więc dokąd poszła? Zrezygnowana Mikyeon wróciła do mieszkania. Usiadła przy stole w kuchni i nalała sobie soku. Miała złe przeczucie. To prawda, Jinhee była mistrzynią pakowania się w kłopoty. Nie powinna zostawać sama w takich okolicznościach, w dodatku bez telefonu. Mikyeon, nie mając lepszego pomysłu, co zrobić, zadzwoniła do Jinyounga i poprosiła go o odwiedziny. Chyba usłyszał niepokój w jej głosie, bo przybył wyjątkowo szybko.
- Co się dzieje? - zapytał, zauważając, jaka jest zatroskana i przytulił ją.
Pozostając w jego ramionach, Mikyeon opowiedziała mu o ostatnim, dziwnym zachowaniu Jinhee i wizycie Junghwana.
- A potem po prostu zniknęła i... boję się o nią - podsumowała - kiedy na ciebie czekałam, pisałam z jej koleżankami ze studiów. Miały mi powiedzieć, jakby Jinhee się odezwała...
- Poszukamy jej. Zrobimy listę jej ulubionych miejsc i pojedziemy tam - zaproponował Jinyoung, starając się jakoś uspokoić swoją dziewczynę.
Rozumiał ją. Rozumiał też uczucia Jinhee i obawiał się, że może być gdziekolwiek, krążąc bez celu po mieście. To przypuszczenie mimo wszystko wolał zachować dla siebie. Mikyeon zastanawiała się, gdzie mogłaby pójść Jinhee, co chociaż pozwalało jej zająć czymś myśli. Zanotowała kilka miejsc i pokazała listę Jinyoungowi: huśtawki przy bloku Junghwana, park, ulubiony pub.
- I... nie wiem - przyznała.
- Pojedziemy tam, potem pomyślimy, co jeszcze - zaproponował Jinyoung - albo... zostaw to mnie, ty zaczekaj na nią tu.
- Ok... byłoby dobrze, gdyby ktoś zajrzał też do Junghwana.
- Może Chansik?
- Mam nadzieję, że nie jest zawalony egzaminami - westchnęła Mikyeon i wybrała jego numer.
Opowiedziała mu o wszystkim i poprosiła, by zajrzał do Junghwana. Wspomniała też o poszukiwaniach Jinhee.
- A ona zaginęła?! - zawołał.
- Tak... I oczywiście zostawiła telefon. Poszukamy jej, a ty, jak możesz, jedź do Junghwana.
- Nie, odwrotnie. To wy jedźcie do Junghwana, a ja... ja chyba wiem, gdzie jest Jinhee.

***

                Tak oto po dwóch tygodniach unikania szpitala, w którym leżała Inyoung, Chansik znowu się tu znalazł i ruszył niepewnie w kierunku jej sali. Nie opuszczało go dziwne wrażenie, że wszyscy mu się przyglądają, z wyrzutem, jakby wiedzieli, że w innych okolicznościach nie wracałby w to miejsce. Z każdym kolejnym krokiem czuł coraz większe obawy. Co jeżeli pomylił się i przyszedł na próżno? Co jeżeli w ogóle jej tu nie zastanie? Ale zastał. Siedziała przy łóżku Inyoung i płakała głośno. Łzy spływały jej po policzkach i kapały na splecione ciasno dłonie. Chansik bez wahania stanął za nią i objął ją czule, jak ona ostatnio obejmowała jego na przyszpitalnym murku.
- Jinhee - powtarzał - ja wiem, ja wszystko wiem. Nie płacz... albo płacz skoro tak ci lepiej.

 ***

                Mia siedziała obok Dongwoo na kanapie i czytała. Była zrelaksowana i zadowolona z życia. Dupek ostatnio dał jej spokój, matka nie czepiała się, odkąd tylko powiedziała jej, że odzyskała "zaginiony" telefon, a w tym tygodniu napisała testy na zakończenie szkoły i czekała na wyniki.
- Co czytasz? - usłyszała.
Pokazała wujkowi tytuł "Jak pokonać wroga?". Zaśmiała się, że później zapytał o to, o co ona zapytała Sunwoo, gdy ta książka wpadła jej w ręce "Mia, masz wrogów?". Postanowiła wykorzystać odpowiedź, jaka też wtedy padła:
- Nie... po prostu nie wszystkich lubię - i dodała - to ciekawa książka. Pożyczyłam ją od sąsiada.
- Yhm. Wiesz, że jakbyś miała problem, to możesz mi o tym powiedzieć? - upewnił się Dongwoo, wyczuwając w głosie Mii jakąś nieszczerość.
- Wiem. W sumie to... mam.
- Tak?
- Chodzi o Aeri. Ja... dowiedziałam się czegoś, czego pewnie ty nie chciałbyś wiedzieć... chociaż powinieneś. 
Nie był zadowolony, że atakowała jego dziewczynę. Ale pozwolił, by kontynuowała...
- Skoro powinienem, to mów.
- Aeri ma kochanka - wypaliła Mia bez niepotrzebnego wstępu - przeczytałam jej wiadomość, wtedy, przy śniadaniu... Była oczywista... Przykro mi, wujku.
- Mia... rozumiem, że jej nie lubisz. Ale to... to po prostu z twojej strony przegięcie - rzucił z irytacją, potwierdzając obawy swojej siostrzenicy: nie uwierzył.
- To prawda... rozmawiałam później z Aeri i przyznała się, powiedziała, że jesteś naiwny i jeszcze wiele innych, okropnych rzeczy... Wiedziała, że mi nie uwierzysz.
- Nie chcę tego wysłuchiwać.
- To sam sprawdź, wystarczy, że przejrzysz jej telefon.
- Nie mam zamiaru, ja jej ufam.
- Tak, a ona to wykorzystuje!
- Dość! - postanowił Dongwoo, wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju - odgrywasz się za to, że przyłapała cię, jak podkradałaś mi papierosy, tak?
- Nie!
- I jeszcze nie umiesz się przyznać. Nie interesuje mnie, czy to twój pomysł, czy zainspirowałaś się tą książką, wiedz tylko, że jak nadal chcesz tu przychodzić, to musisz zaakceptować Aeri.
- Nigdy jej nie zaakceptuję - odpowiedziała Mia, spakowała rzeczy, wstała i założyła buty - za nic się nie odgrywam, za kogo mnie masz? A Aeri się nie myliła: ty jesteś po prostu naiwny - dodała i wyszła z jego mieszkania, powtarzając sobie w myślach: nie uwierzył mi... nie uwierzył mi.
I czemu niby miałaby opowiadać mu o swoim, o wiele większym, problemie?

2 komentarze:

  1. Ja jestem strasznie ciekawa co wydarzyło się między Jinhee i Dongjunem (sorki jak pomieszałam imię). Niby Junghwan miał rację, że powinna była się kontrolować, skoro nie pierwszy raz wpada w tarapaty. Z drugiej strony i tak mi jej strasznie szkoda.
    Ciesze się, że Chansik ją szybko znalazł. W końcu martwiłam się, czy coś jej się nie stanie.
    Smuci mnie, że Mia nadal nie mówi o swoim problemie i Dongwoo nie wierzy jej, tylko ufa Aeri. Nic nie poradzimy. :(
    Lecę potem do następnego. Ah te zaległości. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomieszałaś:D A przyznam, że imiona niektórych osób, co się pojawiają na moment to wymyślam tak na odpieprz, że sama ich nie pamiętam jak jeszcze później są mi potrzebne xD
      Tak, Chansik się bardzo zaangażował w te pomoc:)
      Może gdyby Mia się wcześniej dogadywała z Aeri, a nie pokazywała wprost, że za nią nie przepada, to Dongwoo by jej uwierzył...

      Usuń