29/08/2018

i will protect you (rozdział 35)

                Chaehyun wyjadał z garnka resztki przygotowanej wczoraj przez siostrę kolacji. Chaewon nie pojawiła się z powrotem, po tym, jak wyszła wzburzona w środku nocy. Szkoda. Ale nie zabrała pieniędzy. Chaehyun co pewien czas sprawdzał, czy nie znikły, liczył na nowo, wygładzał, powoli popadał w obsesję. Musi je oddać lichwiarzom, zanim ktokolwiek wywęszy w nim bogactwo i przyjdzie go okraść. W tym momencie rozległ się dzwonek. Chaehyun aż podskoczył. A może to Chaewon? Na palcach podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer. Natychmiast oblał się zimnym potem. Strach, w swojej czystej postaci. Chaehyun zamarł w bezruchu, zwierzęta też udają nieżywe, kiedy wyczuwają zagrożenie i tym sposobem go unikają... wierzył, że i mu się uda. Ale po chwili zza drzwi usłyszał głos:
- Lee Chaehyun, wiem, że tam jesteś.
Chaewon go tu przysłała? Czemu? Czemu, przecież obiecała, że on się więcej nie zjawi!
- Spadaj, czego chcesz?! - zawołał nadal wystraszony, a przy tym jeszcze rozzłoszczony Chaehyun.
- Spokojnie, jestem tu w dobrych zamiarach - zapewniał go Hyojong.
Taaa, w dobrych zamiarach... Czy na tamtym pieprzonym kiju też napisałeś "dobre zamiary"? Co to w sumie oznacza?
- A jesteś sam?
- Tak, sam, zupełnie.
Chaehyun otworzył drzwi. Niech się dzieje, co chce... Come what may.
- Hej - rzucił Hyojong jak gdyby nigdy nic.
Jakby kilka miesięcy temu nie zabił go niemalże kilkoma kopniakami w okolicach piersi. "Hej", tylko tyle. Jakby wymazał to wspomnienie.
- Hej - odpowiedział Chaehyun i wzruszył ramionami.
Hyojong wydawał mu się w tym momencie taki niepozorny, kompletnie niegroźny.
- Ehm... mogę wejść?
- A po co?
- No, tak po prostu, pogadać.
- OK.
I pozwolił mu wejść. Hyojong siadł niepewnie na tapczanie i badał wzrokiem przestrzeń dookoła siebie. Chaehyun spacerował po pokoju, w te i wewte, nie przestawał się bać.
- Nie ma jej?
- Kogo?
- Chaewon.
- Nie.
- A gdzie jest?
- Nie wiem.
- Nie wiesz???
- Nie...
- Nie przyjechała do ciebie?
- No... przyjechała.
- I wyrzuciłeś ją za drzwi?
- Nie, co ty.
- A więc?
- Nieporozumienie - rzucił Chaehyun na odczepnego - wkurzyła się, spakowała i tyle.
- O co poszło?
- Niby czemu mam ci o tym opowiadać?
- Bo martwi mnie jej zniknięcie.
- A więc poszło o pieniądze. Zadowolony? Czy może znowu się na mnie rzucisz?
- Nie. I sorry za tamto.
- Że co???
- No przecież powiedziałem, przepraszam.
Hyojong z trudem się na to zdobył, chociaż w takim celu się tu wybrał. Zadośćuczynienie. A przy okazji Chaewon... Ale niestety jej nie zastał.
- Nie chcę twoich pieprzonych przeprosin.
- A może chcesz to?
Hyojong wyciągnął kopertę i dał mu ją. Chaehyun sprawdził zawartość i znowu zamarł, lecz nie ze strachu, z zaskoczenia. 50.000 won.
- O co tu chodzi?
- W ramach przeprosin, pieniądze na spłacenie długu, może być?
- No może, pewnie, że może.
Hyojong zdziwił się, że tak niewiele wystarczyło, by zyskał wybaczenie. Chaehyun zapomniał o wszystkim dla tych pieniędzy. Nieważne, czy były od wroga, czy od przyjaciela. Zaledwie w dzień stał się bogatszy nie o 50.000, a o 100.000! I wolny.
- Naprawdę nie wiesz, gdzie jest? - zapytał go Hyojong po chwili.
- Kto?
- No, Lee Chaewon.
- Naprawdę nie wiem.
- I nie szukasz jej?
- A jak mam szukać? Nie powiedziała, gdzie idzie. Nie znam jej numeru telefonu.
Ale ja znam!, przypomniał sobie Hyojong i postanowił po prostu zadzwonić. Nie zastanawiał się, co jej powie, czy przyzna się, że tu jest i, że martwi się bardzo. Na pewno coś wymyśli, cokolwiek. Niech tylko odbierze... Ale Chaewon nie odebrała. Automatyczna sekretarka poinformowała, że wybrany numer nie istnieje.
- Co do...k...?! - przekleństwo zawisło w powietrzu.
Hyojong odstawił telefon od ucha i wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
- Może go dezaktywowała - rozważał jej brat.
Może specjalnie podała zły numer, zmartwił się Hyojong.
Chaehyun zaproponował mu piwo.
- Nie, dzięki, to tylko wszystko pogorszy.
- Chaewon taka jest, pojawia się, znika, znowu się pojawia. I ja wiem, nie jestem bez winy, ty pewnie też nie. Ale nie życzymy jej źle, prawda?
- Czemu sprzedałeś ją lichwiarzom?
- Och, to nie tak.
- A jak? Hm? No powiedz mi.
- Chaewon wpadła w oko ich szefowi, męczył mnie, żebym mu dał jej numer, uległem, bo stwierdziłem, że może akurat...
- Co: akurat?
- Że się polubią no, spodobają się sobie i on mnie zwolni chociaż z odsetek.
- Naiwniak z ciebie.
Chaehyun wbił w podłogę wzrok pełen wstydu.
- I on zrobił jej coś złego, tak?
- Chaewon została zgwałcona.
W oczach Chaehyuna stały łzy. Przez kilka minut milczał. A potem poprosił Hyojonga o jego numer telefonu i zaproponował, że zadzwoni, jak czegokolwiek się dowie.
- Może przyjdzie sama, tak, czy nie, poszukam jej - zapewniał.
- OK.
Hyojong podał mu numer i wstał z tapczanu. Na pożegnanie wymienili uścisk dłoni. Nie jak wrogowie, a jak przyjaciele.

***

                Chaehyun spacerował po pokojach i myślał o swoim długu. Czy spłacić wszystko naraz? Czy może zostawić sobie połowę pieniędzy i dawać lichwiarzom w ratach? Lepiej to pierwsze, byłby wtedy naprawdę wolny i nie martwiłby, że wyda większość na inne rzeczy. A jednocześnie, kusiła go perspektywa posiadania przy sobie takich sum. I nie ukrywał, że potrzebne mu powoli nowe ubrania, zegarek i pralka. Dobrze byłoby też zapłacić wreszcie za internet zamiast korzystać nielegalnie z sieci sąsiada.
Kim Hyojong. Nie okazał się taki zły, jaki się wydawał. Chaehyun stwierdził, czy gdyby postarał się trochę, może wyciągnąłby z niego o wiele więcej, no trudno. Lepsze to niż nic. Nadal o tym rozmyślał, kiedy po kilku dniach ponownie rozległ się dzwonek do drzwi.
- Cześć, siostra, spóźniłaś się.
Chaewon i jej walizka. W oczach rezygnacja. I ten przepełniony smutkiem głos:
- Czemu?
- Nie wiedziałem, kiedy przyjdziesz z powrotem, więc nie zaczekał i sobie polazł.
- Kto?
- Hyojong.
- Co?! Czego tu szukał?
- Kogo. Ciebie, zapewne.
- Co mu powiedziałeś?
- Że nie wiem, gdzie jesteś, bo nie wiedziałem. A gdzie byłaś? Czemu znowu znikłaś?
- Czemu? - powtórzyła - masz mnie w dupie, potrzebujesz jedynie moich pieniędzy, więcej i więcej.
- Nie potrzebuję więcej.
- Nie?
- Hyojong hojnie mnie obdarował.
- Jak to? - zapytała z przerażeniem.
Czemu Hyojong miałby dawać jej bratu pieniądze? Czyżby Chaehyun go zaszantażował? Na pewno byłby do tego zdolny...
- Jak chcesz, to ci opowiem.
Chaewon usiadła. Chaehyun pokazał jej pieniądze. A potem streścił wizytę Hyojonga.
- Nie możemy tego przyjąć - podsumowała.
- Czemu nie? Wyluzuj, siostra, do niczego go nie zmusiłem, sam mi to dał. Widocznie czuł potrzebę.
- A ja czuję potrzebę, by mu te pieniądze oddać.
- Nie mówisz serio!
- Tak, zupełnie serio.
- Nie możesz! - krzyczał z desperacją - akurat wystarczy na spłacenie długu.
- Nie jest to jego dług i nie on powinien go spłacać, tylko ty, ewentualnie my. Nie angażujmy w to Hyojonga. Nie chcę być mu cokolwiek winna.
- Ale... - zamilkł po chwili.
Serce go bolało, gdy patrzył na Chaewon pakującą pieniądze do torby. Niepotrzebnie jej je pokazał. Niepotrzebnie przekazał jej je do rąk. W tym momencie pozostawało tylko odebranie ich przy użyciu siły.
- Nie rób niczego głupiego - ostrzegała go Chaewon.
I nie zrobił, pozwolił, by postawiła na swoim.
- Hyojong kazał mi napisać, jak przyjdziesz do domu.
- Nie pisz, sama go odwiedzę.
- Ale... nie musisz oddawać mu tych pieniędzy, jeżeli sam powie, że ich nie chce, prawda?
- Przykro mi, muszę.
- Nie wiesz, co robisz!
Nie słyszała go już, zbiegała po schodach, by udać się do Hyojonga.

***

                Co też mu odbiło?!, zastanawiała się po drodze, sama w przedziale, wychylona przez okno, z włosami rozwianymi przez wiatr.
Co to znaczyło? Czemu, skoro zamierzał tak zrobić, nie dał jej swojej połowy, gdy się wyprowadzała? Może przypuszczał, że ich nie przyjmie. Może celowo dał je jej bratu, by wywołać reakcję. Może wszystko sobie zaplanował, a ona nie robiła w tym momencie nic innego poza przyczynieniem się do zadziałania tego planu. Super... Nerwowo zatrzasnęła okno i opadła z powrotem na siedzenie.
Niby czego on chce? Przedtem wydawało jej się, że chce, by zostawiła go w spokoju i znikła. A kiedy tak zrobiła, znowu ściągnął ją do siebie. Z westchnieniem wysiadła na stacji w Seulu. Przez kilka ostatnich dni szlajała się ulicami i spała, gdzie popadło. Stopniowo zmęczenie dawało o sobie znać. Czy gdziekolwiek na tym świecie istnieje miejsce dla mnie? Jak tam trafić? Chaewon wsiadła w autobus, potem pokonała pieszo park i dotarła do jego domu. Hyojong, oto jestem. Niepewnie zapukała, raz i jeszcze raz. Po chwili go zobaczyła, otworzył ubrany w polo z rozpiętymi guzikami i Chaewon po prostu wiedziała, że nie sam je sobie porozpinał. Cisza. Kto odezwie się pierwszy. Ten wygrywa, a może wręcz przeciwnie.
- Cześć... - rzekł Hyojong, szczerze zdziwiony jej widokiem.
Może to nie tak, że działał według planu?
- Cześć - odpowiedziała, a potem poprosiła, wciskając w niego kopertę z pieniędzmi i nie spuszczając wzroku z jego twarzy - wytłumacz mi to.
Nie zaproponował, by weszli do domu. Nie był sam. Na pewno.
- Ach, to przeprosiny.
- Nie potrzebujemy takich przeprosin.
- Chaehyun chyba potrzebuje.
- Jakby potrzebował, to by mnie tu nie było.
- Ja nie chcę tych pieniędzy.
- Ja też nie.
- Chaewon, proszę, po prostu je przyjmij - namawiał i usiłował przekazać jej z powrotem kopertę z pieniędzmi.
- Nie! Nie! Nie! - wołała w przypływie furii i odpychała go od siebie - nie rozumiesz, że nic od ciebie nie chcę?! Nic. Słyszysz? Nic!
Przez moment szarpali się na tarasie, wciskali sobie kopertę i licytowali w argumentach. Aż papier się rozdarł, pieniądze wirowały w powietrzu, rozsypywały się po podłodze, część została porwana przez wiatr. Wtedy się uspokoili. Hyojong przypomniał sobie sprzeczki swoich rodziców i z niesmakiem stwierdził, że zachowywał się w tym momencie podobnie do nich. Nie potrafił pozbyć się tego wrażenia.
- Co my robimy? - zapytał, a w oczach Chaewon szukał odpowiedzi.
Nie wyczytał tam jej.
Ile czasu tak wpatrywali się w siebie w milczeniu?
Hyojong niemalże wstrzymał oddech.
Chaewon odwróciła się na pięcie i zaczęła biec po schodach, przeskakiwała po kilka stopni naraz, jak gdyby uciekała. A za nią jego kroki. Niespodziewanie poczuła szarpnięcie i wpadła mu w ramiona. To ciepło... w całym ciele. Nie powstrzymała go. Hyojong wpił się w jej usta, zdecydowanie, zachłannie i desperacko. Nie chciał przestawać. Nie chciała, żeby przestawał... Chaewon poddała się temu. Nie odwzajemniła pocałunku, lecz pozwoliła na wszystko, miała wrażenie, że rozpada się w milion kawałków, topnieje. Hyojong oddychał stanowczo zbyt szybko, odsuwając ją od siebie i dotykając jej rozpalonych policzków.
Czyżby była na niego zła?
- Co my robimy? Co TY robisz. Tak powinieneś zapytać - powiedziała lodowato, choć jej serce krzyczało: kochaj mnie, kochaj, kochaj... A potem poszła z powrotem w kierunku parku i przystanku autobusu. Hyojong przez pewien czas stał nieruchomo. Aż wreszcie ruszył po schodach na taras, każdy krok sprawiał mu ból nie do zniesienia. Yoonmi kucała przy drzwiach do domu i jak gdyby nigdy nic zbierała porozsypywane po podłodze pieniądze.

1 komentarz: