Welcome to the jail
U-KWON
Obudził
mnie dzwonek do drzwi. Ktoś go naciskał, jakby się strasznie niecierpliwił.
Spojrzałem na zegarek – dziewiąta trzydzieści siedem. Przestraszyłem się, że
budzik mi nie zadzwonił i spóźniłem się do pracy, ale szybko coś sobie
przypomniałem: dziś po raz pierwszy od... dawna mam weekend dla siebie. Wreszcie odpokutowałem
wcześniejsze zamknięcie myjni wtedy, kiedy spieszyłem się na spotkanie z Naeun.
Niezadowolony klient złożył zażalenie, dostałem opierdziel od szefa, a ten tylko pod
jednym warunkiem mnie nie zwolnił: przez cały lipiec musiałem pracować za niego
w weekendy. Oczywiście za darmo. Co za niesprawiedliwość! Ale życie nigdy nie
traktowało mnie sprawiedliwie. Wtedy uciekłem z myjni dwie godziny przed
zamknięciem, teraz odpracowywałem sześćdziesiąt cztery. Nie narzekałem zbytnio.
Kiedy miałem zajęcie, to tyle nie myślałem. Codziennie wracałem do domu
zmęczony pracą i upałem. Brałem prysznic, przebierałem się i jechałem do Seulu.
Kluby były pełne prawie nagich panienek. Ich spocone ciała błyszczały w
dyskotekowych światłach. Zagadywałem do nich, podrywałem dla zabawy, albo z zamiarem
spędzenia z nimi upojnej nocy. Niestety, rano czar pryskał. Pozostawało
zażenowanie i ból głowy po zbyt dużej ilości spożytego alkoholu. I nie chciałem
umawiać się z nimi drugi raz.
Czasami, zamiast iść do klubu, spacerowałem wzdłuż rzeki
Han, sam z słuchawkami w uszach i balladami o nieodwzajemnionych uczuciach. Gapiłem
się w niebo i starałem identyfikować gwiazdozbiory, o których często opowiadała Naeun.
Miałem wrażenie, że księżyc się ze mnie śmieje. Albo kupowałem piwo i piłem na
moście. Wyrzucałem butelkę do rzeki, nigdy nikt nie zwrócił mi uwagi i nigdy
nie czułem się równie sam.
Dzwonek
dzwonił coraz intensywniej. Umówiłem się na dzisiejsze popołudnie z Naeun i
pomyślałem, że wpadła wcześniej. Odwiedzała mnie czasami, zawsze niewiele się
odzywała. A ja zawsze jej powtarzałem, że powinna pogadać z Minhyukiem, by
wyjaśnili sobie wszystko. Wstałem, założyłem koszulkę, by nie paradować przy
Naeun tylko w bokserkach i poszedłem otworzyć. W drzwiach stał Minhyuk. Dotarło
do mnie, jak ja go dawno nie widziałem. Schudł, był blady i osłabiony.
- Coś się dzieje? – zapytałem.
- Yyy… nie. A co? Kolegi nie można odwiedzić?
Nie powiedziałem, że nie o to mi chodzi, nie
skomentowałem, że nie nazwał mnie „przyjacielem”, „kumplem”, „głupkiem”,
„debilem”. Słowo "kolega" zabrzmiało strasznie sztucznie.
- Można… właź!
Zjedliśmy razem śniadanie, a potem wyszliśmy na balkon i
jaraliśmy fajki. Minhyuk cały czas nawijał o wszystkim i o niczym. Narzekał na
ojczyma, wyżalał mi się, że ma złe sny. Przytakiwałem, udzielałem „dobrych rad”
i zastanawiałem się, po co naprawdę do mnie przylazł. Dopiero po południu, gdy
wymyśliłem na szybko kłamstwo, by się go pozbyć (nie chciałem, żeby zaraz
wpadła tu na niego Naeun), pokazał – jak mi się wydawało – prawdziwy cel swojej
wizyty.
- Spadam do myjni – skłamałem.
- Ty! – Minhyuk podniósł głos i złapał mnie za gardło – Naeun nigdy nie będzie twoja!
Wybiegł, jakby się czegoś wystraszył. A chyba to mnie
zamierzał wystraszyć, nie?
***
Naeun
miała na sobie sukienkę w motylki i dziecięce sandałki, bo przecież była
dzieckiem. Tak bardzo różniła się od tych wszystkich panienek w klubach.
Przyniosła ciastka. Jedliśmy je, Naeun milczała, a ja jej opowiadałem o filmie,
który ostatnio widziałem. Chciała go obejrzeć. No to zaproponowałem kino.
Siedzieliśmy w ciemnej, dusznej sali. Po seansie Naeun nadal milczała.
Zapytałem, czy film jej się podobał i powiedziała, że tak. Kupiliśmy sobie
lody. Wpieprzyłem je szybko, ona wolno lizała. Roztopione kapały jej na
sukienkę, więc znalazłem w kieszeni chusteczkę i wyczyściłem pobrudzony materiał.
- Dziękuję, Yukwon – odezwała się z uśmiechem Naeun.
Nie wiem dlaczego akurat w tym momencie zdecydowałem się
jej powiedzieć:
- Minhyuk dziś u mnie był.
- Po co?
- Nie wiem.
- Groził ci?
- Dlaczego?
- Pierwsza zadałam pytanie.
- Można tak powiedzieć, ale jakoś specjalnie mnie to nie
obeszło.
- Musisz uważać. Proszę…
- Dlaczego?
- Dlatego!
Naeun zgniotła w dłoni papierek po lodzie i wywaliła do
śmieci. To miała być odpowiedź? Usiedliśmy na ławce i milczeliśmy.
- Naeun…
- Co?
- Son
Naeun…
- Co?
- Son
Naeun!
- Przestań się wygłupiać.
- Son Naeun!
- Kim Yukwon!
Wykrzykiwaliśmy wzajemnie swoje nazwiska i śmialiśmy się,
jak głupki. Wreszcie Naeun wstała i oznajmiła, że wraca do domu.
- Odwieźć cię? – zaproponowałem.
- Nie – odpowiedziała, ale nie poszła sobie.
Siedziałem, a ona stała naprzeciwko mnie.
- Przytulić cię?
- Tak…
Nie wiem ile czasu, zdecydowanie za krótko, trzymałem
Naeun w objęciach. Przybliżyła usta do mojego ucha i wyszeptała, że pogada z
Minhyukiem.
- Dziękuję, Naeun.
- Za co?
- Za to, że jesteś i jesteś, jaka jesteś.
Odwracała się co chwilę i machała do mnie. Wiedziała, że "mam coś do załatwienia w Seulu". Piłem piwo na moście i beczałem. Ten jedyny raz. Nawet, gdy rano zabrała
mnie policja, oskarżyła o przestępstwo, którego nie popełniłem, zamknęła w
areszcie, a współwięźniowie pobili do nieprzytomności, więcej nie pozwoliłem sobie na
łzy.
***
Byli
we trzech. Jeden z nich miał na smyczy psa. Otworzyłem im drzwi i przez chwilę
po prostu się na nich gapiłem. To pomyłka, powtarzałem sobie w myślach, to na
pewno pomyłka! Byli z komendy głównej policji.
- Kim Yukwon? – zapytali.
Odpowiedziałem skinieniem głowy.
- Tak, to ja.
- Jest pan oskarżony o posiadanie narkotyków – usłyszałem
i aż musiałem się roześmiać.
- To chyba żarty…
- Tak? Pozwoli pan, że dokonamy rewizji?
- Pewnie.
Przesunąłem się, by wpuścić policjantów i psa. Byłem
zupełnie spokojny. Nie posiadałem przecież żadnych narkotyków! Myślałem:
jeszcze mnie przeprosicie, chujki. Stałem z założonymi rękami i przypatrywałem
się policjantom. Zachowywali się, jakby byli u siebie! Nie, gorzej! Powywracali
wszystko, zamienili moje mieszkanie w pobojowisko. I oczywiście później tego
nie posprzątają. Cała ta sytuacja na serio zaczynała mnie wkurzać. I nagle pies
się rozszczekał. Policjanci wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Mnie
przeszedł dreszcz. Nikt nic nie mówił, gdy wyciągali spod siedzeń foteli
woreczki białego proszku. Zakręciło mi się w głowie. Miałem wrażenie, że to się
nie dzieje naprawdę. Nie posiadałem żadnych narkotyków!!! Pomyślałem o
wczorajszej, dziwnej wizycie Minhyuka i ostrzeżeniach Naeun. Przekonywałem
samego siebie, że to niemożliwe. Minhyuk nie zrobiłby mi takiego świństwa…
Byliśmy w jednym gangu, zawsze działaliśmy razem, nigdy przeciw sobie. Ale…
oprócz niego i Naeun (w 100% niewinna), nikt mnie ostatnio nie odwiedzał…
Gubiłem się w tym nawale myśli.
- Idzie pan z nami – oznajmił jeden z policjantów.
- To nie moje… Nie jestem narkomanem – powtarzałem
niezdarne tłumaczenia – to nieporozumienie!
- Taaa, każdy tak gada. Potem się okazuje, że nie tylko
ćpał, ale i dilował.
- Co?! Ktoś mi to gówno podłożył! Musicie mi wierzyć!
Nigdy nie miałem w rękach narkotyków, nie kłamię! Niczego nie ćpałem i nie
dilowałem! Ktoś mnie wrabia!
- Idzie pan z nami.
- Nie.
- Odmawia pan współpracy z policją?
- Jestem niewinny! Zostawicie mnie, czy nie?!
Założyli mi kajdanki, specjalnie tak, by mnie bolało, i
brutalnie wyprowadzili. Mój opór na nic się nie zdał. W którymś momencie się
poddałem, w policyjnym radiowozie, albo w małej i ciemnej sali przesłuchań, gdzie
wmawiali mi nieprawdę i przyznałem się, bo wiedziałem, że to byłoby dla mnie
najlepsze – współpracować z nimi. Tym samym straciłem do siebie resztki
szacunku. Trafiłem do celi z czterema innymi typami. Myślałem o Naeun, gdy bili
mnie z nudów i, gdy skazano mnie na areszt tymczasowy. Naeun to był mój jedyny ratunek.
NAEUN
Podświadomie
czułam niepokój. On narastał we mnie za każdym razem, gdy pisałam do Yukwona i
mi nie odpowiadał. Brakowało mi go. Martwiłam się o niego nieustannie. Pewnego
ranka obudził mnie uderzający o szyby deszcz. Siedziałam na parapecie i
wpatrywałam się w wielkie krople. Aż wreszcie zabrałam parasol i po prostu
poszłam do Yukwona. Drzwi do klatki nadal były zepsute, nie zamykały się.
Wbiegłam na trzecie piętro. Nacisnęłam dzwonek. I tak chyba ze sto razy.
Waliłam i kopałam w drzwi. Yukwon, to jestem ja, Son Naeun!, krzyczałam. Wyszła
sąsiadka i powiedziała, że mam stąd spadać. Schodziłam po schodach, a pokonanie
każdego stopnia wymagało ode mnie trudu, jakbym nagle straciła wszystkie siły.
Przed blokiem rozłożyłam parasol i zaraz znów go złożyłam. Deszcz studził
ogień, co spalał mnie w środku. Po prostu wiedziałam, że Yukwona spotkało coś
złego. Gdybym tylko miała pewność, że tam, gdzie jest, jest bezpieczny i
szczęśliwy… wytrzymałabym wszystko.
- Kim Yukwon! Kim Yukwon! Kim Yukwon!!! – wołałam, jak kiedyś…
kiedy siedziałam z nim na ławce, zanim mnie przytulił. Wtedy się śmiałam, a
teraz po mojej twarzy płynęły łzy i krople deszczu.
Call me, call me with the voice of love
Hold me, hold me in the arms of faith
Lead me, lead me to the gates of tenderness
Feel me, feel me as I feel for you…
Jak można było tak wrobić U-kwona?:( I do tego ta cała sytuacja z nim, Naeun i Minhyuk'iem. Naprawdę mu współczuję. Mam nadzieję, że to się wszystko szczęśliwie skończy i winny zostanie ukarany;)
OdpowiedzUsuńMinhyuk w następnym rozdziale jeszcze poszaleje... ale dodam, że nie może być wiecznie źle, więc U-Kwon i Naeun niedługo się spotkają :)
UsuńTo bardzo dobra wiadomość:) Już nie mogę się doczekać!;)
Usuń