18/10/2015

apeiron (rozdział 15)

Welcome to the jail


U-KWON

                Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ktoś go naciskał, jakby się strasznie niecierpliwił. Spojrzałem na zegarek – dziewiąta trzydzieści siedem. Przestraszyłem się, że budzik mi nie zadzwonił i spóźniłem się do pracy, ale szybko coś sobie przypomniałem: dziś po raz pierwszy od... dawna mam weekend dla siebie. Wreszcie odpokutowałem wcześniejsze zamknięcie myjni wtedy, kiedy spieszyłem się na spotkanie z Naeun. Niezadowolony klient złożył zażalenie, dostałem opierdziel od szefa, a ten tylko pod jednym warunkiem mnie nie zwolnił: przez cały lipiec musiałem pracować za niego w weekendy. Oczywiście za darmo. Co za niesprawiedliwość! Ale życie nigdy nie traktowało mnie sprawiedliwie. Wtedy uciekłem z myjni dwie godziny przed zamknięciem, teraz odpracowywałem sześćdziesiąt cztery. Nie narzekałem zbytnio. Kiedy miałem zajęcie, to tyle nie myślałem. Codziennie wracałem do domu zmęczony pracą i upałem. Brałem prysznic, przebierałem się i jechałem do Seulu. Kluby były pełne prawie nagich panienek. Ich spocone ciała błyszczały w dyskotekowych światłach. Zagadywałem do nich, podrywałem dla zabawy, albo z zamiarem spędzenia z nimi upojnej nocy. Niestety, rano czar pryskał. Pozostawało zażenowanie i ból głowy po zbyt dużej ilości spożytego alkoholu. I nie chciałem umawiać się z nimi drugi raz.
Czasami, zamiast iść do klubu, spacerowałem wzdłuż rzeki Han, sam z słuchawkami w uszach i balladami o nieodwzajemnionych uczuciach. Gapiłem się w niebo i starałem identyfikować gwiazdozbiory, o których często opowiadała Naeun. Miałem wrażenie, że księżyc się ze mnie śmieje. Albo kupowałem piwo i piłem na moście. Wyrzucałem butelkę do rzeki, nigdy nikt nie zwrócił mi uwagi i nigdy nie czułem się równie sam.
                Dzwonek dzwonił coraz intensywniej. Umówiłem się na dzisiejsze popołudnie z Naeun i pomyślałem, że wpadła wcześniej. Odwiedzała mnie czasami, zawsze niewiele się odzywała. A ja zawsze jej powtarzałem, że powinna pogadać z Minhyukiem, by wyjaśnili sobie wszystko. Wstałem, założyłem koszulkę, by nie paradować przy Naeun tylko w bokserkach i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał Minhyuk. Dotarło do mnie, jak ja go dawno nie widziałem. Schudł, był blady i osłabiony.
- Coś się dzieje? – zapytałem.
- Yyy… nie. A co? Kolegi nie można odwiedzić?
Nie powiedziałem, że nie o to mi chodzi, nie skomentowałem, że nie nazwał mnie „przyjacielem”, „kumplem”, „głupkiem”, „debilem”. Słowo "kolega" zabrzmiało strasznie sztucznie.
- Można… właź!
Zjedliśmy razem śniadanie, a potem wyszliśmy na balkon i jaraliśmy fajki. Minhyuk cały czas nawijał o wszystkim i o niczym. Narzekał na ojczyma, wyżalał mi się, że ma złe sny. Przytakiwałem, udzielałem „dobrych rad” i zastanawiałem się, po co naprawdę do mnie przylazł. Dopiero po południu, gdy wymyśliłem na szybko kłamstwo, by się go pozbyć (nie chciałem, żeby zaraz wpadła tu na niego Naeun), pokazał – jak mi się wydawało – prawdziwy cel swojej wizyty.
- Spadam do myjni – skłamałem.
- Ty! – Minhyuk podniósł głos i złapał mnie za gardło – Naeun nigdy nie będzie twoja!
Wybiegł, jakby się czegoś wystraszył. A chyba to mnie zamierzał wystraszyć, nie?

***

                Naeun miała na sobie sukienkę w motylki i dziecięce sandałki, bo przecież była dzieckiem. Tak bardzo różniła się od tych wszystkich panienek w klubach. Przyniosła ciastka. Jedliśmy je, Naeun milczała, a ja jej opowiadałem o filmie, który ostatnio widziałem. Chciała go obejrzeć. No to zaproponowałem kino. Siedzieliśmy w ciemnej, dusznej sali. Po seansie Naeun nadal milczała. Zapytałem, czy film jej się podobał i powiedziała, że tak. Kupiliśmy sobie lody. Wpieprzyłem je szybko, ona wolno lizała. Roztopione kapały jej na sukienkę, więc znalazłem w kieszeni chusteczkę i wyczyściłem pobrudzony materiał.
- Dziękuję, Yukwon – odezwała się z uśmiechem Naeun.
Nie wiem dlaczego akurat w tym momencie zdecydowałem się jej powiedzieć:
- Minhyuk dziś u mnie był.
- Po co?
- Nie wiem.
- Groził ci?
- Dlaczego?
- Pierwsza zadałam pytanie.
- Można tak powiedzieć, ale jakoś specjalnie mnie to nie obeszło.
- Musisz uważać. Proszę…
- Dlaczego?
- Dlatego!
Naeun zgniotła w dłoni papierek po lodzie i wywaliła do śmieci. To miała być odpowiedź? Usiedliśmy na ławce i milczeliśmy.
- Naeun…
- Co?
- Son Naeun…
- Co?
- Son Naeun!
- Przestań się wygłupiać.
- Son Naeun!
- Kim Yukwon!
Wykrzykiwaliśmy wzajemnie swoje nazwiska i śmialiśmy się, jak głupki. Wreszcie Naeun wstała i oznajmiła, że wraca do domu.
- Odwieźć cię? – zaproponowałem.
- Nie – odpowiedziała, ale nie poszła sobie.
Siedziałem, a ona stała naprzeciwko mnie.
- Przytulić cię?
- Tak…
Nie wiem ile czasu, zdecydowanie za krótko, trzymałem Naeun w objęciach. Przybliżyła usta do mojego ucha i wyszeptała, że pogada z Minhyukiem.
- Dziękuję, Naeun.
- Za co?
- Za to, że jesteś i jesteś, jaka jesteś.
Odwracała się co chwilę i machała do mnie. Wiedziała, że "mam coś do załatwienia w Seulu". Piłem piwo na moście i beczałem. Ten jedyny raz. Nawet, gdy rano zabrała mnie policja, oskarżyła o przestępstwo, którego nie popełniłem, zamknęła w areszcie, a współwięźniowie pobili do nieprzytomności, więcej nie pozwoliłem sobie na łzy.

***

                Byli we trzech. Jeden z nich miał na smyczy psa. Otworzyłem im drzwi i przez chwilę po prostu się na nich gapiłem. To pomyłka, powtarzałem sobie w myślach, to na pewno pomyłka! Byli z komendy głównej policji.
- Kim Yukwon? – zapytali.
Odpowiedziałem skinieniem głowy.
- Tak, to ja.
- Jest pan oskarżony o posiadanie narkotyków – usłyszałem i aż musiałem się roześmiać.
- To chyba żarty…
- Tak? Pozwoli pan, że dokonamy rewizji?
- Pewnie.
Przesunąłem się, by wpuścić policjantów i psa. Byłem zupełnie spokojny. Nie posiadałem przecież żadnych narkotyków! Myślałem: jeszcze mnie przeprosicie, chujki. Stałem z założonymi rękami i przypatrywałem się policjantom. Zachowywali się, jakby byli u siebie! Nie, gorzej! Powywracali wszystko, zamienili moje mieszkanie w pobojowisko. I oczywiście później tego nie posprzątają. Cała ta sytuacja na serio zaczynała mnie wkurzać. I nagle pies się rozszczekał. Policjanci wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Mnie przeszedł dreszcz. Nikt nic nie mówił, gdy wyciągali spod siedzeń foteli woreczki białego proszku. Zakręciło mi się w głowie. Miałem wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę. Nie posiadałem żadnych narkotyków!!! Pomyślałem o wczorajszej, dziwnej wizycie Minhyuka i ostrzeżeniach Naeun. Przekonywałem samego siebie, że to niemożliwe. Minhyuk nie zrobiłby mi takiego świństwa… Byliśmy w jednym gangu, zawsze działaliśmy razem, nigdy przeciw sobie. Ale… oprócz niego i Naeun (w 100% niewinna), nikt mnie ostatnio nie odwiedzał… Gubiłem się w tym nawale myśli.
- Idzie pan z nami – oznajmił jeden z policjantów.
- To nie moje… Nie jestem narkomanem – powtarzałem niezdarne tłumaczenia – to nieporozumienie!
- Taaa, każdy tak gada. Potem się okazuje, że nie tylko ćpał, ale i dilował.
- Co?! Ktoś mi to gówno podłożył! Musicie mi wierzyć! Nigdy nie miałem w rękach narkotyków, nie kłamię! Niczego nie ćpałem i nie dilowałem! Ktoś mnie wrabia!
- Idzie pan z nami.
- Nie.
- Odmawia pan współpracy z policją?
- Jestem niewinny! Zostawicie mnie, czy nie?!
Założyli mi kajdanki, specjalnie tak, by mnie bolało, i brutalnie wyprowadzili. Mój opór na nic się nie zdał. W którymś momencie się poddałem, w policyjnym radiowozie, albo w małej i ciemnej sali przesłuchań, gdzie wmawiali mi nieprawdę i przyznałem się, bo wiedziałem, że to byłoby dla mnie najlepsze – współpracować z nimi. Tym samym straciłem do siebie resztki szacunku. Trafiłem do celi z czterema innymi typami. Myślałem o Naeun, gdy bili mnie z nudów i, gdy skazano mnie na areszt tymczasowy. Naeun to był mój jedyny ratunek.


NAEUN

                Podświadomie czułam niepokój. On narastał we mnie za każdym razem, gdy pisałam do Yukwona i mi nie odpowiadał. Brakowało mi go. Martwiłam się o niego nieustannie. Pewnego ranka obudził mnie uderzający o szyby deszcz. Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w wielkie krople. Aż wreszcie zabrałam parasol i po prostu poszłam do Yukwona. Drzwi do klatki nadal były zepsute, nie zamykały się. Wbiegłam na trzecie piętro. Nacisnęłam dzwonek. I tak chyba ze sto razy. Waliłam i kopałam w drzwi. Yukwon, to jestem ja, Son Naeun!, krzyczałam. Wyszła sąsiadka i powiedziała, że mam stąd spadać. Schodziłam po schodach, a pokonanie każdego stopnia wymagało ode mnie trudu, jakbym nagle straciła wszystkie siły. Przed blokiem rozłożyłam parasol i zaraz znów go złożyłam. Deszcz studził ogień, co spalał mnie w środku. Po prostu wiedziałam, że Yukwona spotkało coś złego. Gdybym tylko miała pewność, że tam, gdzie jest, jest bezpieczny i szczęśliwy… wytrzymałabym wszystko.
- Kim Yukwon! Kim Yukwon! Kim Yukwon!!! – wołałam, jak kiedyś… kiedy siedziałam z nim na ławce, zanim mnie przytulił. Wtedy się śmiałam, a teraz po mojej twarzy płynęły łzy i krople deszczu.

Call me, call me with the voice of love
Hold me, hold me in the arms of faith
Lead me, lead me to the gates of tenderness
Feel me, feel me as I feel for you…


OD AUTORKI:


No, to zaczynam 3 serię rozdziałów o Block B, będzie tu trochę więcej akcji, tak przynajmniej zaplanowałam xD 


W rozdziale wykorzystałam fragment tekstu piosenki: Lacrimosa - "Call me with the voice of love" i dodałam do playlisty :)

3 komentarze:

  1. Jak można było tak wrobić U-kwona?:( I do tego ta cała sytuacja z nim, Naeun i Minhyuk'iem. Naprawdę mu współczuję. Mam nadzieję, że to się wszystko szczęśliwie skończy i winny zostanie ukarany;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minhyuk w następnym rozdziale jeszcze poszaleje... ale dodam, że nie może być wiecznie źle, więc U-Kwon i Naeun niedługo się spotkają :)

      Usuń
    2. To bardzo dobra wiadomość:) Już nie mogę się doczekać!;)

      Usuń