07/10/2015

blue lagoon (rozdział 40)

                - Niooosę karton pełen bielizny Hayi! – śpiewa Jiyong.
Recepcjonistka i kilku hotelowych gości, przygląda mu się z zażenowaniem, gdy przechodzi przez główny hol i kieruje się ku wyjściu. Hayi niesie drugi karton, pełen… sama nie wie czego i nie przyznaje się do chłopaka. Dopiero na dworze udziela mu reprymendy:
- Przestań się wydurniać, oppa. Lepiej popatrz w górę…
Wskazuje okno na ostatnim piętrze. Jiyong przerywa piosenkę o bieliźnie swojej dziewczyny i podnosi wzrok. Zauważa Jane w jej apartamencie, lecz twarz szybko znika za firanką. Jiyong prycha pogardliwie. Tchórzostwo „matki” wzbudza w nim śmiech.
- Co to ma być? Pożegnanie? - komentuje i wraca do swoich zajęć.
Wnosi karton do przyczepy, gdy z hotelu wybiega przejęta Delilah.
- Hayi! Smok! Wy tak na serio!?
- Nie, tylko żartujemy. Zaraz  wypakujemy wszystkie rzeczy i zaniesiemy z powrotem do pokoju – śmieje się Jiyong.
- Zabawne, hyung.
- Dee, nie możesz mówić do mnie „hyung”, bo nie jesteś facetem.
- No i co? Wolność słowa! Będę do ciebie mówić, jak chcę!
- Cicho!!! – przekrzykuje ich Hayi – mama do mnie dzwoni. Tak, słucham?
- Cześć, córeczko.
- Cześć…
Hayi odsuwa się na bok, by spokojnie porozmawiać. Jiyong natomiast nie ustępuje Delilah:
- To tak, jakbyś zaczęła mówić do Jane „tato”.
- Zaraz w ogóle przestanę się do ciebie odzywać! Nie chcesz mnie zabrać do Corpus Christi i czepiasz się o wszystko, zamiast być dla mnie miły w ten ostatni dzień…
- Mała, musisz chodzić do szkoły, ale ferie i wakacje spędzasz z nami na plaży w Teksasie, obiecałaś to mi i Hayi! – przypomina Jiyong, rozbawiony, jednak Delilah nawet się nie uśmiecha, wręcz przeciwnie, smutna przysiada na podłodze w przyczepie. Obejmuje ramionami kolana i opiera na nich głowę.
- Taaa, obiecałam.
- Dee.
- Co?
- Gówno.
- Smok!
- Dee, co ci?
- Nic.
Od strony kierowcy rozlega się jakiś hałas. Po chwili szczupły mężczyzna po trzydziestce, w kowbojskim kapeluszu, zjawia się w drzwiach przyczepy.
- To co, jedziemy? – pyta.
- Jeszcze chwila, Mark. Moja dziewczyna gada z mamuśką, a mała opowiada mi o swoich problemach – wyjaśnia Jiyong.
- Nie mam żadnych problemów! – wtrąca Delilah.
Mark porozumiewawczo kiwa głową. Jiyong znalazł kierowcę, który specjalizuje się w prowadzeniu takich pojazdów jak przyczepa mieszkalna. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Po powrocie zrobił rozeznanie. Zorientował się w cenach przyczep i zdecydował się na kupno niewiele używanej, jednopokojowej, lecz obowiązkowo posiadającej łazienkę. Wsiadł za kierownicę, a obok Hayi, ruszył i przejechał krótki odcinek, co okazało się trudniejsze, niż przypuszczał. Wtedy poprzedni właściciel powiedział, że najlepiej wynająć kogoś, kto ma doświadczenie w prowadzeniu przyczepy i poleciał takiego kogoś. To był Mark. Hayi i Jiyong poprosili, by dowiózł ich, za wynagrodzeniem, do Corpus Christi, równie bezpiecznie, co do hotelu. Dlaczego wybrali Teksas? Nie mieli u kogo szukać porady, więc kierowali się swoimi upodobaniami. Przede wszystkim tam zawsze świeci słońce, znajduje się wiele osiedli przeznaczonych dla przyczep mieszkalnych, gdzie można podłączyć się do sieci wodnokanalizacyjnej, elektrycznej i gazowej. W Internecie znaleźli także liczne oferty pracy w Teksasie. Porozsyłali CV, dostali trochę odpowiedzi i umówili się na pierwsze rozmowy kwalifikacyjne. Planowali popracować w Corpus Christi przez pewien czas i przenieść się… jeszcze nie zdecydowali gdzie.
Mark postanawia zjeść coś w hotelowej restauracji.
- Sexy ten kierowca – stwierdza Delilah.
- Kierowca, kierowca. A Jared?
- Jared… za siedem miesięcy przeprowadza się z rodzicami do Kanady. Wszyscy mnie zostawiają!
- Eh… więc o to chodzi. Przerąbane.
- Nie pocieszasz.
- A mam?
Jiyong siada za Delilah i otacza dziewczynę ramionami.
- Smok… chyba zaraz się rozbeczę.
- Uh, rozumiem, że ci ciężko, no ale… jeśli to prawdziwa miłość, na pewno przetrwa, a jeśli nie przetrwa, widocznie jeszcze nie spotkałaś tego jedynego… Gdyby Jared mnie teraz słyszał, chyba by mi przyłożył.
- Chyba tak. Naprawdę w to wierzysz?
- W co?
- W krasnoludki.
- A, to nie.
- W przeznaczenie. Że dwoje ludzi  sobie przeznaczonych z nikim innym nie może być szczęśliwych.
- Nie wiem, nie wierzę w przeznaczenie, wierzę w… przyciąganie.
- Czyli?
- Od początku coś mnie w Hayi przyciągało… Co? Może to tak zwana chemia, te konkretne feromony, które z moimi feromonami stanowią jakąś dopasowaną… całość? Może coś innego, bardziej złożonego. A może wszystko naraz. Coś, co nazywasz właśnie przeznaczeniem, czy przyciąganiem. Ale to nie przypadek, zdecydowanie nie przypadek.
- Yhm… ciekawe.
W przyczepie zjawia się Hayi z zarumienionymi policzkami, jakby była czymś podekscytowana, albo zdenerwowana. Sądząc po jej spojrzeniu, to raczej zdenerwowanie.
- Oppa, mama znów coś sobie ubzdurała. I chce z tobą pogadać.
Jiyong niechętnie podnosi się z podłogi.
- Mam się bać? – pyta – ok, przyjmę to na klatę... Hayi, pocieszysz dziewczynkę, bo jej smutno?
Jiyong wskazuje na Delilah. Bierze od Hayi telefon i wychodzi. Ledwo się odzywa, pani Lee przerywa mu i rozpoczyna monolog:
- Dzień dobry, Jiyong. Hayi mi powiedziała, że właśnie przeprowadzacie się do Teksasu. Wcześniej miałam nadzieję, że to tylko niezbyt realne pomysły, ale teraz do mnie dotarło, że rzeczywiście zostajecie w Stanach. Próbowałam przekonać Hayi, żeby wracała, ale zrobiła się taka uparta… Co ty jej nagadałeś? To dla mnie straszny cios, że moja córka woli zostać tam, niż być przy swoich najbliższych.
- Proszę pani… nic jej nie nagadałem. I do niczego nie namawiałem. To był pomysł Hayi, żebyśmy zostali w Ameryce. Nie chcę czynić pani wyrzutów, nie o to mi chodzi, naprawdę, ale gdyby państwo nie kazali Hayi wybierać „on, albo my” i częściej by się państwo do niej odzywali, raczej nie wolałaby tu zostawać. A w tej sytuacji… do kogo ma wracać?
Chwila ciszy. Kiedy pani Lee się odzywa, jej głos brzmi gniewnie.
- Słucham?
- To nie atak, jest, jak jest.
- Chciałam tylko, żeby się stęskniła i wróciła, dlatego tak rzadko się odzywałam. Nie wiedziałam, że to wywoła przeciwny efekt. Gniewałam się na Hayi, ale dawno przestałam. Na ciebie też.
- Dziękuję – odpowiada ze śmiechem Jiyong – to chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mi pani powiedziała.
- Muszę cię zaakceptować, bo nie chcę stracić Hayi. Strasznie mi jej brakuje…
- Więc proszę dzwonić częściej. Proszę nas odwiedzić. Hayi by się cieszyła.
- Jiyong, chciałabym wam pomóc w sprawach finansowych.
- Tak?
- Pewnie wiesz, że wysłałam Hayi pieniądze… ale ona odkryła, że zrobiłam to bez zgody jej taty i przelała mi je z powrotem na konto…
- Dziękujemy za pomoc, ale radzimy sobie…
- Ty też nie możesz pokonać dumy?
- Nie, gdybym był Hayi, nie pogardziłbym tymi pieniędzmi.
- To nie pogardź…
- Proszę?
- Wysłałabym je na twoje konto, Hayi nie musiałaby wiedzieć.
- O nie, co to, to nie.
- Powiedziałeś, że byś nimi nie pogardził.
- Owszem. Gdybym był Hayi. Nie zamierzam robić czegoś wbrew jej woli. Jesteśmy razem i nasze finanse to nasza wspólna sprawa.
W odpowiedzi pani Lee głośno wzdycha.
- Cieszę się, że tak mówisz, ale… chcę wam tylko pomóc.
- Wystarczy, że będzie pani częściej dzwonić do Hayi. Finansowo naprawdę sobie radzimy. Szukamy pracy w Teksasie.
- Ale gdyby coś…
- Haha… zaciągniemy milionowy dług i zgłosimy się do pani.
- Nieśmieszne.
- Ale śmieje się pani.
- No dobrze, śmieszne. Jiyong, będziesz opiekować się Hayi, prawda?
- Cały czas to robię.
- Ona ma dziewiętnaście lat, ale dla mnie to nadal dziecko. Może jestem przewrażliwiona…
- Jak prawdziwa matka. Chyba.
- Źle cię oceniałam, przepraszam. Ale dawałeś mi powody.
- To przez prochy, to byłem ja, ale jakby nie ja. Wolałabym nie wracać do przeszłości…
- Ok. Cieszę się, że Hayi jest szczęśliwa. Będę dzwonić częściej. NIE CHCĘ CZYNIĆ WAM WYRZUTÓW, ale wy też czasami możecie zadzwonić…
- Haha, jasne.
- Do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Pani Lee się rozłącza. A Jiyong wraca do przyczepy i krzyczy:
- Hayi! Twoja mama jest zajebista!
Czuje się dziwnie uspokojony tą rozmową. Zawsze powtarzał sobie, że nie obchodzi go negatywny stosunek rodziców Hayi do niego, lecz nie było mu z tym dobrze. Nie chciał oddzielać swojej dziewczyny od najbliższych. A teraz wszystko zaczyna się stopniowo układać. Jiyong streszcza Hayi tę rozmowę. Potem zanoszą do przyczepy resztę rzeczy, a on podśpiewuje przy tym improwizowane piosenki. Delilah, która sprawia wrażenie, jakby miała trochę lepszy humor, pomaga im w pakowaniu i długo się z nimi żegna, gdy z restauracji wraca Mark.
- Gotowi? – niecierpliwi się kierowca.
- Let’s go! – odpowiada Jiyong.
Pierwszy wskakuje do przyczepy i podaje rękę Hayi. Zatrzaskują za sobą drzwi. Odjeżdżając, machają przez okno do Delilah, która ociera wyimaginowane łzy. Podróż upływa spokojnie. Hayi wymyśla różne zabawy, zgadywanki, skojarzenia, a Jiyong posłusznie zgadza się na wszystko. Kiedy zbliża się wieczór, oboje przyglądają się, jak zachodzi słońce i zmrok spowija piękne krajobrazy.
- Oppa, Dee powiedziała mi o twojej teorii przyciągania – oznajmia Hayi, gdy jest już zupełnie ciemno, a oprócz latarni, świeci księżyc i gwiazdy.
- I co?
- Też to czułam, od kiedy tylko cię zobaczyłam. Przyciąganie.
- Yhm, jesteśmy jak takie dwa magnesy. I gdzie nas to zaprowadziło!
- Do Teksasu – śmieje się Hayi.
- Jeszcze nie. Jesteśmy… nie wiem… gdzieś!
Przed nimi szeroka droga. Jiyong wpatruje się w półpustynię po jej obu stronach, zarys gór w oddali. I to, co widzi, podoba mu się. Pierwszy raz od dawna czuje się naprawdę szczęśliwy. Uwielbia swoje obecne życie, trochę niepewne, beztroskie i tak nieprzewidywalne. Ma tyle planów na przyszłość. Hayi opiera głowę na ramieniu chłopaka. W radiu David Guetta&Kid Cudi – Memories. Mark nuci tę melodię. Hayi i Jiyong dołączają do niego, bo ich to bawi. Wreszcie, przytuleni, na materacu wśród niewielu rzeczy, które zabrali z hotelu, zapadają w sen. A gdy znów otwierają oczy, witają swój nowy świat.


All the crazy shit I did tonight
Those will be the best memeries
I just wanna let it go for the night
That would be the best therapy for me
Hey, hey, yeah, yeah…

5 komentarzy:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio chorowałam. A wiadomo, że wtedy nie ma się ochoty na nic:) Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że mogę mieć tyle zaległości u Ciebie. Ale wracając do sedna... nie chcę mi się pisać pojedynczych komentarzy, dlatego piszę streszczenie wszystkich w jednym;)

    Apeiron r12:

    Ten ksiadz spowiednik był zajebisty;) Boże i te taśmy porno! Namjoo i Kyung to rzeczywiście dzika para. Ten ich seks...i te majtki w marchewki:) Ale Boomi na koniec byla najlepsza:)

    Blue lagoon r38:

    Szkoda mi Leo i Minyeong. Zagmatwane są ich historie miłosne:)

    Apeiron r13:

    Ten rozdział podobał mi się najbardziej. Co prawda był dosyć mroczny, ale świetnie napisany;)

    Blue lagoon r39:

    Ta rada Jiyonga byla dobra i jeszcze żądanie zapłaty:) Ale Hyeyoon to nieźle zabalowała:) A Sangbae zachował się jak prawdziwy gentelmen. Chociaz później i tak poszli do łóżka (ale przynajmniej trzeźwi;) Ale Leo mnie zezłościł tym jak potraktował Minyeong.

    Blue Lagoon r40:

    Jiyong i Dee zachowują się jak prawdziwe rodzeństwo:) Dobrze, że Ji w końcu doszedł do jakiegoś porozumienia z mamą Hayi.

    Nie mogę się teraz doczekać co będzie z Leo i Minyeong:) Również historia Zico i Angie mnie dość zaintrygowała;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wiem, czytałam u ciebie:)
      I dziękuję za tak szczegółowy komentarz!
      W sprawę Leo i Minyeong to całe VIXX się zaangażuje... na razie Minyeong będzie śmiertelnie obrażona.
      A co do Angie i Zico... (no co,muszę trochę pospojlerować xD), Zico pomógł Angie, a w przyszłości Angie bardzo pomoże Zico :)

      Usuń
    2. Uuuu całe VIXX??? No to teraz jestem ciekawa jeszcze bardziej:)
      Czuję, że chyba jeszcze długo sytuacja pomiędzy Zico a Angie będzie niepewna, ale cieszę się, że będzie o nich coś więcej (i szczerze im dopinguję:)

      Usuń
  2. Kiedy kolejny 😂? Bardzo się wciągnęłam i nmg się doczekać kolejnych rozdziałów ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :) rozdziały blue lagoon dodaję zawsze w środy :)

      Usuń