08/11/2015

apeiron (rozdział 17)

Dangervisit


JAEHYO


                Myślałem. Sporo ostatnio myślałem. Chorong znów wróciła z pracy podejrzanie późno. Tłumaczyła się remontem drogi. Przez to autobus nie jeździł punktualnie. Tak utrzymywała Chorong. I ja jej wierzyłem. Bezgranicznie, we wszystko. Komuś musiałem, nie chciałem zwariować. Pracowała w Seulu w sklepie mięsnym. Uważała, że to lepsze niż robienie zaproszeń. Pochłaniały zbyt wiele czasu i nie przynosiły zysków.
Chorong powiedziała, że przygotuje na obiad kurczaka, ale wcześniej weźmie prysznic, bo podobno "śmierdziała mięsem". To dziwne, powtarzała, że lubi mięso, tylko nie znosi szynki, ale właśnie mięsem zawsze śmierdziała po pracy. Jak była w łazience, sam zabrałem się za przygotowywanie kurczaka. Umyłem go, obtoczyłem w ziołach i włożyłem do piekarnika. Chorong przyszła do kuchni z mokrymi, rozczochranymi włosami, w mojej koszulce. Po prostu wiedziałem, że nie ma na sobie bielizny. I poczułem, że cały sztywnieję. Chorong posłała mi pytające spojrzenie. Czemu? Nie mogłem się podniecić na widok swojej dziewczyny?! Ale dowiedziałem się, że nie o to jej chodzi. Zapytała, czy sam przygotowałem kurczaka. Odpowiedziałem bezczelnie "a jest tu ktoś jeszcze? Straciłem wspomnienia, nie zdolność wykonywania podstawowych czynności". Nie chciałem sprawiać jej przykrości. Ale dostawałem szału, kiedy traktowała mnie jakbym był niepełnosprawny. Wyjęliśmy kurczaka z piekarnika i zaczęliśmy jeść palcami. Nie odzywaliśmy się. Obecność Chorong nadal mnie krępowała, fakt, że ona wiedziała o mnie wszystko, a ja jedynie to, co mi opowiadała. Aż wreszcie zauważyłem, że bezgłośnie popłakuje. Pomyślałem, że przejęła się moimi chamskimi odpowiedziami. Przepraszałem, ale się nie uspokoiła. Zapewniała, że to nie przeze mnie.
- Coś sobie przypomniałam.
- Co?
- Nasz ostatni wspólny wieczór, zanim... cię postrzelili.
Siedziała naprzeciwko mnie przy stole. Zapomniała o jedzeniu. Wbiła wzrok w talerz i zamilkła.
- To chyba był smutny wieczór - stwierdziłem.
- Nie... był wspaniały. Nie płakałabym za smutnym...
- Ach, tak... Opowiedz mi o tym wieczorze.
- Przyjechałam do ciebie... Przygotowałeś kurczaka... specjalnie dla mnie. Miałam kiepski humor i działał mi na nerwy cały ten twój romantyzm - zaśmiała się - pokłóciliśmy się... ale zaraz się pogodziliśmy i...
- I co?
- I kochaliśmy się... no... uprawialiśmy seks...
- Wiem, co znaczy " kochać się". Przestaniesz mnie wreszcie tak traktować? - odpowiedziałem, ze łzami w oczach. Tylko czemu? Chorong złapała mnie za ręce.
- Przepraszam, oppa.
- Gdzie?
- Co "gdzie"?
- Gdzie się kochaliśmy...? W kuchni?
- Nie, głupku. Na kanapie w pokoju.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Wiedzieliśmy, że to po prostu musi się wydarzyć. Zaniosłem Chorong do pokoju, ułożyłem na kanapie. Całowaliśmy się i wzajemnie pozbawialiśmy ubrań. Ja miałem ich trochę więcej. Chorong jedynie koszulkę. Nasze gesty były ostrożne, jakby niepewne, niezdecydowane. Nie znałem jej ciała... Pieściłem Chorong całą wieczność. Jakbyśmy mieli mnóstwo czasu na miłość. Jakbyśmy chcieli nadrabiać, co straciliśmy. Wbiłem się delikatnie w jej wnętrze i stopniowo przyspieszałem tempo. Aż zabrakło nam tchu wśród westchnień i jęków rozkoszy. Wiedziałem, że zaraz dojdę. I Chorong wiedziała.
- Prezerwatywa! - zawołała - nie masz prezerwatywy!
Oparła dłonie o moje ramiona i spróbowała mnie odepchnąć. Za późno.


***

                Następnego dnia obudziłem się wcześnie, z dziwnym niepokojem. Leżałem ze wzrokiem wbitym w sufit i myślałem: odepchnęła mnie. Odepchnęła mnie. Odepchnęła mnie. Miała powód! Czemu wydawało mi się, że za tym kryje się coś jeszcze?
Dzwonek do drzwi. Chorong? To niemożliwe. Pracowała przecież. Może chciałem, żeby to była Chorong i żeby wytłumaczyła mi wszystko. Bo pewnie istnieje logiczne wytłumaczenie... Przebrałem się w dres, i poszedłem otworzyć. Stwierdziłem, że ktokolwiek to był, raczej dawno sobie polazł. Myliłem się. Za drzwiami był.... człowiek... płci męskiej... kominiarka, czarne ubrania, podejrzana walizeczka w ręce. Przeraziłem się. Przeszedł mnie dreszcz i zrobiło mi się zimno. Chciałem zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale przytrzymał je, wtaszczył do mieszkania swoje potężne ciało. I nagle przestałem się bać. Nie miałem nic do stracenia, nawet wspomnień! Byłem człowiekiem bez przeszłości i bez przyszłości, może... To się za chwilę powinno okazać.
- Kim jesteś? - zapytałem z ciekawości, skoro było mi i tak wszystko-jedno, co się zaraz wydarzy.
Zamknął drzwi i mnie obserwował.
- Jestem twoim przyjacielem - odpowiedział - nie zamierzam zdradzać swojego nazwiska, ani pokazywać swojej twarzy, ponieważ to dla nas obu mogłoby się okazać niebezpieczne.
Nie spodobały mi się te słowa.
- Czego chcesz?
- Grzeczniej. Powiedziałem, że jestem twoim przyjacielem. Chcę tylko pogadać.
- Spotkaliśmy się wcześniej? Nic nie pamiętam.
- I nikt nie chce, żebyś przypomniał sobie, że istnieję... inni są źli, kłamią, ja jestem dobry i mówię prawdę, tak, spotkaliśmy się wcześniej.
- Nie wierzę ci.
- Pozwolisz, że przedstawię dowody?
- Siadaj...
Zaprowadziłem go do kuchni i poczęstowałem kawą. Czy nie tak się przyjmuje przyjaciela? Siedzieliśmy przy stole. Pił, nie ściągał kominiarki, dopóki nie skomentowałem, że jesteśmy sami, nikt nas nie widzi. Pokazał mi twarz. Był młody, w moim wieku, albo niewiele starszy, lekki zarost dodawał mu powagi.
- Dobra kawa - pochwalił.
Walizeczka stała na stole, stukał w nią opuszkami palców. Zachowywał się, jakby czekał na jakąś reakcję z mojej strony. Milczałem. To przecież ten człowiek chciał mi coś powiedzieć. Nie spuszczałem z niego oczu. Chyba nie liczyłem na to, że sobie go przypomnę... Nie wierzyłem w cuda. Ale postanowiłem wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Już się przekonałem, że nie przyszedł mnie zabić, więc chyba nie był niebezpieczny. No i zżerała mnie ciekawość.
- Jak mam się do ciebie zwracać? - zapytałem.
- Zwracaj się do mnie "przyjacielu".
- Czego chcesz? - powtórzyłem.
Wyciągnął coś z kieszeni... Położył na stole zdjęcie: Chorong w objęciach Zico na korytarzu w szpitalu.
- Rozpoznajesz ich? - wypytywał "mój przyjaciel".
Przytaknąłem, sparaliżowany nadmiarem emocji, jakie wywołało we mnie to zdjęcie. I zobaczyłem następne: Zico przypierający Chorong do murów szpitala. Myślałem, że zaraz się zrzygam. Milczałem, bo żadne słowa nie przychodziły mi do głowy.
- To twoja laska - potwierdził gość - i jej kochaś, który cię postrzelił.
- C... co?
- Mieli romans... od dawna. Chcieli się ciebie pozbyć. Chorong bała się dokonać zabójstwa, więc to Zico cię postrzelił. No... ale przeżyłeś. Teraz Chorong udaje zakochaną w tobie, a Zico, że jest twoim przyjacielem.
Roześmiałem się. Może coś ich łączyło, ale morderstwo... to przesada! Nie wierzyłem w te brednie. Choć wszystko brzmiało tak logicznie...
- Chorong mnie uratowała! - podniosłem głos - reanimowała mnie!
- Udawała, że cię reanimuje, żeby zrzucić z siebie podejrzenia. Opowiedziała ci bajeczkę. Okłamała cię. Wszyscy cię okłamali, Jaehyo.
- Skąd ty to wiesz?!
- Przeprowadziłem własne śledztwo. Bo jestem twoim przyjacielem. Gang Apeiron... to źli ludzie... starają się przeciągnąć cię na ich stronę i wykorzystywać do najgorszych zadań.
- To nieprawda...
Siedziałem i czułem, że się trzęsę, jak w gorączce. "Mój przyjaciel" dał mi walizeczkę.
- To prezent - zaśmiał się sympatycznie - oko za oko, ząb za ząb. Wiesz, co powinieneś zrobić.
Poklepał mnie po plecach. Zanim wyszedł, dodał jeszcze:
- Ach, nazywam się Nam Kyohyun. Dopiero, gdy zostałem sam, otworzyłem walizeczkę. A tam była broń.


***

                Nie wstawałem od stołu. Nie wiedziałem kim jestem. Nie wiedziałem nawet, czy naprawdę nazywam się Ahn Jaehyo. Może ktoś dał mi fałszywe dokumenty, okłamał, że nie mam rodziny. Zestawiłem to, co powiedzieli mi członkowie Apeiron oraz Chorong z tym, co powiedział mi Kyohyun. I nie wiedziełem komu zaufać. Któraś z tych teorii musiała być nieprawdziwa. Analizowałem fakty. Chorong ostatnio spóźniała się po pracy. I odepchnęła mnie, kiedy uprawialiśmy seks. Czy potajemnie spotykała się z Zico? Miałem dowody: zdjęcia. A obok stała walizeczka.



CHORONG

                Jaehyo siedział przy stole w kuchni i płakał. Ostatnio często mu się to zdarzało... Obok stał kubek z kawą (wypiłam resztkę) i jakaś czarna walizeczka. Chciałam sprawdzić co to... i Jaehyo wydarł się na mnie:
- Zostaw!
Znieruchomiałam.
- Co się dzieje...?
- Zdradzasz mnie z Zico.
To nie było pytanie, tylko oskarżenie. Zupełnie absurdalne!
- Co?!
Pokazał mi zdjęcia, które trzymał w ręce... moje i Zico. Pierwsze, zrobione w szpitalu. O tym, że istnieje drugie, nie wiedziałam. Chyba byłam zbyt zajęta kłóceniem się z Zico i nie zauważyłam, że znów ktoś nas sfotografował. Opowiedziałam Jaehyo na spokojnie w jakich okolicznościach powstały te zdjęcia. Nie wydawał się przekonany.
- Ktoś to ukartował. Zdobył fałszywy dowód i cię okłamał... O Boże! Prawdopodobnie ten człowiek do ciebie strzelał!
Wypytywałam Jaehyo skąd ma te "dowody", czy ostatnio kontaktował się z nim ktoś, kogo nie rozpoznawał. Nie odpowiadał.
- Nie rozumiesz?! - krzyczałam w euforii - wreszcie mamy szansę złapać i ukarać tego, co strzelał!
Nadzieja na zemstę pomagała mi znieść najtrudniejsze chwile. I podświadomie wierzyłam, że gdy znajdę winnego, Jaehyo odzyska pamięć. To idiotyczne, ale pocieszające. Byłam tak podekscytowana, że nie widziałam, co się dzieje dookoła. Jaehyo wstał i rzucił mi w twarz tymi zdjęciami.
- Zdradzasz mnie z Zico!
Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Straciłam cały poprzedni zapał. Miałam teraz większe kłopoty. Ja i Zico?! To bez sensu. Nawet z nim nie gadałam od dnia powstania tych przeklętych zdjęć!
- Przecież one nic nie znaczą! Tyle dla ciebie zrobiłam! Jak możesz oskarżać mnie o coś takiego?!
- Chcesz zrzucić z siebie podejrzenia! Wiem wszystko! Zdradzasz mnie z Zico! Od dawna! - Jaehyo nagle się uspokoił - wiem, że Zico do mnie strzelał.
- O Boże... - jęknęłam - to nieprawda! Czy ty zwariowałeś?! Kto ci naopowiadał te wszystkie kłamstwa?! Powiedz mi, błagam, powiedz mi, a udowodnię ci, że to nieprawda!
- Wynoś się. Zejdź mi z oczu. Wynoś się! Wynocha!
Zapłakana spakowałam się i poszłam ostrzec Zico.


***

                Wszystkiego się wyparła. Zachowywała się dokładnie tak, jakby się usprawiedliwiała. To tylko rozwiało resztki wątpliwości. Nie chciałem jej widzieć. Nikt nigdy tak mnie nie zranił. Płakałem, rzucałem krzesłami i tłukłem naczynia. Nic nie rozładowało mojej wściekłości. Aż wreszcie otworzyłem walizeczkę. Kilka razy odbezpieczyłem i zabezpieczyłem broń. Ciążyła mi w kieszeni bluzy, czułem jej chłód na brzuchu. Zadziwiające wrażenie posiadania władzy. Wsadziłem słuchawki w uszy i wyszedłem. Zacinał deszcz. Zarzuciłem kaptur na głowę. Trzymałem ręce w kieszeni, rozkoszowałem się kształtami śmiercionośnego narzędzia. W słuchawkach, głośno na maxa, kawałek Ravi - "Ghost", a ja jak zjawa przemierzałem ulice, pełen furii, determinacji i chęci wymierzenia sprawiedliwości. "Wiesz, co powinieneś zrobić"... Tak, wiedziałem.

5 komentarzy:

  1. Wow! Po prost, wow! Tyle się dzieje! Ciekawa jestem jak wyjaśni sprawa między Jaehyo i Chorong. No i czy coś wyjdzie z ich igraszek;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie zdradzam :)
      I nie chcę być natrętna, ale czekam na next rozdział u ciebie:)

      Usuń
    2. Tak, wiem, że strasznie dużo czasu minęło od mojego ostatniego wpisu:(
      Niestety, moi wykładowcy robią wszystko abym miała jak najmniej wolnego czasu. Czasem sama nie wiem od jakiej pracy domowej powinnam zacząć:(
      Ale postaram się napisać jak najszybciej:)

      Usuń
    3. Rozumiem, mam to samo i jeszcze zepsuł mi się laptop, a jak tu studiować bez laptopa...:(
      Dlatego nie chcę cię popędzać. Będę wyczekiwać rozdziału:)

      Usuń
  2. Dziękuję za wyrozumiałość:)
    I współczuję zepsutego laptopa. Bez komputera w dzisiejszych czasach po prostu, nie da się studiować:)

    OdpowiedzUsuń