13/09/2017

the song of love (rozdział 25)

                Jesień przyszła wraz z intensywnymi opadami. Yuri i dwie pomagające jej dziewczynki wyszły zdjąć suszące się na dworze pościele, bo wiele wskazywało na to, że zaraz znowu lunie deszcz. Wtedy rozległ się warkot silnika. Z zaparkowanego przy sierocińcu samochodu wysiadł oficer policji. Yuri wiedziała, że drugi siedzi w środku i obserwuje wszystko zza szyby. Z bijącym szybko sercem poprosiła dziewczynki, by weszły do domu i zebrała w sobie siły na stawienie czoła policjantowi. W porównaniu z poprzednimi wizytami, dzisiaj nie był uzbrojony w cierpliwość. W zasadzie, nie musiał się przedstawiać, i tak znała już jego nazwisko, i wiedziała, czemu się tu notorycznie zjawia.
- Gdzie się ukrywa Lee Jonghyun? - zapytał.
- Nie wiem, powiedziałam panu ostatnio - przypomniała, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie.
Tylko tak, nie okazując swoich obaw, może go pokonać... Celowo schowała dłonie w rękawach płaszcza, by policjant nie zauważył, że cały czas drżały. Z odwagą przyglądała mu się. Zimnym wzrokiem lustrowała jego sylwetkę: czyste, niczym prosto ze sklepu, buty, mundur, naszywka, przedstawiająca imię, nazwisko i stopień oficerski, nienaganna fryzura.
- Nie wierzę ci - przyznał - to twój brat.
- Oficerze Naito, a wierzy pan, że ludzie, którzy go uratowali, zdradziliby mi, jego siostrze, gdzie się ukrywa, skoro przewidzieli, że policja przyjdzie i mnie o to zapyta? Wystarczy, że wiem, że jest bezpieczny. I, że o niego dbają - udawała.
- A matka? Też nie wie, gdzie ukrywają jej syna? Nie chciała go odwiedzić? Chociaż raz?
- Nie.
Oficer zbliżył się do Yuri i wysyczał:
- Gdzie? Gdzie się ukrywa Lee Jonghyun?
- Chyba nie sądzi pan, że tu! A jeżeli tak... proszę się rozejrzeć, tylko pozwolić mi przedtem zabrać dzieci, one wystarczająco w życiu doświadczyły.
- Po raz ostatni zapytam: Gdzie?!
- Po raz ostatni odpowiem: Nie wiem! - zwołała - mam nadzieję, że gdzieś, gdzie nigdy go nie znajdziecie.
Oficer złapał Yuri za szczękę. Nie był to silny uścisk. Nie sprawił jej bólu. W pewnym momencie odniosła wrażenie, że w oczach policjanta widziała wręcz coś w rodzaju troski...
- Lee Yuri, nie chciałbym, żeby przydarzyło ci się coś niedobrego - dodał i poszedł z powrotem do samochodu.
Nie ruszyła się, stała, jak sparaliżowana. Dopiero, gdy samochód znikł za zakrętem, emocje zwyciężyły. Yuri upadła na kolana i rozszlochała się. Z domu wybiegły dwie dziewczynki, które jej dzisiaj pomagały. Przestraszone, ukucnęły obok i pytały:
- Ciociu, co ci jest? Czego znowu chciał? Czy cię skrzywdził?
A w odpowiedzi usłyszały jedynie jej szloch.

***

                Mei przyszła do kuchni po coś do picia. Nalewała sobie wody, oderwana od rzeczywistości o tyle, że nie zareagowała na otaczające ją ramiona.
- Schudłaś. Nie dbasz o siebie, boję się... - Hikari urwała niespodziewanie.
- Mamo, wszystko w porządku.
- Widujesz go?
- Co? - Mei wyrwała się z objęć matki i spojrzała jej prosto w oczy - kogo?
Wiedziała, czyje imię i nazwisko zaraz usłyszy. Milczała. Poczuła przebiegające przez jej plecy dreszcze, lecz nie dawała po sobie poznać, jaka jest przejęta.
- Lee Jonghyuna.
- Mamo! Co ty mówisz? Widuję go? W obozie?
- Nie rób ze mnie idiotki. Nie trafił tam. Przecież odbili go podczas transportu.
- Skąd ty to wiesz? - zapytała z przerażeniem Mei i poczuła, że jest jej duszno.
- Widziałam plakaty, szukają go i dają za jego przekazanie sporo pieniędzy. Nie udawaj, że nie wiedziałaś i... uważaj na siebie. Ja wiem, nadal go kochasz, mimo wszystko musisz od niego odejść. To zbyt niebezpieczne.
Mei wiedziała, że matka zapytała z troski, chciała jej dobra, bała się...
- Nie. Nie widuję go - odpowiedziała szorstko.
Nie kłamała, chociaż pragnęła, by było to kłamstwo. Hikari zapewne pomyślała, że nie widywała go, bo sama tak postanowiła... A Mei nie zamierzała przyznawać, że Jonghyun jej tego zakazał. To przez cały czas ją bolało. Chociaż starała się go zrozumieć, nie potrafiła się na niego nie denerwować. Czy ty nie wiesz, jak ja bardzo chcę cię zobaczyć?!, pragnęła wykrzyczeć mu w twarz. A skoro nie miała szansy, wyładowywała złość na innych, czepiała się wszystkich, wybuchała bez powodu. 
               Po rozmowie z Hikari wypadła z domu, zdenerwowana. Akurat o plakatach nic nie wiedziała. Zbyt pochłonięta była zazwyczaj swoimi myślami i po prostu ich nie dostrzegała, do dzisiaj... Wystarczyło, że dotarła do rynku. Na tablicach informacyjnych wisiały plakaty z wizerunkiem, z opisem Jonghyuna i z wyznaczoną nagrodą. A wielki napis głosił: POSZUKIWANY TERRORYSTA ZBIEGŁY Z WIĘZIENIA. 
Mei z krzykiem zerwała plakat, i jeszcze jeden, i kolejny... W pewnym momencie usłyszała czyjś głos:
- Proszę się nie narażać... Proszę tego nie robić.
Mei spojrzała za siebie. Obok stał starszy pan, Koreańczyk, ostrzegając ją.
- A pan niech się nie wtrąca! - zawołała i zerwała kolejny plakat.
Koreańczyk odszedł, jeszcze raz się odwracając i dodając: wariatka.
Nie obawiała się konsekwencji. Bez wahania pozrywała wszystkie plakaty, na które się natknęła. Potem wróciła do domu. 
               Kilka dni później, podczas których wyciszyła się nieco i przywykła do codziennej monotonii, wydarzyło się to, czego tak niecierpliwie oczekiwała.
- Rozmawiałam ze swoim liderem. Jonghyun chce, byś przyszła go odwiedzić. Jutro powiem ci szczegóły - poinformowała Aika.
Uściskała Mei. Rozumiała jej emocje. Kiedy sama po raz pierwszy po odbiciu Jonghyuna dowiedziała się, że może go odwiedzić, też tego doświadczyła... Ulga. Radość. Miłość.... Widziała to wszystko w oczach kuzynki. 
               Następnego dnia przekazała jej, co ustaliła z liderem. Yonghwa zadbał, by do spotkania doszło w bezpiecznym miejscu. Nie chciał przyprowadzać Mei do domu, gdzie ukrywał się Jonghyun. Nie działała w ruchu oporu. Nie należała do nich... W związku z tym polecił jej, przez Aikę, przyjść wieczorem do magazynu. To był stary, opuszczony budynek. Mei, mimo, że dostała wskazówki, jak tam dojść, poprosiła kuzynkę, by jej towarzyszyła. Aika tego nie chciała. To był ten moment, kiedy powinna w ciszy wycofać się. Już wystarczająco często stawała między Mei i Jonghyunem. Dość, powtarzała sobie, muszę się wyzbyć tego niedozwolonego uczucia. A ostatecznie i tak postanowiła, że może jej towarzyszyć. Po drodze milczała. Nie wiedziała, co powiedzieć, bo bała się, że cokolwiek by powiedziała, byłoby to nieszczere. Jak do tego doszło, że wiecznie okłamywała kuzynkę, kiedy ta opowiadała jej o wszystkich swoich najskrytszych myślach? A dzisiaj potrafiła opowiadać jedynie o Jonghyunie... o tym, że wreszcie go zobaczy! Aika poczuła ulgę, gdy dotarły do magazynu. Obok stał zaparkowany samochód. To pewnie Yonghwa, pomyślała i poinformowała kuzynkę, że zaczeka tu. Nie wyobrażała sobie, że miałaby wejść z Mei, po prostu przywitać się z Jonghyunem i udawać, że nie widywała go w ostatnich tygodniach. Nie chciała im przeszkadzać i oni pewnie też woleli być sami. Czemu czuła zazdrość, kiedy obserwowała Mei, wchodzącą do magazynu? Nienawidziła siebie w tym momencie. Z westchnieniem wsiadła do samochodu i wdała się w rozmowę z liderem z postanowieniem: niech się dzieje, co chce...
                Mei drżała na całym ciele, oddychała nierówno i niespokojnie. Lecz nie zwlekała. Pewnym gestem otworzyła drzwi i znalazła się w magazynie. Przez wybite szyby wpadały ostre promienie, a w nich tańczyły drobinki kurzu. Panowała cisza. Mei zobaczyła Jonghyuna siedzącego na podłodze. W jednej chwili wstał, a ona wpadła mu w ramiona. Zapomniała o tym, jak się o niego bała, jak się stęskniła, jak się denerwowała, że zabraniał jej odwiedzania go. Już nic się nie liczyło. Przez cały czas śmiała się, śmiała się wręcz nieprzyzwoicie. Przywarła do Jonghyuna. Dotykała go. Czuła jego bliskość.
- Jonghyun... Jonghyun, kochany, tak się o ciebie bałam! - zawołała, złapała go za policzki i pocałowała.
- Już dobrze - ostrożnie odsuwając ją od siebie, dodał: - porozmawiajmy.
Oboje siedli na podłodze. Mei przyjrzała się Jonghyunowi, zapytała, gdzie jest ranny i, gdzie go boli.
- Och, co oni ci zrobili - rozpaczała.
- Ciii, wszystko w porządku - uspokajał ją, trzymając, w swoich zabandażowanych dłoniach, jej dłoń.
- Kocham cię.
- Wiem...
Wówczas to wyczuła. Dystans. Jonghyun nie pozwalał jej zbliżyć się do siebie, pozostawał zaskakująco zimny.
- Jonghyun... - nieustannie wołała go po imieniu - co się dzieje?
Nie patrzył jej w oczy, wbił wzrok w podłogę, świadomy, że zada cios prosto w serce.
- Mei, my nie możemy się więcej spotykać.
- Nie... nie, to nieprawda - powtarzała, oszołomiona.
- Przykro mi, że tak to się kończy. Przepraszam za wszystkie kłamstwa. Pewnie byłaś w szoku, kiedy mnie aresztowali...
- Nic się nie kończy! Tak, to prawda. Poczułam się zraniona twoimi kłamstwami. Byłam w szoku. Ale potem zrozumiałam, że ty to zrobiłeś z troski o mnie. Wybaczyłam ci wszystko. Nie obchodzi mnie twoja narodowość. Nie obchodzi mnie, komu służysz. Kocham cię, czy to nie wystarczy?
Jonghyun nadal nie zdobył się na to, by na nią spojrzeć. Nie wątpił w jej miłość. I czuł się podle, odrzucając ją.
- To zbyt wielkie ryzyko.
- Nie boję się. Nie powiem policji, że cię widuję. A jeżeli sami to odkryją, nigdy nie wyciągną ze mnie, gdzie jesteś.
- Nie, Mei. Nie wytrzymałabyś tego, powiedziałabyś im wszystko, o co by zapytali. A ja... ja nie chcę znowu przez to przechodzić.
Mei wydała z siebie dziki krzyk. W przypływie paniki złapała Jonghyuna za ramiona i, zmuszając go, by na nią spojrzał, zawołała:
- Czemu we mnie nie wierzysz?! Nie wiesz, że wolałabym zginąć niż narazić ciebie na niebezpieczeństwo?! Nie rozumiesz tego?!
- A ty nie rozumiesz tego, że... !!! - zamilkł na moment i dodał, ze spokojem, patrząc jej wreszcie w oczy - ja już cię nie kocham.
Nie zawahał się. Nie zadrżał mu głos. A po policzkach Mei potoczyły się łzy.
- To niemożliwe - powiedziała - tego dnia, kiedy cię aresztowali, poprosiłeś mnie o rękę.
- Potem zbyt wiele się wydarzyło.
- Co konkretnie?
- Aika cały czas mnie odwiedzała, nie planowaliśmy tego, po prostu... zakochaliśmy się w sobie.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że zostawiasz mnie dla mojej kuzynki?
- Naprawdę, bardzo, bardzo mi przykro.
- Przez ten cały czas... - nie dokończyła.
Przez ten cały czas była zdradzana. Przez dwie tak bliskie jej osoby. To bolało. Tak, że nie potrafiła tego znieść. W tym momencie część jej umarła. Mei wiedziała, że już nigdy nikogo nie pokocha, już nigdy nikomu nie zaufa. Chociaż tyle czekała, by zobaczyć Jonghyuna, zrozumiała, że nie chce go więcej widzieć. Płacząc, wypadła z magazynu i popędziła w przypadkowym kierunku. Nie reagowała na nawoływania Aiki. Nie zatrzyma się! I nie zatrzymała się, póki kuzynka jej nie dogoniła.
- O co chodzi? Powidz mi. Proszę! - powtarzała Aika.
Nie czuła się dobrze, była wyczerpana tym szalonym pędem, w dodatku spociła się cała. Czyżby Jonghyun potraktował jej kuzynkę tak oschle, jak i ją początkowo?
- Wiem wszystko - wysyczała Mei.
- Nie rozumiem...
- Wiem o was! Jesteście zwykłymi kłamcami!
Aika znieruchomiała. Nie wiedziała, o czym mówi Mei.
- Jakich "was"? Nie ma żadnych "nas".
- Jonghyun przyznał się do wszystkiego, do tego, że go odwiedzałaś i do tego, że ... jesteście w sobie zakochani.
- Dość! - zawołała Aika - nas nic nie łączy, nic, zupełnie.
Chociaż chciałaby, by tak było...
- Nie wierzę. Czemu Jonghyun miałby kłamać?
- Nie wiem, a ja?
Aika była zrozpaczona. Nigdy nie zamierzała niszczyć związku kuzynki. Z nikim nie rozmawiała o tym, że pokochała Jonghyuna. Poza tym... nie przypuszczała, by też darzył ją takimi uczuciami.
- Bo... wszystko przez ciebie, dołączyłaś do ruchu oporu, by być blisko Jonghyuna i zabrałaś mi go!
- Nie, powiedziałam ci, że to nieprawda!
- Czemu mi to robisz?! Ty tylko krzywdzisz wszystkich dookoła. Jeszcze się nie urodziłaś, a wydałaś wyrok śmierci na swojego ojca i jego towarzyszy! - krzyczała Mei, chcąc zranić kuzynkę tak dotkliwie, jak sama została zraniona.
Kiedy Aika opowiadała jej o aresztowaniu swoich rodziców i decyzji matki, nie ukrywała, że obwinia się, ilu ludzi to kosztowało życie. I dobrze! Niech cierpi chociaż z tego powodu, skoro nie przejmuje się moimi uczuciami. Niech nigdy nie zazna spokoju!, powtarzała sobie Mei. I uzyskała cel, zraniła Aikę tak, że ta, targając ją za włosy, wykrzyczała:
- To nie ja, nie ja zabiłam mojego ojca! Chcesz wiedzieć kto?
- Nie!
- Sakamoto Ryu!  - wyznała Aika - to twój ojciec wydał swoją siostrę z jej ukochanym!
- Zamknij się!!!
Szarpały się na drodze. Yonghwa widział to wszystko przez okno swojego, zaparkowanego przy magazynie samochodu. Nie był pewien, o co chodziło. Lecz nie wahał się. Szybko zainterweniował i rozdzielił dziewczyny.
- Już! Wystarczy! Uspokójcie się! - powtarzał, odciągając je od siebie.
- Nienawidzę cię! - zawołała Mei w kierunku Aiki i wreszcie pozwolono jej odejść.
- Co się stało? - wypytywał zszokowany Yonghwa.
Aika starała się opanować emocje, przeczesała palcami potargane włosy i powiedziała:
- Ja... muszę porozmawiać z Jonghyunem.
I udała się do magazynu. Potem zamilkła, czując, że serce bije jej stanowczo za szybko. Poczuła się skrępowana. Zastała Jonghyuna siedzącego na podłodze. Widziała, że ukrył twarz w dłoniach. Czekała, aż na nią spojrzy. A kiedy to zrobił, zdziwił się jej widokiem.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Czemu... powiedziałeś Mei o moich wizytach u ciebie i... - nic więcej nie przeszło jej przez usta.
Niecierpliwie wyczekiwała odpowiedzi. Czy to możliwe... że Jonghyun cokolwiek do mnie czuje?, zastanawiała się, przecież nigdy tego nie okazał... nie, na pewno nie.
- Nie było innego sposobu, a tylko tak, trzymając ją z dala od siebie, nie narażam jej na niebezpieczeństwo - wyznał, nie ukrywając, jak wielkie jest jego cierpienie.
No racja, zrobił to, by ochronić Mei! Skoro nie przejmowała się swoim bezpieczeństwem, skłamał, by więcej jej nie narażać i odsunął od siebie...
- Rozumiem... - wyszeptała Aika, zawstydzona, że przez moment bujała w obłokach.
Czemu czuła, że w oczach zbierają jej się łzy?
- Wybacz. Wiem, że Mei nas za to znienawidziła.
- Nie szkodzi, skoro tylko tak ją ochronimy - zapewniała Aika i dodała, pocieszająco - wojna się skończy, zobaczysz, i na nowo się zejdziecie, powiecie sobie wszystko, co czujecie naprawdę.
               Aika wiedziała, że jej życie byłoby prostsze, gdyby nie kochała Jonghyuna. Lecz, tak, jak dotąd chciała wyzbyć się tych uczuć, po jego rozstaniu z Mei, pozwoliła sobie na ich pielęgnowanie. Oczywiście w ukryciu. Wystarczy, by czasami po prostu go zobaczyła, usłyszała jego głos... To dodawało wystarczająco sił, by znieść wszystko. Niestety, Mei powiedziała w domu o jej rzekomym związku z Jonghyunem i działaniu w ruchu oporu. Aika nie zaprzeczała. Hikari wpadła we wściekłość. Krzyczała, że nie chce problemów z policją. W dodatku miała żal do Aiki, że skrzywdziła kuzynkę. Kanako spanikowała. Nie chciała wierzyć, odrzucała od siebie możliwość, że to wszystko prawda. Wspomnienie z jej aresztowania powróciło i wywołało atak migreny. Kanako przeleżała kilka dni, pogrążona w apatii. A potem zawołała do siebie Aikę. Kazała jej odejść od Jonghyuna i z ruchu oporu, płakała, błagała, wymuszała obietnice.
- Przepraszam, mamo... Przepraszam - powtarzała Aika i nie ustępowała.
               Jonghyun i ruch oporu to było jej życie. Nikt z nią w domu nie rozmawiał, została sama, zdana tylko na siebie. Co by sobie pomyślały, matka, ciotka i kuzynka, gdyby w tej sytuacji, powiedziała im o ciąży? Czasami stawała rozebrana przy lustrze i kładła dłonie na swoim zaokrąglonym brzuchu. Tam rozwijało się jej dziecko, od około pięciu miesięcy. Stopniowo wyczuwała jego ruchy lub miała lekkie skurcze w chwilach przeżywania większych emocji. To ją przerażało, fascynowało i przerażało. Jeszcze nikt niczego nie zauważył. Lecz Aika wiedziała, że nie pozostało jej wiele czasu na znalezienie odpowiedniego rozwiązania. Jonghyun twierdził, że było za późno na zioła na poronienie. Poza tym cały czas radził, by nie odwracała się od Ahikaru, bo zraniony, może stać się niebezpieczny. I wreszcie postanowiła, powie mu o ciąży. Co z tego, że go nie kochała. I tak nie pokocha nikogo innego poza Jonghyunem, który nigdy nie spojrzy na nią jak na kobietę, bo oddał serce Mei. Aikharu zrobił dla mnie tyle dobrego, myślała Aika, jestem mu winna szczerość. 
                Poszła go odwiedzić zimnego, jesiennego wieczoru. Nie obawiała się. Czuła ostatnio, że wszystko jej obojętnieje, była jakby obdarta z emocji. Drzwi otworzyła gosposia, pani Choi. Nie wpuściła Aiki tak szybko. Powiedziała jej, by zaczekała. Udała się do pokoju Akiharu. Po chwili przyszła z powrotem, oznajmiając:
- Możesz do niego iść.
Aika zapukała do drzwi pokoju Akiharu. Pozwolił jej wejść, chociaż nie wyglądał na ucieszonego, przeciwnie, na zdenerwowanego. Przygryzał wargi. Mierzył Aikę gniewnym wzrokiem, stając pośrodku pokoju i zapraszając ją gestem.
- Cześć... - zaczęła.
- Ach to ty, o co chcesz mnie poprosić? - zapytał, ironicznie.
- Aki... nie złość się, proszę. Ja chcę cię tylko przeprosić za to, że tyle czasu się nie odzywałam, porozmawiać.
- Jak mam nie być zły? Wykorzystujesz mnie. Przypominasz sobie o moim istnieniu, tylko, jak coś chcesz. Do niczego innego nie jestem ci potrzebny. Kochasz go. Kochasz Lee Jonghyuna, prawda? Czekałem, aż wreszcie mi to powiesz. A ty po prostu się wycofałaś... Aika, kim ja dla ciebie jestem?! Nikim.
Poczuła, że coś ściska ją od środka. Ledwie powstrzymywała płacz. Było jej wstyd. Po odbiciu Jonghyuna zamiast okazać Akiharu wdzięczność za pomoc, zupełnie go zignorowała. Nie interesowała się jego uczuciami. Nie dała mu odpowiedzi w kwestii ich związku, chociaż obiecała, że zastanowi się, że potrzebuje tylko trochę czasu. I dał jej czas, a ona spędzała go z Jonghyunem...
- Przepraszam - wyszeptała.
- Lepiej, byś tu nie przychodziła, ojciec podejrzewa, że pomogłem w odbiciu Lee Jonghyuna - przyznał Akiharu - i wiesz, co mi zrobił?
Aika zadrżała. Jeszcze nigdy nie widziała Akiharu tak wściekłego... bo to była wściekłość, czysta wściekłość.
Gniew wykrzywił mu twarz. Oczy zaciskały się w szparki. Jego oddech stał się ciężki, urywany.
- Nie... - odpowiedziała Aika.
- To.
Wtedy uderzył po raz pierwszy. Z krzykiem upadła na łóżko i złapała się za policzek. To nie był koniec. Akiharu szarpnął ją do pionu i, przytrzymując, uderzył jeszcze raz i jeszcze. Zapłakana, usiłowała mu się wyrwać. W ustach czuła smak krwi. A cała twarz ją bolała. Potem Akiharu z powrotem rzucił Aikę na łóżko. I w tym momencie zrozumiała, co czuła jej matka torturowana w więzieniu. Odruchowo osłoniła brzuch. Kiedy Akiharu okładał ją pięściami, Aika powtarzała sobie: muszę je ratować, muszę ratować moje dziecko!

OD AUTORKI:

Jak obiecałam, rozdział dłuższy:)

 Co myślicie o zachowaniu Jonghyuna? 

I czy życzycie jeszcze Aice powrotu do Akiharu?

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie rozkręca się akcja ^^ a jeśli chodzi o Aice to mam mieszane uczucia co do jej powrotu do Aikharu :/ poczekam co z tego wyjdzie :) teraz pozostaje mi nadrobić zaległości twojego drugiego opowiadania :D bo ostatnio nie mam na nic czasu ale myśle że za jakiś czas się to zmieni :)
    Pozdrawiam i życzę miłego pisania dalszych części :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety nie mogę zdradzić, co Aika postanowi.
      Spokojnie, niczego nie usuwam, więc czytaj sobie, kiedy masz czas:)
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Masakra. To co się wydarzyło w tym rozdziale... Płakać mi się chcę.
    Cieszyłam się, że Mei zobaczy Jonghyuna. Niestety stało się co się stało. Żal mi jej okropnie. Czuje się zdradzona przez mężczyznę i kuzynkę. :/ Nie podobało mi się, że Jonghyun takie coś powiedział. Za to jeszcze bardziej się zdenerwowałam, że Mei wygadała się ich matkom.
    Chciałam się radować, że Aika zamierza opowiedzieć wszystko Akiemu, lecz on był dotknięty i zbyt porywczy znowu. Martwi mnie to. Teraz Aika już nie będzie chciała z nim być na tysiąc procent. Nie dziwię jej się, ale z drugiej strony on oszalał przez nią. :/ Mam nadzieję, że i tak mu powie o ciąży, bo mimo wszytsko to też jego dziecko. Może to go opanuje, choć no ciężko będzie zapomnieć o tym pobiciu. Eh. Mam łzy w oczach straszne. Mam nadzieję, że szybko pojawi się kolejny rozdział, bo końcówka niecierpliwi mnie. :D
    Weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, rozdział taki dość przykry był. Jonghyun zrobił to dla dobra Mei, choć prawda, że ją tym sposobem skrzywdził. A Mei wygadała matkom z zemsty na Aikę.
      Aki nie kontroluje swoich emocji, jego matka zginęła jak był dzieckiem, ojciec go bije, jak coś idzie nie po jego myśli. Więc Aki też tak reaguje i poniosło go po odrzuceniu przez Aikę, a jakby nie było, ona go po prostu olała, mimo że on robił wszystko, o co go tylko poprosiła.
      Postaram się szybko napisać kolejny i zobaczysz jak się sprawy potoczą:)
      Dzięki!

      Usuń