Seul, rok 1956
Czym
jest miłość? Czy jest? Minori wpatrywała się w przekazany jej liścik:
Nie szukaj mnie, odchodzę.
Wybacz, że cały czas kłamałem, bardzo potrzebowałem
tych pieniędzy.
Nie myśl o mnie.
Przykro mi, to nie była miłość.
Jinsu.
A co to było?, chciała zawołać. Kochała
go. Kochała jego głos. Kochała wszystko, co go dotyczyło.
Na zaplecze kawiarni wpadła Hyorin, ta
sama, która powiedziała jej przedtem, że on tu był i, że zostawił karteczkę.
Zmieszana popatrzyła na Minori. A potem spytała:
- Co ty taka blada? Coś się stało? Hmmm?
W odpowiedzi Minori podała jej liścik.
Hyorin czytała. I nie dowierzała.
Stopniowo jej oczy stawały się szersze i szersze z przerażenia. Zostać
porzuconą, to okropne. Zostać porzuconą i w dodatku wykorzystaną, to prawdziwa
tragedia. Cholerny Jinsu, pieprzony dupek! Hyorin obrzuciła go najgorszymi
wyzwiskami. Minori stała jak skamieniała, w zbyt wielkim była szoku.
Niemożliwe... tego typu rzeczy się zdarzają. Ale nie jej, nie jej! Akurat
jej...
- Nie rozumiem, jak... - zaczęła
oszołomiona Minori.
Nie dokończyła.
Hyorin znała jej chłopaka. Często
przychodził odwiedzić Minori w pracy, wydawał się taki zakochany... dobrze
zagrał. Oscarowa rola Jinsu.
- Ja też tego nie rozumiem - przyznała
po chwili koleżanka.
I zapadła cisza. Obie wpatrywały się w
liścik w zdziwieniu i rozczarowaniu. Dopiero klient, który wparował na zaplecze
wyrwał je z apatii.
- Czy ktokolwiek tu obsługuje?! -
zawołał lekko zirytowany.
- Tak, zaraz do pana podejdę! - obiecała
Hyorin, a potem poradziła koleżance - siadaj, napij się melisy, zbierz myśli, a
jak poczujesz się na siłach, to mi pomożesz.
Minori przytaknęła, tego chciała: niech
ktoś mi powie, co mam zrobić! Albo niech mnie przytuli, ukołysze w ramionach...
I przypomniała sobie ramiona Jinsu. Hyorin przystawiła jej krzesło i poszła
obsłużyć stoliki. To proste: siedzieć, powtarzała Minori. Więc siedziała, bez
ruchu. Powiew wiatru za małym okienkiem. Przytłumione śmiechy w kawiarni. I
natrętna mucha na czole. Minori odgoniła ją od siebie. Siedzieć. Siedzieć.
Siedzieć. Sama. Ile czasu minęło, aż Hyorin przyszła z powrotem? Może pięć
minut. Może piętnaście. Minori nadal wpatrywała się w karteczkę. O czym
myślała? O tym, że nie napiła się melisy. Bo przecież nie o ramionach Jinsu.
Hyorin stanęła w drzwiach zaplecza, oparła się o futrynę i powiedziała z taką
prawdziwą troską:
- Ojej, nadal jesteś bardzo blada... jak
się czujesz?
Minori wyglądała niczym przysłowiowe
siedem nieszczęść. Porzucona. Wykorzystana. Przykro mi, to nie była miłość.
- Niekochana - odpowiedziała, zgniatając
liścik i ciskając go w kąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz