30/11/2015

apeiron (rozdział 19)

Changes


BOMI

                Do Jihoona zadzwonił telefon akurat, kiedy się całowaliśmy. Nie, żebyśmy bez przerwy się całowali... Po prostu do niego wiecznie ktoś wydzwaniał. Czasami wkurzałam się, że może to jakaś kochanka. Jihoon zastrzegał się, że nie i prosił, żebym mu trochę zaufała. Trochę, ok! Obserwowałam go, gdy rozmawiał przez telefon i myślałam sobie, że ma super sexy tyłeczek. W ogóle jest sexy! Chciałam, by szybko skończył gadać i do mnie wrócił. Czemu nigdy nie pozwalał mi słuchać swoich rozmów?! Z nudów rozłożyłam ramiona i zaczęłam kręcić się dookoła, aż dostałam zwrotów głowy i upadłam. Jihoon znalazł mnie na ziemi. Leżałam i śmiałam się nie wiadomo z czego.
- Dobrze się czujesz? - zapytał z lekkim politowaniem. Odpowiedziałam, roześmiana:
- Nie.
- Wstawaj, Bomi, ludzie patrzą.
- Nie.
- A właśnie, że tak.
Jihoon wziął mnie na ręce i zaniósł na taką huśtawkę-hamak. Wydzierałam się, żeby dał mi spokój, ale nie... huśtał, dopóki się nie zmęczył.
- Chyba się zaraz porzygam - przyznałam.
Objął mnie i cmoknął w policzek, kiedy myślałam tylko o tym, żeby nie zwymiotować. Choroba lokomocyjna w takich momentach dawała o sobie znać. Jihoon widział moje niezadowolenie.
- O, i się obraziła.
- Tak, obraziłam się! I chcę prezent na przeprosiny!
- Co ty znowu wymyślasz...
- Kup mi takiego dużego lizaka serduszko z napisem "LOVE"!
- Ok, może kiedyś...
- Nie kiedyś, teraz!
- Bomi... dopiero byłem w sklepie...
- I co z tego! Jeśli mnie kochasz, kup mi lizaka.
- To szantaż.
- Yhm.
Zaśmiałam się. Już czułam się nieco lepiej. A Hoonie odwrócił się i odszedł.
- Ej, ej, a ty gdzie?! - zawołałam.
Popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i odpowiedział:
- Kupić pieprzonego lizaka dla mojej pieprzonej dziewczyny.


PO

               Dostała tego lizaka. Kwiczała, jakby miała orgazm. Czasami opłacało się spełnić zachciankę Bomi, przynajmniej było zabawnie.
Poszliśmy do mnie. Bo mieszkałem sam i mieliśmy odrobinę prywatności. Siedzieliśmy przed tv i skakaliśmy po kanałach. Bomi gryzła lizaka, chyba jej smakował.
- Co - spytała.
Widziała, że się jej przyglądam.
- Gówno.
- Chcesz liza?
- Yhm.
I polizała mnie po policzku. Nie spróbowałem lizaka, bo i po co. Pocałowałem Bomi i poczułem przyjemny, słodki smak. Nie obchodziło nas nawet, że w tv zaczęła się nasza ulubiona drama. Po południu zgłodnieliśmy i zabraliśmy się razem za obiad. Bomi gotowała makaron, a ja smażyłem mięso z warzywami. W kuchni umiałem zdecydowanie więcej od mojej rozpieszczonej, wiecznie we wszystkim wyręczanej dziewczyny, i nie powstrzymywałem się od docinania jej w każdym, możliwym momencie. Wyglądała uroczo, gdy się złościła i odgrażała, co mi zrobi (choć wiedziałem, że nie zrobi mi nic, za bardzo mnie kochała:)) Zaczerwieniła się z nerwów, albo zauważyła moje podniecenie i się zawstydziła. Zaczęła mieszać makaron w garnku i opowiadać coś o letnich promocjach w supermarketach. Chyba nie była świadoma, jak na mnie działa.
- Bomi... - czekałem, aż się odwróciła i dodałem - chciałabyś... to ze mną zrobić?
Zostawiła widelec w garnku i krzyknęła, jakby się oparzyła.
- Teraz?!
- Nie... no nie teraz, ogólnie.
Miała taką poważną minę. To chyba ta świadomość, że nie spała jeszcze nigdy z nikim wprawiała mnie w zakłopotanie. Bo nie chciałem nalegać, lecz jednocześnie pragnąłem Bomi od dawna. A tym oburzonym "teraz?!" totalnie rozwaliła system.
- Musiałabym się zastanowić... - opowiedziała, jakby odpowiadała na ofertę pracy, czy coś takiego.
- Jeśli mnie kochasz, to się zgódź - zażartowałem.
- Hoonnie...
Najwyraźniej nie wiedziała, co robić. Ostatecznie wróciła do mieszania makaronu.
- Co? Czy to nie twoje metody osiągania, czego chcesz?
- Ale mi o lizaka chodziło! A nie...
Roześmiałem się głośno i nie mogłem się opanować.
- Pyo Jihoon!
- Co?
- Nabijasz się ze mnie! Idę sobie. Odechciało mi się jeść z tobą obiad i w ogóle, żyć mi się odechciało!
- Ej - złapałem Bomi za rękę - żartowałem przecież. Tak się zestresowałaś, że musiałem jakoś rozładować atmosferę. Z tym szantażem żartowałem, bo wcześniejsza propozycja nadal aktualna.
- Jak możesz żartować sobie w takim momencie... Dla ciebie to pewnie nic, a dla mnie poważna sprawa.
- Sorry... ok, zastanów się. Nie nalegam, naprawdę.
- Eh... bo w książkach to zawsze tak ładnie opisywane, a jak się słucha koleżanek...
- Nie słuchaj koleżanek - przytuliłem Bomi - i... co ty za książki czytasz?
- Chcesz pożyczyć?
- Nie, chcę praktykować...
- Nie, wcale nie nalegasz!
- A ten makaron się ugotował chyba.
- Tak?
- No, czekałem aż sama się zorientujesz, ale...
- Awrrr! Żebym ja nie czekała, aż sam się zorientujesz, że jestem gotowa...!


***

               Pewnego dnia Bomi obudziła mnie telefonem. Powiedziała, że jej ojciec zaczął umawiać się z jakąś babką. Wydawało mi się, że nie jest tym zachwycona, skoro ze wzburzeniem w głosie dzwoni tak wcześnie rano. Powtarzałem, żeby się nie przejmowała. Wyśmiała mnie, bo nie o to jej chodziło. Powiedziała, że pan Yoon ze swoją panią wyjeżdżają na weekend. Wolna chata, tylko my i służąca. Byłbym głupi, gdybym odrzucił taką propozycję! W sobotę przed południem wyskoczyłem z Kyungiem do Seulu. Siedzieliśmy w podrzędnej knajpie, piliśmy piwo i opychaliśmy się niezdrowym żarciem. Obgadywaliśmy chłopaków. Tylko to nam pozostało, od dawna nie widywaliśmy się wszyscy razem. Jedynie Taeil czasami się odzywał, ale okropnie przynudzał, wiecznie narzekał na pracę i wyłudzał kasę, by stracić dwa razy więcej. U-Kwon i B-Bomb byli usprawiedliwieni. Choć żałowaliśmy, że nie możemy z nimi pogadać. Naeun też gdzieś przepadła. Nie mieliśmy od kogo dowiedzieć się, czemu jeden siedzi w kiciu, a drugi u czubków. Serio wzajemnie się do tego doprowadzili? Rozmowy z Jaehyo tylko nas dołowały, przypominały o tym, kim był wcześniej. A Zico zajmował się ściganiem niedoszłego zabójcy i nie pozwalał sobie pomóc. Zico-samosia. Albo wreszcie nadszedł ten moment, kiedy wszyscy powinniśmy dorosnąć i zacząć żyć odpowiedzialnie bez narażania się na wieczne ryzyko. Kyung opowiadał mi o swojej panience. Planowali wspólne wakacje nad morzem, plaża w dzień, figle w nocy. Ja powiedziałem mu, że idę dziś do Bomi, bo jej ojciec wybył na cały weekend. Kyung poradził mi zaopatrzyć się w gumki. Nie uważałem, żeby było to na razie potrzebne, ale wcisnął mi zapas swoich. Wszystko super, tylko...
- King size?! Tego się po tobie nie spodziewałem... - stwierdziłem.
Zaśmiał się głupkowato.
- No widzisz, życie czasami zaskakuje!
Kazałem mu wracać do Sabuk i odprowadziłem go na autobus. Przyjechałem do Bomi. W jej pokoju od razu zaczęliśmy się całować. Zmęczeni opadliśmy na łóżko. Bomi zadzwoniła po służącą i poprosiła, żeby przygotowała nam coś do jedzenia. Po obiedzie zasnęliśmy przytuleni i obudziliśmy się dopiero wieczorem. Moja panienka przecierała oczy i ziewała głośno. Zapytałem, czy chce jeszcze pospać. Odpowiedziała, że chce mi coś pokazać. Zabrała mnie do pokoju pana Yoon. Oglądałem książki na regałach, a Bomi grzebała w biurku.
- Jest pewien, że nie wiem, gdzie to ma - zachichotała.
Trzymała w ręce broń. Czasami zapominałem, że jej ojciec jest psem.
- Yoon Bomi, odłóż to natychmiast!
- Wyluzuj... Chcę ci tylko pokazać...
- To niebezpieczne.
- Przecież cię nie zastrzelę!
- "Jeśli w opowieści pojawia się pistolet, musi kiedyś wystrzelić", tak twierdzi Czechow - zacytowałem.
- Co? W jakiej opowieści? Jaki Czechow?!
- Nieważne. Odłóż to. I więcej się tym nie baw.
Posłuchała, schowała broń.
- Jest zabezpieczony. I jeszcze nigdy nie wystrzelił, jeśli cię to interesuje - opowiadała, kiedy wracaliśmy do jej pokoju - a kto to ten Czechow?
- Wpisz sobie w google.
- Hoonnie, jesteś obrażony?
- Nie, po prostu mój kumpel nadal nie doszedł do siebie, bo jakiś pojeb palnął mu w łeb, a ty wywijasz spluwą, jakby to była zabawka! "Jeśli w opowieści pojawia się pistolet, musi kiedyś wystrzelić"
- Pyo Jihoon! - przerwała mi Bomi z powagą - nie pieprz tyle o tym Czechowie, lepiej pieprz mnie...
- C... co???
Zupełnie zaniemówiłem. Bomi położyła mi rękę... tam.
- Czego jeszcze nie rozumiesz, Hoonnie?


BOMI

               Nie byłam całkiem przekonana... ale czy kiedykolwiek będę? Dałam się ponieść chwili. Albo chciałam uspokoić Hoonnie'ego, by się więcej na mnie nie darł. Choć wyglądał naprawdę sexy, kiedy tak się złościł... Żeby tylko teraz nikt do niego nie dzwonił! Nie obchodziło mnie nic, oprócz nas. Rzuciliśmy się na łóżko, złączeni w namiętnym pocałunku. Chciałam tego, chciałam wszystkiego! Jihoon powoli ściągał ze mnie ubrania. Ja szybko pozbawiłam go koszulki. Rozkoszowałam się widokiem i dotykiem nagiego, umięśnionego ciała. Zniecierpliwiona rozpinałam mu spodnie. Po chwili leżałam zupełnie goła, a Jihoon nadal był w gaciach. Pomyślałam tylko, że to niesprawiedliwe i... zapomniałam o wszystkim. Hoonnie zaczął pieścić mnie na dole... i ssać moje sutki. Oddałam mu się cała. Oddychał głośno i szybko. Ja drżałam i za nic nie potrafiłam tego opanować. Czułam, że oszaleję, jeżeli Jihoon zaraz mnie nie wypełni... I wypełnił. Wbił się stanowczo w moje wnętrze. Zabolało i chyba go przypadkowo podrapałam. Zapytał "ok?". I odpowiedziałam, że "ok". Zaczął się poruszać, powoli... i coraz szybciej. Nadal troszkę bolało, ale nie chciałam, żeby przestawał. Jęczałam za każdym razem, gdy wsuwał się głębiej. Widziałam, że telefon Hoonnie'ego dzwoni. Zdenerwowałam się okropnie, ale zanim zdążyłam zareagować, zalała mnie fala rozkoszy. I wiedziałam, że to, co zrobiliśmy nie było błędem. Jihoon położył się obok, przytulił mnie. Uspakajaliśmy nasze oddechy.
- Bomi... - wyszeptał moje imię.
Pomyślałam, że gdybym go straciła, umarłabym. Przytuliłam się mocno do niego i powtarzałam z desperacją:
- Nie idź, proszę, nie idź sobie!
Pogłaskał mnie po głowie.
- Cicho. Nigdzie sobie nie idę.
- Jestem śpiąca... Chyba się prześpię. Będziesz przy mnie, jak się obudzę?
- Będę przy tobie. Zawsze.

2 komentarze:

  1. Nie mogę z tej pary:) Oni są po prostu kapitalni!:) Ten Zico-samosia i King size mnie rozwaliły:):):) I ten seks...no nieźle, nieźle, ale też bardzo romantycznie:)

    OdpowiedzUsuń