08/09/2016

Beautiful killer - N (VIXX) CZĘŚĆ I

PERSPEKTYWA DAISY

                Kiedy pojawiła się we mnie chęć wymierzania sprawiedliwości na własną rękę? Może wówczas, gdy miałam dziesięć lat, wróciłam ze szkoły i znalazłam moich rodziców w kałuży krwi z poderżniętymi gardłami. Później dowiedziałam się, że zabili ich ludzie niebezpiecznego lichwiarza, u którego zadłużył się mój ojciec. Gdybym tego dnia skończyła lekcje o godzinę wcześniej, prawdopodobnie zostałabym zabita w ten sam sposób. Wielokrotnie żałowałam, że nie umarłam wtedy. Żałowałam tego przez lata, spędzone u ciotki, która szczerze mnie nienawidziła. Byłam wykorzystywana do najgorszych prac, a jeżeli coś zrobiłam źle, bita. Przez to nie dosłyszę na lewe ucho. W wieku szesnastu lat postanowiłam uciec. Nie miałam żadnych perspektyw na przyszłość. Niewiele udało mi się zarobić na dorywczych pracach. Jak były pieniądze wynajmowałam gdzieś pokój, by się wykąpać i wyspać, a jak nie, włóczyłam się po pubach lub spałam na dworcu. Podczas jednej z tych nocy ktoś... próbował mnie uprowadzić. Szłam przez park. Poczułam znienacka oplatające mnie od tyłu ramiona. Ktoś zatkał mi usta i zaciągnął do swojego samochodu. Leżałam związana na tylnym siedzeniu i nie wiedziałam, co jeszcze może się wydarzyć. Porywacz, w bluzie z wysokim kołnierzem i baseballowej czapeczce prowadził szybko i zdecydowanie gdzieś na peryferie Seulu. Nie zwracał uwagi na moją szamotaninę. Nie zauważył, że mimo skrępowanych rąk, napisałam językiem na zaparowanej tylnej szybie wielkie "HELP". Nadal miałam nadzieję. Nie poddawałam się. Kilka minut później coś zaczęło się dziać. Porywacz przyspieszył, czymś się irytował. Podążał za nami samochód, czarna terenówka. Choć zachowywała dystans, nie oddalała się o więcej, niż dziesięć metrów. Mój porywacz to dostrzegł, z tego powodu tak się zdenerwował. Kilka razy niespodziewanie skręcił, a ja ledwie przełknęłam łzy - zauważyłam, że podążający za nami samochód zniknął. Byliśmy gdzieś za Seulem. Straciłam ostatnią nadzieję na ucieczkę. I wtedy czarna terenówka zajechała nam drogę. Mój porywacz zahamował z piskiem opon. Wysiadł. I dostał kilka ciosów w twarz od przystojnego kierowcy terenówki. Później ten pomógł mi wysiąść z samochodu i rozwiązać ręce.
- Ja jestem Ravi, a ty? - wiedziałam, że zdradził jedynie swój pseudonim, więc też postanowiłam, że wymyślę sobie własny.
- Daisy - odpowiedziałam.
Powalony na ziemię porywacz powoli odzyskiwał siły i podnosił się. Byliśmy na zupełnym pustkowiu. Ze wszystkich stron otaczały nas pola i czarna, mroczna noc. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać, jeżeli nie chcę z powrotem stać się ofiarą tego, z którego rąk szczęśliwie zostałam uratowana.
- Ten napis "HELP", to naprawdę bardzo pomysłowe, jesteś inteligentna - zauważył mój wybawca.
Cóż miałam odpowiedzieć?
- Hm, dziękuję... Ten człowiek napadł mnie w parku, chciał mnie gdzieś wywieźć...
Cała dygotałam, oblana zimnym potem, choć była upalna, duszna noc.
- Co robiłaś sama w parku o tej porze? - zdziwił się Ravi - dziewczyny nie powinny szlajać się tak po nocy, to niebezpieczne.
Porywacz zdołał wstać, Ravi powalił go kolejnym ciosem. Był zaskakująco silny. Pokazał mi, bym wsiadała do jego samochodu. Wspomniał, że odwiezie mnie do domu.
- Nie mam domu - wyznałam - po prostu podrzuć mnie do dworca.
Po drodze opowiedziałam mu o mojej godnej pożałowania sytuacji. Byłam wyczerpana, emocje powoli zaczynały opadać, choć nadal okropnie się pociłam. A w, pozostawionej na siedzeniu obok mnie, przenośnej lodówce pewnie znajdowała się schłodzona woda. O niczym innym nie marzyłam.
- Wezmę sobie coś do picia, ok? - zapytałam.
Zanim Ravi zrozumiał mój zamiar, było za późno.
- Nie!!! - krzyknął, przerażająco.
Ale ja już otworzyłam lodówkę. I zobaczyłam obłożone kostkami lodu żywe, ludzkie serce. Wydałam z siebie okropny wrzask.
Ravi zahamował. Brutalnym szarpnięciem wyrzucił mnie z samochodu.
- Kurwa mać! Mówiłem, żebyś tego nie otwierała! Wyszłabyś z tego cało! - krzyczał, a ja byłam jakby sparaliżowana. Nie bałam się w połowie tak bardzo, jak podczas wcześniejszego porwania. Wtedy nie wiedziałam, co mnie czeka. A gdy Ravi przystawił mi do głowy pistolet, zrozumiałam, że czeka mnie śmierć.

***

                - Naprawdę nie wiem, czemu cię nie zastrzeliłem - powtarzał, prowadząc mnie ciemnymi korytarzami wielkiej, luksusowej willi.
Płakałam, przyciskając rękę do krwawiącej rany. Tak, nie zastrzelił mnie, uderzył pistoletem w głowę i wywiózł tu, do ściśle strzeżonej willi na obrzeżach Seulu. Nie odpowiadał na moje pytania.
- Gdzie jesteśmy? - nie poddawałam się.
Ravi boleśnie ściskał mój nadgarstek. Myślałam o tym, jak bardzo chce mi się pić. Potrzebowałam wody, żeby uspokoić pragnienie i wytrzeć krew.
- Porozmawiasz z moim szefem. Pewnie odda cię swoim ludziom wyspecjalizowanym w zabijaniu. Ja jestem tylko od przekazywania towaru - wyjaśnił.
Towaru? Boże, to serce... Wreszcie zrozumiałam, gang handlujący ludzkimi organami... Czy moimi też zahandlują?
- Ravi... - jęknęłam - błagam...
- Zamknij gębę. Powiedziałem ci, gdybyś nie otwierała lodówki... - nie dokończył.
Miałam wrażenie, że z mojego powodu rzeczywiście było mu przykro. Już nie ściskał mnie tak mocno. Minęliśmy na korytarzu chłopaka, zamiatającego podłogę.
- Szef się zdenerwował. Rzucił wazą - oznajmił na nasz widok.
- Czym się zdenerwował? - zapytał Ravi.
- Tym, że tak długo nie wracasz. I nie odbierasz telefonu - odpowiedział chłopak, potem dowiedziałam się, że nazywał się Hyuk.
- Zaraz osobiście mu wszystko wytłumaczę - postanowił Ravi.
Po chwili sekretarka, którą poprzednio ochroniarze poinformowali o naszym przyjściu, wprowadziła nas do przestronnego pokoju. Przy biurku zauważyłam mężczyznę o wyjątkowo zimnym spojrzeniu. Obok stała tabliczka: Jung Taekwoon ~ Leo. Domyśliłam się, że to szef i przeszedł mnie dreszcz. Ravi opowiedział o naszym dzisiejszym niespodziewanym poznaniu się i moim odkryciu w jego samochodzie.
- Dostarcz serce na miejsce. Panna zostaje tutaj - oświadczył Leo.
Zadrżałam. Wychodząc, Ravi posłał mi przepraszające(?) spojrzenie. Zostałam sama z szefem. Przerażał mnie. Okropnie się go bałam. Znów żałowałam, że nie umarłam. Sześć lat temu, z moimi rodzicami. Lub dziś, zastrzelona.
Szef wykonał tylko jeden telefon.
- Sekretarko Min, niech Hongbin i Ken natychmiast do mnie przyjdą. Mam tu kogoś, kogo trzeba sprzątnąć.
Wstrząsana spazmami, upadłam na kolana.
- Nie! Błagam, nie! Nie zabijaj mnie! Nikomu nie opowiem, co dziś widziałam! Komu miałabym opowiedzieć? Ja nikogo nie mam! Jestem sama, zupełnie sama na świecie! - i chcę żyć, pomyślałam, chcę żyć, choć sama nie wiem czemu.
Twarz Leo nie wyrażała żadnych emocji.
- Przysięgniesz wszystko, żebym tylko cię uwolnił. A zaraz potem pobiegniesz na policję. Nie licz na litość. Nie mam zamiaru się nabrać na twoje gierki.
- Ale ja... ja naprawdę, szefie, nie chcę umrzeć! Nie zabijaj mnie, nie zabijaj mnie, błagam! - lamentowałam.
W tym momencie sekretarka wprowadziła dwóch chłopaków, domyśliłam się, że to Hongbin i Ken. Ukłonili się szefowi i obojętni na moje protesty, podnieśli mnie z podłogi.
- Nie! Nie! Nie!!! - powtarzałam, zupełnie oszalała.
Gdzie mnie zabierają? Jak mnie zabiją? Ugryzłam w rękę jednego z nich, okazało się, że Hongbina.
- Ała! Ken, ta suka mnie użarła! - zawołał wściekły i wymierzył mi policzek.
- Aaa! - zajęczałam - nie bij, błagam, nie...
Chyba rzeczywiście oszalałam. Znów go ugryzłam. Podniósł rękę, żeby jeszcze raz mnie uderzyć. Przygotowałam się na ból i... wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego.
- Przestańcie - polecił szef, po czym zapytał mnie - napisałaś "HELP" na szybie samochodu swojego porywacza, Daisy?
Hongbin i Ken puścili mnie. Upadłam na podłogę.
- Tak... - odpowiedziałam.
- Jesteś bystra. I nigdy się nie poddajesz, czyż nie?
Przytaknęłam.
- Chcę żyć - powtórzyłam.
- Powiedziałaś, że nie masz nikogo, co to oznacza?
Ponownie opowiedziałam dziś swoją historię, choć z większymi szczegółami.
- Wiele przeszłaś, Daisy - stwierdził Leo.
- Tak, to prawda - nie wiedziałam co przyniesie ta rozmowa.
Leo nieoczekiwanie wstał i usiadł przy mnie na podłodze. Uniósł mój podbródek i oświadczył:
- Mam dla ciebie propozycję. Pracuj dla mnie, to twój jedyny sposób na przeżycie.
Zamurowało mnie. Patrzyłam w obojętne oczy Leo.
- Ja? Pracować dla ciebie? J... jak?
- Wykonywałabyś na początku drobne zlecenia, obserwacje, kradzieże. Później... zostałbyś moim szpiegiem. A może... nie, nie tak daleko nie dojdziesz.
Tak, to była moja ostatnia szansa.
- Będę dla ciebie pracowała - oznajmiłam bez zastanowienia.
Leo pogładził mnie po obolałym policzku, dotknął krwawiącej rany po uderzeniu pistoletem, na co odruchowo się skrzywiłam.
- Boli? - zapytał - obawiam się, że potrzebujesz lekarza.
Dał mi jeden z pokoi. Kazał kucharkom przygotować coś do jedzenia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak syta. Potem wykąpałam się w mojej osobistej łazience. Wszystko tu emanowało przepychem i luksusem. Położyłam się w miękkiej pościeli. Zasnęłam. Następnego dnia Leo zabrał mnie do kliniki. Po drodze uprzedził, że jeżeli tylko czymkolwiek kiedykolwiek mu podpadnę, jego ludzie zabiją mnie. W ogóle w to nie wątpiłam. Klinika okazała się prywatną kliniką Leo. Tu pewnie leczył swoich ludzi, gdy byli ranni. Zostawił mnie w gabinecie lekarza. Siedziałam już w opatrunku na głowie, doktor pobrał mi krew, zrobił test na HIV, potem rozkazał:
- Rozbierz się.
- Słucham? - powtórzyłam.
- Muszę cię zbadać. Całą.
Nie miałam wyboru. Wykonał badanie ginekologiczne. Wyszłam stamtąd zawstydzona, upokorzona i przede wszystkim wykończona. Leo zabrał mnie z powrotem do willi. Przez dwa dni jakby o mnie zapomniał. Spałam, jadłam, nudziłam się, przymierzałam ubrania, które przyniósł mi Hyuk. Wreszcie, drugiego dnia wieczorem zjawiła się sekretarka Min.
- Szef chce cię widzieć w swoim prywatnym pokoju - powiedziała i zaprowadziła mnie tam.
W pokoju? Chyba w sypialni... Zauważyłam ogromne łoże, Leo w szlafroku... Kazał mi usiąść obok. Sekretarka wyszła.
- Zapytam po raz ostatni: chcesz dla mnie pracować, czy wolisz umrzeć?
- Chcę dla ciebie pracować - odpowiedziałam.
- A więc podpisujemy umowę.
Przeczytałam ją. I podpisałam. Zgodziłam się, że będę wykonywała wszystkie zadania Leo, że zachowam tajemnicę zawodową, w innym przypadku szef  wyda na mnie wyrok śmierci.
- Powinnaś złożyć jeszcze przysięgę krwi - dodał.
Popatrzyłam na swoją dłoń. Ok, przetnę się. Zrozumiał, o czym myślałam.
- Nie o taką krew chodzi - wyjaśnił - chodzi o krew dziewicy.
O Boże, poprosił o moje dziewictwo! Choć w środku cała drżałam, nie dałam tego po sobie poznać. Nie chciałam oddać się Leo. Nadal trochę się go bałam. Był... nieprzewidywalny. Ale nie miałam wyboru. Oddam mu się, albo mnie zabiją. Oddam mu się.
- Ok - powiedziałam.
Niewiele wiedziałam o tych sprawach. Leo wyczuł moją niepewność. Położył mnie na łóżku, zrzucił ze mnie ubrania. Odruchowo rozwiązałam jego szlafrok. Pierwszy raz zobaczyłam gołego mężczyznę. Ten widok onieśmielał mnie. Zamknęłam oczy. Drżałam. Później nie wspominałam mojego pierwszego razu źle. To nie było przykre przeżycie, jedynie zawstydzające. Tak to zapamiętałam. Wstyd. Lekkie ukłucie bólu. Jęknęłam, kiedy zabolało. Ale nie krwawiłam. Pomyślałam: nie złożyłam przysięgi krwi. A Leo tego nie skomentował. Zapamiętałam coś jeszcze. Chłód. Ogromny chłód z jakim Jung Taekwoon mnie traktował. Przez następne lata wielokrotnie uprawiałam z nim seks. Przyzwyczaiłam się do tego chłodu... aż sama stałam się zimna i wyrafinowana. Czy to wtedy pojawiła się we mnie chęć wymierzania sprawiedliwości na własną rękę?


6 LAT PÓŹNIEJ

                Wiele się wydarzyło. Miałam swoje mieszkanie. Studiowałam. Odbyłam trening strzelania, rzucania nożami, sztuk walki i wiele innych. Dostałam samochód. Za wszystko zapłacił Leo. Chyba mi zaufał. Nie kontrolował mnie tak, jak w początkach mojej pracy. Przez pierwsze cztery lata wykonywałam drobne zadania, coś komuś dostarczyć (na przykład żywe serce), obserwować kogoś, dowiedzieć się czegoś. Potem byłam podstawiana jako szpieg, uwodziłam wpływowych ludzi, załatwiałam wiele ważnych interesów. Pewnego wieczoru uprawiałam seks z Leo. Potem leżeliśmy i popijaliśmy wino.
- Powinnaś przejść oficjalny test - oznajmił.
- Jaki test? - zapytałam.
- Test, by osiągnąć najwyższy level. By zostać zabójcą.
Zamilkłam na moment, po czym zapytałam ostrożnie:
- Ja... mam kogoś zabić?
Pokazał mi jego zdjęcie z wypisanymi danymi na odwrocie.
- Kim Hyunjun. Lat 46. Adwokat. Ten człowiek jest naszym celem.
Przyjrzałam się temu mężczyźnie. Dość przystojny, ubrany w drogi garnitur, zadbany. Pewnie nieprzyzwoicie bogaty. Ten człowiek jest moim celem. Uśmiechnęłam się, czyli zrobiłam to, czego Leo nigdy nie robił.
- W porządku - odpowiedziałam.

 ***

                Ubrałam się tak, by wyglądać na skromną studentkę: jeansy, koszulka, trampki. W ręce trzymałam notes i długopis. W torebce czekała strzykawka z zabójczą dawką środka nasennego i opakowanie tabletek. Zadzwoniłam do drzwi willi Kim Hyunjuna. Od kilku dni go obserwowałam. Znałam jego rozkład dnia. Wiedziałam też, że jest od trzech miesięcy rozwiedziony, cierpi na depresję. Nie wiedziałam tylko czemu i kto chce go zabić. I to nie powinno mnie interesować. Po prostu wykonywałam zadanie. Otworzył. Różnił się od mężczyzny ze zdjęcia. Twarz mu wyszczuplała, zamiast garnituru, ubrany był w powyciągany dres.
- Dzień dobry! - powiedziałam z uśmiechem - studiuję dziennikarstwo, przeprowadzam ankietę...
- Nie, nie, dziękuję - zastrzegał się, gotowy zatrzasnąć drzwi.
- Proszę pana! Muszę przeprowadzić ankietę z pięćdziesięcioma osobami. Mam już czterdzieści jeden. Jak tego nie zrobię, nie zaliczą mi przedmiotu i nie będę mogła obronić pracy licencjackiej... Proszę, bardzo proszę mi pomóc, to tylko trzy pytania o słuchaniu radia, a dla mnie... dla mnie to cała moja przyszłość! - zgrywałam się.
Odpowiedział ciężkim westchnieniem. Wahał się. Jeszcze trochę mu natrułam i zgodził się.
- Dobrze, proszę pytać.
- A... czy mógłby mnie pan poczęstować szklanką wody? Okropnie chce mi się pić...
Poszedł do kuchni. Podążyłam za nim. Stał odwrócony do mnie tyłem. To moja szansa, pomyślałam. Powinnam zajść go ze strzykawką i wbić mu ją jednym, pewnym gestem, by nie zdążył się zorientować, co się dzieje. Przewróci się, po najwięcej minucie zapadnie w wieczny sen. A ja położę go na kanapie, obok zostawię opakowanie tabletek nasennych. Mają identyczny skład, co wstrzyknięty środek. Upozoruję wszystko na samobójstwo. Plan był gotowy. Gorzej z wprowadzeniem go w życie. Stałam i nie zrobiłam nic. Jakby mnie sparaliżowało. Wiedziałam, że jeżeli nie wykonam zadania, ludzie Leo mnie zabiją. Ktoś musi umrzeć, Kim Hyunjun, albo ja. Podał mi wodę. I wówczas zrozumiałam: nie mogę go zabić, po prostu nie mogę. Chyba pobladłam. Kim Hyunjun zauważył, że coś się dzieje.
- Proszę pani... dobrze się pani czuje? - zapytał - proszę, proszę się napić!
Nie chwyciłam szklanki. Rzuciłam się do ucieczki. Wypadłam z willi Kim Hyunjuna, przebiegłam całą ulicę, za rogiem zwymiotowałam. Było mi niedobrze, miałam dreszcze. I świadomość, że nie zdałam testu, wydałam na siebie wyrok. Umrę. Zabiją mnie. Wróciłam do swojego mieszkania i oddałam się myślom o mojej śmierci. Płakałam, spałam, jadłam coś i znowu płakałam. Bałam się kroków na schodach, dzwonka do drzwi, najmniejszego odgłosu. Wreszcie przyszedł - Leo. Czy wykona wyrok osobiście? W jaki sposób? Będę bardzo cierpiała? Po tylu latach naszych... hmmm bliskich kontaktów tak po prostu się mnie pozbędzie... Patrzyłam na Leo wielkimi, wystraszonymi oczami. Oblałam. Nie umiem zabijać.
- Okropnie wyglądasz - przyznał Leo - jesteś chora? Czy... to w związku z testem?
- A jak myślisz? - odparłam buntowniczo.
- Oh, Daisy, pierwsze morderstwo jest najtrudniejsze. A ty i tak nieźle sobie poradziłaś. Choć nie rozumiem, czemu zmieniałaś metodę. Tak, czy siak liczy się ostateczny wynik.
Co?!
Potem usłyszałam we wiadomościach: w dniu mojej wizyty Kim Hyunjun popełnił samobójstwo. Powiesił się. Cóż za zrządzenie losu. Zabił się, a to uratowało mi życie. Do czasu kolejnego zlecenia. Do czasu, gdy stchórzę i znowu ucieknę, a ten człowiek akurat nie popełni samobójstwa. Wtedy nastąpi mój koniec. Kolejne zlecenie dostałam wyjątkowo szybko.

OD AUTORKI:

No cóż, postanowiłam napisać one shot i uprzedzę, że będzie prawdopodobnie 3 shot:) Miał być krótszy i nie taki drastyczny, a wyszło, jak wyszło xD No i miał być o N, a tu N w pierwszej części brak. Otóż pojawia się w drugiej:) Wyczekujcie go. Malutki spojler? Musi się wreszcie pojawić jakaś pozytywna postać w tym opowiadanku...:)

12 komentarzy:

  1. O kurczę! A już myślałam, że bohaterka zdecyduje się zabić tego kolesia, skoro tak bardzo zależało jej żeby żyć. Ale właściwie taki obrót spraw jest ciekawszy. Myślę, że Leo od początku coś w niej dostrzegł. Jednak nie będę ich swatać😛 Czekam na next.
    Weny życzę💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!:) Leo jeszcze w życiu Daisy sporo namiesza...

      Usuń
  2. Po skończeniu czytania tego 3 shota miałam jedną, główną myśl: oby było jak najwięcej części!!! Naprawdę, ten projekt zasługuje na jakąś nagrodę;) Każde kolejne zdanie wywoływało u mnie takie emocje, że uhhhhhh!!!:))) Cieszę się, że jest w nim całe VIXX (zwłaszcza Leo w roli bezdusznego szefa mafii;) I w pierwszej chwili myślałam, że Ravi to taki cudowny wybawiciel, a tu się okazało, że jednak przestępca;) Ja na miejscu Daisy bym była w wielkim szoku, gdybym dowiedziała się, że człowiek, którego miałam zabić, sam się jednak powiesił;) To straszne i komiczne zarazem (chyba jednak nienormalna jestem). Normalnie Leo jest tak przerażający...ale w uwodzicielski sposób (no dobra, po prostu jest moim biasem i nic na to nie poradzę;) Jestem ciekawa jaką rolę odegra N w tym opowiadaniu;) Czekam na kolejną część!!! Oby szybko się pojawiła;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to się zastanawiałam, czy to w ogóle dodawać, więc cieszę się niezmiernie, że się spodobało:)
      Prawda, z tym samobójstwem to dziwny, absurdalny zbieg okoliczności. Choć w tym opowiadaniu wszystko jest wynikiem przypadku xD O Leo jeszcze będzie sporo no i będzie sporo o N jak już wkroczy do akcji:) Niestety nie wiem, kiedy 2ga część, bo w weekend mam imprezę rodzinną i pewnie nie uda mi się nic napisać.

      Usuń
    2. Dobrze, że jednak to dodałaś, bo opowiadanie jest zajebiste!;) Och... już się cieszę na Leo i N'a;) Rozumiem, ja tym bardziej zawalam sprawę z moimi rozdziałami:( Życzę udanej zabawy na imprezie;)

      Usuń
    3. Dziękuję! I liczę, że też wkrótce będzie coś nowego u ciebie:)

      Usuń
  3. No nieźle ^^
    Naprawdę świetny pomysł na opowiadanie i Leo faktycznie pasuje na zimnego szefa. Choć dziwiło mnie ze w tytule jest n a tu idzie do łóżka z Leo :O ale mam przeczucie ze to będzie tylko chwilowe a na koniec będzie z N. Ravi jako przestępca ^^ czekam na pojawienie się N bo w sumie nie wiem i nie mogę się doczekać kim on będzie i jak namieszać w życiu bohaterów.
    Czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję:) Tak wiem, o N miałam napisać :D Ale jakoś tak wstęp wyszedł mi za długi i już N w 1 rozdziale nie wcisnęłam. Obiecuję, że w drugiej części już jest!^^

      Usuń
  4. Świetne! Miałaś naprawdę świetny pomysł ;) Zapraszam też do mnie. Również pisze opowiadania.

    another-live-korea.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że mi o sobie przypomniałaś, bo mam nadal do nadrobienia opowiadanie u ciebie no i na pewno przejrzę bieżące posty!:)

      Usuń
  5. To teraz to. Już mi się podoba początek. <3 Boję się, jak to się skończy, bo dziewczyna jest cały czas w niebezpieczeństwie. ;-; I jeszcze ten bezwzględny Leo... Wow boję się. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. haha, ale główna bohaterka natrafiła na makabryczne znalezisko. Lubię takie mroczne klimaty

    OdpowiedzUsuń