31/07/2018

the song of true (the song of love-sequel) (prolog)

Seul, rok 1956

            Czym jest miłość? Czy jest? Minori wpatrywała się w przekazany jej liścik:

Nie szukaj mnie, odchodzę.
Wybacz, że cały czas kłamałem, bardzo potrzebowałem tych pieniędzy.
Nie myśl o mnie.
Przykro mi, to nie była miłość.
Jinsu.

A co to było?, chciała zawołać. Kochała go. Kochała jego głos. Kochała wszystko, co go dotyczyło.
Na zaplecze kawiarni wpadła Hyorin, ta sama, która powiedziała jej przedtem, że on tu był i, że zostawił karteczkę. Zmieszana popatrzyła na Minori. A potem spytała:
- Co ty taka blada? Coś się stało? Hmmm?
W odpowiedzi Minori podała jej liścik.
Hyorin czytała. I nie dowierzała. Stopniowo jej oczy stawały się szersze i szersze z przerażenia. Zostać porzuconą, to okropne. Zostać porzuconą i w dodatku wykorzystaną, to prawdziwa tragedia. Cholerny Jinsu, pieprzony dupek! Hyorin obrzuciła go najgorszymi wyzwiskami. Minori stała jak skamieniała, w zbyt wielkim była szoku. Niemożliwe... tego typu rzeczy się zdarzają. Ale nie jej, nie jej! Akurat jej...
- Nie rozumiem, jak... - zaczęła oszołomiona Minori.
Nie dokończyła.
Hyorin znała jej chłopaka. Często przychodził odwiedzić Minori w pracy, wydawał się taki zakochany... dobrze zagrał. Oscarowa rola Jinsu.
- Ja też tego nie rozumiem - przyznała po chwili koleżanka.
I zapadła cisza. Obie wpatrywały się w liścik w zdziwieniu i rozczarowaniu. Dopiero klient, który wparował na zaplecze wyrwał je z apatii.
- Czy ktokolwiek tu obsługuje?! - zawołał lekko zirytowany.
- Tak, zaraz do pana podejdę! - obiecała Hyorin, a potem poradziła koleżance - siadaj, napij się melisy, zbierz myśli, a jak poczujesz się na siłach, to mi pomożesz.
Minori przytaknęła, tego chciała: niech ktoś mi powie, co mam zrobić! Albo niech mnie przytuli, ukołysze w ramionach... I przypomniała sobie ramiona Jinsu. Hyorin przystawiła jej krzesło i poszła obsłużyć stoliki. To proste: siedzieć, powtarzała Minori. Więc siedziała, bez ruchu. Powiew wiatru za małym okienkiem. Przytłumione śmiechy w kawiarni. I natrętna mucha na czole. Minori odgoniła ją od siebie. Siedzieć. Siedzieć. Siedzieć. Sama. Ile czasu minęło, aż Hyorin przyszła z powrotem? Może pięć minut. Może piętnaście. Minori nadal wpatrywała się w karteczkę. O czym myślała? O tym, że nie napiła się melisy. Bo przecież nie o ramionach Jinsu. Hyorin stanęła w drzwiach zaplecza, oparła się o futrynę i powiedziała z taką prawdziwą troską:
- Ojej, nadal jesteś bardzo blada... jak się czujesz?
Minori wyglądała niczym przysłowiowe siedem nieszczęść. Porzucona. Wykorzystana. Przykro mi, to nie była miłość.
- Niekochana - odpowiedziała, zgniatając liścik i ciskając go w kąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz