14/10/2015

blue lagoon (rozdział 41)

                Otulona w prześcieradło Hyeyoon otwiera szeroko okno, by wpuścić do mieszkania świeże, wiosenne powietrze. Pachnie ono kwiatami, które ludzie zaczynają wystawiać na balkony. I czymś jeszcze, trudnym do zidentyfikowania, jakby mieszkanką kawy, dymu tytoniowego i spalin. Wbrew pozorom, Hyeyoon stwierdza, że to przyjemny zapach. Lubi mieszkanie Sangbae i widok na ulicę, gdzie między rzędami starych, odrapanych kamienic, zawsze po południu wzmaga się ruch samochodowy. Co chwilę ktoś naciska klakson, albo głośno słucha muzyki. Z knajpy po przeciwnej stronie nieustannie dobiega gwar, zlepek rozmów, śmiechów, czasem i awantur. I to też Hyeyoon lubi. Czuje, że jest wśród ludzi, że dookoła coś się dzieje, nic nie trwa nieruchomo. Miła odmiana od przytłaczających: ciszy i porządku, panujących w jej willi. W kamienicy naprzeciwko mężczyzna prawdopodobnie po czterdziestce, albo młodszy, lecz postarzały przez życie, wychodzi na balkon zapalić papierosa i posyła Hyeyoon zaciekawione spojrzenie. A ona nic sobie z tego nie robi. Pozostaje anonimowa. Przecież ten typ jej nie zna. A nawet gdyby tak było, Hyeyoon wcale nie wstydzi się stać półnaga w mieszkaniu kochanka. Myśli o tym, że czas szybko mija. Od listopada potajemnie spotyka się z Sangbae. Potajemnie… albo tylko wmawia sobie, że nikt o tym nie wie. Jyuni nie miała zamiaru jej kryć, więc wolała być niczego nieświadoma i prawie przestała się odzywać. Tak samo Seunghyun. Hyuntae przeważnie grał ze znajomymi w squash’a, albo szukał w bibliotekach materiałów do pracy magisterskiej, kiedy Hyeyoon jechała do mieszkania Sangbae. Jednak zdawała sobie sprawę, że teściowie zauważają jej nieobecności i nabierają podejrzeń. Każdy coś wiedział i każdy udawał, że nie wie nic. Hyeyoon wdycha to świeże, wiosenne powietrze i ma świadomość, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Boi się, że pewnego dnia rozpęta się burza. Szuka sposobu, aby tego uniknąć.
- Zrobiłem kawę – oznajmia Sangbae i, ubrany tylko w dresowe spodnie, wchodzi do pokoju z dwoma parującymi kubkami – pijemy tu, czy idziemy na TV?
- Tu – odpowiada Hyeyoon, wyrwana z rozmyślań – co to w ogóle za pomysł, by stawiać telewizor w kuchni?
Zamyka okno, siada na zmiętej pościeli. Sangbae zajmuje miejsce obok, podaje jej kubek i patrzy prosto w oczy. To spojrzenie jest pełne miłości.
- Zawsze mam oryginalne pomysły. Kim Sangbae – mistrz oryginalności! I robienia kawy.
Hyeyoon pociąga spory łyk. Gorący płyn rozlewa się w jej wnętrzu.
- Yhm… Najlepsza kawa na świecie.
Sangbae coś mówi, ale ona go nie słucha.
- Hyeyoon-ah!
- Tak?
- Znowu to zrobiłaś.
- Co?
- Odpłynęłaś.
- Przepraszam. O czym mówiłeś?
- Nieważne. Ty coś kombinujesz. Uśmiech cię zdradza.
- Kombinuję, co zrobić, by szybko znów cię zobaczyć.
- I?
- Jyuni we wtorki nie chodzi na spinning, prawda?
- Nie, chodzi w poniedziałki i czwartki.
- Więc będę tam we wtorek.
- Na spinningu?
- Yhm.
Sangbae odstawia kubek i całuje Hyeyoon.
- Nie mogę się doczekać.
- Będę patrzeć tylko na ciebie, a ty tylko na mnie.
- Też masz nawet niezłe pomysły.
Rozmawiają o różnych, nieistotnych sprawach. Wreszcie Hyeyoon mówi, że musi iść. To przykry dla nich moment, który zdecydowanie zbyt często się powtarza. Sangbae zbiera z podłogi ubrania dziewczyny i zaczyna je jej zakładać. Hyeyoon się śmieje. Kocha go. I uwielbia być przez niego dotykana. Chce na zawsze mieć tego chłopaka przy sobie. On zostawia majtki na wysokości jej ud. Zbliża usta do wzgórka łonowego i składa tam delikatny pocałunek. Hyeyoon obejmuje dłońmi głowę Sangbae, przytula go do siebie. I niespodziewanie pyta:
- Dasz mi potrzymać Głupka?
- Taaak, ale… mówiłaś, że musisz iść.
- Rozmyśliłam się.
- Zostaniesz do rana?
- Na zawsze.

***

                Rano Hyeyoon włącza telefon. Wyłączyła go późnym wieczorem, bo dzwonił nieprzerwanie. Najpierw Hyuntae, potem Seunghyun, wreszcie Jyuni. Tę noc Hyeyoon spędziła na rozmowie z Sangbae. Leżeli przytuleni w zmiętej pościeli, planowali wspólne życie. Postanowili zamieszkać razem.
Hyeyoon całuje Sangbae i obiecuje wrócić wieczorem ze swoimi rzeczami. Metrem dojeżdża na uniwersytet. Gdy wchodzi do sali wykładowej, Hyuntae już tam jest. Ma zmartwiony wyraz twarzy, lecz na widok dziewczyny zmartwienie zmienia się we wściekłość. I Hyeyoon wie, że nie uniknie tłumaczeń. A może o to jej właśnie chodziło? Doprowadzić do sytuacji, kiedy będzie zmuszona powiedzieć prawdę o swoim romansie.
- W domu – prosi i zajmuje miejsce obok chłopaka, który jest jej mężem, a ona tak często o tym zapomina – porozmawiamy w domu…
- Gdzie ty, kurwa, byłaś?! Tylko bez kłamstw! Dzwoniłem do Seunghyuna, do wszystkich naszych znajomych! I wiem na pewno, gdzie cię nie było.
Hyeyoon uparcie milczy. Zagryza wargi, by powstrzymać łzy. Nie będzie płakać, nie tu. Zjawia się profesor, po kilku słowach powitania rozpoczyna wykład.
- Hyeyoon – Hyuntae wymawia jej imię z niepokojącą powagą – wiem, że ty mnie zdradzasz.
I ona czuje się, jakby sufit, nie, cały budynek!, nagle zwalił jej się na głowę. Ma ochotę krzyczeć, wyć z bólu i rozpaczy. Czterdziestu sześciu pozostałych studentów nie ma pojęcia, że wśród nich rozgrywa się taki dramat. Nigdy nie chciała skrzywdzić Hyuntae. To nie jej wina, że kilka miesięcy temu kochała go szalenie i nagle przestała. Tak się po prostu stało. Tak się czasem po prostu dzieje. To było silniejsze od jej słabej-silnej woli. Hyeyoon nadal milczy. I tym doprowadza do szaleństwa Hyuntae, który w pośpiechu pakuje ich rzeczy, nie zwraca uwagi na poruszenie w sali, czy na protesty wykładowcy. Chwyta żonę za rękę i puszcza dopiero na korytarzu.
- Co ty robisz?! Odbiło ci?! – krzyczy oburzona Hyeyoon.
- Chcesz rozmawiać w domu? To jedziemy do domu!
Hyeyoon się buntuje. Chce wrócić na wykład, wysłuchać go w spokoju, ze swoim mężem, zanim zada mu ostateczny cios. Poddaje się dopiero wepchnięta do samochodu. Hyuntae siada za kierownicę i rusza z piskiem opon. Przez drogę żadne z nich się nie odzywa. Także w domu, gdy przerażeni rodzice chłopaka wypytują, co się dzieje. Hyuntae zaciąga Hyeyoon do ich pokoju i zamyka drzwi. Przez moment nadal trwa ta niezręczna cisza, wreszcie on oznajmia:
- Chciałaś rozmawiać w domu. Słucham, co masz mi do powiedzenia.
Hyeyoon z westchnieniem opada na łóżko. Siedzi  z dłońmi złożonymi na kolanach i obserwuje Hyuntae, który nerwowo chodzi dookoła. Co teraz? Co ma mu powiedzieć? Tyle razy przeżywała w myślach tę chwilę, a kiedy to się dzieje naprawdę, została jej kompletna pustka w głowie.
- Mam kochanka. Od listopada. Przepraszam, że cię zraniłam, nigdy tego nie chciałam. Jesteś cudownym facetem, ale… sam wiesz, że ostatnio się nam nie układało. Kochałam cię, tylko... to, co się stało… z naszym dzieckiem… to nas zabiło – patrzy mu w oczy, gdy wypowiada te słowa.
Jednak zaraz po tym, spuszcza wzrok. Hyuntae stoi na wprost żony. Chce, by się usprawiedliwiała, zapewniała, że to była chwilowa przygoda i że żałuje, by błagała go o wybaczenie, o szansę. Nic takiego nie następuje. Hyuntae czeka, aż z jej ust padną jeszcze jakieś słowa, ale nie padają żadne. I pyta, rozczarowany:
- To wszystko? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
- Chcę rozwodu – odpowiada Hyeyoon stanowczo.
Do tej chwili Hyuntae powstrzymywał emocje, ale nie ma zamiaru robić tego dłużej. Pamięta ten dzień, gdy Hyeyoon powiedziała, że jest w ciąży, a potem kazała mu zdecydować: małżeństwo, albo rozstanie. Tak, chciała ślubu. Sama na to nalegała! I wydawała się szczęśliwa, kiedy przysięgała mu miłość, wierność, uczciwość i że go nie opuści, aż do śmierci. Czy rzeczywiście to, że stracili dziecko ich zabiło? Gdyby tak się stało, nadal kochałby Hyeyoon, równie mocno co w dniu ślubu? Nie chciała go zranić? Więc dlaczego to zrobiła? Wściekły Hyuntae postanawia odpłacić jej tym samym – zranić, by cierpiała, niemniej, niż on, by zrozumiała, co to za uczucie stracić kogoś, kogo kocha się całym sercem.
- Nigdy nie dam ci rozwodu – mówi ze złośliwym, wręcz perwersyjnym uśmiechem – prędzej pozabijam nas wszystkich! Myślisz, że nie jestem do tego zdolny? Przecież zabiłem nasze dziecko.
Hyeyoon nie patrzy na niego. Wie, że po tych słowach wyszedł, bo usłyszała trzaśnięcie drzwi. Nie spodziewała się, że to wszystko będzie takie trudne. Często wyobrażała sobie reakcję Hyuntae. Rozumiała tę wściekłość. Ale nie spodziewała się, że on podejmie jakiekolwiek próby zatrzymania jej. Szybko pakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Dzwoni po taksówkę. Gdy wychodzi, słyszy krzyki Hyuntae oraz teściów, wyzwiska i oskarżenia na jej temat. Opuszcza ich. Płacze w drodze do mieszkania Sangbae.

***

                Sumin nie wie, co się dzieje. Od pewnego czasu czuje się taka bezsilna. Mimo to nie zaniedbuje swoich obowiązków. Wstaje codziennie rano, szykuje śniadanie dla siebie i córki, zostawia Sarang w przedszkolu i jedzie do pracy. Zwłaszcza w studio skupia się na tym, co robi, ponieważ nad wszystkim czuwa Hakyeon i każda jej pomyłka zostałaby przez niego zauważona. Wieczorem czasami spotyka się z nim, wraca zmęczona do domu i zaczyna się prawdziwa męczarnia. Sumin nie ma siły na nic, ani, by pobawić się z Sarang, ani, by przygotować coś do jedzenia. Gdy jest już późno, tylko całuje śpiącą dziewczynkę na dobranoc i żegna opiekunkę. Dwudziestodwuletnia Choa widzi zmęczenie pracodawczyni, lecz nigdy o nic nie pyta. Dyskretnie insynuuje, że Sumin powinna uniezależnić się od szefa. Nie zna go i niewiele o nim wie, lecz widzi do czego doprowadza tę kobietę. A gdy raz zwraca jej uwagę, że wraca później, niż zwykle, słyszy w odpowiedzi, żeby nie była wścibska. Sumin nie ma ochoty zwierzać się opiekunce. Myśli jedynie o tym, by położyć się spać, ale gdy to wreszcie następuje, nie zasypia do rana. Po dwóch-trzech godzinach znów budzi się bez sił. Zgłasza się do przychodni, opowiada o swoich kłopotach z zaśnięciem. „To wszystko przez stres”, stwierdza lekarz. I przepisuje jej leki nasenne. „Dwie tabletki codziennie wieczorem”. Po zażyciu czterech, Sumin zasypia natychmiast. Rano słyszy krzyki, ma wrażenie, że z oddali, lecz przekonuje się, że z bardzo bliska. Przy jej łóżku stoi Sarang i woła:
- Mamo! Mamo! Maaamooo!!!
- Nie drzyj się tak, bo mi głowa pęknie.
- Nie idę dziś do przedszkola?
Przerażona Sumin spogląda na zegar w telefonie. Trzy po jedenastej! Cholera! Hakyeon się wścieknie… Dzwonił pięć razy. Powinna być w pracy! Zrywa się na nogi, choć lekko kręci jej się w głowie. Nie wie za co najpierw się zabrać. Dzwoni po opiekunkę, bo nie ma czasu zawieźć Sarang do przedszkola. Ubiera się szybko, nakłada staranny makijaż, by ukryć podkrążone oczy. Tyle spała, nie powinna tak źle wyglądać. I dlaczego wciąż ma zawroty głowy? Zjada kiepskie śniadanie, grzankę z dżemem, i popija kilka łyków wody. Ledwo zjawia się Choa, Sumin pędzi złapać taksówkę. Po drodze oddzwania do szefa i mówi, że zaraz będzie. Przyjeżdża do Good style-Good life kilka minut po południu. To nawet nieźle. Na szczęście na ulicach nie było wielkich korków. Hakyeon zamyka się z Sumin w swoim biurze. Nie chce słuchać tłumaczeń, że zaspała po silnych środkach nasennych. Denerwuje się, ponieważ modelka, która ma dziś sesję, od godziny czeka na zrobienie makijażu. Sumin nie przestaje przepraszać, czuje się winna. Całuje szefa namiętnie, by go uspokoić. Ale Hakyeon ją odpycha.
- Praca czeka. Przeprosisz mnie wieczorem…
Sumin stara się opanować drżenie rąk, gdy maluje modelkę – dziewczynę w wieku dziewiętnastu lat, o ostrych, trochę męskich rysach. Sesja trwa całe popołudnie, ale Hakyeon wydaje się być zadowolony. Chwali zdjęcia i pracę ekipy, fotografa, montażysty, hm, nawet makijażystki! Sumin ma nadzieje, że już nie jest na nią zły. Jednak on nadal oczekuje wynagrodzenia za spóźnienie… Jadą do niego do domu. Hakyeon częstuje Sumin kieliszkiem wina w swojej sypialni. To nic nowego, że każe, by się rozebrała i klękła mu między nogami…  Ona sama nie rozumie, co się dzieje, że odpowiada buntowniczo:
- Nie.
- Nie? – powtarza zaskoczony Hakyeon.
W Sumin nagle wstępuje odwaga.
- Nawet na to nie licz. Pieprz mnie ile ci się podoba, ale weź sobie dziwkę, żeby robiła ci dobrze ustami.
- Słucham?
- Nie, ty właśnie nie słuchasz. Mówisz, że mnie kochasz, ale naprawdę okropnie kłamiesz. To takie śmieszne, Hakyeon? Nigdy nie słuchasz, nie pytasz, co lubię, a czego nie, co mi sprawia przyjemność, na co mam ochotę. Nie szanujesz mnie.
Hakyeon nie przestaje się śmiać. Podchodzi do Sumin i przeczesuje dłońmi jej włosy.
- Zawdzięczasz mi wszystko. Musisz być mi posłuszna, baby.
- Nie!
Sumin ma świadomość, że tym sprzeciwem ostatecznie wyczerpała cierpliwość szefa. Chyba przez te leki zachowuje się, jakby zwariowała. A może to nie wariactwo, lecz coś, co powinna zrobić wcześniej? Gdy tak się zastanawia, pada pierwszy cios. Sumin przewraca się na podłogę. W ustach czuje krew. I wie, że to się dopiero zaczyna. Spanikowana odsuwa się, aż trafia na ścianę. Hakyeon zbliża się powoli.
- Nie… - jęczy błagalnie Sumin.
Ale to nic nie da. Jeszcze wiele razy będzie krzyczała „nie!” dziś wieczorem.

***


                Sumin wyciera krew z twarzy. Na dworze jest już ciemno, kiedy opuszcza dom Hakyeona. Po wszystkim, co zrobił, zaproponował jej podwiezienie. Odmówiła. Nigdy więcej nie chce być blisko niego. Czuje ból w całym ciele. Nawet chodzenie sprawia jej trudność. Jednak Sumin dociera do najbliższej, niedrogiej knajpy. Sporo ludzi siedzi przy stolikach na dworze w ten ciepły, majowy wieczór. W środku nie ma prawie nikogo. Sumin podchodzi do baru i kupuje butelkę wina. Barman uważnie przygląda się dziewczynie, lecz o nic nie pyta, sprzedaje jej alkohol. Napisała do Choa, że wróci późno, więc nie obawia się o Sarang. Wreszcie ma trochę czasu dla siebie… Zamyka się w toalecie. Ignoruje ból i siada na podłodze. Z torebki wyjmuje środki nasenne. Wyobraża sobie, że połyka wszystkie i popija alkoholem. To nie takie trudne. To przyniesie ulgę. Łzy spływają jej po policzkach, kapią na dłonie, w których ściska opakowanie leków. Nie chce żyć, ale nie chce umierać. Niestety nie ma nic pomiędzy, trzeba coś postanowić. Teraz może to zrobić sama, jej własna osobista decyzja. Otwiera opakowanie i wysypuje na rękę kilka tabletek. Cztery spowodowały, że zaspała do pracy i wywołały ten niepotrzebny bunt. A wyglądają tak niewinnie… Sumin podnosi garść tabletek do ust. I w głowie pojawia jej się nieustannie to imię… SARANG, SARANG, SARANG. Odkłada tabletki. Bierze do ręki telefon i dzwoni.


OD AUTORKI:

Zagadka: do kogo zadzwoniła Sumin? xD 

Rozdział smutny, ale mój piesek chorował i ostatecznie przedwczoraj się z nim pożegnałam... Nie umiałam napisać niczego weselszego:'(

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny choć faktycznie smutny.
    Przykro mi z powodu pieska:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki utworzył się potajemny romans między Hyeyoon a Sangbae:) Szkoda mi tylko Hyuntae. Nie jest niczemu winien, a został tak okrutnie potraktowany. Ale Hakyeon jaki dupek!

    Przykro mi z powodu pieska. To naprawdę smutne kiedy tracimy jednego z członków rodziny. A co do twojej zagadki...to naprawdę jest zagadką i nie mam zielonego pojęcia kto to mógłby być:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zrozumienie, takim właśnie był członkiem rodziny.
      Oba wątki będę kontynouwać w szybszym lub nie czasie, ale zagadka rozwiąże się w następnym rozdziale:)

      Usuń
    2. Teraz to nieźle namieszałaś w opowiadaniu;) Aż jestem ciekawa ci będzie w następnym rozdziale:)

      Usuń