15/08/2018

i will protect you (rozdział 33)

                Hyojong przyszedł do domu wieczorem. Nie było go cztery godziny i czternaście minut. Chaewon zastanawiała się, co robił przez ten cały czas z kuratorką. Możliwe, że rozmawiał z nią o swoich zmartwieniach. Możliwe, że kilka razy ją przeleciał. Kiedy przyszedł do domu wydawał się spokojny, a na twarzy pozostały pewne ślady: opadające na czoło spocone kosmyki, zaczerwienione policzki, suche usta. Zwykle tak wyglądał, gdy po chwili rozkoszy opadał na poduszki. Hyojong poszedł się napić. Chaewon siedziała na kanapie, a obok stała jej spakowana walizka. Nie wahała się, to dobry pomysł, powinna zejść ze sceny w odpowiednim momencie.
- Oppa, wyprowadzam się - powiedziała ze smutkiem.
Hyojong wbił w nią wzrok pełen niedowierzania. On mnie nie kocha, powtarzała, cieszył się moim powrotem, bo wreszcie wypłacił pieniądze z konkursu, a potem po prostu poszedł do swojej kochanki, przez cały czas nie okazał mi chociażby jednego ciepłego gestu. Nie chciała błagać o miłość, odejdzie z honorem, nieważne, że to tak bardzo boli, nauczy się żyć sama, zapomni. Kiedy wyjeżdżała do Busan, łudziła się podobnymi kłamstwami... Hyojong z impetem odstawił kubek, przypominał w tym momencie rozzłoszczone dziecko.
- Jak to?! - zawołał.
Czyżby do oczu wkradł mu się strach?
- Nie mogę tu zostać.
- Czemu? Nie powiedziałem tego. Coś się stało?
- Już nic nas nie łączy, to byłoby dziwne, gdybym znowu u ciebie zamieszkała.
- Ach, tak, a gdzie chcesz zamieszkać?
- U brata.
- Oszalałaś?
Tak. Oszalała. Już wtedy, gdy zaczepiła Hyojonga w sklepie całodobowym i chciała zjeść po nim zupę, gdy poprosiła go o przenocowanie, gdy oddała mu serce. Oszalała wracając tu po tylu miesiącach i spodziewając się, że przyjmie ją z powrotem. Jak zwykle tylko się wygłupiła. I było jej wstyd, tak bardzo wstyd. Oszalała, to jedyne sensowne wytłumaczenie tego, co zrobiła ze swoim życiem.
- Proszę, zrozum, że tak jest lepiej.
- Dla kogo lepiej?
- Dla nas wszystkich.
Nie zapytał o jakich "wszystkich" myślała.
Chaewon zacisnęła usta w linijkę na znak, że nic więcej nie powie. A może powstrzymywała płacz. Nie chciała zostawać. Nie chciała odchodzić. Gdyby tak czas zatrzymał się w miejscu!
- Nie idź do niego. Proszę. Nie wiesz, co robisz!
- Już zdecydowałam, dam mu pieniądze na spłacenie tego pieprzonego długu.
Hyojong nigdy nie słyszał, by przeklinała, był tym trochę zaskoczony, a ona...  Czemu nic nie rozumiała? Czemu znowu mu to robi, zostawia go i wprawia w poczucie winy? Czemu nie otoczył jej ramionami i nie zatrzymał, nie wspomniał o strachu o nią? Może po prostu był tchórzem. Nie przyznał się, co czuł, zamiast tego zapytał sucho:
- A może dodasz mnie na kakao?
- Już to odinstalowałam - niezręczna chwila ciszy - podam ci nowy numer telefonu.
I podała. Hyojong nie sprawdził, czy nie zbyła go rzędem przypadkowych cyfr. Z uporem nalegał, by zapisała sobie i jego numer.
- Nie krępuj się dzwonić, jakbyś czegoś potrzebowała, i jakbyś niczego nie potrzebowała, to też - zapewniał.
Chaewon odpowiedziała mu uśmiechem, podziękowała, po czym ruszyła do drzwi.
- No, to cześć - powiedziała na pożegnanie.
Nie chciała, żeby pomagał jej przy znoszeniu walizki.

***

                Chaewon patrzyła ze znużeniem przez okno pociągu. Rytmiczny stukot wywoływał senność, a ona musiała przecież pilnować, by nie przeoczyć stacji. Aż wreszcie wysiadła w swoim rodzinnym mieście. Co za dziwne uczucie, przeżyć tak wiele i znowu tu trafić. Bogatsza o sporo pieniędzy i o złamane serce. Przez kilka chwil stała na dworcu z walizką zupełnie samotna. Niespodziewanie jeden z taksówkarzy zaoferował jej swoje usługi. Nie skorzystała, ruszyła pieszo w dobrze znanym kierunku. A walizka podskakiwała na krzywym chodniku. Niedługo potem Chaewon dotarła do blokowiska i po schodach zewnętrznej klatki schodowej wdrapała się na trzecie piętro. Przy drzwiach zawahała się, lecz tylko na moment, i zapukała. W całym swoim ciele poczuła nieprzyjemne napięcie ze zdenerwowania. A może nie powinna zjawiać się tu niezapowiedzianie? No nic, za późno, przywykła do tego, że wszystko robiła w życiu za późno. Choć się bała, nie spanikowała, będzie, jak będzie. Już po chwili drzwi się otworzyły, zobaczyła brata z kilkoma bliznami na twarzy, posłała mu niepewnie spojrzenie.
- Chaewon! - zawołał szczerze uradowany, a po chwili trzymał ją w ramionach.
Nie spodziewała się tak serdecznego powitania. Hyojong może czuł się podobnie, gdy ledwie wszedł do domu, a ona rzuciła mu się na szyję. Dopiero to zrozumiała.
- Cześć - powiedziała dość chłodno, odsuwając się od brata, bo krępowała ją trochę ta niespodziewana bliskość.
Chaehyun nie odrywał wzroku od jej walizki. A potem zapytał:
- Wracasz do domu?
- Wracam... o ile ci to nie przeszkadza... mam pieniądze.
- No co ty, siostra, przecież to twój dom - zawołał, po czym dodał z zainteresowaniem - ile masz?
Więc czemu nie czuję się jakbym była w domu?, zastanawiała się, kiedy oboje stali w zabałaganionym pokoju dziennym.
- 50.000 won, oddamy je dłużnikom - powiedziała i pokazała bratu pieniądze.
Natychmiast oczy mu się rozszerzyły.
- S... Skąd... okradłaś bank, czy co?
Z niedowierzaniem brał do rąk banknoty, liczył, przyciskał do siebie i głaskał, jakby to była zabawka, albo jakby już planował, jak je wyda.
Chaewon posłała mu pełne powagi spojrzenie.
- To pieniądze na spłacenie długu - przypomniała.
- Tylko połowy długu.
- To chyba lepsze niż nic, prawda?
- Taaak.
Jakoś zarobią i spłacą resztę, wmawiała sobie, chciała w to wierzyć, chciała się tym pocieszyć. Kiedy tak naprawdę wszystko działało jej na nerwy, nieodpowiedzialna postawa brata, bałagan. Z westchnieniem usiadła na poplamionym tapczanie.
- Jutro spotkasz się z nimi i dasz pieniądze, oby tylko nic głupiego nie przyszło ci do głowy - powiedziała.
- Ale skąd ty masz tyle forsy?
- I tak mi nie uwierzysz, wygrałam w konkursie.
- Jakim konkursie?
Nie zamierzała mu tego tłumaczyć.
- Przerażający tu bałagan - skomentowała i zabrała się za sprzątanie.
Nie pomagał jej, stał obok i patrzył, jak wyrzucała śmieci, zamiatała i myła podłogi. Nie oczekiwała pomocy, po prostu przywykła do usługiwania innym, bratu, chłopakowi, swojej szefowej, wszystkim. A potem poszła po zakupy i przygotowała posiłek. Kiedy usiedli do stołu, była wyczerpana i pot spływał jej po ciele.
- Naprawdę cieszę się, że znowu tu jesteś - stwierdził brat z pełnymi ustami ryżu.
No pewnie, że się cieszysz, już o nic nie musisz troszczyć się sam.
- I ja się cieszę, że masz się dobrze.
- Chaewon, to ty wtedy nasłałaś na mnie tego fagasa?
- Nikogo na ciebie nie nasłałam.
- Niewiele brakowało, a wysłałby mnie do grobu.
- Przykro mi...
- Był twoim facetem, nie?
- Był, celnie to sformułowałeś.
- On twierdził, że coś ci się stało, chyba coś bardzo złego.
- Yhm, jestem cała i zdrowa.
- A jeżeli jeszcze tu przyjdzie?
- Nie przyjdzie. Nie przyjdzie tu. Na pewno.
- Nie chciałbym znowu go spotkać.
- Nie spotkasz - zapewniała.
I ja już też. Nigdy. Ta świadomość spowodowała bolesne ukłucie w sercu.
- Nie płacz za nim. Nie ten, to inny. A życie jest trudne, po prostu. Ale poradzimy sobie ze wszystkim, zobaczysz.
- No nie wiem, chyba, że wreszcie weźmiesz się za siebie, poszukasz pracy i nauczysz się gospodarowania pieniędzmi.
- Jasneee, siostra, wezmę się za siebie.
O tak, chciałaby zaufać tym słowom. Lecz mimo wszystko uspokoiła się trochę, a może po prostu senność uśpiła ostrożność. Chaewon ziewała raz po raz. Chaehyun zaproponował, by położyła się spać, na tapczanie, a on przeniesie się na podłogę. Chętnie skorzystała, umyła się, przebrała się, a po chwili leżała w pościeli. Nie zasnęła szybko, rozmyślała o Hyojongu. Co w tym momencie robił? Czy już odkrył, że w ogóle nie włączała telefonu? Czy bardzo się zdenerwował, a może mu ulżyło? Aż wreszcie przyszły niespokojne sny. Chaewon rzucała się na tapczanie i w efekcie spadła, obudziła się na posłaniu brata, lecz... nie było go tu. Z napięciem podniosła wzrok i rozejrzała się po pokoju. Ich oczy się spotkały. Chaehyun zamarł w bezruchu przyłapany podczas przeszukiwania jej walizki.
- Co ty robisz? - zapytała, a gdyby wzrok potrafił zabić, to brat by już nie żył.
- Nooo... ja... sprawdzam - wymamrotał, zaskoczony i zawstydzony.
- Co sprawdzasz?
- Czy nie masz więcej pieniędzy.
Chaewon nie wytrzymała, wybuchła. Cała jej złość eksplodowała w tym momencie. Miarka się przebrała.
- No nie, ciebie kompletnie popierdoliło! Tak, mam, powypychałam nimi kieszenie, sypiam na nich i sram pieniędzmi! Cholernie jestem bogata, wiesz?! - krzyczała, zakładając buty, dopadając do swojej walizki i ciągnąc ją do drzwi.
- Co ty wyprawiasz? - pytał z przerażeniem Lee Chaehyun.
- Nie widzisz, kurwa, odchodzę!
- Ale... jak... gdzie? Chaewon! Zaczekaj!
- Goń się - odpowiedziała, wyszła i zatrzasnęła drzwi.

 ***

                Byul snuła się po pustych pokojach. Lato w pełni zadomowiło się w Busan, lecz nie umiała cieszyć się tym, nie miała z kim. Jak się masz, przyjaciółko?, zastanawiała się, tak bardzo brakowało jej Chaewon. Czasami rozmawiały na kakaotalk, nic konkretnego, raczyły się zdawkowymi informacjami. "Hej, co u ciebie?" "Wszystko OK! A u ciebie?" "I u mnie też". Czy jest jej dobrze z tym, którego kocha? Czemu zapytana o to odpowiadała tak wymijająco? Może nie chciała powiedzieć prawdy.
- Niech ją szlag! - krzyczała zdenerwowana matka - miała tu wszystko, czego potrzebowała, a zostawiła nas bez uprzedzenia, czy podziękowania, niewdzięczna!
Nie mamo. Nie miała tu wszystkiego, czego potrzebowała...
Byul broniła jej początkowo, potem po prostu słuchała tych wybuchów w milczeniu. Co to da? Chaewon tu nie ma. A matka nigdy nie doceniała ile im pomagała. Nie zrozumiałaby też powodu jej wyjazdu. Miłość? Miłość dla Shin Haery umarła, lata temu, w wypadku samochodowym. I od tego dnia nikogo nie kochała. Nie rozumiała zakochanych. Nie rozumiała Chaewon.
Byul pewnego popołudnia siedziała na plaży wpatrzona w telefon i rozważała wszystkie za i przeciw: zadzwonić/nie zadzwonić. Aż ostatecznie zadzwoniła. Changgu odebrał po kilku sygnałach, usłyszała jego głos i poczuła, że dobrze zrobiła.
- Hej, co porabiasz? - spytała.
- Byul, oddzwonię za godzinę, jestem na praktykach - rzucił pospiesznie i połączenie zostało przerwane.
Nie oddzwoni. Ja to wiem. Nie chce o mnie pamiętać. Byul popędziła wzdłuż plaży, by zagłuszyć smutek. Sama. Sama. Sama. Przez resztę życia. Gorąco, pot spływał po jej ciele, kiedy zatrzymała się wreszcie, zdyszana i usiadła na piasku. A wtedy zadzwonił telefon. To. był. Changgu.
- Tak...? - odebrała.
Może wybrał numer przypadkowo. Może się pomylił. Może... zbyt wiele opcji. Byul, myśl logicznie. I opanuj się, cała się trzęsiesz.
- Co tam nowego? - zapytał, a potem dodał, po prostu wyrzucił z siebie - kiedy zadzwoniłaś, miałaś taki smutny głos, zmartwiłaś mnie. Co się dzieje? Coś złego?
No, co się dzieje?
I opowiedziała mu, o tym, że brak jej Chaewon, o wybuchach matki i o swoim smutku.
On nie tylko słucha, myślała. On słyszy. I rozumie. Byul wiedziała, że może mu powiedzieć wszystko. To co, że był kilometry stąd, czuła jakby był obok. Nie wahała się, pozwoliła słowom istnieć. Nie, one i tak istniały, pozwoliła im wybrzmieć, w całym ich majestacie:
- Oppa, czuję się taka samotna bez... bez... ciebie.
I zaraz zamilkła. Naprawdę to powiedziała? Z przerażenia serce biło jej stanowczo za szybko. Oszalała. A on przyznał po chwili rozważania wszystkich za i przeciw: powiedzieć/nie powiedzieć.
- Ja też...

1 komentarz:

  1. Brat Chaewon to niezłe ziółko. Dobrze, że dziewczyna się od niego wyprowadziła. Mam nadzieję, że już na dobre!

    OdpowiedzUsuń