22/09/2017

the song of love (rozdział 26)

                Pani Choi wpadła do pokoju Akiharu, zaniepokojona wrzaskami Aiki. To, co zauważyła, na moment odebrało jej mowę.
- O Boże! - zawołała - proszę, proszę ją zostawić!
Akiharu bił, leżącą na łóżku, Aikę, nie zauważając gosposi. Pani Choi jeszcze nigdy go takim nie widziała. Nie kontrolował siebie, wyglądał, jakby postradał zmysły. To nie Akiharu, którego znała. Z przerażeniem wołała go, lecz nie reagował, o ile cokolwiek słyszał, oszalały i pogrążony w dzikim amoku.
- Dość! Dosyć! Wystarczy! - powtarzała, a potem po prostu otoczyła go ramionami od tyłu, odciągając od Aiki.
Lecz ta nie podniosła się. Jedynie spojrzała na Akiharu zranionym, zbolałym wzrokiem. Po jej twarzy spływała krew.
- Dziwka! - krzyknął, nie wiadomo, czy w kierunku Aiki, czy gosposi.
Pani Choi błagała go, by się opanował. To nie pomagało. Akiharu wyrwał się z jej objęć i z powrotem rzucił się na Aikę. Nie miała sił się bronić. Jedynie leżała, osłaniała brzuch i płakała.  Pani Choi jeszcze raz zdołała go odciągnąć. Z rozpaczą zawołała:
- Uciekaj, Aika! Uciekaj!
To była ostatnia szansa. Aika podniosła się i ruszyła chwiejnie do drzwi. Nie wahała się. Nie odwracała się. Pragnęła po prostu odejść. Już w korytarzu natknęła się na komendanta. Stał w swoim mundurze, wyprostowany, sztywny, jak posąg. Milczał. Zmierzył ją jedynie zimnym wzrokiem. Po chwili Aika znalazła się na dworze. Nadal trzymała się za brzuch. Przedtem koncentrowała się tylko na tym, by ratować dziecko. A jak już wreszcie była bezpieczna, poczuła ból w całym ciele. Rękawami kurtki wycierała krew z twarzy. Nie przestawała płakać, nie dowierzała w to wszystko, co się wydarzyło. Nie chciała wracać do domu. Jak zwykle w chwilach, w których potrzebowała pomocy, szukała jej u Jonghyuna. Nie przejmowała się czekającą ją drogą. Nie myślała logicznie. Przez kilka kilometrów szła, zatrzymując się co pewien czas i nabierając sił. Trasa, jaką pokonywała przeważnie w około godzinę, wydłużyła się wielokrotnie. Kiedy ktoś proponował pomoc, odmawiała. To nie tak, że jej nie potrzebowała, potrzebowała, od kogoś innego... Powoli traciła nadzieję, że kiedykolwiek tam dojdzie. Już zapadł zmrok, gdy Aika zapukała do drzwi chaty, gdzie krył się Jonghyun. Gospodarz otworzył i wydał z siebie westchnienie ulgi.
- Och, to tylko ty! Wiesz, jak nas nastraszyłaś? Czemu przychodzisz o tak późnej porze? Czy ty... ty jesteś pobita! - wykrzyknął, wpuszczając ją.
Pomieszczenie oświetlała jedynie lampa naftowa, a w jej blasku Aika była blada, jak zjawa. W ciszy usiadła na najbliższym krześle, wpatrując się tępo w przestrzeń.
- Jonghyun... - wyszeptała.
Jest na dole, ukrył się, pewien, że to policja... - tłumaczył gospodarz, podając dziewczynie wody, i zaproponował - mam go zawołać?
- Tak.
Aika obserwowała, jak gospodarz otworzył właz, zszedł do spiżarki i po chwili w izbie pojawili się obaj.
- Co ci się stało? - powtarzał Jonghyun, kucając koło Aiki.
Kiedy spojrzała mu w oczy, wyczytał z nich wszystko. Już raz widział ten strach i przerażenie. I odgadł, że winny może być jedynie Akiharu. Kiedy ona wiedziała, że on wie, znowu rozpłakała się głośno i wtuliła się w niego. Wreszcie znalazła schronienie. Przed wszystkim, co złe. I chciała tak trwać po wieczność. Lecz w pewnym momencie Jonghyun, ostrożnie odsuwając ją od siebie, zapytał:
- Aika, zejdziemy i opatrzymy twoje rany. Dobrze?
- Dobrze - odpowiedziała, w myślach zgadzając się tak naprawdę na wszystko, co tylko by jej zasugerował.
- Ajussi, przyniesiesz apteczkę? - poprosił gospodarza, a potem odniósł do pokoju na dole.
Nie był pewien, czy Aika poradzi sobie z zejściem do spiżarki. Ledwie stanęła na stopniach drabiny, chwycił ją i zabrał do swojego łóżka.
- Co z moim dzieckiem? - płakała.
- Powiedz mi, uderzył cię w brzuch?
- Nie, osłoniłam się.
- To dobrze. Leż spokojnie - polecił, dotykając jej brzucha - boli?
- Nie.... Nie... Ale dziecko się nie rusza - wyznała.
Nie przestawała się trząść i głos jej się łamał.
- Jesteś wystraszona i ono to czuje. Jak się uspokoisz, dziecko też się uspokoi, zobaczysz.
- Yhm...
- Aika, pozwolisz, że cię zbadam?
- Tak.
Nie czuła się skrępowana tym, że po chwili leżała w połowie rozebrana. Nie czuła też tego podekscytowania, co kilka miesięcy temu, kiedy Jonghyun badał ją po tym, jak zasłabła w swoim domu. Zamykając oczy, po prostu zaufała mu, pozwoliła, by dotykał jej brzucha i miejsc intymnych.
- Nie dzieje się nic niepokojącego. Nie boli cię brzuch. Nie krwawisz - przyznał, co nieco ją tym uspokajając.
Później sam z powrotem ubrał Aikę, przemył i opatrzył jej rany po pobiciu. Nie wzbraniała się. Nie krzywiła się pomimo bólu. Pozostawała cicha i wycofana. Nie płakała. Dopiero jak już skończył, powiedziała:
- Dziękuję.
- Jak do tego doszło?
- Poszłam do Akiharu. Chciałam powiedzieć mu o dziecku. Zrobiłam, jak mi poleciłeś, niestety było za późno.
- Czy to przeze mnie? - zapytał z lękiem Jonghyun - przez to... co powiedziałem Mei? Akiharu o tym usłyszał?
- Nie - zapewniała Aika - to wszystko moja i tylko moja wina. Ja obiecałam mu pomoc, a po prostu się od niego odwróciłam.
Nie wspomniała mu, że ojciec ukarał go, podejrzewając o udział w zorganizowaniu odbicia.
- Och - Jonghyun wydał z siebie westchnienie.
- W tej sytuacji nie mogę powiedzieć mu o dziecku. Ja... boję się go. I nie mogę liczyć na pomoc mojej rodziny, bo po tym, co im przekazała Mei, mama i ciocia...
- Podejrzewałyby, że to może moje dziecko - dokończył Jonghyun, czym speszył Aikę.
- Nie wiem, co mam robić - wyznała - kiedy Akiharu mnie bił, zrozumiałam, że muszę walczyć o to dziecko. Tylko nie wiem, zupełnie nie wiem: JAK.
Jonghyun zdmuchnął świece i położył się obok Aiki, niezwykle czule otaczając ją ramionami.
- Najważniejsze, że wiesz, czego chcesz, a ja pomogę ci w tym, ukryję bezpiecznie, tak, by Akiharu cię nie znalazł. Tylko musisz dać mi kilka dni na załatwienie tego wszystkiego. Przez ten czas możesz zatrzymać się tu, zastanowić, co powiesz swojej rodzinie, bo to zbyt okrutne opuszczać ich bez pożegnania, nieprawda?
- Jestem taka przerażona.
- Wiem. Ale... wszystko się ułoży. Wierzysz mi?
Leżała otoczona jego ramionami i czuła, jakby już wszystko się ułożyło. Wiedziała, że dla tych kilku chwil opłaciło się cierpieć. Rozkoszowała się ciepłem, które dawał jej Jonghyun. Już niczego nie pragnęła.
- Wierzę - odpowiedziała.
- Aika, odpoczywaj, postaraj się zasnąć - poprosił Jonghyun, wstając - a ja zaraz wracam.
Nie było go dość długo. Z przejęciem opowiadał o wszystkim gospodarzowi i wypytywał o miejsce, gdzie Aika ukryłaby się i czułaby się bezpiecznie.
- Nie wiem, póki co, nie mam nic przeciwko, żeby została tu, jeżeli tobie to nie przeszkadza.
- Nie. Nie przeszkadza mi, a ona potrzebuje wsparcia - stwierdził Jonghyun.
Potem przygotował się do spania i wrócił do pokoju na dole. Niemalże był pewien, że Aika zasnęła. Lecz kiedy położył się obok, usłyszał jej głos:
- Wreszcie się poruszyło...
Jonghyun czuł te ruchy, dotykając brzucha Aiki.
- Cześć - przywitał się - musisz się trzymać dzielnie. I nie poddawać się, słyszysz, maluchu?

***

                Aika przez całą noc czuła obecność Jonghyuna. Ułożony na boku, twarzą w jej kierunku, cicho pochrapywał. Pilnowała, by był przykryty. Przypatrywała mu się, z uśmiechem. Była bezpieczna. Nie chciała spać i stracić chociażby chwili z tej cudownej nocy. Lecz wreszcie przegrała ze zmęczeniem i zapadła w sen. W pokoju nie było okien i kiedy się obudziła, nie wiedziała, czy już jest rano, czy jeszcze nie. W łóżku nie zastała Jonghyuna i zrozumiała, że wstał. Nie czuła się dobrze, była obolała, dotykała swojej opuchniętej twarzy i wiedziała, że nie chciałaby widzieć siebie w lustrze. Chętnie zostałaby tu. Przez resztę dnia. Przez resztę życia. Nie była przekonana co do ciotki i kuzynki, lecz matka musiała niepokoić się jej zniknięciem. Aika postanowiła wracać do domu i wykorzystać plan działania, jaki ustaliła w nocy z Jonghyunem. Nie chciała nic jeść. Zbyt była zdenerwowana. Lecz namówiona przez Jonghyuna i gospodarza, wmusiła w siebie trochę i popiła. Obiecywała, że po rozmowie z bliskimi poprosi Yonghwę o przywiezienie tu z powrotem jej i jej rzeczy. A potem pożegnała się i poszła. W myślach układała sobie, co powie, chociaż tak naprawdę nie wiedziała, jak wszystko się potoczy, analizowała możliwe scenariusze. To dzięki temu droga nie dłużyła się tak niemiłosiernie. Wreszcie Aika zakołatała do drzwi domu. Otworzyła jej przerażona matka. Na widok córki ukryła twarz w dłoniach i pobladła.
- Kto ci to zrobił?! - zawołała.
Aika nie wytrzymała i pozwoliła łzom popłynąć. Przepraszam, muszę skłamać, mamo...
- P... Policja!
Kanako wyglądała tak, jakby nie dopuszczała do siebie tych słów. Przecież zrobiła wszystko, by ochraniać Aikę!
- Czemu? - zapytała.
- Czy możemy porozmawiać, mamo?
Aika, wchodząc do domu zauważyła Mei i Hikari. Obie tylko jej się przypatrywały. A Kanako chwyciła ją za rękę i zabrała do swojej sypialni. Potem przysiadły na łóżku i milczały, nasłuchując tykania zegara.
- Powiedz mi, proszę, co się dzieje - odezwała się wreszcie matka.
- Podejrzewają, że działam w ruchu oporu i, że pomogłam w ucieczce Jonghyunowi. Pobili mnie, bo się wszystkiego wyparłam.
- Boże nie, tylko nie to...
- Nie martw się, mamo. Wystarczy, że zniknę, ukryję się gdzieś, gdzie jest bezpiecznie.
- Nie ma takich miejsc - załkała Kanako.
- Jonghyun mi pomoże.
- Powiedz, gdzie, odwiedzę cię.
- Nie, lepiej, żebyśmy przez pewien czas się nie widywały - przyznała Aika - za to możemy przekazywać sobie przez kogoś listy i opowiadać, co u nas.
Kanako pogłaskała Aikę po opuchniętym policzku.
- Moje dziecko, boli?
- Nie. Nie tam, o tu boli, bardzo boli - powiedziała Aika, wskazując serce.
Kanako popatrzyła jej prosto w oczy.
- Nie mówiłam ci o ojcu, bo bałam się, że to skończy się tak, jak się kończy... Celowo zatarłam wszelkie ślady, że kiedykolwiek miałam kontakt z Hoonem. W każdy z możliwych sposobów wyparłam się go. A ty i tak podążasz jego krokami...
- Nie, nie, to nie koniec! - zapewniała Aika - przepraszam, że tym, co robię, przypominam ci, mamo, o tak bolesnych chwilach. Ale... ja czuję, że jestem to winna, ojcu i towarzyszom, którzy zginęli, bo ty ocaliłaś mnie.
Kanako dławiła się swoimi łzami.
- Aika! - zawołała - ty nie jesteś temu winna! Nie miałaś wpływu na moje decyzje. A ja ocaliłam ciebie, bo chciałam, żebyś była przy mnie. I przez to zginęli niewinni ludzi. Lecz sama tak zadecydowałam. I nigdy, naprawdę nigdy tego nie żałowałam.
- Och, mamo - powtarzała Aika, wtulona w nią.
Nie przejmowała się zupełnie, że Kanako może wyczuć jej brzuch. Nie chciała wyrywać się z matczynych objęć. Bo nie wiedziała, kiedy ponownie w nie trafi.
- Jaki był mój ojciec? - zapytała.
Nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek nadejdzie moment, by rozmawiały tak szczerze o kimś, o kim milczały przez tyle lat.
- Hoon - Kanako rozkoszowała się jego imieniem, każda część jej ciała kochała go, nie mniej niż kiedy jeszcze żył i był obok - odważny, odważny i... jeszcze raz odważny.
Czy matka postrzegała go tak, jak ja Jonghyuna?, zastanawiała się Aika. A potem powiedziała, że musi się spakować. Nie zabrała wiele rzeczy. Nie pożegnała się z Mei i Hikari. Nie wiedziała, że jak tylko wyszła, kuzynka udała się do sypialni jej matki i zapytała:
- Czy to prawda, że mój ojciec wydał policji ojca Aiki?
Kanako podniosła na nią załzawione oczy:
- Nie opowiada się źle o zmarłych - wymamrotała oschle i nie dodała nic więcej.

***

                Przez kolejne dni Aika cały czas spędzała z Jonghyunem. Nie przypuszczała, że mimo wszystkich ostatnich traumatycznych przeżyć, poczuje się jeszcze tak beztrosko. Codziennie pomagała w domowych obowiązkach. W wolnych chwilach szyła ubrania dla ukrywających się w górach żołnierzy, nucąc przy tym wesołe melodie. Powoli nadchodziła zima, powietrze ochładzało się. Aika z Jonghyunem czuli to, kiedy wychodzili wieczorem do ogrodu, dotlenić się i pobyć trochę poza domem. Jedynie jak już zrobiło się ciemno pozwalali sobie na to. Pod drzewem stała stara, rozpadająca się ławka. Tam siadała Aika, a Jonghyun zrywał i podawał jej jabłka. Czasami podskakiwał, gdy gałęzie były za wysoko, wchodził na nie, czy rzucał czymś w owoce, by pospadały, bo zasługiwała na najdoskonalsze. Patrząc na te wygłupy, chichotała głośno. A potem upierała się, by też jadł i wpychała mu do buzi jabłka. Gospodarz wołał ich, kiedy w radiu zaczynały się wiadomości. A w  nocy oboje leżeli obok siebie w łóżku, w pokoju bez okien, spali lub prowadzili rozmowy.
                Pewnego dnia odwiedził ich Yonghwa. Było późno, kiedy zapukał do drzwi. Aika i Jonghyun siedzieli jeszcze w izbie gospodarza i pospiesznie zeszli do pokoju na dole, a ona wreszcie zrozumiała, czemu wywołała tyle paniki, sama zjawiając się przedtem w podobny sposób. Yonghwa poprosił o wodę i wypił wszystko naraz. Wydawał się przygnębiony. Nie odpowiadając na pytania gospodarza, zszedł na dół i dosiadł się do Aiki i Jonghyuna.
- Wydarzyło się coś okropnego - przyznał, winny, że musi to przekazać - ktoś podpalił sierociniec...
Jonghyun zadrżał. Aika złapała go za rękę. I wyczuła, jaki jest spięty. Ta wiadomość była zbyt wielkim szokiem, dla obojga, spadła tak niespodziewanie.
- Co z moją mamą, siostrą i  dzieciakami? - zapytał Jonghyun.
- Wszyscy trafili do szpitala, podtruci dymem. Nic im nie zagraża, tylko... Yuri jest poparzona po tym, jak chciała ratować z płomieni dziewczynkę.
- Co to oznacza: chciała ratować?! - w głos Jonghyuna wdarła się złość.
- Niestety... - Yonghwa z westchnieniem wbił wzrok w podłogowe deski.
- Kto to był? - kontynuował Jonghyun.
- Nie pamiętam jej nazwiska, podobno miała na imię Yulhee.
Aika przytuliła Jonghyuna, w momencie, kiedy wydał z siebie zduszony jęk. Nie wiedziała, jak lubił tę dziewczynkę. W jednej chwili przypomniał sobie ją, wskakującą mu na kolana, przynoszącą do wyleczenia swojego pluszowego misia. O nie, niemożliwe, że mała Yulhee nie żyje...
- To Japończycy podpalili sierociniec - doszedł do wniosku Jonghyun.
- Nie wiadomo - powtarzał z uporem lider i starał się sam zachowywać przy tym spokojnie.
- A kto inny?! Oni mszczą się na mojej rodzinie, bo nie mogą mieć mnie! Ja wiem, że przychodzili tam i wypytywali, gdzie się ukrywam. Czemu to zrobiliście?! Czemu odbiliście mnie z transportu?! - krzyczał Jonghyun - ja... powinienem poddać się wreszcie.
Aika i Yonghwa popatrzyli na siebie pytająco. Czy Jonghyun naprawdę rozważa zgłoszenie się na policję?!
- O czym ty mówisz?! - naskoczył na niego lider - nie wiesz, że tylko o to im chodzi, że tym sposobem chcą cię wyciągnąć z ukrycia? Jeżeli przekonają się, że tak nic nie zdziałają, ustąpią.
- Zbyt wielu ludzi cierpi przeze mnie, ten towarzysz, który zginął podczas odbicia, Kangshin, moja mama, moja siostra, dzieci - ciągnął Jonghyun, kompletnie załamany.
- Ja mam więcej nieszczęść na sumieniu, mimo tego, nie poddaję się - tłumaczył Yonghwa.
Aika, nadal przytulając Jonghyuna, powiedziała stanowczo:
- Nie pójdziesz na policję. Choćbym miała cię przykuć do łóżka i cały czas pilnować.
Wtedy z krzykiem wyrwał się z jej objęć. A Aika kochała go niezmiennie, gdy w nerwowym ataku stał i złorzeczył wszystkim Japończykom. Co z tego, że sama była w połowie Japonką. W tym momencie miała ochotę stanąć obok i złorzeczyć z Jonghyunem. Wreszcie uspokoił się i na kilka kolejnych dni pogrążył się w apatii, jaka nie opuszczała go od odbicia, czasami tylko słabła, czasami nasilała się. Aika martwiła się o niego, a jednocześnie ulżyło jej, że więcej nie wspominał o zgłoszeniu się na policję. Kilka razy odwiedził ich Yonghwa z informacjami o siostrze Jonghyuna. Yuri nadal przebywała w szpitalu, choć powoli dochodziła do siebie, miała poparzoną część pleców. Za to matka i jej podopieczni poprzenosili się do zaprzyjaźnionych rodzin.
- Nie wiem, czy jest sens odbudowywać sierociniec - tłumaczył lider, krążąc po izbie - to trochę potrwa. I tak nie byłoby tam bezpiecznie. Chyba lepiej przenieść go w inne miejsce. A Aika zamieszkałaby z twoją mamą i siostrą, pomogłaby przy opiece nad dziećmi, co ty na to? Hmm? Jonghyun? Lee Jonghyun!
- Dobrze - zgodził się, odruchowo.
Yonghwa szybko znalazł odpowiednie miejsce, kilka kilometrów za Keijo, w wiejskiej szkole, gdzie było sporo wolnych sali. Aika ze smutkiem żegnała się z Jonghyunem, powstrzymywała łzy i udawała, że to pożegnanie jej nie boli.
- Kiedy się zobaczymy? - pytała.
- Obiecuję być przy porodzie - odpowiadając, pogłaskał ją po brzuchu.
Potem podziękowała gospodarzowi, wyszła i wsiadła do samochodu Yonghwy. Po drodze opowiadał jej o szkole, gdzie miała zamieszkać, uspokajając ją, że to bezpieczne miejsce i nikogo nie zdziwi tam obecność dodatkowych dzieci. Zapewne wszyscy uznają je za zwykłych uczniów, Yuri za nauczycielkę, a pani Lee i Aika powinny postarać się nie rzucać w oczy. Niby go słuchała, lecz nie potrafiła się skupić. I tak też było przez kolejne miesiące. Aika pozostawała rozkojarzona. Kiedy pomagała przy gotowaniu, bawiła się z podopiecznymi, czy tłumaczyła lekcje, cały czas myślała o Jonghyunie. Kiedy zmieniała opatrunki jego siostrze, wspominała, jak ją samą opatrywał. Polubiła się z Yuri, rozmawiały, wygłupiały się, chichotały. Z panią Lee mówiła o praktycznych sprawach. Często zastanawiała się, czy matka i siostra Jonghyuna domyślały się, jakimi uczuciami go darzyła. Niecierpliwie wyczekiwała porodu. W bezsenne noce, a zdarzało się takich wiele, czuła dziecko poruszające się w jej brzuchu. Nie chodziło o to, że chciała je już zobaczyć, chciała zobaczyć Jonghyuna. By czas szybciej płynął, wynajdowała sobie zajęcia, w zimie pisała listy do matki i przekazywała przez Yonghwę, a potem przyszły pierwsze cieplejsze dni. Aika była ociężała, ledwie wstawała, miała lekkie skurcze. Aż pewnego ranka obudziła się i poczuła, że jej prześcieradło jest mokre. Czy ja się posiusiałam?, myślała, a później podekscytowana uzmysłowiła sobie: o nie, to nie to! Chyba... odeszły jej wody płodowe.
- Yuri! - zawołała, wyrywając ją ze snu - to... już, poślij po Jonghyuna.

4 komentarze:

  1. W takim momencie >_< czekam na kontynuacje bo skończyło się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się szybko napisać, mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu wezmę się za kolejny rozdział:0

      Usuń
  2. Ah nie ma jak przypadkiem odświeżyć stronę w trakcie pisania komentarza.
    Żal mi Akiego. Jest mi smutno z jego powodu i nie potrafię go nawet nienawidzić. Nic już mu nie pomoże i to mnie smuci.
    Co do realacji Aiki i Jonghyuna. Nadal mi się nie podoba to co czuje do niego Aika. Jonghyun zaś biedny się obwinia. Jak przeczytałam o tym sierocińcu i biednej dziewcyznce, to łezka mi poleciała. Takie okrucieństwo. Eh. Jestem ciekawa jak przebiegnie poród i co jeszcze po nim się wydarzy. Stresuje się, że to już się kończy. :/
    Weny życzę i grzecznie czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aki powinien iść do lekarza i nauczyć się kontrolować swoje emocje, tylko kto o tym myślał w tamtych czasach. Ja też mu szczerze współczuję.
      Oj tak, Aika myśli o Jonghyunie wręcz obsesyjnie. To prawda, Jonghyun się obwinia:( A po porodzie jeszcze wydarzy się sporo, mimo że zostały do końca 2 rozdziały:)
      Dzięki, postaram się zabrać za kolejny rozdział przez weekend.

      Usuń