29/07/2015

blue lagoon (rozdział 30)

                Jane sprawia wrażenie wyjątkowo drobnej. Ma na sobie białe, dopasowane spodnie o długości siedem ósmych, bladoróżową, koszulową bluzkę bez rękawów. Rozjaśnione do odcienia ciemnego blondu włosy swobodnie opadają na jej ramiona. Kąciki ust uniesione są w tajemniczym uśmiechu. W ręce niesie kwiat, pojedynczą, czerwoną różę, skierowaną do dołu, jakby otrzymaną wbrew chęci. Mimo, że Jane wygląda dojrzalej, niż na zdjęciu z plakatu promocyjnego „Dirty cash”, jej zuchwałe spojrzenie się nie zmieniło. Jiyong zastyga w bezruchu. Mierzy ją wzrokiem, od stóp do głowy. Ich oczy się spotykają. I wtedy on, jeszcze zanim Jane zdąży wsiąść do windy, wybiera przycisk zamykania drzwi. Matka znika. Nie ma jej już. Zostaje na piętrze, a winda zjeżdża na parter. Drzwi się otwierają. Jiyong wybiega, pędzi przed siebie i zatrzymuje się dopiero na plaży. Kładzie się na plecach, na piasku, ze wzrokiem wbitym w błękit nieba. Stara się uspokoić, gdy Hayi siada przy nim i zaczyna niepewnie:
- Oppa…
- Chcę zostać sam, proszę.
Te słowa sprawiają jej ból.
- Znów mi to robisz, Jiyong. Odtrącasz mnie, kiedy chcę się do ciebie zbliżyć.
Jiyong milczy przez chwilę. Nagle podnosi się do pozycji siedzącej. W jego oczach jest coś dzikiego.
- Chcę zostać sam! Czy nie możesz tego zrozumieć?!  - krzyczy.
Urażona Hayi zamierza odpowiedzieć mu coś równie przykrego, ale wie, że później będzie żałować, więc powstrzymuje się. Odchodzi bez słowa. Siada na hotelowej werandzie i zamawia szklankę coli. Nie wypija nawet połowy, gdy zjawia się Jiyong. Kuca przy Hayi i opiera głowę na jej kolanach.
- Jesteś obrażona? – pyta, choć wie, że tak.
Hayi nie zamierza go okłamywać.
- Tak.
- Chcesz, żebym cię przepraszał?
- Tak.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Tak.
- Co? Chcesz, żebym cię pocałował? Kupił ci coś? Hm?
- Zatańcz na stole taniec brzucha – oznajmia Hayi.
Jiyong podnosi na nią zaskoczone spojrzenie.
- Żartujesz?
- Nie.
- Lee Hayi, jeśli wydaje ci się, że to zrobię, to zapewniam, że tylko ci się wydaje.
- W takim razie jestem obrażona – odpowiada ona i zakłada ręce na piersiach.
Jiyong jeszcze jakiś czas próbuje ją przekonać, by nie kazała mu tak się kompromitować, lecz wreszcie się poddaje, zrezygnowany wchodzi na stół i zaczyna kołysać biodrami. Hayi śmieje się głośno, jak i inni siedzący na werandzie ludzie, popijający różnego typu napoje. To mu nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, właściwie bawi go. Po otrzymaniu licznych oklasków, Jiyong kłania się nisko i siada naprzeciwko swojej dziewczyny.
- Wystarczy?
- Yhm. Byłeś boski.
- Lee Hayi, to nie tak, że cię odtrącam, wiesz o tym.
- Nie. No słucham. Jestem ciekawa, jak mi się wytłumaczysz.
- Ja… czasami po prostu potrzebuję chwili, żeby się uspokoić. Nie chcę, byś się mną przejmowała, bo wiem, że i tak jest ci ciężko… Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć.
- Ji… myślisz, że kiedy nie widzę jak cierpisz, nie cierpię z tobą?
- Tak, tak myślę.
- Głupek. Wtedy martwię się o ciebie jeszcze bardziej.
- Niepotrzebnie. Widzisz? Już jestem spokojny. Zobaczyłem matkę, w momencie, w którym w ogóle się tego nie spodziewałem. To były emocje. Nie wiedziałem co robię, biegłem i nagle leżałem na plaży. Ale już jestem spokojny.
- Myślisz… że cię poznała?
- Nie… Nie wiem. To się działo tak szybko.
- Spojrzeliście na siebie.
- Wyglądała, jakby mnie nie poznała. Ale…
- Zastanawiasz się, czy to możliwe – kończy Hayi.
- Yhm… ona wygląda jak ja. To znaczy: ja wyglądam jak ona. Być może dlatego ojciec tak mnie nienawidził. Bo mu ją przypominałem. A ona była w Ameryce. Nie mógł nienawidzić jej, więc nienawidził mnie. To znaczy: mieć w życiu przejebane – Jiyong śmieje się ironicznie.
- Ji. A pozytywne myślenie?
- Pieprzę pozytywne myślenie.
- Yhm… wolałabym, żebyś praktykował pozytywne myślenie, a pieprzył mnie…
- Ok.
Hayi śmieje się, gdy Jiyong zaciąga ją z powrotem do pokoju, rozbiera i zaczyna dotykać w sposób, który ich oboje doprowadza do szaleństwa. I pogrążają się w największej rozkoszy.
                Po intensywnym seksie odpoczywają owinięci prześcieradłem i wpatrują się w falujący za oknem ocean.
- Jiyong – Hayi zwraca się do niego z powagą – pogadasz z matką?
- Of course – odpowiada on, naśladując amerykański akcent – ale nie dziś. Dziś chcę się dobrze bawić.
- Czyli?
- No wiesz… seks… papierosy, alkohol, narkotyki.
- Ha ha ha. Zabawne!
- Ok, bez tego ostatniego.
- A… tak szczerze… masz czasami ochotę wziąć?
Jiyong długo milczy, zanim przyznaje:
- Tak. Dziś miałem – całuje Hayi i dodaje – ale nie martw się, przeszło mi zupełnie, kiedy się z tobą kochałem. Jesteś moim narkotykiem.
- Uzależniam?
- Cholernie!
                Biorą wspólną kąpiel i ubierają się. Hayi spędza sporo czasu przed lustrem, nakładając staranny makijaż, zanim wychodzi z Jiyongiem z hotelu. Spacerują promenadą, a gdy na dworze robi się ciemno i wokół rozbrzmiewa muzyka, wstępują do klubu. Jedynie scena z ekranem karaoke i bar, przy którym siadają, są zadaszone. Stoliki znajdują się na wolnym powietrzu, tak jak parkiet, gdzie kołysze się kilka podpitych par. Hayi i Jiyong zamawiają drinki. Jest zbyt głośno, aby rozmawiać, więc wymieniają tylko zalotne uśmiechy przy szybkich rytmach muzyki i migających, dyskotekowych światłach we wszystkich kolorach. Jiyong idzie do toalety. Hayi w tym czasie wypija do końca swojego drinka i czuje, że kręci jej się w głowie. Lubi ten stan. Nie jest jeszcze pijana, lecz przyjemnie rozluźniona, gotowa do szaleństw, przed którymi raczej by się powstrzymała, jakby była zupełnie trzeźwa. Chce pocałować Jiyonga, gdy on wróci, zarzucić mu ramiona na szyję, wpić się w jego usta na długo, by wszyscy widzieli. Serce bije jej mocniej, gdy zauważa go zbliżającego się do baru. Już wstaje, kiedy zdaje sobie sprawę, że Jiyong  nie jest sam. Rozmawia  z jakąś dziewczyną (Amerykanką?), skąpo ubraną, z ostrym, prowokującym makijażem. Hayi z westchnieniem oburzenia opada na krzesło. Pije kolejnego drinka i ignoruje chłopaka, gdy on siada obok.
- What’s wrong, honey? – pyta Jiyong.
Na to czekała. Wreszcie może się zezłościć.
- Kto to był?! Co to za zdzira?!
- Chloe.
- No proszę! Znasz jej imię. Co jeszcze? Rozmiar stanika?
- Lee Hayi!
- Co?
- Ona tylko pytała skąd jestem.
- Super pomysł na podryw. I ty jej powiedziałeś. Oh, wow, z Korei?, powtórzyła. Zaproponowała, że zostanie twoim przewodnikiem po Los Angeles  i zaczniecie od wzgórz Hollywood, a skończycie w jej łóżku?
- Co? Niczego mi nie proponowała! Pytała skąd jestem… Powiedziałem jej i wróciłem tu.
- Tłumaczysz się. Tylko winny się tłumaczy.
- Proszę, nie obrażaj się znowu… To dziecinne.
- Bo co? Wyglądam na czternaście lat, więc mogę zachowywać się jak dziecko.
Jiyong unosi dłonią jej podbródek, tak, żeby spojrzała mu prosto w oczy. Cieszy się, że Hayi się nie buntuje, to znaczy, że nie obraziła się mocno.
- Jak się pomalujesz, wyglądasz na więcej.
- Ile? Piętnaście?
- Czternaście… i pół.
Hayi się śmieje. Jiyong może odetchnąć z ulgą. Sprawa była poważana, ale na szczęście się rozwiązała. Niespodziewanie ktoś zaczyna śpiewać na karaoke. Hayi odwraca się i widzi…
- No nie wierzę! To ta twoja Chloe tak wyje!
- Wcale nie wyje. I żadna „moja”!
- Nie broń jej. Bo pomyślę, że naprawdę ci się podoba.
- Nie powiedziałem, że mi się nie podoba…
- Jiyong!
- Przepraszam. Lubię, jak jesteś o mnie trochę zazdrosna.
Hayi wyciąga język. Z zażenowaniem słucha śpiewającej i wczuwającej się w muzykę Chloe.
- Wyje jak syrena strażacka. Ja zaśpiewałabym lepiej.
- Zaśpiewaj.
- Masz rację. Pokażę tej… Chloe, gdzie jej miejsce.
Hayi idzie do DJ’a. Po chwili stoi przed ekranem karaoke, zamiast Chloe. Zaczyna śpiewać piosenkę The Ting Tings „Soul killing” i dookoła zapada cisza. Oczy obecnych w barze są zwrócone na Hayi. Nawet Chloe patrzy na nią oczarowana. Jiyong jest dumny ze swojej dziewczyny. Wciąż na nowo odkrywa i zachwyca się jej talentem. Postanawia zrobić wszystko, aby znów śpiewała. W przyszłości, bo na razie ma coś innego do zrobienia. Podchodzi do Hayi i oznajmia głośno:
- Brawa dla mojej dziewczyny!
A ona zarzuca mu ramiona na szyję. I całuje go namiętnie, przy wszystkich.

OD AUTORKI:

PS. Aktualizowałam playlistę:)

2 komentarze: