29/01/2017

the song of love (rozdział 9)

                Jonghyun wracał z wizyty domowej. Sytuacja była poważna. Syn pewnej wdowy nie utrzymał równowagi i spadł na ziemię podczas naprawiania dachu. Choć zachował przytomność, jego stan wydawał się dość poważny. Jonghyun opatrzył chłopaka i uprzedził, że jeśli wystąpią objawy wstrząsu mózgu, powinien przyjść do szpitala na szczegółowe badania. Za kilka godzin sam też rozpoczynał nocny dyżur. Chciał przedtem coś zjeść, zmienić ubrania. Był blisko swojego domu, kiedy dostrzegł koło drzwi dwie kobiece sylwetki. Obie te osoby wydawały się czymś zdenerwowane. Wyczuł to, nim zdążył podejść i rozpoznać Mei oraz jej gosposię - Kim Yejin. Otworzył usta, by zapytać, co je tu sprowadza, lecz w tym momencie pani Kim złapała go za poły płaszcza i zawołała:
- Gdzie jest Dahee?! Gdzie jest moja córka?!
Widział w jej mimice złość, zarzut, oskarżenie. I za nic w świecie tego nie pojmował. Czy nie starał się pomóc córce Kim Yejin? Przez poprzednie dwa tygodnie przychodził codziennie, podawał dziewczynie leki, robił zastrzyki, wreszcie zabrał ją do szpitala.
- Dahee zniknęła - oznajmiła, wyjątkowo w jej przypadku stanowczo i chłodno, Mei.
- Jak to: zniknęła? - zapytał Jonghyun.
Pani Kim zaciskała ręce na połach jego płaszcza. Obawiał się, że wypowie jeszcze jedno nieostrożne słowo, a oberwie w twarz.
- Nie ma jej. I nikt nic nie wie - dodała Mei.
- Porozmawiajmy w domu - zaproponował Jonghyun i wtedy Kim Yejin zużyła resztki swojej energii, by nim potrząsnąć.
- Porozmawiać?! A o czym tu rozmawiać?! Chcę tylko wiedzieć, co zrobiłeś z Dahee! Gdzie ją zabrałeś?!
- Ja? Czemu...
- To przez ciebie została skierowana do szpitala! Z którego kilka dni później zniknęła!
- Wystarczy! - poprosiła Mei - Kim Yejin, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy weszli do domu i porozmawiali...
Wówczas Jonghyun docenił tę cechę jej charakteru, jaką była bezproblemowość, oraz umiejętność opanowywania wszelkich sporów. Zaprosił obie kobiety do domu i zaproponował coś do picia. Odmówiły. Usiadły przy stole i opowiadały o dziwnym zniknięciu dziewczyny ze szpitala. Kim Yejin jak zwykle z rana przyjechała odwiedzić Dahee, lecz w sali zastała jedynie puste łóżko. Pomyślała, że córka jest na jakiś badaniach lub poszła do dzieci z innych sali. Wreszcie spytała lekarza, pielęgniarki. Nikt zdawał się nic nie wiedzieć, każdy dziwił się tymi pytaniami, jakby Dahee w ogóle nie istniała. Jonghyun mimo wszystko niewiele z tego zrozumiał. Nikt nie wypisałby jej i nie przenosił w inne miejsce bez poinformowania kogokolwiek z opiekunów. Wreszcie stwierdził, że jedyne wyjście to udać się do szpitala i jeszcze raz zapytać lekarza. Kobiety wyraziły zgodę. Złapali dorożkę i pół godziny później dotarli na miejsce. Jonghyun i Mei wyglądali na opanowanych. Kim Yejin drżała na całym ciele, a jej policzki pokrywała chorobliwa bladość. Odszukali lekarza, który zajmował się Dahee i zapytali o niespodziewane zniknięcie dziewczyny.
- Nic o tym nie wiem - powtarzał doktor Keisuke - czemu miałaby zniknąć? Ludzie nie znikają ze szpitala.
Jonghyun się zdenerwował. Poczuł się winny. Lecz przecież nie mógł wiedzieć, co się wydarzy, zabierając ją tu. Nie mógł tego przewidzieć.
- Nie udawaj, że jej nie pamiętasz! Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi! Nie mogłeś nie zauważyć, że zniknęła. Leczyłeś tę dziewczynę! Gdzie jest jej karta choroby? Chcę ją zobaczyć!
- Nie istnieje.
- Słucham?!
- Nie istnieje żadna dokumentacja związana z taką osobą.
- Do cholery, nie udawaj, że nigdy jej tu nie było!!!
Kim Yejin przysłuchiwała się zupełnie wypruta z emocji. Odczuwała jedynie lęk o Dahee. Mei zadrżała, kiedy Jonghyun podniósł głos. Nigdy jeszcze nie słyszała go tak zdenerwowanego. Myślała, że w tym wzburzeniu był skłonny do uderzenia doktora Keisuke, lecz niespodziewanie obok zobaczyła ordynatora.
- Lee Jonghyun. Proszę się uspokoić - oznajmił doktor Fuchida.
Ten rzeczywiście się uspokoił. A w zamian to Kim Yejin wpadła w szał.
- Co zrobiliście mojej córce?! - rozpaczała.
- Kim Dahee. Piętnaście lat. Zapalenie płuc - przypomniał Jonghyun - gdzie jest? Przecież jeszcze nie wyzdrowiała. Leżała w sali numer 6. A dzisiaj wszyscy udają, że nigdy tu nie przebywała.
- Porozmawiajmy w moim gabinecie - postanowił doktor Fuchida, dając znak Jonghyunowi, żeby za nim szedł.
- Jestem jej matką! Też chcę uczestniczyć w rozmowie - oburzyła się pani Kim i ruszyła za nimi.
Po chwili siedzieli w gabinecie, wypełnionym dziwnym napięciem i... lękiem. Po twarzy kobiety popłynęły łzy. Czuła, że usłyszy coś okropnego. Nie była na to gotowa.
- Dzisiaj w szpitalu pojawili się dwaj oficerowie... Zabrali Dahee. Nie wiem czemu i dokąd. Po prostu... ją zabrali - wyrzucił z siebie ordynator.
W tym momencie z piersi Kim Yejin wyrwał się przerażający ryk. Rzuciła się na doktora Fuchida, okładała go pięściami, kopała i przeklinała. Jonghyun ledwie zdołał ją wreszcie przytrzymać. Duża dawka leku uspakajającego sprawiła za to, że zrozpaczona matka popadła w otępienie.
- Chcę iść na posterunek. - powtarzała w kółko.
Mei również była oszołomiona. Dahee, aresztowana? Niby za co? Nie walczyła o wolność. Nigdy też nie wykazywała się patriotyczną postawą, a jej matka pracowała w japońskim domu! Jongyunowi nie pozostało sporo czasu do rozpoczęcia dyżuru. Mimo to postanowił towarzyszyć kobietom w wizycie na posterunku. Dotarli tam pieszo, gdyż odległość nie była taka duża. Usiedli przy biurku jednego z oficerów i podali nazwisko aresztowanej dziewczyny. Policjant przekartkował stertę papierów tylko po to, by zaraz stwierdzić, że nie posiada informacji o tej osobie.
- To znaczy? - spytała Kim Yejin.
Leki nadal działały. Była otępiała.
- To znaczy, że taka osoba nie została aresztowana - wytłumaczył oficer.
- Doktor twierdzi, że ze szpitala zabrała ją policja - upierała się.
- Jaki doktor?
Kiedy oficer o to spytał, zapadła złowroga cisza. A potem Jonghyun wyjaśnił:
- Ordynator. Doktor Fuchida.
Zauważył lekkie poddenerwowanie w zachowaniu policjanta. Oficer stukał palcami o blat i zaciskał usta. Mimo to konsekwentnie trzymał się poprzedniej wersji. Imperialna policja nigdy nie wstydziła się swoich okrutnych poczynań. Jakich strasznych rzeczy dopuścili się wobec Dahee, że woleli to ukryć i przemilczeć? Tego Jonghyun sobie nie wyobrażał. Po opuszczeniu posterunku tłumaczył Kim Yejin, że dzięki doktorowi Fuchida mają chociaż jakiś ślad i pojęcie w jakim kierunku kontynuować poszukiwania. Było to kiepskie pocieszenie, bo choć ślad rzeczywiście istniał, urywał się przerażająco szybko. Mei niewiele się odzywała. Jedynie obejmowała gosposię i powtarzała, że na pewno wszystko się dobrze skończy. Naprawdę tak uważała? Czy to też było tylko sposobem na pocieszenie? A może nie wiedziała, że w przypadku policji nic nigdy dobrze się nie kończy...? Jonghyun wsadził je do dorożki i ruszył z powrotem do szpitala. Przebiegł kawałek, bo zrobiło się dość późno, a nie chciał spóźnić się na dyżur. Nie mógł wyrzucić z myśli obrazu Dahee, jak zobaczył ją w ogrodzie (tego dnia, gdy po raz pierwszy przyszedł odwiedzić Mei) i podczas wizyt w jej domu, kiedy zachorowała. Była miłą nastolatką, lekko niepewna siebie, wstydliwa, lecz niezmiennie gotowa okazać wszystkim życzliwość. Czy powinien się winić za jej zniknięcie? Czy gdyby nie wysłał jej do szpitala, nie znalazłaby się w niebezpieczeństwie? Czy cierpiała? Przecież nie zdążyła wyzdrowieć... Nie umiał sobie odpowiedzieć na te pytania, umiał natomiast zrozumieć czemu inni go obwiniali. Myśleli, że był wrogi Koreańczykom, a Dahee to Koreanka. Pierwszy raz w życiu kłamstwa, jakimi karmił Mei nie pomagały, lecz przeciwnie, jedynie go pogrążały. Nie znając tak oczywistego powodu na jego niewinność, musiała po prostu uwierzyć mu na słowo.
- Wierzysz? - zapytał Mei, kiedy Kim Yejin była w dorożce, a ona sama dopiero wsiadała.
 - Wierzę - odpowiedziała.
                Analizując to wszystko podczas wieczornego obchodu, Jonghyun nadal odnosił wrażenie, że wtedy widział w jej oczach niepewność.

***

                Mei krążyła po pokojach, niespokojnie, przepełniona obawami, jakby wyczuwała czające się dookoła zagrożenie. Odkąd Dahee przepadła bez śladu, nie było żadnych nowych informacji. Rodzina dziewczyny odchodziła od zmysłów, lecz Kim Yejin nadal codziennie pojawiała się w pracy. Powtarzała, że gdyby siedziała bezczynnie, chyba by zwariowała, mimo że Kanako i Hikari kazały jej zostać w domu i wesprzeć resztę swoich bliskich. Mei obserwowała gosposię, zamiatającą podłogę. W pewnym momencie Kim Yejin upuściła miotłę i zalała się łzami.
- Już nie mogę - rozpaczała - po prostu nie mogę.
Mei natychmiast znalazła się obok i, przytulając płaczącą kobietę, powiedziała:
- Proszę iść do domu. Posiedzieć z mężem i... dziećmi.
Wiedziała, że kiedy wspomniała jej dzieci, jednocześnie przypomniała o tym, że jednego z nich brakowało.
- Dobrze - odpowiedziała gosposia i otarła łzy - idę do domu.
Kanako i Hikari były dziś w hotelu. Aika w szkole. Mei została sama. I ta samotność dodatkowo ją przygnębiała. Nastawiła muzykę, by zagłuszyć myśli. Ale niewiele to pomagało. Nadal pojawiały się w jej głowie pytania Jonghyuna "wierzysz mi, prawda?". Powiedziała, że wierzy, bo chciała mu wierzyć. Mimo wszystko pozostała wątpliwość, wywołująca niepokój. Skoro Kim Yejin poszła do domu, Mei postanowiła zająć się pracami domowymi i przygotować coś do jedzenia. Nigdy nie radziła sobie w kuchni zbyt dobrze. Ugotowała ryż i warzywa. Pogrzała je, kiedy Aika przyszła ze szkoły. Jadły w ciszy, co rzadko im się zdarzało. Zazwyczaj wręcz wchodziły sobie w słowo.
- Myślisz, że Jonghyun ma z tym coś wspólnego? - spytała niespodziewanie Aika.
Niewiele zjadła, mieszała w swojej porcji, jakby jej nie smakowało, albo jakby po prostu nie miała ochoty na jedzenie.
- Co? - zdziwiła się Mei, utkwiła w Aice wystraszony wzrok.
- Myślisz, że Jonghyun ma coś wspólnego z tym, że Dahee zniknęła?
- Nie... A czemu?
- Kilka faktów by na to wskazywało, prawda?
- Jakich faktów?
- Jonghyun trzyma z Japończykami. Umieścił Dahee w japońskim szpitalu, a stamtąd zabrała ją japońska policja.
- To o niczym nie świadczy - obruszyła się Mei - umieścił ją w szpitalu, w którym jest stażystą. I robił wszystko, by się dowiedzieć, co się wydarzyło.
- O Boże, Mei! - zawołała Aika, uderzając dłońmi w blat - skoro go nie podejrzewasz, to czemu od kilku dni snujesz się, jak cień, nie możesz spać, jeść, jesteś cały czas zdenerwowana? Ty też uważasz, że Jonghyun coś ukrywa, tylko nie wiesz co. Widzisz to w jego oczach, w jego zachowaniu. Czasami go nie rozumiesz. Ale wolisz udawać, że nic się nie dzieje niż stawić czoło problemom! W ten sposób nie pomożesz, ani sobie, ani Dahee.
Aika nie wiedziała, czy kuzynka słyszała jej słowa, bo w pewnej chwili wstała i pognała do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi. Taka była. Unikała konfrontacji z tym, co bolesne i niewygodne. I choć Aika ją kochała, czasami miała dość ignorancji kuzynki. Wyrzuciła resztki jedzenia, pozmywała naczynia i posprzątała po posiłku. Miała plan poszukiwania Dahee. A żeby go zrealizować, musiała się opanować i jeszcze raz porozmawiać z Mei. Niepewnie zapukała do drzwi jej pokoju. Była zdeterminowana. Zaginiona przyjaciółka potrzebowała pomocy. A Aika obiecała sobie, że nie spocznie, jeżeli nie dotrze do konkretnych informacji.
- Wejdź - usłyszała.
Mei siedziała na łóżku i płakała. Aika usadowiła się obok, ostrożnie złapała kuzynkę za rękę.
- Mei... W ten sposób naprawdę...
- A co my możemy zrobić, żeby jej pomóc?
- Mam pewien pomysł... żeby udowodnić, czy Jonghyun jest niewinny.
- Jaki?
- Przeszukanie. Musisz zakraść się do jego domu i...
- Co? Oszalałaś...
- Jeżeli cokolwiek ukrywa, na pewno przechowuje coś, co nas na to naprowadzi!
- Tak nie wolno.
- A wolno oszukiwać!
- Jonghyun nie oszukuje!
- To czemu boisz się to udowodnić?
- Nie boję się! Nie boję się niczego! - powtarzała Mei ze wzburzeniem - to po prostu nieuczciwe. Poza tym... jak miałabym się tam zakraść? Zabrać mu klucze? Włamać się? O nie.
Aika zamilkła. No tak, była naiwna, jeżeli liczyła, że Mei wykazałaby się taką inicjatywą. Lecz mimo wszystko nie powinna się poddawać. Powinna walczyć. Choćby nie wiadomo co, nie odpuszczać.
Z powagą zaproponowała:
- Skoro tak... zostaw to mi.

***

                Mei sama się sobie dziwiła, że przystała na propozycję Aiki. Panikowała, chociaż jej rola ograniczała się do tego, by otworzyć okno w domu Jonghyuna i wciągnąć go gdzieś na pewien czas. Wyczuł zdenerwowanie dziewczyny, kiedy siedziała w jego pokoju i opowiadała niby obojętnie o swoich codziennych sprawach. Zapytał o to, a Mei odpowiedziała, że cały czas niepokoi się o Dahee. Po chwili znalazła się w ramionach chłopaka. Powtarzał, że też okropnie go zmartwiła ta historia, że obiecuje tak tego nie zostawiać i kontynuować poszukiwania. Mei słyszała w jego głosie szczerość. W tym momencie zaufała mu. I czuła się podle, że mimo wszystko zgodziła się go kontrolować i sprawdzać. Zaproponowała, by przeszli się na targ i nie myśleli chwilowo o przykrych sprawach. Jonghyun był za. Ubrali się i wyszli, a wtedy Mei zawołała, że zostawiła w jego pokoju rękawiczki. Istotnie je zostawiła, celowo, żeby miała pretekst wejść z powrotem do domu i otworzyć okno z przeciwnej strony. Aika tam czekała. Mei posłała jej pełne paniki spojrzenie, oznaczające: Za godzinę wracamy, nie możemy cię tu zastać! Załatw to szybko!
Tak się umawiały. Aika miała godzinę na przeszukanie domu i pozostawienie wszystkiego w idealnym porządku. Potem musiała się wymknąć, za to Mei po powrocie, dyskretnie zamknąć okno, by Jonghyun nie zauważył niczego podejrzanego. 
Plan wydawał się prosty. 
                Aika, podciągając się na rękach, wskoczyła na parapet, a stamtąd do pokoju. Przez chwilę tylko się rozglądała. Znalazła się w swojego typu gabinecie. Były tu biblioteczki z książkami, biurko, kominek. Uznała, że w tym pokoju rozpocznie poszukiwania. W szufladach nie trafiła na nic ciekawego. Kilka listów, przedmiotów codziennego użytku, rodzinnych fotografii. Zastanawiała się, gdzie sama schowałaby coś, co miałaby do schowania. Spojrzała na książki. Wyciągała wszystkie po kolei, potrząsała nimi, a kiedy chciała porzucić tę metodę, na podłogę wypadła jakaś kartka. Aika podniosła ją ostrożnie i jęknęła, przerażona. Była to fotografia jej matki i dwóch, młodych mężczyzn w ogródku kawiarni, a napis z odwrotnej strony głosił: miłemu koledze - Sakamoto Kanako i Oh Hoon.
Przecież jej matka nazywała się Takahashi! Nie Sakamoto, jak wujek Ryu, bo mieli innych ojców. A Oh Hoon? Aika zadrżała. Wiedziała bowiem kto to i szybko zidentyfikowała go spomiędzy dwóch mężczyzn z fotografii. Była tak uderzająco podobna do swojego ojca... Miała jego rysy twarzy, jego oczy, jego uśmiech. Upadła na kolana, ściskając to zdjęcie, jakby pozostało najcenniejszą w jej życiu pamiątką. Łzy mimowolnie potoczyły się po policzkach dziewczyny. Siedziała i płakała. To jedynie, do czego jeszcze była zdolna. Nie ruszała się, trwała w otępieniu, gdy w pokoju pojawiła się Mei.
- Aika... - szepnęła - idź... idź stąd...
Po chwili obok znalazł się Jonghyun. 
Zszokowany patrzył na obie dziewczyny, niczego nie pojmując, lecz powoli dotarło do niego, że to jakiś spisek, a jego oczy ciskały gromami.
- Co to, do cholery...?! - nie dokończył.
Zapłakana Aika pokazała mu zdjęcie, ledwie opanowując trawiącą ją złość i żądając stanowczo:
- Lee Jonghyun, możesz mi powiedzieć, skąd to masz? Możesz mi powiedzieć, skąd masz zdjęcie moich rodziców?!

5 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam! No część jest wspaniała, kocham po prostu te opowiadania no co mam pisać? Mei mnie odrobinkę zaskoczyła nie sądziłam że zgodzi się na pomysł Aiki ;) Ale nwm czy to dobrze? No powiem że było trochę niebezpiecznie no ale w sumie to się cieszę , że chcą uniewinnić Jonghyuna jestem ciekawa co będzie dalej z tym biednym Jonghyunem?? Cieszę się że ta część była ogólnie o nim. Polubiłam go i chyba zdobył moje serce, a właściwie to uwielbiam każdą postać! Powodzenia w dalszej pracy nad nowymi częściami tej powieści ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie ukrywam, że też lubię o nim pisać:) No cóż, będzie musiał się jakoś Aice wytłumaczyć... no i Mei też;p
      Dzięki!

      Usuń
  2. Myślałam, że Aika odejdzie z pustymi rękami, a tu nagle znajduje coś, czego ja sama się nie spodziewałam, że znajdzie u Jonghyun'a! Teraz jestem w ogromnym szoku! Dlaczego Jong posiada to zdjęcie i jaki ma związek z tą sprawą? W ogóle wszystko się sprowadza do pytania: Czy my naprawdę znamy Lee Jonghyun'a?! Normalnie... powiem Ci... udało Ci się mnie zaskoczyć;) Teraz jestem straaasznie ciekawa, jak Jonghyun się z tego będzie tłumaczył;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że cię zaskoczyłam i chciałabym zdradzić coś więcej, niestety nie byłoby już potem niespodzianek, gdybym to zrobiła, a mam wrażenie, że to punkt zwrotny w tym opowiadaniu i od tego momentu się zaczyna dziać główna akcja:)

      Usuń
    2. Wow, serio?! Ciekawa jestem co dalej będzie się działo... No i oczywiście wiem, że nie możesz nic zdradzić, więc nie naciskam:) Będę czekać:)

      Usuń