Otulona
w prześcieradło Hyeyoon otwiera szeroko okno, by wpuścić do mieszkania świeże,
wiosenne powietrze. Pachnie ono kwiatami, które ludzie zaczynają wystawiać na
balkony. I czymś jeszcze, trudnym do zidentyfikowania, jakby mieszkanką kawy,
dymu tytoniowego i spalin. Wbrew pozorom, Hyeyoon stwierdza, że to przyjemny
zapach. Lubi mieszkanie Sangbae i widok na ulicę, gdzie między rzędami starych,
odrapanych kamienic, zawsze po południu wzmaga się ruch samochodowy. Co chwilę
ktoś naciska klakson, albo głośno słucha muzyki. Z knajpy po przeciwnej stronie nieustannie
dobiega gwar, zlepek rozmów, śmiechów, czasem i awantur. I to też Hyeyoon lubi.
Czuje, że jest wśród ludzi, że dookoła coś się dzieje, nic nie trwa nieruchomo.
Miła odmiana od przytłaczających: ciszy i porządku, panujących w jej willi. W
kamienicy naprzeciwko mężczyzna prawdopodobnie po czterdziestce, albo młodszy,
lecz postarzały przez życie, wychodzi na balkon zapalić papierosa i posyła
Hyeyoon zaciekawione spojrzenie. A ona nic sobie z tego nie robi. Pozostaje
anonimowa. Przecież ten typ jej nie zna. A nawet gdyby tak było, Hyeyoon wcale
nie wstydzi się stać półnaga w mieszkaniu kochanka. Myśli o tym, że czas szybko
mija. Od listopada potajemnie spotyka się z Sangbae. Potajemnie… albo tylko wmawia
sobie, że nikt o tym nie wie. Jyuni nie miała zamiaru jej kryć, więc wolała być
niczego nieświadoma i prawie przestała się odzywać. Tak samo Seunghyun. Hyuntae
przeważnie grał ze znajomymi w squash’a, albo szukał w bibliotekach materiałów
do pracy magisterskiej, kiedy Hyeyoon jechała do mieszkania Sangbae. Jednak
zdawała sobie sprawę, że teściowie zauważają jej nieobecności i nabierają
podejrzeń. Każdy coś wiedział i każdy udawał, że nie wie nic. Hyeyoon wdycha to
świeże, wiosenne powietrze i ma świadomość, że taka sytuacja nie może trwać
wiecznie. Boi się, że pewnego dnia rozpęta się burza. Szuka sposobu, aby tego
uniknąć.
- Zrobiłem kawę – oznajmia Sangbae i, ubrany tylko w
dresowe spodnie, wchodzi do pokoju z dwoma parującymi kubkami – pijemy tu, czy idziemy
na TV?
- Tu – odpowiada Hyeyoon, wyrwana z rozmyślań – co to w
ogóle za pomysł, by stawiać telewizor w kuchni?
Zamyka okno, siada na zmiętej pościeli. Sangbae zajmuje
miejsce obok, podaje jej kubek i patrzy prosto w oczy. To spojrzenie jest pełne
miłości.
- Zawsze mam oryginalne pomysły. Kim Sangbae – mistrz
oryginalności! I robienia kawy.
Hyeyoon pociąga spory łyk. Gorący płyn rozlewa się w jej
wnętrzu.
- Yhm… Najlepsza kawa na świecie.
Sangbae coś mówi, ale ona go nie słucha.
- Hyeyoon-ah!
- Tak?
- Znowu to zrobiłaś.
- Co?
- Odpłynęłaś.
- Przepraszam. O czym mówiłeś?
- Nieważne. Ty coś kombinujesz. Uśmiech cię zdradza.
- Kombinuję, co zrobić, by szybko znów cię zobaczyć.
- I?
- Jyuni we wtorki nie chodzi na spinning, prawda?
- Nie, chodzi w poniedziałki i czwartki.
- Więc będę tam we wtorek.
- Na spinningu?
- Yhm.
Sangbae odstawia kubek i całuje Hyeyoon.
- Nie mogę się doczekać.
- Będę patrzeć tylko na ciebie, a ty tylko na mnie.
- Też masz nawet niezłe pomysły.
Rozmawiają o różnych, nieistotnych sprawach. Wreszcie
Hyeyoon mówi, że musi iść. To przykry dla nich moment, który zdecydowanie zbyt
często się powtarza. Sangbae zbiera z podłogi ubrania dziewczyny i zaczyna je
jej zakładać. Hyeyoon się śmieje. Kocha go. I uwielbia być przez niego dotykana.
Chce na zawsze mieć tego chłopaka przy sobie. On zostawia majtki na wysokości
jej ud. Zbliża usta do wzgórka łonowego i składa tam delikatny pocałunek.
Hyeyoon obejmuje dłońmi głowę Sangbae, przytula go do siebie. I niespodziewanie
pyta:
- Dasz mi potrzymać Głupka?
- Taaak, ale… mówiłaś, że musisz iść.
- Rozmyśliłam się.
- Zostaniesz do rana?
- Na zawsze.
***
Rano
Hyeyoon włącza telefon. Wyłączyła go późnym wieczorem, bo dzwonił
nieprzerwanie. Najpierw Hyuntae, potem Seunghyun, wreszcie Jyuni. Tę noc
Hyeyoon spędziła na rozmowie z Sangbae. Leżeli przytuleni w zmiętej pościeli,
planowali wspólne życie. Postanowili zamieszkać razem.
Hyeyoon całuje Sangbae i obiecuje wrócić wieczorem ze
swoimi rzeczami. Metrem dojeżdża na uniwersytet. Gdy wchodzi do sali
wykładowej, Hyuntae już tam jest. Ma zmartwiony wyraz twarzy, lecz na widok
dziewczyny zmartwienie zmienia się we wściekłość. I Hyeyoon wie, że nie uniknie
tłumaczeń. A może o to jej właśnie chodziło? Doprowadzić do sytuacji, kiedy
będzie zmuszona powiedzieć prawdę o swoim romansie.
- W domu – prosi i zajmuje miejsce obok chłopaka, który
jest jej mężem, a ona tak często o tym zapomina – porozmawiamy w domu…
- Gdzie ty, kurwa, byłaś?! Tylko bez kłamstw! Dzwoniłem
do Seunghyuna, do wszystkich naszych znajomych! I wiem na pewno, gdzie cię nie
było.
Hyeyoon uparcie milczy. Zagryza wargi, by powstrzymać
łzy. Nie będzie płakać, nie tu. Zjawia się profesor, po kilku słowach
powitania rozpoczyna wykład.
- Hyeyoon – Hyuntae wymawia jej imię z niepokojącą powagą
– wiem, że ty mnie zdradzasz.
I ona czuje się, jakby sufit, nie, cały budynek!, nagle
zwalił jej się na głowę. Ma ochotę krzyczeć, wyć z bólu i rozpaczy. Czterdziestu
sześciu pozostałych studentów nie ma pojęcia, że wśród nich rozgrywa się taki
dramat. Nigdy nie chciała skrzywdzić Hyuntae. To nie jej wina, że kilka
miesięcy temu kochała go szalenie i nagle przestała. Tak się po prostu stało. Tak
się czasem po prostu dzieje. To było silniejsze od jej słabej-silnej woli. Hyeyoon
nadal milczy. I tym doprowadza do szaleństwa Hyuntae, który w pośpiechu pakuje ich
rzeczy, nie zwraca uwagi na poruszenie w sali, czy na protesty wykładowcy.
Chwyta żonę za rękę i puszcza dopiero na korytarzu.
- Co ty robisz?! Odbiło ci?! – krzyczy oburzona Hyeyoon.
- Chcesz rozmawiać w domu? To jedziemy do domu!
Hyeyoon się buntuje. Chce wrócić na wykład, wysłuchać go
w spokoju, ze swoim mężem, zanim zada mu ostateczny cios. Poddaje się dopiero
wepchnięta do samochodu. Hyuntae siada za kierownicę i rusza z piskiem opon.
Przez drogę żadne z nich się nie odzywa. Także w domu, gdy przerażeni rodzice
chłopaka wypytują, co się dzieje. Hyuntae zaciąga Hyeyoon do ich pokoju i
zamyka drzwi. Przez moment nadal trwa ta niezręczna cisza, wreszcie on
oznajmia:
- Chciałaś rozmawiać w domu. Słucham, co masz mi do
powiedzenia.
Hyeyoon z westchnieniem opada na łóżko. Siedzi z dłońmi złożonymi na kolanach i obserwuje
Hyuntae, który nerwowo chodzi dookoła. Co teraz? Co ma mu powiedzieć? Tyle razy
przeżywała w myślach tę chwilę, a kiedy to się dzieje naprawdę, została jej
kompletna pustka w głowie.
- Mam kochanka. Od listopada. Przepraszam, że cię
zraniłam, nigdy tego nie chciałam. Jesteś cudownym facetem, ale… sam wiesz, że
ostatnio się nam nie układało. Kochałam cię, tylko... to, co się stało… z naszym
dzieckiem… to nas zabiło – patrzy mu w oczy, gdy wypowiada te słowa.
Jednak zaraz po tym, spuszcza wzrok. Hyuntae stoi na
wprost żony. Chce, by się usprawiedliwiała, zapewniała, że to była chwilowa
przygoda i że żałuje, by błagała go o wybaczenie, o szansę. Nic takiego nie
następuje. Hyuntae czeka, aż z jej ust padną jeszcze jakieś słowa, ale nie
padają żadne. I pyta, rozczarowany:
- To wszystko? Nie masz mi nic więcej do powiedzenia?
- Chcę rozwodu – odpowiada Hyeyoon stanowczo.
Do tej chwili Hyuntae powstrzymywał emocje, ale nie ma
zamiaru robić tego dłużej. Pamięta ten dzień, gdy Hyeyoon powiedziała, że jest
w ciąży, a potem kazała mu zdecydować: małżeństwo, albo rozstanie. Tak, chciała
ślubu. Sama na to nalegała! I wydawała się szczęśliwa, kiedy przysięgała mu
miłość, wierność, uczciwość i że go nie opuści, aż do śmierci. Czy rzeczywiście
to, że stracili dziecko ich zabiło? Gdyby tak się stało, nadal kochałby
Hyeyoon, równie mocno co w dniu ślubu? Nie chciała go zranić? Więc dlaczego to
zrobiła? Wściekły Hyuntae postanawia odpłacić jej tym samym – zranić, by
cierpiała, niemniej, niż on, by zrozumiała, co to za uczucie stracić kogoś, kogo
kocha się całym sercem.
- Nigdy nie dam ci rozwodu – mówi ze złośliwym, wręcz
perwersyjnym uśmiechem – prędzej pozabijam nas wszystkich! Myślisz, że nie
jestem do tego zdolny? Przecież zabiłem nasze dziecko.
Hyeyoon nie patrzy na niego. Wie, że po tych słowach
wyszedł, bo usłyszała trzaśnięcie drzwi. Nie spodziewała się, że to wszystko
będzie takie trudne. Często wyobrażała sobie reakcję Hyuntae. Rozumiała tę
wściekłość. Ale nie spodziewała się, że on podejmie jakiekolwiek próby zatrzymania
jej. Szybko pakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Dzwoni po taksówkę. Gdy wychodzi,
słyszy krzyki Hyuntae oraz teściów, wyzwiska i oskarżenia na jej temat.
Opuszcza ich. Płacze w drodze do mieszkania Sangbae.
***
Sumin
nie wie, co się dzieje. Od pewnego czasu czuje się taka bezsilna. Mimo to nie
zaniedbuje swoich obowiązków. Wstaje codziennie rano, szykuje śniadanie dla siebie
i córki, zostawia Sarang w przedszkolu i jedzie do pracy. Zwłaszcza w studio
skupia się na tym, co robi, ponieważ nad wszystkim czuwa Hakyeon i każda jej
pomyłka zostałaby przez niego zauważona. Wieczorem czasami spotyka się z nim,
wraca zmęczona do domu i zaczyna się prawdziwa męczarnia. Sumin nie ma siły na nic, ani,
by pobawić się z Sarang, ani, by przygotować coś do jedzenia. Gdy jest już
późno, tylko całuje śpiącą dziewczynkę na dobranoc i żegna opiekunkę.
Dwudziestodwuletnia Choa widzi zmęczenie pracodawczyni, lecz nigdy o nic
nie pyta. Dyskretnie insynuuje, że Sumin powinna uniezależnić się od szefa. Nie
zna go i niewiele o nim wie, lecz widzi do czego doprowadza tę kobietę. A gdy raz zwraca jej uwagę, że wraca później, niż zwykle, słyszy w odpowiedzi,
żeby nie była wścibska. Sumin nie ma ochoty zwierzać się opiekunce. Myśli
jedynie o tym, by położyć się spać, ale gdy to wreszcie następuje, nie zasypia
do rana. Po dwóch-trzech godzinach znów budzi się bez sił. Zgłasza się do
przychodni, opowiada o swoich kłopotach z zaśnięciem. „To wszystko przez stres”,
stwierdza lekarz. I przepisuje jej leki nasenne. „Dwie tabletki codziennie
wieczorem”. Po zażyciu czterech, Sumin zasypia natychmiast. Rano słyszy krzyki,
ma wrażenie, że z oddali, lecz przekonuje się, że z bardzo bliska. Przy jej
łóżku stoi Sarang i woła:
- Mamo! Mamo! Maaamooo!!!
- Nie drzyj się tak, bo mi głowa pęknie.
- Nie idę dziś do przedszkola?
Przerażona Sumin spogląda na zegar w telefonie. Trzy po
jedenastej! Cholera! Hakyeon się wścieknie… Dzwonił pięć razy. Powinna być w
pracy! Zrywa się na nogi, choć lekko kręci jej się w głowie. Nie wie za co
najpierw się zabrać. Dzwoni po opiekunkę, bo nie ma czasu zawieźć Sarang do
przedszkola. Ubiera się szybko, nakłada staranny makijaż, by ukryć podkrążone oczy.
Tyle spała, nie powinna tak źle wyglądać. I dlaczego wciąż ma zawroty głowy?
Zjada kiepskie śniadanie, grzankę z dżemem, i popija kilka łyków wody. Ledwo
zjawia się Choa, Sumin pędzi złapać taksówkę. Po drodze oddzwania do szefa i
mówi, że zaraz będzie. Przyjeżdża do Good style-Good life kilka minut po
południu. To nawet nieźle. Na szczęście na ulicach nie było wielkich korków. Hakyeon zamyka się
z Sumin w swoim biurze. Nie chce słuchać tłumaczeń, że zaspała po silnych
środkach nasennych. Denerwuje się, ponieważ modelka, która ma dziś sesję, od
godziny czeka na zrobienie makijażu. Sumin nie przestaje przepraszać, czuje się
winna. Całuje szefa namiętnie, by go uspokoić. Ale Hakyeon ją odpycha.
- Praca czeka. Przeprosisz mnie wieczorem…
Sumin stara się opanować drżenie rąk, gdy maluje modelkę –
dziewczynę w wieku dziewiętnastu lat, o ostrych, trochę męskich rysach. Sesja
trwa całe popołudnie, ale Hakyeon wydaje się być zadowolony. Chwali zdjęcia i
pracę ekipy, fotografa, montażysty, hm, nawet makijażystki! Sumin ma nadzieje,
że już nie jest na nią zły. Jednak on nadal oczekuje wynagrodzenia za
spóźnienie… Jadą do niego do domu. Hakyeon częstuje Sumin kieliszkiem wina w
swojej sypialni. To nic nowego, że każe, by się rozebrała i klękła mu między
nogami… Ona sama nie rozumie, co się
dzieje, że odpowiada buntowniczo:
- Nie.
- Nie? – powtarza zaskoczony Hakyeon.
W Sumin nagle wstępuje odwaga.
- Nawet na to nie licz. Pieprz mnie ile ci się podoba,
ale weź sobie dziwkę, żeby robiła ci dobrze ustami.
- Słucham?
- Nie, ty właśnie nie słuchasz. Mówisz, że mnie kochasz,
ale naprawdę okropnie kłamiesz. To takie śmieszne, Hakyeon? Nigdy nie słuchasz,
nie pytasz, co lubię, a czego nie, co mi sprawia przyjemność, na co mam ochotę.
Nie szanujesz mnie.
Hakyeon nie przestaje się śmiać. Podchodzi do Sumin i
przeczesuje dłońmi jej włosy.
- Zawdzięczasz mi wszystko. Musisz być mi posłuszna,
baby.
- Nie!
Sumin ma świadomość, że tym sprzeciwem ostatecznie
wyczerpała cierpliwość szefa. Chyba przez te leki zachowuje się, jakby
zwariowała. A może to nie wariactwo, lecz coś, co powinna zrobić wcześniej? Gdy
tak się zastanawia, pada pierwszy cios. Sumin przewraca się na podłogę. W
ustach czuje krew. I wie, że to się dopiero zaczyna. Spanikowana odsuwa się, aż
trafia na ścianę. Hakyeon zbliża się powoli.
- Nie… - jęczy błagalnie Sumin.
Ale to nic nie da. Jeszcze wiele razy będzie krzyczała „nie!” dziś wieczorem.
***
Sumin wyciera krew z twarzy. Na dworze jest już ciemno, kiedy opuszcza dom Hakyeona. Po wszystkim, co zrobił, zaproponował jej podwiezienie. Odmówiła. Nigdy więcej nie chce być blisko niego. Czuje ból w całym ciele. Nawet chodzenie sprawia jej trudność. Jednak Sumin dociera do najbliższej, niedrogiej knajpy. Sporo ludzi siedzi przy stolikach na dworze w ten ciepły, majowy wieczór. W środku nie ma prawie nikogo. Sumin podchodzi do baru i kupuje butelkę wina. Barman uważnie przygląda się dziewczynie, lecz o nic nie pyta, sprzedaje jej alkohol. Napisała do Choa, że wróci późno, więc nie obawia się o Sarang. Wreszcie ma trochę czasu dla siebie… Zamyka się w toalecie. Ignoruje ból i siada na podłodze. Z torebki wyjmuje środki nasenne. Wyobraża sobie, że połyka wszystkie i popija alkoholem. To nie takie trudne. To przyniesie ulgę. Łzy spływają jej po policzkach, kapią na dłonie, w których ściska opakowanie leków. Nie chce żyć, ale nie chce umierać. Niestety nie ma nic pomiędzy, trzeba coś postanowić. Teraz może to zrobić sama, jej własna osobista decyzja. Otwiera opakowanie i wysypuje na rękę kilka tabletek. Cztery spowodowały, że zaspała do pracy i wywołały ten niepotrzebny bunt. A wyglądają tak niewinnie… Sumin podnosi garść tabletek do ust. I w głowie pojawia jej się nieustannie to imię… SARANG, SARANG, SARANG. Odkłada tabletki. Bierze do ręki telefon i dzwoni.
Rozdział świetny choć faktycznie smutny.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu pieska:(
Jaki utworzył się potajemny romans między Hyeyoon a Sangbae:) Szkoda mi tylko Hyuntae. Nie jest niczemu winien, a został tak okrutnie potraktowany. Ale Hakyeon jaki dupek!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu pieska. To naprawdę smutne kiedy tracimy jednego z członków rodziny. A co do twojej zagadki...to naprawdę jest zagadką i nie mam zielonego pojęcia kto to mógłby być:)
Dziękuję za zrozumienie, takim właśnie był członkiem rodziny.
UsuńOba wątki będę kontynouwać w szybszym lub nie czasie, ale zagadka rozwiąże się w następnym rozdziale:)
Teraz to nieźle namieszałaś w opowiadaniu;) Aż jestem ciekawa ci będzie w następnym rozdziale:)
Usuń