20/10/2016

the song of love (rozdział 1)

Rok 1936, Keijo, okupowana Korea

             Tym, czego Aika naprawdę nie lubiła była bezczynność. Wieczorem, gdy wszyscy udali się na odpoczynek, a jedynie Kim Yejin, pomoc domowa, sprzątała jeszcze po kolacji, ona osiodłała konia i ruszyła na przejażdżkę. Najchętniej jechałaby na oklep, lecz jej matka Kanako oraz ciotka Hikari nieustannie powtarzały, że tak nie przystoi dziewczynie. Aika była żywiołowa, przepełniała ją energia i optymizm, miała sto pomysłów na minutę. W wolnych chwilach galopowała po polach, szukała towarzystwa innych ludzi lub siadała do pianina i akompaniowała kuzynce, słynnej diwie operowej Sakamoto Mei. Choć mieszkała w mieście okupowanym przez swoich rodaków i wiedziała, że codziennie uciemiężeni Koreańczycy ryzykują życie za kraj, rozwijając ruch niepodległościowy i umierają torturowani w więzieniach, jej bezpośrednio to nie dotyczyło. Miała rodzinę, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, które zapewniała japońska narodowość, niewinny świat, nietknięty jeszcze okropnościami wojny. 
                Aika dotarła aż do torów kolejowych. Otaczał je z przeciwnej strony las, z tej wysoki nasyp, gdzie przywiązała konia do jednego z drzew i usiadła obok, wypatrując wieczornego pociągu. Często wyobrażała sobie, że zobaczy w szybie mężczyznę, za którym tak bardzo tęskniła, chociaż nigdy go nie widziała, swojego ojca. Kiedy była dzieckiem nie zauważała aż tak jego braku. A gdy podrosła uświadomiła sobie, że wszyscy mają ojców. Kuzynka Mei też, mimo że widywała go rzadko, bo jej rodzice byli (cóż za nowatorskie słowo!) w separacji. Aika kilka razy próbowała porozmawiać z matką o ojcu. Kanako, rozzłoszczona jak nigdy, bo zazwyczaj w ogóle nie okazywała emocji, odpowiedziała, że sama nic o nim nie wie i nie życzy sobie więcej takich pytań. Aika wystraszona jej wzburzeniem snuła przeróżne przypuszczenia. Czyżby matka została zgwałcona? Czyżby nieostrożnie wpadła? Czyżby ukrywała tożsamość tego mężczyzny? Dla świętego spokoju Aika odnalazła w biurku matki, którego zawartość nielegalnie przejrzała, swoją metrykę narodzin. I zobaczyła łamiący serce wpis: ojciec nieznany. Zalała się łzami. Płakała i sama nie wiedziała za kim. Gdyby chociaż znała imię i nazwisko swojego ojca! Mogłaby go sobie wyobrażać, a tak zamiast jego obrazu miała w głowie tylko jedno słowo: nieznany, nieznany, nieznany. Z tego powodu nastoletnie życie Aiki nie było idealne. Mimo wszystko wmawiała sobie, że jeżeli kiedykolwiek naprawdę spotkałaby ojca, rozpoznałaby go, po prostu wiedziałaby, że to ten człowiek, ułuda. 
                Czasami patrzyła na przejeżdżające pociągi ze swoim szkolnym przyjacielem Takuyą. Ale dziś nie przyszedł. Pewnie uczył się roli do teatrzyku, który niedługo mają wystawiać. Pociągało go aktorstwo. Aika natomiast podchodziła do zagrania głównej postaci jak do kolejnego życiowego wyzwania. Nieważne, czy to teatrzyk, czy konkurs recytatorski, czy cokolwiek innego, wszystkim emocjonowała się w takim samym stopniu. 
                Spojrzała na wskazówki zawieszonego na szyi zegarka (prezent od matki na piętnaste urodziny, by "więcej się nie spóźniała"). Duża wskazywała szóstą, mała czterdzieści siedem minut. Na dworze zapadł już zmierzch. Zaraz przyjedzie pociąg! Po chwili Aika usłyszała znajomy odgłos. Podekscytowana stanęła na szczycie nasypu. Koń zarżał, pociąg wyłonił się zza zakrętu. I wtedy zauważyła tego chłopaka. Wskoczył na tory od strony lasu, położył się, opierając głowę o szynę. Przecież pociąg mu ją odetnie!, pomyślała zrozpaczona Aika i wreszcie zrozumiała: ten chłopak chce popełnić samobójstwo! Bez wahania rzuciła się w jego kierunku, jakby w ogóle nie dostrzegając rozpędzonej lokomotywy. To były ułamki sekund. Chłopak przygniótł ją masą swojego ciała do podłoża między szynami. Pociąg przejechał nad nimi, wydając swój charakterystyczny monotonny dźwięk. I zapanowała cisza. Aika pomyślała, że umarła. Albo chociaż straciła przytomność. W innym przypadku czułaby ból. Po chwili otworzyła oczy, przyznając w duchu, że zacisnęła je odruchowo, gdy zobaczyła zbliżające się koła i to z tego powodu widziała jedynie ciemność. Przerażone spojrzenie Aiki spotkało się z dzikim spojrzeniem chłopaka. Przez pewien czas po prostu patrzyli na siebie. Patrzyli, czując na twarzach swoje wzajemne oddechy. Wreszcie chłopak zszedł z dziewczyny, szarpnął ją i wymierzył jej bolesny policzek.
- Ty idiotko! Oszalałaś?! Mogłaś się zabić! A ja i tak to zrobię, i tak to zrobię! Zobaczysz! - odszedł, odgrażając się.
Aika poznała, że to Japończyk. Przykładając dłoń do piekącego policzka, spojrzała na plecy chłopaka i zauważyła na kurtce rozcięcie. Zapewne jakaś wystająca część pociągu zadrapała go. Chciała zapytać, czy jest ranny, lecz zdążył zniknąć w ciemnym lesie. Odwiązała konia i pojechała do domu, świadoma, że zajrzała śmierci w twarz. Jednocześnie wiedziała, że zrobiłaby to samo, gdyby sytuacja się powtórzyła. Po drodze prześladowało ją wspomnienie dzikich oczu chłopaka. 
Na szczęście w domu panowało zamieszanie i nikt nie zwrócił uwagi na jej zarumienione policzki, co wcale, a wcale nie było skutkiem uderzenia, czy wietrznej pogody.
- Tata zadzwonił! Przyjedzie pojutrze na mój występ! - wołała przejęta Mei.
Aika poczuła lekkie ukłucie zazdrości, które szybko od siebie odegnała i powiedziała:
- Och, to wspaniale!
Dała się objąć przeszczęśliwej kuzynce.
- Mnie o tym nie zawiadomił - skomentowała urażona Hikari.
- Mamo! Nie był pewien, czy generał pozwoli mu na opuszczenie jednostki, poza tym nie zatrzyma się tutaj, tylko w hotelu - odpowiedziała Mei.
Aika zobaczyła wyraz ulgi na twarzy cioci i usłyszała spokojne westchnienie swojej matki. W tym momencie do salonu wpadła Dahee, córka Kim Yejin, przyjętej jako pomoc domowa, której czasami przychodziła pomagać i poplotkować z Aiką.
- Ja też chcę iść na twój występ! - wołała, dopadając do Mei - proszę, unni, nigdy nie byłam w filharmonii!
- Nie stać nas na to -  upomniała ją Kim Yejin, trzymając stertę wypranych, wysuszonych ubrań - nie zarabiam tyle, byś chodziła do japońskich filharmonii - szepnęła, aby nikt oprócz córki jej nie słyszał.
- Mamo! - jęknęła Dahee, bo osobiście uważała, że nie wszyscy Japończycy są wcieleniem zła, a zwłaszcza ci, dla których pracowała jej - to występ unni, pozwól mi, proszę, pozwól mi iść - błagała, nie puszczając Mei.
- Ajumma, chętnie zabierzemy Dahee na nasz koszt, prawda? - zapytała Aika przekonana o swojej racji.
Kanako i Hikari skinęły głowami.
- Oczywiście! - wykrzyknęła Mei - gwarantuję wam wszystkim miejsce w pierwszym rzędzie.


***

                Mei przeglądała się w wielkim lustrze za kulisami filharmonii. Chociaż od spania w wałkach bolała ją głowa, jej włosy układały się dziś w puszyste loczki. Ozdabiał je dodatkowo fikuśny toczek. Twarz dziewczyny zdobił lekki makijaż, wykonany przez kobietę odpowiedzialną za wygląd artystów, która z dumą opowiadała, że wszystkie swoje kosmetyki, niezaprzeczalnie najlepszej jakości, sprowadza prosto z europejskiej stolicy mody, z Paryża. Liliowa suknia Mei, z nieprzyzwoitym wręcz (według matki i ciotki) wycięciem, odsłaniającym plecy oraz buty na kilkucentymetrowych obcasach dodawały jej powagi.
- Wyglądasz przepięknie - szepnęła Ueno Megumi, wieloletnia nauczycielka śpiewu swojej ulubienicy Mei.
W sali koncertowej zgasły światła i rozległ się gong.
- Zapraszam na scenę - oznajmił sam dyrektor filharmonii, otaczając dziewczynę ramieniem.
Odpowiedziała uśmiechem i wyszła zza kulis. Przed nią znajdowała się pogrążona w mroku publiczność. Mei słyszała tylko pełne napięcia oddechy widzów, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogła przyjrzeć się poszczególnym twarzom. W pierwszym rzędzie siedziała jej matka Hikari, ciotka Kanako, Aika i Dahee oraz inne, zapewne zajmujące wysokie stanowiska osobistości. Mei poczuła się rozczarowana, że nigdzie nie widzi swojego ojca. Szukając go w innych rzędach, zatrzymała wzrok na młodym mężczyźnie. Mimo idealnie skrojonego, trzyczęściowego garnituru miał w sobie coś niechlujnego. Może to ta swobodna fryzura, nieułożone, opadające na czoło kosmyki. Popłynęła muzyka. Mei zaśpiewała kilka piosenek, rozkojarzona, nie z powodu tremy, bo ta nigdy jej nie paraliżowała, lecz z powodu nieobecności ojca. Pułkownik Sakamoto Ryu zjawił się w połowie występu, zajął wolne miejsce w pierwszym rzędzie i sprawił, że w oczach córki zajaśniały łzy. Kilka razy śpiewała na bis, kłaniała się i subtelnymi, starannie dobranymi słowami wyrażała wobec wszystkich wdzięczność za przybycie. Dyrektor filharmonii wręczył jej bukiet czerwonych róż. Wreszcie Mei ostatecznie opuściła scenę. Za kulisami Ueno Megumi uściskała ją i wyraziła swój podziw. Podała uczennicy wodę. Mei piła zachłannie. Następnie udała się do należącego do filharmonii bufetu, gdzie czekała jej rodzina i Dahee. Tak się umówili. Wszyscy składali dziewczynie szczere gratulacje. A Mei trudno byłoby ukryć, że najbardziej cieszy się z odwiedzin ojca. Wpadła w jego ramiona i pozwoliła ucałować się w oba policzki.
- Tato! Jestem przeszczęśliwa, że przyjechałeś!
- Niestety, w pociągu doszło do pewnych... zamieszek. To spowodowało opóźnienie - wyjaśnił Ryu.
Był wysoki, dobrze zbudowany i oszałamiająco przystojny, choć sprawiał wrażenie groźnego. Jego siostra Kanako i żona Hikari konsekwentnie ignorowały go. Natomiast Aika powtórzyła:
- Zamieszek?
- Kilku parszywym zdrajcom wydawało się, że wysadzą pociąg zmajstrowanymi przez siebie materiałami wybuchowymi. Ja i , towarzyszący mi w podróży, oficerowie przekazaliśmy ich najbliższym oddziałom policji - opowiadał pułkownik.
- Wujku. Dahee jest Koreanką, nie nazywaj jej rodaków parszywymi zdrajcami - poprosiła go bezceremonialnie Aika.
Ryu zignorował słowa siostrzenicy, podejrzliwym wzrokiem zmierzył milczącą Kanako.
- Aika! Ci Koreańczycy byli zdrajcami. Chcieli wysadzić japoński pociąg. Gdyby to zrobili, twój wujek nie żyłby już zapewne - upomniała ją matka, "i tak może byłoby lepiej", dodała w myślach.
- Tato, mam nadzieję, że zjawisz się na dzisiejszym bankiecie - powiedziała Mei.
- Jakim bankiecie? - zainteresowała się Dahee i złapała dziewczynę za rękę - unni, ja też chcę iść!
- Jesteście jeszcze za młode - skomentowała Kanako, mając na myśli Dahee i jednocześnie swoją córkę Aikę - poza tym nie zapominajcie, że idziecie jutro do szkoły. A więc wracamy do domu.
- I ty też Mei nie wracaj zbyt późno - dodała Hikari.
- Dyrektor filharmonii po każdym moim występie wyprawia przyjęcie, zaprasza organizatorów i różne znamienite osobistości - tłumaczyła ojcu Mei i dopowiedziała szeptem - myślę, że mu się spodobałam.
- Doprawdy? To chyba nie najgorsza partia...
- Tato! Dyrektor Daishi jest stary i brzydki!
W tym momencie, gdy Ryu szukał wzrokiem owego mężczyzny, a Hikari, Kanako, Aika i Dahee opuszczały bufet, by udać się do domu, do Mei podszedł ten chłopak o niechlujnej fryzurze.
- Jestem pani wielkim wielbicielem. Gratuluję występu - oznajmił.
Uznała, że jego japoński brzmi dziwnie, lecz gdy pocałował ją w rękę, zupełnie o tym zapomniała.
- Chciałabym poznać nazwisko mojego wielbiciela - powiedziała.
- Pozna je pani, jeżeli mnie pani zaprosi na przyjęcie.
- Kto poinformował pana o przyjęciu?
- Kilku japońskich dygnitarzy  w pierwszym rzędzie zawzięcie o tym dyskutowało.
- Mei, kim jest ten Koreańczyk? - zainteresował się niespodziewanie jej ojciec.
- Mam nadzieję, że później pozwoli się pani poprosić do tańca - rzucił chłopak i odszedł, ignorując Ryu, a Mei pomyślała, że zachował się bardzo arogancko i poczuła, jak palą ją policzki.
Zwróciła się do stojącego obok pana Daishi:
- Chcę zaprosić tego mężczyznę na przyjęcie.
- Ma koreańskie pochodzenie - uświadomił ją dyrektor.
- To mi nie przeszkadza - uparła się Mei i odpowiedziała uśmiechem na niezadowolone spojrzenie pana Daishi oraz swojego ojca.
                Po chwili goście sączyli szampana w sali bankietowej przy muzyce specjalnie wynajętej orkiestry. Stoły uginały się od najznakomitszych przysmaków, a alkohol rozluźniał atmosferę. Ryu szybko otoczyło towarzystwo japońskich dygnitarzy, Mei pląsała po parkiecie z dyrektorem filharmonii i wypatrywała "swojego wielkiego wielbiciela". Rozmawiał z jednym z oficerów policji, w zadziwiająco dużych ilościach dolewając mu alkoholu. Sam ledwie moczył usta w kieliszku. W pewnym momencie wstał i poprosił do tańca jakąś dziewczynę. Mei wiedziała od nieobecnej na bankiecie Ueno Megumi, że to Koreanka Ahn Nayoon, rozwijająca swoją karierę w Tokio. Co dziś robiła w Keijo? Przyszła wzbudzić we mnie zazdrość, dając się podrywać chłopakowi, który powinien podrywać mnie?, zastanawiała się Mei. Skończył się jeden utwór grany przez orkiestrę i zaczął się kolejny, spokojny i nostalgiczny. Wtedy chłopak zagadnął pana Daishi:
- Wymiana partnerek?
Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Mei otoczyła ramionami szyję chłopaka, ten objął ją w talii.
- Nie chciał mi pan zdradzić swojego nazwiska ze względu na pana koreańskie pochodzenie? - spytała, unikając spoglądania mu w twarz, to za bardzo ją onieśmielało.
Nigdy jeszcze nie drżała tak w ramionach mężczyzny.
- Nie. Udawałem tajemniczego. Kobiety podobno uwielbiają ten typ. A pani? Jaki typ mężczyzn pani preferuje?
- Nie za wcześnie na tego typu pytania?
- Czy... gdybyśmy byli trochę bliżej... odpowiedziałaby pani?
- Tak, myślę, że tak.
Chłopak przyciągnął ją do siebie gwałtownym gestem. Stykali się ciałami i ustami też by się dotknęli, gdyby Mei nie miała ich na wysokości jego szyi. Kiedy chciała zapytać, co on najlepszego wyprawia, poczuła, że emocje odbierają jej głos.
- Jesteśmy wystarczająco blisko? - zapytał szeptem - nazywam się Lee Jonghyun, miło mi ciebie poznać Mei. Więc... jacy mężczyźni ci się podobają?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Ktoś odciągnął ją od chłopaka. To był jej ojciec.
- Co ty robisz, Mei? Wszyscy patrzą, jak obściskujesz się z tym Koreańczykiem! Natychmiast wracasz do domu!
- Uspokój się, tato, jestem dorosła. I nigdzie nie wracam.
- Dobrze. Poproszę pana Daishi, żeby miał ma ciebie oko. Ja jestem zmęczony, wracam do hotelu.
- Już?
- Przyjechałem tu prosto z dworca. Powinienem się wykąpać i wyspać po podróży.
- Rozumiem. Zobaczymy się jutro?
- Odwiedź mnie, jak już sama się wyśpisz.
- Oczywiście!
Zaledwie pożegnała się z ojcem, narzucił jej swoje towarzystwo pan Daishi. Szybko zbyła go, oznajmiając, że zgłodniała. Gdy siedziała przy stole, konsumując, otoczyli ją: z jednej strony dyrektor filharmonii, z drugiej Jonghyun. Ten pierwszy nieustannie wypominał Koreańczykowi jego pochodzenie.
- Skoro Lee Jonghyun jest tutaj dzisiaj, nie może należeć do zdrajców, co podkładają bomby w japońskich pociągach, zapewne wychwala Imperium i Cesarza - skomentowała Mei, popijając małymi łyczkami szampana i zajadając przystawki.
- Naturalnie - oświadczył Jonghyun, dolewając im wszystkim alkoholu i nadal tylko mocząc w kieliszku usta - wierzę w Imperium i w Cesarza. Skończyłem medycynę na uniwersytecie tokijskim, jestem stażystą w japońskim szpitalu. Pan chyba o tym wie, leczyłem pana, dyrektorze Daishi.
- Pana Lee nie byłoby tutaj dzisiaj, gdybyś go nie zaprosiła, moja droga Mei - oznajmił ten jedynie.
Jonghyun przeprosił na moment i zniknął w toalecie. Gdy wrócił, wcisnął Mei w rękę małą karteczkę. Sama zamknęła się w łazience, by ją odczytać. "Jeżeli chcesz dowiedzieć się o mnie więcej, wyrwijmy się stąd. Ja wyjdę pierwszy, ty zrób to po pół godzinie. Spotkajmy się na mostku za filharmonią". Mei spojrzała w lustro. Oczy jej błyszczały, policzki mimo makijażu były zarumienione. Odczekała, aż nieco ochłonie i usiadła z powrotem przy stole.
- Niestety, muszę iść. Już późno, a jutro z rana obowiązki wzywają. Życzę przyjemnej zabawy - Jonghyun wstał, znów pocałował Mei w rękę i uścisnął dłoń pana Daishi.
Ukłonił się i wyszedł. Mei zatańczyła jeszcze kilka utworów z dyrektorem filharmonii. Nigdzie nie idę, nigdzie nie idę z Jonghyunem, to nieodpowiedzialne!, powtarzała sobie. Minęło dwadzieścia minut, trzydzieści, czterdzieści... Mei wreszcie pożegnała pana Daishi i kilku innych gości.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował dyrektor.
- Dziękuję. Wezmę rikszę - odpowiedziała.
Opuściła budynek filharmonii i, przeklinając samą siebie, pognała w kierunku mostku. Była spóźniona.


***

                Kim Yejin zgodziła się, by jej córka Dahee nocowała u Aiki i, by stamtąd poszła następnego dnia do szkoły, koreańskiej, nie tak, jak jej przyjaciółka, imperialnej. 
Dziewczyny późno się położyły, a w łóżku długo jeszcze rozmawiały. Na krześle obok wisiały ich sukienki. Dahee była w filharmonii w sukience Mei. Sama nie posiadała odpowiedniej, a w ubrania niższej, drobniejszej Aiki nie wchodziła. Zaznała dziś wiele luksusów. Była zachwycona wystrojem filharmonii, występem Mei i perspektywą spędzenia nocy w domu pięknym jak pałac. Byłaby w pełni szczęśliwa, gdyby jeszcze mogła bawić się na bankiecie.
- Też chciałabym tak żyć, jak twoja kuzynka - przyznała, odwrócona twarzą do pogrążonej w myślach Aiki.
- Yhm.
- A ty?
- Yhm. Tak. Jak tylko skończymy osiemnaście lat, pójdziemy na prawdziwy bal.
- Obiecujesz?
- Obiecuję!
Dahee rozejrzała się po pokoju Aiki. Choć było ciemno widziała zarys drogich, stylowych mebli, obrazy na ścianach, toaletkę z ogromnym lustrem, zwisające, podwieszane na ścianach paprotki. Sama miała w domu tylko dwa pokoje i kuchnię, a cała jej rodzina (rodzice, ona i młodsze rodzeństwo) spała na rozkładanych na podłodze materacach. Nie wspominając już, że Aika posiadała własną łazienkę, a Dahee wspólny z sąsiadami wychodek w podwórzu.
- Twój pokój jest najwspanialszy na świecie - zdecydowała i nie doczekała się reakcji przyjaciółki.
Choć Aika patrzyła na nią, zdawała się jej w ogóle nie zauważać. Dahee zapytała, czemu jest taka rozkojarzona.
- Ja... - Aika westchnęła - poznałam kogoś.
Dahee pochyliła się nad przyjaciółką, oparta na łokciu i spytała z przejęciem:
- Chłopaka?
- Tak... w sumie to tak, chłopaka. Ale nie w tym sensie...
Aika opowiedziała jej jak dwa dni temu wybrała się na tory i uratowała niedoszłego samobójcę.
- Wow, myślałam, że  tego typu historie zdarzają się tylko w książkach - podsumowała Dahee - koniecznie musisz go jeszcze spotkać! Powinien ci chociaż podziękować.
- Podziękować? Wyglądał, jakby chciał mnie rozszarpać! I nie wiem, czy w ogóle jeszcze żyje... - Aika zamilkła.
Ostatecznie ustaliły, że jutro po szkole pojadą na nasyp, choć nie liczyły na to, że znów spotkają chłopaka. Wreszcie, wykończone tym emocjonującym dniem, zapadły w sen. 
                Świtało, gdy Aikę obudziły podniesione głosy. Miała wrażenie, że słyszy mężczyznę. A przecież w tym domu były tylko kobiety! Spojrzała na Dahee. Spała, obojętna na wszystko. Aika sprawdziła godzinę, dochodziła szósta. Wyskoczyła z łóżka i pozwoliła, by głosy zaprowadziły ją do salonu. Kanako krążyła po pokoju, Hikari siedziała przy stole i płakała, przy piecu stał Ryu z powagą wypisaną na twarzy. Zaraz, czy nie zatrzymał się w hotelu? Więc czego tu szukał tak wcześnie? Jakby czytając w jej myślach, wyjaśnił:
- Jak tylko twoja ciotka po mnie zadzwoniła, zaraz tu przybiegłem... Mei nie wróciła do domu.

OD AUTORKI:

Oto i pierwszy rozdział! Szybko napisany, bo akurat wyjątkowo miałam czas:)

 Ale nie przyzwyczajacie się, zwykle go nie mam xD

I jak się podoba? Kogo polubiliście, a kogo nie? Czy jeszcze za wcześnie, by to stwierdzić? Domyśliliście się, kogo uratowała Aika? Pomysły co się dzieje z Mei?

12 komentarzy:

  1. Wspaniałe jak zawsze! Ta część jest w jakimś sensie bliska mojemu sercu. Bo ja też nie mam ojca, i nigdy go nie poznałam, ale w przeciwieństwie to Aiki to wiem jak się nazywa. Miałam kiedyś jego zdjęcie ale zgubiłam, a teraz to jego twarz jest coraz bardziej zapominana. Właściwie nigdy nie miałam z nim kontaktu i nie wiem nawet czy jeszcze żyje. Może dosyć o mnie bo to raczej trochę żałosne, ale chciałam tylko powiedzieć, że trochę rozumiem co ona czuje. I czekam na kolejną część. Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś miała z nim kontakt, jestem przekonana, że byłby dumny z ciebie:) Mój ojciec zmarł kilkanaście lat, niestety na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu.
      Co do Aiki, to stopniowo odkryje coś o swoim ojcu, na pierwszy ślad natrafi w przyszłym rozdziale:) I dziękuję jak zwykle za miłe słowa, dodają mi motywacji :D

      Usuń
  2. Dziękuję, z ciebie byłby także dumny. Jesteś urodzoną pisarką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, miło mi to słyszeć! Chociaż uważam, że przesadzasz:D

      Usuń
  3. To jest naprawdę coś! Przede wszystkim, jest to coś nowego, ponieważ akcja rozgrywa się w przeszłości no i mamy tu przedstawicieli innej narodowości, niż Korea;) Jej! Aika miała tyle odwagi próbując uratować tego chłopaka! Mei jaka bezproblemowa;) No i dobrze, że jej pochodzenie nie obchodzi, bo w sumie co to ma za znaczenie? Ale w tamtym czasie, wiadomo, że było inaczej... Jednak, sposób w jaki Jonghyun rozmawiał z Mei podczas tego tańca... muszę przyznać, że był odważny;) No i co się stało z Mei??? Porwał ją Jonghyun???:) A na Twoje końcowe pytania, odpowiadam, że jak na razie, najbardziej polubiłam Mei;) Bo jeszcze trudno wszystkich ocenić. Niestety, nie mam pomysłu, kto jest niedoszłym samobójcą, ale wiem na 100 %, że jeszcze żyje (śmiałby się zabić, po tym jak Aice wpadł w oko!:))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, żyje jeszcze...:) Jonghyun rzeczywiście był zdesperowany, by zbliżyć się do Mei i najwyraźniej ją podrywał:) Czy ją porwał, czy może w ogóle się nie spotkali, skoro się spóźniła... tego nie zdradzam^^ I cieszę się, że ją polubiłaś!

      Usuń
    2. Teraz w mojej głowie przewija się tysiąc teorii dotyczących ich ,,umówionego" spotkania;) Może Jonghyun służył za przynętę, aby zwabić Mei do jakiegoś zaułka, a tam jakaś banda kolesi ją porwała dla okupu? No nie wiem, ale ciekawi mnie, co się z nią stało... No i oczywiście rozdział cudny, bo zapomniałam wcześniej o tym wspomnieć;)

      Usuń
    3. Dziękuję!:) Kusi mnie, by powiedzieć coś więcej, lecz postanowiłam sobie: bez spojlerowania. Za to przyszły rozdział odpowiada na wszystkie pytania:) Tylko nie obiecuję jeszcze, kiedy uda mi się go napisać.

      Usuń
    4. Oczywiście mam ochotę naciskać, abyś mi coś więcej zdradziła, ale sama wiem, że nikt nie lubi spoilerować;) Dlatego, posłusznie zaczekam;) W końcu, i tak kolejny rozdział ,,School of Hard Knocks'' będzie niedługo, więc nie uschnę z literackiego pragnienia;)
      Życzę abyś szybko napisała nowy rozdział;)

      Usuń
  4. Waa pierwszy rozdział to peruka. Nie wiedziałam, że można tak pięknie pisać hisotryczne, wojenne opowiadanie. *_* Podziwiam cię. I te zniknięcie Mei. Obawiam się najgorszego. Czułam, że ten Jonghyun to ziółko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że ci się spodobało, bo jak pisałam, jest to taki eksperyment:) A co z Mei, wyjaśnia się już w kolejnej części^^ No i w sumie dobre masz przeczucie, bo Jonghyun ma różne swoje sekrety:)

      Usuń