12/11/2016

the song of love (rozdział 4)

                Aika nie mogła wyjść z szoku. To było tak, jakby świat się zatrzymał. Stała z otwartymi ustami, wpatrzona w boisko, mimo że chłopak z torów już je opuszczał. Cóż za ironia! Spotkała go tam, gdzie zupełnie się tego nie spodziewała. I gdy straciła nadzieję, że jeszcze kiedyś znowu się zobaczą. Kiedy wszedł do namiotu, przeznaczonego dla zawodników, złapała Dahee za rękę i zawołała:
- Chodź pogratulować Takuyi!
- Przecież zaraz do nas przyjdzie! - przypomniała matka chłopaka, lecz Aika nie zatrzymała się, ciągnąc Dahee w kierunku, w którym znajdował się namiot. Gdy wyszły wreszcie z tłumu wiwatujących kibiców, wyjaśniła jej:
- To on! Ten chłopak, którego uratowałam! Tsukiyama Akiharu!
- Tsukiyama? Czy to nie syn komendanta posterunku w Yongsan?
- Też tak pomyślałam...
- Omo! Jest taki ładniutki! I tak dobrze walczył! Pokonał swojego rywala w dwie minuty! Przecież to... mistrz! - emocjonowała się Dahee - koniecznie musisz mu się pokazać! Nie przejmuj się Takyuą, możemy okłamać jego rodzinę, że spotkałaś jakiś znajomych i się zagadałaś.
Aika przytaknęła. Rozdzieliły się. Dahee wróciła na trybuny, gdzie czekała rodzina Takuyi. Natomiast Aika została zatrzymana przez jednego ze strażników, gdy chciała wejść do namiotu.
- Tutaj mają wstęp tylko zawodnicy - wytłumaczył jej.
- Ahhh... to niech pan poprosi Tsukiyama Akiharu, żeby wyszedł i porozmawiał z "idiotką" z torów.
Posłał jej zdziwione spojrzenie, lecz o nic nie zapytał. Zajrzała do namiotu, kiedy strażnik zniknął w środku i widziała, jak przekazywał chłopakowi wiadomość. Uchwyciła wzrok Akiharu. Miała nadzieję, że wyczytał z jej oczu, co chciała mu powiedzieć: "Jeżeli nie wyjdziesz i tak się jeszcze zobaczymy". Przez jego twarz przebiegł grymas. Lecz mimo wszystko Akiharu wstał i wyszedł z namiotu.
- Myślałam, że nie żyjesz - przywitała go Aika.
Wreszcie mogła lepiej mu się przyjrzeć. Był wysoki, wyjątkowo chudy, miał jasną karnację, a jego twarz o trochę dziewczęcych rysach, pokrywał wyraz wiecznego rozgniewania. Akiharu zauważył, że strażnik wrócił na swoją pozycję i przysłuchuje się ich rozmowie. Chwycił Aikę za przegub zdrowej ręki i pociągnął w stronę opustoszałych łąk przy lesie. Z boiska dochodziły okrzyki i wiwaty, sygnały kolejnej walki. Akiharu puścił dziewczynę i przyznał:
- Przykro mi, że cię rozczarowałem.
- Nie rozczarowałeś. Nie chciałam twojej śmierci. Jakbym chciała, to przecież bym cię nie ratowała, co? - w odpowiedzi wzruszył ramionami, a ona przedstawiła się - Takahaski Aika. To tak, żebyś nie musiał mnie nazywać "idiotką". Nie obraź się, że zaoferuję ci uścisk swojej lewej ręki. Prawa, jak widzisz, jest złamana.
Też się przedstawiając, ujął jej dłoń nadzwyczaj subtelnie. Aż nie mogła uwierzyć, że podczas ich pierwszego spotkania spoliczkował ją i, że to naprawdę zabolało. Spojrzał na prawą rękę Aiki, w pokrytym rysunkami gipsie, i zapytał:
- Znowu kogoś ratowałaś?
Nie wiedziała, czy chciał być zabawny, zażartować, czy co. Ale wybuchnęła śmiechem, głośnym i melodyjnym.
- Nie. Spadłam z konia - opowiedziała mu o swoim wypadku - podobno zabrali tego chłopaka na posterunek. Nie wiesz, co się z nim dzieje? Bo... jesteś synem komendanta, prawda?
- Tak - potwierdził - nie wiem, co to za chłopak - dodał po chwili.
Zamilkli. Aika odniosła wrażenie, że Akiharu chce wracać, bo często odwracał się za siebie i postanowiła go jeszcze chwilę zatrzymać, obawiając się, że może rzeczywiście więcej się nie spotkają.
- Co cię do tego popchnęło? - spytała niepewnie, a skoro milczał, kontynuowała - odnosisz sukcesy, twoje życie jest z pozoru idealne... Kiedy widziałam, jak się cieszysz, wygrywając dzisiaj, pomyślałam... czemu ktoś taki miałby chcieć popełnić samobójstwo?
- A czemu cię to interesuje? Nudzisz się i szukasz atrakcji?
- Słyszałam, że życie niedoszłego samobójcy powinno należeć do tego, kto go uratował.
- Gdybyś tylko wiedziała cokolwiek o moim życiu, uciekałabyś z krzykiem.
Uznała, że chciał ją wystraszyć i niewiele się tym przejęła. Zatrzymali się tam, gdzie łąka zaczynała przechodzić w las i usłyszeli szum, kołysanych lekkimi podmuchami wiatru, drzew.
- Wracajmy - zaproponowała Aika, a po chwili zaproponowała - nie jestem strachliwa. Jeżeli mimo wszystko zechcesz opowiedzieć mi o sobie, Takuya podpowie ci, gdzie mnie szukać. I nie zapomnij, że tak jakby ja też zawdzięczam ci swoje życie. Gdybyś mnie wtedy nie przygniótł do torów, oboje byśmy zginęli.
- To znaczy... - zastanowił się chwilę - że twoje życie powinno należeć do mnie?
- Yhm - westchnęła.
Resztę drogi powrotnej przebyli w milczeniu.

***

                - Doktor Lee! Doktor Lee! - krzyczały dzieci, obskakując Jonghyuna ze wszystkich stron, jak tylko pojawił się na dziedzińcu przytułku dla sierot, który prowadziły jego matka i siostra - doktorze, masz dla nas cukierki?
- Nie możecie jeść za dużo słodyczy, bo popsują wam się zęby - przekomarzał się z nimi.
Dzieci zabuczały z rozgoryczeniem. Wtedy Jonghyun wyjął z kieszeni cukierki i zawołał, by spróbowały mu je zabrać. Podnosił wysoko ręce z garściami słodyczy, a dzieci podskakiwały dookoła, głośno krzycząc. W tym momencie pojawiła się jego siostra Yuri, przebrana za ciuciubabkę. Odwiązała zasłaniającą jej oczy chustkę i zganiła brata:
- Jonghyun! Tylko nie dawaj im cukierków, mama przygotowuje obiad!
Za późno. Już obdarował dzieci.
- Możecie je zjeść dopiero po obiedzie. Jak zjecie wcześniej, wszyscy dostaniecie zastrzyki - ostrzegł.
Nie zauważył, że sześcioletni Taehyun zabrał jego torbę lekarską i rzucił się do ucieczki.
- Już nam nie zrobisz zastrzyków, bo nie masz czym!!! - chichotał chłopiec, zajadając się cukierkiem.
- Oddawaj, mam tam lekarstwa dla Yulhee! - powtarzał Jonghyun - zaraz zobaczysz, co się robi z takimi niegrzecznymi dziećmi! - złapał go i łaskotał, dopóki Taehyun nie przewrócił się, wykończony histerycznym śmiechem.
- Zostaw mnie, doktorze! Ratunku!
Jonghyun pomógł mu wstać i pozwolił ponieść swoją torbę. Minęli niewielki ogródek i weszli do piętrowego, obłożonego drewnem budynku. Wnętrze zdobiły doniczki z kwiatami, rysunki dzieci, kolorowe wykładziny. W jadalni pani Lee ustawiała talerze i nakładała ryż z warzywami.
- Jonghyunnie! - wykrzyknęła jego imię i przytuliła go czule - zajrzyj do Yulhee i siadaj do stołu.
Sięgała mu ledwie do podbródka. Była niska i drobna, lecz miała w sobie tyle siły. I za to Jonghyun ją podziwiał.
- Cześć, mamo. Niestety nie mam zbyt dużo czasu...
- Na wypuszczę cię, jeśli nie zjesz chociaż troszeczkę.
Traktowała go czasami jak jednego ze swoich podopiecznych.
- Dobrze, to idę do Yulhee.
- Ciociu, a doktor znowu mnie łaskotał! - żalił się Taehyun.
- To też go połaskocz - odpowiedziała pani Lee, a chłopiec pobiegł z torbą lekarską do pokoju Yulhee i dwóch innych dziewczynek, odrabiających przy biurku lekcje.
Chora leżała w łóżku, popijała miętę. Odstawiła kubek, gdy zobaczyła Jonghyuna. Zapytał ją, jak się czuje i przysiadł obok. Yulhee zaraz wdrapała mu się na kolana. Przytulając się do niego, narzekała:
- Doktorze, boli mnie brzuszek i wymiotowałam.
Zajął się Yulhee, a Taehyun, który powtarzał, że kiedyś też chciałby być lekarzem, dumnie mu asystował. Potem wszyscy przeszli do jadalni i usiedli przy stole. Dorośli oraz trzynaścioro dzieci zabrało się za posiłek. Jedynie Yulhee tylko grzebała w swojej porcji. Jonghyun uspokoił panią Lee, że mała zapewne czymś się zatruła i po 2-3 dniach powinno jej przejść.
- A ty gdzie się znowu tak spieszysz? - spytała go matka.
- Pewnie spotyka się z Mei - odpowiedziała zamiast brata Yuri - zgadłam?
- Tak, pani przemądrzała.
- Doktorze, masz dziewczynę? - zapytał go Changsik, trochę nadpobudliwy chłopiec - ja mam! To Minji z mojej klasy. Dzisiaj w szkole się całowaliśmy.
Jonghyun parsknął i opluł przy tym siostrę. Obiad upłynął w przyjemniej atmosferze. Później dwie dziewczynki z pokoju Yulhee poszły myć naczynia, a inne dzieci porozchodziły się.
- To leć, leć - pani Lee żegnała swojego syna.
Nie pochwalała tego, że spotykał się z Japonką, a jednocześnie nigdy nie ingerowała w jego życie i w tym przypadku też nie chciała tak robić.
- Zadzwoń, gdyby Yulhee się pogorszyło - poprosił Jonghyun.
- Tak. A... co z Jaesikiem?
- Nic nowego.
- Przykro mi. Czasami po prostu nie możemy nic zrobić, choć nie wiadomo jakbyśmy się starali... Uważaj na siebie.
- Ty też.
Gdy wyszedł na dziedziniec, znów obstąpiły go dzieci. Machał im jeszcze, odjeżdżając pożyczonym samochodem. 
                Została mu godzina do spotkania z Mei. Zabrał czyste ubrania i udał się do miejskiej łaźni, znoszone oddał do pralni. O dziewiętnastej kręcił się już koło domu dziewczyny. Wieczór był chłodny, wydawał się nieprzyjemny po pierwszym w tym tygodniu słonecznym, jesiennym dniu. Jonghyun pomyślał, że igraszki w krzakach dziś stanowczo odpadają. Już przygotował inny plan. Wyobrażał sobie, że znowu dotyka gołego ciała Mei. Wreszcie wyszła z domu. Nie była powściągliwa, jak przy ich poprzednim spotkaniu, gdy odprowadzali konia Aiki. Dziś bez wahania wpadła w ramiona chłopaka, łącząc ich usta w zmysłowym pocałunku. Jonghyun nie złapał jej za policzki. Błądził dłońmi po ciele dziewczyny, przyciągając ją mocniej i mocniej do siebie.
- No - stwierdził później - i tak masz mnie witać. Zrozumiano?
- Yhm - odpowiedziała z uśmiechem.
Jonghyun, trzymając dłonie na jej ramionach, odsunął ją lekko od siebie. Ubrana była w filcowy, czerwony płaszczyk, spod którego wystawały fałdy kremowej sukienki. Do tego miała buty na niewielkich obcasach. Włosy pospinała tak, by zwisały modne oponki. Nie zapomniała też o kapeluszu.
- Wow, jaka ty śliczna - skomplementował ją.
- Dziękuję - odpowiedziała, chwytając go pod rękę - ty też jesteś... bardzo przystojny.
Lubiła, gdy zakładał garnitur. A przy tym zostawiał sobie nieułożone włosy. Ruszyli do samochodu. Jonghyun wyjaśnił, że czasami pożycza mu go znajomy (wolał nie podawać nazwiska Yonghwy). Prowadził pewnie, a przy tym ostrożnie, dając swojej pasażerce poczucie bezpieczeństwa. Nie zdradził jej, gdzie jadą, dopiero parkując przy teatrze wyciągnął z kieszeni dwa bilety na dzisiejszy kabaret.
- Podobno nic tak nie zbliża do siebie ludzi, jak wspólny śmiech, czy wspólne cierpienie. A ja wolałbym, żebyśmy się śmiali, nie cierpieli - oznajmił, pomagając jej wysiąść z samochodu i ominąć błoto, pozostałość po ostatnich opadach. Usiedli w teatrze, a kiedy zgasły światła, Jonghyun złapał Mei za rękę i nie puszczał jej, póki znowu nie zrobiło się jasno. Przedstawienie okazało się naprawdę komiczne, choć niezbyt inteligentne. Nie przeszkadzało im to. Po tych kilku dniach, podczas których Jonghyun dyskretnie próbował dowiedzieć się czegoś o terminie procesu Jaesika, by odbić go podczas transportu, szukał chwili oderwania się od tego wszystkiego. A Mei wystarczało, że cokolwiek robili, robili to we dwoje. Wyszli z teatru, powtarzając kwestie z kabaretu i kroki taneczne aktorów.
- Nie wiem, kiedy ostatnio tyle się śmiałam! - przyznała Mei, jeszcze chichocząc.
- A może... pójdziemy do Anielskiego Klubu i przećwiczymy te wszystkie kroki? - zaproponował Jonghyun.
Nie musiał jej namawiać. Niedługo potem siedzieli w lokalu i zamawiali wykwintne dania. W klubie grała muzyka, dookoła kręcili się wysoko sytuowani Japończycy, jak i pro-japońscy Koreańczycy ze swoimi żonami, kochankami, prostytutkami. W tym tłumie uwijali się kelnerzy i kelnerki. Jonghyun opowiadał Mei o swoim dzisiejszym dniu.
- Po tym jak ojciec został oddelegowany do Szanghaju w interesach, matka z siostrą otworzyły sierociniec i tam się przeniosły, zostawiając mi dom - podsumował.
Mei, przerwała jedzenie, czując się zobowiązana też powiedzieć coś o swoich bliskich.
- Moi rodzice rozstali się krótko po urodzeniu Aiki. Nie wiem, o co chodziło, że obie, mama i ciocia Kanako, przyrodnia siostra taty, pokłóciły się z nim. Otworzyły hotel Astoria. Tak, tak, to ich własność - dodała, zauważając zdziwienie w oczach chłopaka - a tata zrobił karierę w wojsku i objął dowodzenie jednej z dywizji.
- Pewnie rzadko go widujesz.
- Niestety. I bardzo za nim tęsknię. Chociaż czasami mam go dość i tego traktowania mnie, jakbym była jeszcze dzieckiem.
- Bo jesteś jego dzieckiem. Każdy dobry ojciec stara się strzec swojej córeczki, by nie wpadła w czyjeś... nieodpowiednie ręce - przyznał i zatarł dłonie.
Spłoszona Mei zabrała się z powrotem za jedzenie.
- Polubiłam twoje ręce - powiedziała po chwili.
- A co z ojcem Aiki? - zagadnął Jonghyun, nie chcąc zawstydzać dziewczyny.
Już pochłonął swoją porcję i przyglądał się Mei.
- Nie wiem. Aika też tego nie wie, a bardzo chce się dowiedzieć. Choć dziś po powrocie z pokazu kendo kogoś innego miała w głowie...
- Tak?
- Powiedziała mi, że poznała Tsukiyama Akiharu, wiesz, syna komendanta posterunku w Yongsan. Obawiam się, że wpadła po uszy! Jonghyun... słuchasz mnie?
- Ym. Tak... tak - powtarzał dziwnie rozkojarzony - Mei, zatańczymy?
Chwilę później szaleli na parkiecie w otoczeniu innych, eleganckich par. Wracali do stolika, tylko żeby łyknąć szampana. Mei nie zauważyła, że wypiła kilka kieliszków więcej niż Jonghyun, który sączył powoli pierwszy. Rozbawiona w pewnym momencie wskoczyła na podest służący za scenę i oznajmiła, że chciałaby wykonać piosenkę. Prowadzący zabawę zwolnił jej miejsce, oddając mikrofon. Zadedykowała występ Jonghyunowi. Zapadła cisza, a potem klub wypełnił się głosem Mei i słowami słynnej, miłosnej arii. W ojczystym języku dziewczyny. Na zakończenie ukłoniła się nisko, a Jonghyun stanął obok i wziął ją w ramiona. Ludzie bili im brawa, w tym kilku ważnych dygnitarzy, o których wiele słyszał. Sporo osób rozpoznawało diwę i zagadywało. To dobrze, pomyślał, niech zobaczą mnie z Japonką, słynną Sakamoto Mei, dedykującą mi swoje występy. W ten sposób nikt nie zarzuci mi, że działam w ruchu oporu... 
                Opuścili klub późno w nocy. Na tylnym siedzeniu samochodu Jonghyun dobrał się do piersi Mei i pieścił je, nie przestając jednocześnie całować dziewczyny. Nie czuła się zbyt pewnie, cały czas spoglądała przez szybę i sprawdzała, czy  nikt nie wychodzi z klubu i ich nie widzi.
- Proszę... jedźmy w spokojniejsze miejsce - wyjęczała, gdy jego dłoń powędrowała między jej nogi.
Opanował się i zszedł z dziewczyny.
- W porządku... Pojedziemy do mnie do domu?
Zgodziła się. Jonghyun wskoczył na przednie siedzenie i ruszył. Był podniecony, widziała to. Spieszył się, by dała mu wreszcie spełnienie. I by dać je jej. Też tego chciała. Mieli identyczne pragnienie. Byli sobie przeznaczeni. Tak uważała. Jonghyun zatrzymał się przy jednej z tradycyjnych chat. Mei nie czekała, aż pomoże jej wysiąść, sama wyskoczyła z samochodu.
- Odwieziesz mnie później? Moja mama oszaleje, jak znowu...
- Nie, uwiężę cię i nigdy nie wypuszczę - zauważył, że spoważniała - no chyba w to nie wierzysz! Odwiozę cię, kiedy tylko zechcesz - dodał ze śmiechem.
Zaprosił ją do domu. Dwa pokoje, z których do jednego drzwi były zamknięte, i kuchnia. Całość urządzona skromnie, lecz utrzymana czysto i schludnie. Kolorowe zasłony, kilka rodzinnych zdjęć na komodzie, to dodawało pokojowi pewnego uroku i czyniły go przytulnym. Oboje zdjęli buty. Mei bezmyślnie rzuciła kapeluszem. Jonghyun zaproponował coś do picia. Podziękowała. I wiedziała, że był jej za to wdzięczny. Myślał już tylko o jednym. Zrzucił z siebie kurtkę, zabrał Mei płaszcz. Przewiesił oba nakrycia przez krzesło. Niecierpliwie rozpinał dziewczynie sukienkę, upajał się widokiem, jak osuwała się po jej ciele i spadała na podłogę. Stanął za Mei, pozbawiając ją bielizny. Znowu dotykał jej piersi, całował w kark. Po chwili odwróciła się i rozebrała jego. Objęci rzucili się na łóżko, by oddać się miłosnym uniesieniom. Kochali się namiętnie, dziko, energicznie. Jonghyun oddychał w przyspieszonym tempie, a Mei krzyczała, przeżywając pierwszy w życiu orgazm. Potem położyli się, twarzami do siebie, spleceni w uścisku.
- Jak chcesz, żeby cię odwieźć... - zaczął Jonghyun, gdy powoli nadchodził świt.
- Nie... Jeszcze nie. Jeszcze nie... - szepnęła.
Wtulała się w jego silne ramiona, a on wspominał zadedykowaną mu piosenkę i zastanawiał się, w jakim języku powinien wyznać Mei miłość?

***

                Gyesoon wpatrywała się w stół zastawiony jedzeniem. Minhyuk, Yonghwa i Jonghyun nie żałowali sobie smakołyków.
- Noona. W ten sposób nie pomożesz Jaesikowi. Musisz jeść - namawiał ten pierwszy.
- Moja mama dała dla ciebie ciastka ryżowe - przypomniał lider, przysuwając jej koszyk pełen wypieków.
- Ja się poczęstuję - stwierdził Jonghyun, zjadł i dodał z bezwstydnym beknięciem - przepyszne.
Gyesoon podniosła wreszcie pełne gniewu spojrzenie.
- Niczego nie przełknę, póki nie wymyślę, jak go stamtąd wyciągnąć - oznajmiła - kiedy mam coś zjeść i wyobrażam sobie jego cierpienie, chce mi się rzygać.
Nikt nie podejrzewałby jej o tego typu wyrażenie. Zwykle powiedziałaby "chce mi się wymiotować" albo "niedobrze mi". Wszyscy zamilkli. Gyesoon przerwała milczenie, wstając od stołu i przypadkowo przewracając krzesło.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał Minhyuk, widząc, że siostra zakłada buty, kurtkę i bierze torebkę.
- Idę na posterunek. Chcę go zobaczyć.
- Ciebie też zatrzymają - uprzedził ją Jonghyun.
- Niech mnie zatrzymują, torturują, niech robią, co chcą!
Yonghwa wstał i podszedł do dziewczyny, zagradzając jej wyjście.
- Wiesz, że tylko to pogorszysz? Każą mu się przyglądać, jak cię torturują, żeby nas zdradził, albo odwrotnie, to tobie każą się przyglądać, jak torturują jego, żebyś coś powiedziała, czy przekonała go do gadania! Tego chcesz?! - zdenerwował się.
- Ja tylko chcę go zobaczyć! - zawołała zrozpaczona Gyesoon - bo chyba oszaleję...
Yonghwa nie zareagował. Próbowała odsunąć go od drzwi, lecz nie miała dość sił. W tym momencie pożałowała, że ostatnio tak niewiele jadła. Lider złapał ją za nadgarstki i mocno potrząsnął.
- Do cholery, Kang Gyesoon, opamiętaj się!!! Obiecuję, że jeszcze go zobaczysz. Słyszysz? Obiecuję.
Wyładowała wszystkie emocje, walcząc z nim, szarpiąc się i kopiąc go gdzie popadło. Yonghwa znosił to cierpliwie. Uwolnił jej nadgarstki dopiero, gdy poczuł, że zupełnie się poddała. Upadła na podłogę, płacząc histerycznie. Minhyuk podszedł i przytulił siostrę.
- Mam pewien plan, jak wyciągnąć Jaesika - oznajmił niespodziewanie Jonghyun - chociaż jest bardzo, bardzo ryzykowny...

***

                Ahikaru wracał z treningu kendo, gdy został zaatakowany przez dwóch mężczyzn w ciemnych chustach na twarzach, odsłaniających im jedynie oczy. Zabrali mu miecz, zanim zdążył się zorientować w sytuacji i go wyciągnąć. Natychmiast rzucił się do walki wręcz. Niestety nie miał zbyt wielkich szans, bo był sam. Obok przemknęła wystraszona para. I przez chwilę Akiharu pomyślał o Aice. Nie zignorowałaby go. Nie zostawiłaby. Obojętnie w jakim byłby niebezpieczeństwie. Podczas gdy silniejszy z napastników trzymał go mocno i przyciskał mu do ust cuchnący gałgan, drugi stał z wymierzonym w niego pistoletem. Akiharu zrozumiał, że bez sensu tracić energię i się wyrywać. Poza tym i tak czuł chorobliwą senność im więcej był zmuszony wdychać tej dziwnej substancji. Domyślił się jeszcze, że to chloroform i zapadła ciemność.

***

                Akiharu otworzył oczy i zobaczył przytłumiony blask, jaki dawała lampa naftowa. Bolała go głowa, walczył z mdłościami. Był związany. Na wprost siedzieli ci, którzy go zaatakowali, nadal w chustach na twarzach. Przyjrzał się trzeciej postaci, przykucniętej przy niewielkiej kuchni. Gotowała coś. Czuł zapach przypraw. Choć też była zamaskowana, miała sylwetkę dziewczyny.
- Obudził się - zauważył, ten co uśpił go chloroformem, Min Hyoseok, jeden z towarzyszy z oddziału Yongjuna.
- To zaczynamy misję - stwierdził drugi, Ahn Woohyun i podszedł do Akiharu - jak się czujesz? - zapytał.
- Chce mi się pić.
Towarzyszka Park dała mu wody. Pił, nie zastanawiając się, czy to nie trucizna. Nie bał się. Pozostawał w lekkim otępieniu.
- Czy twój ojciec jest na posterunku? - wypytywał go towarzysz Min.
- Nie. Nie wiem. Chyba nie. A... która godzina?
- Dwudziesta druga trzydzieści cztery.
- Pewnie już jest w domu.
- To dyktuj wasz domowy numer telefonu. Tylko bez kłamstw, bo srogo za to zapłacisz. Po prostu współpracuj, a jest szansa, że wrócisz do domu żywy.
- Zaraz... Niedobrze mi jeszcze, muszę się chwilę zastanowić.
- W porządku. Przypomnij sobie. Bo nie tolerujemy pomyłek.
Wreszcie podyktował numer.
- Chcecie okupu? - zapytał.
- Tak jakby... - usłyszał w odpowiedzi.
- Tak jakby? Zabijecie mnie?
- Nie. Chyba, że twój ojciec nie spełniłby żądania.
- Ach, czyli mnie nie zabijecie.
Towarzysz Min i Ahn oraz towarzyszka Park, gotująca dla nich wszystkich posiłek, byli zdziwieni postawą Ahikaru. Nie wydawał się wystraszony, zupełnie jakby przyszedł tu w odwiedziny, a nie został uprowadzony. Sprawiał wrażenie obojętnego, czy przeżyje, czy nie. A może to przez chloroform? Towarzysz Min z uwagą przyglądał się zakładnikowi, a towarzysz Ahn usiadł przy telefonie. Wykręcił numer i po chwili rozległ się jego złowrogi głos.
- Proszę podać do telefonu komendanta Tsukiyama. Chodzi o jego syna - chwilowa cisza, Akiharu zgadł, że odebrała sekretarka i zawołała ojca - witam. Chce pan odzyskać swojego syna? Proszę stawić się o północy przy przełęczy i oddać w zamian Kim Jaesika, niesłusznie więzionego na pańskim posterunku. Byle był żywy. Proszę też nikogo nie przyprowadzać, o niczym nikogo nie informować. Tylko pan i Jaesik. Jeżeli nie, pana syn zginie.

6 komentarzy:

  1. Fajnie, że Aika poznała wreszcie Akiharu;) Nawet ich imiona pasują do siebie;)
    Jonghyun zbiera coraz więcej plusów u mnie;) Ma dobry kontakt z dziećmi, co oznacza, że potrafi kochać:) Tak, jak obiecałaś, był opis randki Jonghyun'a i Mei. I to jaki! Ta dwójka, naprawdę miło spędziła wspólny czas i uważam, że są sobie przeznaczeni:) Ale to, że Jong'owi przeszło przez myśl, aby wyznać dziewczynie miłość... no muszę powiedzieć, że mnie baaardzo zaskoczyło!
    Muszę przyznać, że plan Jonghyun'a jest bardzo ryzykowny. Wiem, że zależy im na Jaesik'u, ale z drugiej strony, szkoda mi Akiharu. Stał się jedną z głównych postaci i polubiłam go. Smutno by było, gdyby coś mu się stało:( Ale czuję, że Ty go nie uśmiercisz, prawda unnie?;) No i jestem ciekawa, co takiego się dzieje w jego życiu, że obojętna mu jest śmierć... albo raczej, że chce umrzeć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że ich imiona pasują, a jakoś nie myślałam o tym, wymyślając je! Cieszę się, że Jonghyun plusuje i, że podobał ci się opis jego randki z Mei:) Chciałabym coś więcej zdradzić, niestety nie mogę, bo byłby spojler jak nic... Może tylko dopowiem, że ich różne narodowości jeszcze dadzą o sobie znać, choć to nie tak szybko.
      Akcja z wymianą zakładników powiedzie się i nie... (wiem, okropna jestem xD), a w jakim sensie to zobaczysz:) Obawiam się, że w przyszłym tygodniu nie dodam rozdziału tego opowiadania, bo idę na imieniny cioci i wujka, a zwykle taki 1 cały dzień potrzebuję w weekend, żeby napisać rozdział.
      Za to obiecuję niedługo odkryć trochę przeszłość Akiharu i czemu jest taki, jaki jest:)
      Wiem też, że opowiadanie z CNBlue, 4 rozdział, a jeszcze się nie pojawił Jungshin. Pojawia się trochę później, mam do niego pewne plany i niestety nie mogę go wprowadzić wcześniej:p

      Usuń
  2. No wiem, wiem, że te spoilery to nic dobrego, ale zżera mnie ciekawość;) Będę czekać na dalszy ciąg (w miarę) spokojnie;)))
    Och, aby wymiana zakładników się powiodła! Liczę na to;) A jak teraz napisałaś, że coś tam jeszcze ciekawszego wymyślisz to... uhhh ta niecierpliwość:) No i super, że będzie więcej o Akiharu:)
    Spoko. Spotkania rodzinne są ważne. Idź i baw się dobrze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) No i codziennie mam nadzieję, że dodasz coś u siebie^^

      Usuń
  3. A i A ^^ takie fajne imionka jako para
    Jonghyun jako 'opiekunka' i to dobra i lubiana a jego randka taka urocza i to Jonghyuna wyznanie ^^
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń