One shot to the head
JAEHYO
Chorong przyjechała
wcześniejszym pociągiem, niż planowała. Nie wiem dlaczego, nie powiedziała mi,
a ja nie zapytałem. Zadzwoniła do drzwi, gdy akurat wyjmowałem mięso z
piekarnika. Postarałem się z kolacją, bo Chorong lubiła jeść, choć była
wybredna. Wiele rzeczy jej nie smakowało. Uwielbiała mięso, ale nie znosiła
szynki. Nigdy tego nie rozumiałem. Częstowałem ją czymś, co jej nie odpowiadało
– krzyczała na mnie. Częstowałem ją czymś, co lubiła – jadła, zapominając o wszelkich
zasadach kultury, brudziła sobie ręce i buzię. Chorong ogólnie była humorzasta.
Dziś też przyjechała jakaś nabzdyczona. Zrzuciła z nóg wysokie szpilki i
kopnęła w kąt. Narzekała na śmierdzące
kible w pociągu. Zażartowałem, że w podróży powinna nosić pampersy. Nie śmiała
się. Nie pozwoliła, żebym ją przytulił na powitanie, bo „śmierdziała
pociągiem”. I tak się cieszyłem, że ją widzę. Poszła się wykąpać. Ze względu na
jej kiepski humor nie zaproponowałem, że moglibyśmy wskoczyć pod prysznic
razem. Nakryłem do stołu, wyjąłem z lodówki dwa piwa. Wszystko było gotowe,
kiedy Chorong wyszła z łazienki. Miała na sobie obcisłe dżinsy, w których
przyjechała i moją koszulkę, zapewne zdjęła ją z suszarki. Była bez makijażu.
Długie, mokre włosy opadały jej na ramiona. Wreszcie ją przytuliłem i
pocałowałem. Niechętnie odwzajemniała pieszczoty. Mówiła, że jest głodna.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Chorong nagle odłożyła pałeczki.
- Straciłam apetyt – oznajmiła.
Wydawało mi się, że coś ją martwi. Poprosiłem, żeby mi o
tym opowiedziała, cokolwiek to jest. Popijała piwo i wylewała swoje żale. Na
początku spokojnie stwierdziła, że nie ma na nic pieniędzy, a bez nich niczego
nie osiągnie w życiu. Później krzyczała, że nigdy nie otworzy własnego salonu
mody, będzie piła tanie piwo i jeździła śmierdzącymi pociągami.
- Chorong – ująłem jej twarz w dłonie – zdobędę dla
ciebie pieniądze.
Odpowiedziała:
- Nie chcę! Nie chcę, żebyś więcej kradł.
- Dlaczego?
- Bo to nieuczciwe. I niebezpieczne.
Zaśmiałem się, chociaż nie wyczuwałem w tej sytuacji
niczego zabawnego. Może to była radość, że Chorong na mnie zależy, że martwi
się o mnie.
- Nic mi nie będzie. Mam nad wszystkim kontrolę – zapewniłem.
Nadal się śmiałem. Ten śmiech jej się nie spodobał. Odepchnęła
mnie. Podniosła pałeczki i rzuciła nimi, omal nie oberwałem w
oko. Postanowiłem zostawić Chorong samą. Zamknąłem się w drugim pokoju.
Włączyłem głośno telewizor i skakałem po kanałach. Czemu w tej telewizji nie ma
nic ciekawego? Wybrałem jakąś dramę historyczną. Była tak nudna, że mi się
przysnęło. Gdy się obudziłem, obok siedziała Chorong i głaskała mnie po
policzku.
- Jaehyo – zaczęła.
Rzadko zwracała się do mnie po imieniu. Przeważnie byłem
„głupkiem”, „złodziejem”, czasami „oppą”, nigdy „Jaehyo” - oprócz wieczoru,
kiedy się poznaliśmy i dzisiejszego. Uśmiechnąłem się.
- Przepraszam… jestem okropna – wyznała ze skruchą.
- Czasami każdy taki jest – odpowiedziałem.
Kochaliśmy się na kanapie. Wydawało mi się, że wszystko
między nami ok, ale gdy obejmowałem nagą Chorong, znów zaczęła mnie
przepraszać. Przyznała, że stale obraża się bez powodu i krzyczy. To była
prawda. Zapytała, czemu z nią nie zerwę. Co?! – ona ma chyba te dni,
pomyślałem. Spojrzałem jej w oczy i wyznałem, że przecież ja ją kocham.
Obiecałem, że zdobędę dla niej pieniądze, żeby otworzyła w przyszłości własny
salon mody. Pokazała mi swoje projekty. Naprawdę, nie chciałem, by czuła się
winna, że nie była dziś dla mnie miła i, by zbytnio martwiła się o moje
bezpieczeństwo. Postanowiłem odwrócić jej uwagę od tych wszystkich spraw.
Zaproponowałem spacer. Pogoda była ładna, choć zanosiło się na burzę. Ubraliśmy
się. Spacerowaliśmy, trzymaliśmy się za ręce i śmialiśmy się z głupot.
Pomyślałem, że to cudowny wieczór, chociaż zaczął się tak beznadziejnie.
Poszliśmy do pubu i spotkaliśmy Taeila.
Nie dość, że był pijany, to jeszcze nie miał przy sobie ani grosza. Wszystkie
jego nędzne oszczędności pochłonęła maszyna o nazwie jednoręki bandyta. Odesłałem
go do domu z nadzieją, że nie potknie się o najbliższy krawężnik. Ten człowiek to
urodzony pechowiec. Jeśli gdzieś tylko znajdowało się jakieś niebezpieczeństwo,
pewne było, że Taeil w nie wpadnie. Natomiast mi i Chorong udało się wygrać na
automatach całkiem niezłą sumkę. Kupiłem za to wino, by moja ukochana nie
żaliła się, że pije tylko tanie piwo. Chorong nie chciała mieszać alkoholi,
więc schowała butelkę do torebki. Zdecydowaliśmy, że wino wypijemy jutro.
- Co jeszcze będziemy robić? – zapytała Chorong.
Wymieniałem wszystko, co tylko przychodziło mi do głowy.
Pomyślałem, że kiedyś oświadczę się mojej dziewczynie. Uklęknę przed nią i dam
jej pierścionek. Weźmiemy ślub, polecimy w podróż do Europy. Zdobędę pieniądze
dla Chorong, a kiedy ona już spełni swoje marzenia, może będziemy mieć dziecko –
najlepiej dziewczynkę podobną do niej. Nasza idealna przyszłość.
Zrobiło się ciemno. Niebo było dziwne, chmury zasłaniały
księżyc i gwiazdy. Zerwał się wiatr. Chorong wtuliła się we mnie, żeby się
ogrzać, jednak nie chciała wracać do domu. Spacerowaliśmy ciemnymi ulicami
Sabuk. Czasami wydawało mi się, że moje miasto to zapomniane miejsce na końcu
świata – totalna dziura z popękanym asfaltem na drogach i niedziałającymi
latarniami. Oprócz kilku wielkich, otoczonych parkingami i zniszczonymi placami
zabaw, blokowisk, osiedlowych sklepów, szkół o niskim poziomie nauczania, pubu z automatami do gier i przebiegającej przez środek miasta autostrady, nie było
tu nic. Ani parku, ani klubu, ani żadnego innego miejsca, gdzie można by się
rozerwać, a przynajmniej nie nudzić. Ja i Chorong stanęliśmy na wiadukcie nad
autostradą. Pod nami sunęły samochody, w ciemności migały tylko światła. Chorong
machała do kierowców, czekając aż któryś w odpowiedzi zatrąbi. Kiedy to się
stało, cieszyła się jak dziecko, a ja razem z nią. Zagrzmiało. Niebo rozjaśniła
błyskawica i zaczęło kropić. Aha – będziemy wracać w deszczu. Chorong skuliła z
zimna ramiona. Odsunąłem się trochę od niej, by zdjąć kurtkę i jej ją dać. Zawsze między
grzmotem i błyskawicą zapada cisza, której czas pozwala ocenić jak daleko jest
burza. Zagrzmiało, a zanim się błysnęło, padł strzał.
CHORONG
Nie
wiedziałam co się dzieje, gdy usłyszałam huk. Nie wiedziałam, co się dzieje jeszcze,
gdy Jaehyo osunął się na ziemię. Strzał? To był strzał! Zauważyłam
powiększającą się plamę krwi wokół głowy mojego chłopaka. Kolana się pode mną
ugięły. Zaczęłam krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszał, bo w pobliżu nie było
nikogo, jedynie w dole pędziły samochody. Tak myślałam. Niebo przecięła błyskawica. Na chwilę
zrobiło się jasno i zobaczyłam oddalającą się sylwetkę. Już nie kropiło, to
była prawdziwa ulewa. Po moich policzkach płynęły łzy i krople deszczu.
- Jaehyo! Jaehyo! – wołałam nieprzytomnego.
Nie mogłam znaleźć w torebce telefonu, więc wysypałam
wszystko. Wino się rozbiło. Zadzwoniłam po pogotowie, a kiedy zapytali mnie,
gdzie jestem, odpowiedziałam, że na wiadukcie w Sabuk. Nie wiedziałam jak
nazywa się to miejsce, choć wydawało mi się, że wcześniej pamiętałam nazwę
ulicy. Nachyliłam się nad Jaehyo i drżącymi dłońmi sprawdziłam mu puls. Nic nie wyczułam. Nic! Jaehyo
nie żył. Reanimowałam go do czasu przyjazdu karetki. Tak, jak nauczyli mnie w
szkole: 30 ucisków, 2 wdechy.
Trochę romantycznie i trochę smutno. Takie życiowe, dopóki nie padł strzał. Jestem ciekawa co z tego dalej wyniknie;) A skoro ma być rozdział o U-Kwonie, to cieszę się jeszcze bardziej; )
OdpowiedzUsuńWokół tego strzału to długa historia się będzie toczyć:) Zostawiam na razie trochę zagadek i "dziwnych" zachowań bohaterów, gdzieś w 5 rozdziale zaczyną się wszystkie historie składać w całość (np to czym się zajmują ci wszyscy chłopacy). A U-Kwon to trochę namiesza w pewnej kwestii damsko-męskiej:)
UsuńO Jacie. Akcja się zaczęła. Chorong taka humorzasta. :D A Jaehyo uroczy. Zdziwiło mnie, że jest złodziejaszkiem i kto go postrzelił? Wow. Czytam dalej.A i ten Taeil haha :D
OdpowiedzUsuńTo jest w sumie typowo gangsterskie opowiadanie :D Naszło mnie na napisanie tego po koncercie Block B^^
Usuń