28/12/2015

apeiron (rozdział 22)

Be the light


NAEUN

               
                Wdech, wydech... Siedziałam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i próbowałam dotknąć kolanami do drewnianych desek. Choć zawsze byłam dość porozciągana, bolało. Ból odciągał ode mnie niebezpieczne myśli. Pozwalał nie koncentrować się na przeszłości i przyszłości, a żyć teraźniejszością. Tak mi radziła pani psycholog. Musiałam znaleźć spokój i równowagę. Ćwiczenia w tym pomagały. Nadal mieszkałam z tatą u cioci. Od niedawna zaczęłam chodzić do nowej szkoły i na lekcje z psychologiem. Czasami spotykałam się z klasą na mieście i choć właściwie z nikim nie rozmawiałam, miałam wrażenie, że jestem lubiana. Albo po prostu interesowali się moimi bliznami na nadgarstkach. Nie ukrywałam ich, to część mnie, jak każda inna. Im więcej na nie patrzyłam, tym mniej wydawały się istotne. Życie w zobojętnieniu pozwalało mi przetrwać. A kiedy zaczynałam zbyt dużo myśleć, wykonywałam ćwiczenia. Wytrzymałam jeszcze chwilę w tej niewygodnej pozycji. Nie sięgnęłam kolanami podłogi, ale może kiedyś to zrobię. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, mimo że stresowałam się niespodziewanymi wizytami, gdy byłam sama. Pomyślałam, że pewnie jakaś sąsiadka coś potrzebuje. Pogadam z nią i dokończę serię ćwiczeń. Nic złego się nie wydarzy... Ale to nie była sąsiadka, tylko... dostawca pizzy. Otaksowałam go ciekawskim spojrzeniem: ciemne dżinsy, niebieska koszulka polo, czerwona czapka z daszkiem. Wydawało mi się, że... NIE! Czy ty oszalałaś, Son Naeun? To przecież niemożliwe.
- Zapłacona? - spytałam.
- Co?
Ten głos... Widziałam, co chciałam widzieć. Słyszałam, co chciałam słyszeć... Chyba miałam omamy! Son Naeun, jeden psycholog ci nie pomoże. Drżałam cała i na pewno zbladłam, bo czułam, jakby cała krew odpływała mi z twarzy.
- Ta pizza... czy zapłacona - powtórzyłam.
Ja jej nie zamawiałam, ale może tata... albo ciocia... Próbowałam znaleźć logiczne wytłumaczenie.
- Nie jestem żadnym dostawcą! Po prostu przyniosłem ci pizzę. Naprawdę mnie nie poznałaś? - w jego głosie usłyszałam rozbawienie, ale i rozczarowanie.
Nie, to nie wydarzyło się tylko w mojej głowie!
- Kim Yukwon...
Stałam bez ruchu i śmiałam się, jak popieprzona. Położył pizzę na podłodze i pocałowaliśmy się. To było zupełnie naturalne. Już wcześniej, w szpitalu pocałowalibyśmy się, gdyby nie zabrakło czasu. Oboje to wiedzieliśmy. Gdy ostatnio widziałam Yukwona, był cały w siniakach i zadrapaniach. Teraz dotykałam jego gładką twarz, obejmowałam dłońmi policzki. Przypadkowo zrzuciłam mu czapkę. Nasze języki się splatały, wargi pochłaniały wzajemnie. Jednocześnie nadal się śmiałam i zaraz zabrakło mi tchu.
- Myślałam, że masz siedzieć do listopada!
- To ty nic nie wiesz?
- A co powinnam wiedzieć?
Yukwon schylił się po pizzę i czapkę. Wszedł do mieszkania i zdecydowanym gestem zatrzasnął drzwi. Poszliśmy do mojego pokoju. Pachniało kadzidłem, które zapaliłam do ćwiczeń i usiedliśmy na podłodze, gdzie je przedtem wykonywałam. Yukwon dał mi pizzę.
- Jedz. Opowiem ci wszystko.
Nie jadłam, tylko słuchałam. Miałam ściśnięte gardło.
- Twój ojciec odwiedził mnie w więzieniu. Załatwił mi osobną celę, sam się zastanawiam jakimi sposobami. Poszedł też do Minhyuka. Przekonał go, żeby przyznał się do wszystkiego. To dzięki ich pomocy wyszedłem. Naprawdę o niczym nie wiedziałaś?
- Nie... tata nic mi nie powiedział. Nie wspomniał słowem ani o Minhyuku, ani o tobie... Jak to możliwe, że ci pomaga?
- Dla ciebie, Naeun... Widział nas w szpitalu.... Uważa, że jestem jedynym, który może cię wyciągnąć z depresji...
Depresja... instynktownie spojrzałam na zabliźnione nadgarstki. Myślałam o Minhyuku, o ojcu, o wszystkich, co przyczynili się do tego, że siedziałam tu teraz z Yukwonem. Tyle im zawdzięczałam! Pizza wystygła, a my nie tknęliśmy nawet kawałka. Yukwon złapał mnie za ręce.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytał i natychmiast spuściłam wzrok - kocham cię od dawna i nie mogłoby być inaczej, niż tak, jak jest teraz. Nawet Minhyuk zrozumiał od razu, że to przeznaczenie.
- Wiem... Ja też cię kocham... - wyznałam i pojedyncza łza popłynęła mi po policzku. Otarłam ją szybko.
- Czy to powód, żeby płakać?
- Och, jak ja mam ci to wytłumaczyć? Tyle we mnie ran... Jestem... niestabilna emocjonalnie. W nocy wciąż śni mi się ogień. Nie umiem uwolnić się od przeszłości... Ja sama jestem tym ogniem.
Yukwon nadal trzymał mnie za ręce. Zastanawiałam się, czy zrozumiał. Nie powinnam go obarczać swoimi problemami. Zdawałam sobie sprawę, że ktoś taki jak ja byłby dla kogoś innego ciężarem. Yukwon nie chciał słyszeć nic więcej. Zmusił mnie, bym popatrzyła mu w oczy.
- Ogień to światło - zaczął z uśmiechem - ty jesteś moim światłem.

U-KWON

                Spędziłem z Naeun sporo czasu. Wieczorem przyszedł jej ojciec, ciotka przygotowała spóźniony obiad. Zjedliśmy z apetytem, bo zimną pizzą średnio zaspokoiliśmy głód. Siedzieliśmy razem przy stole i byliśmy jak jedna rodzina. To szczęście, że mam ich po swojej stronie. Pożegnałem się i obiecałem Naeun niedługo znów wpaść. Pojechałem do Zico. Jemu też coś obiecałem. Siedział na kanapie i wpatrywał się w swoje dłonie. Naprawdę, interesujące zajęcie. W dodatku w pokoju panował taki bałagan, że wywaliłem się w stertę śmieci, zanim usiadłem obok niego na kanapie, również nie sprawiającej wrażenia czystej. Zapytałem go, czy nie może czegoś zrobić z tym burdelem w pokoju, na co wypalił:
- Lepiej mieć burdel w pokoju, niż pokój w burdelu.
Ciekawe stwierdzenie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Jiho - potrząsnąłem nim lekko, bo odpłynął.
- Czasami mam wrażenie, że nie umiem myśleć logicznie - wyżalał się.
W tym momencie z łazienki wyłonił się Kyung.
- Zico jest ostatnio jakiś dziwny - podsumował i zwrócił się do mnie - jak tam randka? Spokojny seks, czy ostre pieprzenie?
Walnąłem go w łeb.
- Wyjaśnij lepiej, co ty wyprawiasz w nocy w łazience Zico.
- Może to zabrzmi podejrzanie, ale ubrania sobie piorę.
- Rzeczywiście, zabrzmiało podejrzanie.
- Pralka mi się rozjebała.
- Ej! - wrzasnął Zico - czy kogoś w ogóle obchodzi do jakich doszedłem wniosków z postrzeleniem Jaehyo?
Zamilkliśmy. Zico dokończył z głupkowatym uśmiechem:
- Do żadnych.
Wiedziałem, że jest rozczarowany i to tylko pozorne rozbawienie. Taki sposób na rozładowanie emocji.
- Tym pieprzonym zabójcą może być teoretycznie każdy. Jak chcesz go złapać? - zapytałem.
Zico podniósł się z kanapy i zaczął krążyć po pokoju.
- Nie, to nie może być każdy! I mam już pewien pomysł.
Ja i Kyung wykrzyknęliśmy zgodnie:
- Co?!
- Siadajcie. Już wam wszystko wyjaśniam.
Tak zrobiliśmy. Zico przybrał głos nauczyciela i zaczął opowiadać:
- Zabójca to ktoś z innego gangu, potężniejszego. Z nas wszystkich Jaehyo najsłabiej angażował się w sprawy Apeiron. Postrzelili najniższego w hierarchii, by dać nam ostrzeżenie, że jeśli się nie poddamy, sprzątną i najważniejszych. Zrobiliśmy coś, co im się nie spodobało: wyrobiliśmy sobie pozycję w świecie gangsterów. Ktoś stara się wykluczyć nas, czyli konkurencję, ale jeszcze nie wie, że włożył rękę w gniazdo żmij. Mam listę wszystkich gangów, o których się dowiedziałem. Możecie coś dodać?
Rzucił w nas kartką. Były tam nazwy, niewiele nam wyjaśniające. Wiedzieliśmy tylko, że zadzieranie z takimi osobami to wielkie ryzyko. Jak gdyby obok było napisane: niebezpieczeństwo. Wszyscy popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo.
- To mafia - podsumowałem - Woo Jiho, co chcesz zrobić?
- Sprowokować ich. Tylko jeszcze nie wymyśliłem jak.
- To dopiero wkładanie łap w w gniazdo żmij! - zauważył Kyung.
Wiedziałem, że Zico jest zbyt uparty, by się poddać, jak już coś postanowił. Łapanie gangsterów zupełnie go pochłonęło. Jeżeli mu nie pomogę, weźmie się za to sam. W jego ruchach, słowach, nerwowych krokach dookoła pokoju czułem determinację. Złapałem go za rękaw porozciąganej koszulki.
- Chyba mam pewien pomysł.
Tamci popatrzyli na mnie.
- U-Kwon, ty też wchodzisz w tę śmiertelną wyliczankę?! - wykrzyczał Kyung.
Aż się zaśmiałem.
- Nie obawiam się śmierci. Jestem członkiem Apeiron.
- Co to za pomysł? - emocjonował się Zico.
- Ten skurwiel, z którym siedziałem, co wpieprzył Taeilowi, Sangwoo, przechwalał się, że ma gdzieś zakopane pieniądze.  To zapewne pieniądze mafii. Moglibyśmy je podpierdolić.
Jak zwykle przy tematach $, oczy Zico zabłyszczały.
- To... to by było genialne! - powtarzał - ale... Jak my się do nich dobierzemy?!
- Ja wiem, gdzie są te pieniądze - odezwał się Kyung - taka stara wierzba przy rzece za pubem... z inicjałami "N" i "S".
Zatkało mnie. Zico też, ale ten szybko oprzytomniał. Popukał Kyunga po głowie.
- We łbie ci się poprzewracało, czy jesteś ukrytym szpiegiem?
- Ex facetem ex dziewczyny Sangwoo - zaśmiał się gorzko Kyung.
- Nie jesteś już z Namjoo? - zdziwiłem się.
- To długa historia - odszczeknął, co znaczyło, że nie ma zamiaru o tym opowiadać.
- A więc do roboty - popędził nas Zico.
Kazał nam jak najszybciej zorganizować łopaty. W drodze nad rzekę podwędziliśmy dwie z czyjegoś ogrodu.

***

                Otaczała nas ciemność. Drzewa szumiały dookoła, było chłodno i nieprzyjemnie wilgotno. Zico stwierdził, że to świetnie, wilgotną ziemię powinno się lepiej rozkopywać. Założyliśmy kominiarki i zgasiliśmy latarkę. Kilka ostatnich metrów przeszliśmy na oślep. Tylko woda w rzece odbijała księżycowe światło i wydawała się granatowa. Stanąłem na straży, wypatrywałem cieni i wsłuchiwałem się w ciszę. W tym mrocznym otoczeniu wszystko sprawiało wrażenie podejrzanego. Kyung dziwnie sapał, chyba się denerwował. Zico kazał mu się opanować. Chwycili łopaty i kawałek po kawałku okopywali drzewo dookoła. Na nic nie natrafili. Kyung zapewniał, że się nie pomylił, a w pobliżu pubu przy rzece były tylko dwie wierzby i jedna, jedyna z inicjałami "N" i "S" otoczonymi sercem. Najmoo i Sangwoo... Zgodnie doszliśmy do wniosków: albo nikt nigdy tu tych pieniędzy nie zakopał, albo ktoś już je sprzątnął. Zico nie zamierzał się poddawać, nawet jeśli dokopie się do wód gruntowych. I zaczął sprawdzać głębiej. Nagle usłyszeliśmy brzęk, jakby łopata natrafiła na przeszkodę. Zico zaklął z zadowolenia. W tym momencie coś zaszeleściło, zdeptane liście...
- Spierdalamy - zasyczałem.
Kyung był gotowy do ucieczki, ale Zico nie przestawał odkopywać znaleziska. Aż posypały się strzały. Kule świszczały między drzewami. Odruchowo rzuciłem się pędem naprzód i Kyung też. Odwróciłem się tylko raz i widziałem, że Zico, zamiast uciec, wskoczył w wykopaną dziurę. Czy mu życie niemiłe?! Jeżeli miałbym go ratować, sam zginąłbym przeszyty kulami. Biegłem tak szybko, na ile starczało mi sił. Co pewien czas migała mi gdzieś sylwetka Kyunga. Nie byliśmy łatwym celem w ciemności, wśród rzecznych szuwarów. Choć wreszcie wszystko ucichło, nadal pędziliśmy. Zatrzymaliśmy się dopiero przy wiadukcie. Fuck, to niezbyt szczęśliwe miejsce. Zdjęliśmy kominiarki i ruszyliśmy do domów, spokojnie, by nie wywoływać niczyich podejrzeń, ale ostrożnie, jakby na każdym rogu czaił się strzelec. Na próżno próbowaliśmy dodzwonić się do Zico. Nigdy jeszcze tak się o niego nie martwiliśmy. Może nadal mogliśmy go uratować? Zastrzelili go od razu, czy zabrali na przesłuchanie? Okropne myśli krążyły mi po głowie. Najcichszy odgłos mnie przerażał. Wzdrygnąłem się, gdy zadzwonił telefon. To Zico. A może ci, co go załatwili?
- Wyszliście z tego żywi? - usłyszałem pełen ulgi głos Woo Jiho.
- My?! Oczywiście, że tak. A ty? Myśleliśmy, że cię zabili!
- Odwróciliście ich uwagę. Nie widzieli, że wskoczyłem do dołu i rzucili się za wami. Jak was gonili, uciekłem. Jestem u P.O. Przyjdziecie?
Właściwie byliśmy niedaleko. Poszliśmy tam i wyściskaliśmy Zico, jakby powrócił ze świata zmarłych. Obok stał P.O z czarną walizką.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że w tym rozpierdzielu kasa była więcej warta, niż własne życie! - opieprzyłem Zico.
- A ty nie ryzykowałbyś życiem dla takich pieniędzy? - zapytał i kazał P.O otworzyć walizkę.
Zamilkliśmy wszyscy. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy naraz tyle kasy! Zgodziliśmy się, by została u P.O. Posiadał sejf i mógł bezpiecznie przechowywać kapitał gangu. Do rana siedzieliśmy i piliśmy za sukces. O świcie wróciłem do siebie. Ledwo się położyłem, zadzwonił do mnie Zico. Ktoś doszczętnie przeszukał jego mieszkanie. Oboje wiedzieliśmy, że to jeszcze nie koniec.

OD AUTORKI:

Chcę was poinformować, że piszę 2 część o Ravim, mam tak 1/3, więc jeszcze troszkę czasu potrzebuję:)

3 komentarze:

  1. Te rozmowy chłopaków są najlepsze;) I ten orient Naeun, że to nie dostawca pizzy tylko U-kwon:)
    Cieszę się, że rozdział z Ravim jest w trakcie pisania;) Nie mogę się doczekać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobają, właściwie ich nie wymyślam, tylko podczas pisania tak jakoś się nasuwają:)

      Usuń
  2. U mnie jest podobnie, i to jest właśnie najfajniejsze;)

    OdpowiedzUsuń