26/11/2016

the song of love (rozdział 5)

                Po chwili zabrzmiał roztrzęsiony głos komendanta:
- Chcę go usłyszeć! Chcę rozmawiać z moim synem!
Towarzysz Ahn podszedł z słuchawką do Akiharu i polecił:
- Przywitaj się.
- Cześć, tato... - zaczął niepewnie zakładnik i umilkł, jakby zabrakło mu słów.
- Akiharu! Wszystko w porządku? Nie jesteś ranny? Nie martw się, odbiję cię z rąk tych terrorystów!
- Proszę pamiętać o warunkach  - dodał towarzysz Ahn, chcąc ostrzec komendanta i rozłączył się.
Słuchawka z brzękiem opadła na widełki. Towarzyszka Park w spokoju skończyła przygotowywać posiłek. Nalała zupy do czterech glinianych misek i uszykowała łyżki. Wszystkie porcje zaniosła na dwór, oprócz jednej, dla Akiharu. Usiadła przy nim, kiedy towarzysz Ahn i towarzysz Min wyszli. Nie mogli przecież jeść w maskach i nie mogli pokazać się zakładnikowi bez nich. Wpatrywał się w nędzny, warzywny wywar. Choć dość przyjemnie pachniał, chłopak nie czuł się dobrze i nie miał ochoty na jedzenie. Towarzyszka Park oznajmiła:
- Nie mogę cię rozwiązać. Mogę cię jedynie nakarmić - nabrała zupy na łyżkę i podała mu.
Akiharu otworzył usta tylko po to, by potem napluć jej prosto w zamaskowaną twarz.
- W porządku, nie to nie - przyznała.
Odstawiła miskę i wyszła z pomieszczenia, pewnie zjeść ze swoimi wspólnikami. Gdy wszyscy wrócili, zawiązali mu oczy czarną chustą i wyprowadzili.
Nie chcieli, by cokolwiek zobaczył i rozpoznał lokalizację jednego z ich tajnych schronów. Poczuł chłód i wilgoć jesiennej nocy. Szedł przez błoto, a dookoła panowała cisza, wnioskował więc, że znajdują się z dala miejskich, brukowanych dzielnic. Zastanawiał się, czy to jego ostatnia noc. I jak dziś wygląda niebo, jest gwieździste, czy przykryte chmurami? Towarzyszka Park i towarzysz Ahn usadowili się z nim na podłodze furgonetki pancernej i uśmiechnęli się porozumiewawczo do wciśniętego w kąt Jonghyuna. Akiharu, mimo że go nie widział, wyczuwał intuicyjnie obecność jeszcze jednej osoby. Zastanawiał się, po co ich tylu? Może planowali zabić i jego i jego ojca? Poczuł, jak czymś go obwiązują. I wymacał na swojej piersi połączone taśmami laski. Dynamit.
- Co chcecie zrobić? - zapytał.
Nie otrzymał odpowiedzi. Towarzysz Min zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Ruszyli w kierunku przełęczy. Droga była długa i bardzo niebezpieczna. Prowadziła przez góry, wąskimi, wilgotnymi serpentynami. Czasami z jednej strony pojawiał się głęboki wąwóz i spieniony w dole potok, a wtedy towarzysz Min głośno klął zza kierownicy. Pozostali nie mogli nic zobaczyć, tył furgonetki był pozbawiony szyb, mimo wszystko czuli, jak pojazd chwieje się przy zakrętach i podskakuje na nierównej, górskiej powierzchni. Towarzyszka Park i towarzysz Ahn trzymali Akiharu, by nie próbował niczego głupiego. Chociaż pozornie był wyjątkowo spokojny, nie wiedzieli, co dzieje się w jego wnętrzu. A Jonghyun starał się zapanować nad swoim ciężkim oddechem i przygotować się na każdą ewentualność. Czy to w ogóle może się powieść? Czy tak ryzykowny plan nie wpędzi ich tylko w większe tarapaty? Czy naprawdę uratują Jaesika? A jeżeli tak... jak tragiczny może okazać się jego stan? Jonghyun nie raz widział ofiary tortur. I choć nigdy nie dawał się w takich chwilach ponieść emocjom, obrazy okrutnie poharatanych ciał dręczyły go w sennych koszmarach i napawały odrazą. Co kieruje człowiekiem, który czuje satysfakcję, zadając innym cierpienie? Czy w normalnych czasach, normalnych okolicznościach ktoś taki też dawałby upust tym sadystycznym skłonnościom, a może tylko wojna i ogólne przyzwolenie je prowokowały? Towarzysz Min skręcił w las, zaszeleściło gniecione kołami listowie i gałęzie. Tu się zatrzymali. Kilka metrów od polany przy przełęczy. Towarzyszka Park wyskoczyła z furgonetki i poszła na zwiady. Z wierzchołków gór opadała mgła. Księżyc niewiele pomagał. Musiała użyć latarki, jednocześnie zaciskając drugą rękę na wetkniętym za pas pistolecie. W koronach drzew szamotało się nocne ptactwo. Obok mignął jej jakiś cień. Już zdążyła wyciągnąć broń, gdy odkryła, że to tylko spłoszony zając. Brała udział w wielu misjach i nauczyła się nie ignorować niczego. Każdy szelest mógł zwiastować zagrożenie. Zwłaszcza podczas tak niebezpiecznego zadania. Pot oblał jej plecy, mimo że dygotała z zimna. Zgasiła latarkę. Wreszcie wyjrzała zza drzew. Wokół rozciągała się pogrążona w mroku i we mgle polana. Towarzyszka Park zauważyła komendanta. Stał opary o policyjny wóz i palił papierosa, wysoki, wywołujący swoją postawą respekt. Gdyby zabrał innych policjantów nie mieliby gdzie się ukryć. Skoro nie spotkała nikogo w lesie, teren był czysty. Wycofała się kilka kroków. Towarzysz Min został w furgonetce gotowy w każdym momencie do odjazdu, a Jonghyun przygotowywał się do udzielenia Jaesikowi pierwszej pomocy. Natomiast towarzysz Ahn powoli prowadził Akiharu w kierunku polany. Trzymał w jednej dłoni lont dynamitu, w drugiej zapalniczkę. Jak wszyscy, bał się. Towarzyszka Park torowała im drogę i dawała sygnały, żeby się zbliżyli. Wreszcie wyszli na otwartą przestrzeń, podążając w stronę komendanta Tsukiyama. Zauważył ich. Wydał z siebie pełne ulgi westchnienie, mogli to usłyszeć, a później dostrzegł dynamit wokół piersi syna i zawołał:
- Akiharu!
Chłopak drgnął. Jedynie, słysząc głos, mógł zyskać pewność, że jego ojciec jest tutaj. Tsukiyama szedł pewnym krokiem ku synowi, lecz towarzyszka Park zatrzymała go z wymierzonym w niego pistoletem. Kazała mu oddać osobiste zapasy broni. Rzucił na ziemię rewolwer. Przeszukała komendanta i znalazła jeszcze podręczy scyzoryk. Skonfiskowała i to i to. Pozostał bezbronny.
- Nie zabijajcie mojego syna... gorzko tego pożałujecie - powtarzał, wystraszony.
Nie odwracał oczu od Akiharu oplecionego laskami dynamitu i towarzysza Min, raz po raz złowrogo migającego płomieniem.
Park Misuk pozostała obojętna.
- Gdzie Jaesik? - zapytała.
Tsukiyama wskazał tylne siedzenie w policyjnym wozie. Odważyła się podejść i spojrzeć przez szybę. Jaesik był nieprzytomny. Lub nie żył. Poprosiła komendanta, aby go wyjął. Ten ułożył chłopaka przy jej stopach. Nachyliła się. Poczuła nieprzyjemny dreszcz na widok zakrwawionego ciała, pełnego otwartych, poszarpanych ran, pozbawionego trzech palców u lewej dłoni. Prawa zupełnie została mu obcięta. Towarzyszka Park dosięgnęła jego szyi i sprawdziła puls. Był. Chociaż ledwie wyczuwalny.
- Żyje jeszcze... - zakomunikowała.
- Oddajcie mi mojego syna!!! - rozpaczał Tsukiyama.
Towarzyszka Park pomyślała, że najchętniej zabiłaby Akiharu na jego oczach za to, co zrobiono z Jaesikiem, który tylko walczył o zabrany mu kraj i dobro swoich rodaków. Wolała sobie nie wyobrażać cierpień, jakich doświadczył. Gdyby sobie wyobraziła, chyba nigdy więcej nie brałaby udziału w misji. Towarzysz Ahn przyprowadził Akiharu i popchnął go nieporuszony w kierunku komendanta. Ojciec natychmiast zrzucił mu z oczu chustę i ściągnął z szyi dynamit. Oglądał syna ze wszystkich stron, sprawdzając czy nie został ranny. Wówczas towarzysz Ahn zabrał Jaesika, zarzucając go sobie na plecy, a towarzyszka Park nadal ich osłaniała, nie odkładając pistoletu. Pomimo mgły zauważyła, że po twarzy Akiharu popłynęły łzy, gdy znalazł się w uścisku swojego ojca. Jonghyun stał przy furgonetce, choć ustalili co innego. Pomógł ułożyć nieprzytomnego na podłodze, zapalił latarkę i... Min Hyoseok w tym momencie ruszył. Jonghyun stracił równowagę i uderzył się w tył głowy. Zaklął. Latarka wypadła mu z ręki. Szok trwał tylko chwilę. Jonghyun szybko się opanował i zajął się rannym. Nie wyczuł pulsu. Spanikowany zrobił Jaesikowi zastrzyk z epinefryny, sprawdził czy jego źrenice reagują na światło. Nie reagowały.
- Pomożecie mi? - zwrócił się do towarzyszy, używając ich imion odkąd oddali Akiharu.
Poprosił Park Misuk, by trzymała latarkę, Ahn Woohyuna, by zrobił Jaesikowi jeszcze jeden zastrzyk z epinefryny, sam zabrał się za reanimację: uciski, wdechy, uciski, wdechy... Kolejne powtórzenie. Brak pulsu.
- Jaesik, kurwa, nie rób tego... - błagał Jonghyun.
Powoli tracił kontrolę nad sytuacją, ręce mu się trzęsły, serce waliło w przyspieszonym tempie, działał niczym automat. Ktoś kazał Hyoseokowi zwolnić. Kto to był? Woohyun? Misuk? Szarpało nimi podczas przeprawiania się przez góry. Ciało Jaesika podskakiwało w śmiertelnych drgawkach. To skutek epinefryny, chwilowo sztucznie stymulowała układ nerwowy. Zaraz wszystko się uspokoiło. W furgonetce roznosił się tylko rozpaczliwy krzyk Jonghyuna:
- Jaesik nie! Kurwa mać, nie wolno ci! Wytrzymaj! Wytrzymaj jeszcze trochę! Nie rób tego Gyesoon! Nie odchodź! Nie!!!
Nie odpuszczał, reanimował go nadal, a potem oszalały walił pięściami w jego serce, które się poddało, bo zabrakło mu sił, żeby jeszcze dla kogoś bić.

***

                Mei zmartwiła się, gdy Jonghyun otworzył jej drzwi swojej chaty. Zobaczyła jego poszarzałą twarz, podkrążone oczy i pomyślała, że się rozchorował.
- Dobrze się czujesz? - zapytała.
- Yhm. Tak, to tylko zmęczenie.
Tylko zmęczenie, że jeszcze jej nie pocałował i nie domagał się pocałunku, choć tak wyglądały ich wszystkie wcześniejsze powitania? Zaprosił ją do domu, pomógł zdjąć płaszcz i odwiesił. Polecił Mei usiąść przy stole, a sam stanął przy kuchni, przygotowując napar z ziół. Był dziwnie milczący i przygnębiony. To Mei cały czas trajkotała, o swoim planowanym występie w Tokio, co ubierze, o czym ostatnio rozmawiała z matką, ciotką i kuzynką, jaki miała sen dzisiejszej nocy. Aż w pewnym momencie zauważyła:
- Nie słuchasz.
Jonghyun przyniósł dwie filiżanki naparu i usiadł z Mei.
- Nie, po prostu rozpraszasz mnie - stwierdził z uwodzicielskim uśmieszkiem.
Lampa naftowa dawała niewielki blask, pogrążając wszystko w nastrojowym półmroku. W tym świetle Mei wydawała się Jonghyunowi idealna. Rzęsy pozostawiały na jej policzkach lekkie cienie. Usta miała uchylone. Marzył o nich, o jędrnym ciele dziewczyny, przynoszącym mu wytchnienie po obrazach z zeszłej nocy. Mei spróbowała naparu i zakomunikowała:
- Powinieneś odpocząć, poprosić o kilka dni wolnego, porzucić chociaż wizyty domowe. Musisz być wykończony, zapracowujesz się, jakby nikt inny nie mógł cię czasami zastąpić...
Był pewien, że nie miała złych intencji, nie chciała go zdenerwować. Po prostu nie pomyślała, jak nieodpowiednio zabrzmiały jej słowa. Odpocząć? Poprosić o kilka dni wolnego? W kraju pogrążonym w wojnie, gdzie codziennie cierpi i ginie tak wiele ludzi? Wstał. Złapał Mei za rękę i pociągnął do pokoju. Wręcz zrywał z dziewczyny ubrania, wpijając się w jej usta i przygryzając je. Nie spodziewała się tego dzikiego wybuchu. Nic go nie zapowiadało... Chwilę temu w spokoju siedzieli i pili zioła. Chciała uspokoić chłopaka. Gdy oboje byli zupełnie nadzy, dotykała jego ciała. Drżał. Lecz nie z rozkoszy, z nerwów. Mei nie doczekała się swoich ulubionych pieszczot. Jonghyun nie miał zamiaru tracić czasu. Popchnął dziewczynę na łóżko i przygniótł twarzą do poduszki. W ten sposób mógł wbić się głęboko w jej wnętrze i tak zrobił. Mei z każdym kolejnym pchnięciem zaciskała dłonie na poduszce, czując się, jakby była zwyczajną prostytutką, służącą mu do zaspakajania jedynie swoich osobistych żądzy. Zastanawiała się, czym sobie zasłużyła. Nigdy jeszcze się tak nie zachowywał. Wreszcie Jonghyun z głośnym jękiem osiągnął spełnienie i zszedł z dziewczyny. Leżeli odwróceni od siebie. Upokorzona tym, jak ją potraktował, Mei zawinęła się w pierzynę. Czy to jest jego prawdziwa natura? Tylko początkowo okazywał jej czułość? Już się tym znudził?
- Przepraszam... - powtarzał.
W odpowiedzi usłyszał jedynie cichutki szloch. Wstydził się swojego zachowania. Nie odważył się jej dotknąć, wyciągnąć ze zwojów pierzyny i utulić. Aż wreszcie zapadła w niespokojny sen, z którego kilka godzin później wyrwała ją zbłąkana mucha, obijająca się o szybę. Mei nasłuchiwała rytmicznego tykania zegara. A potem lekko się podniosła. Gdzie Jonghyun? Zauważyła go, przysiadł z brzegu łóżka z łokciami opartymi o kolana i wpatrywał się obojętnie w podłogę.
- Chodź do mnie... - poprosiła.
- Mei... - zaczął, nie odrywając oczu od desek - zeszłej nocy... po raz pierwszy podczas mojej praktyki ktoś umarł... Próbowałem wszystkiego, zrobiłem, co mogłem... Nie uratowałem go... był tak okropnie ranny, po prostu umarł.
Pragnął opowiedzieć jej więcej, wiele więcej, lecz Mei nie chciała słuchać. O pewnych sprawach wolała nie wiedzieć, nie dopuszczała do siebie ogromu otaczających ją cierpień. Oplatając go ramionami, szepnęła:
- Już dobrze. Już wszystko dobrze, kocham cię.
- Ja ciebie też... - przyciągnął ją do siebie - przepraszam, Mei. Aishiteru. Saranghae. I love you.

***

                Gyesoon nie przestawała biec. Nie zatrzymywała się. Nie rozglądała dookoła. Czuła ból w okolicach klatki piersiowej, spowodowany przyspieszonym, nierównym oddechem. Jaesik nie żył, widziała w nocy jego ciało, tuliła je, głaskała, obmywała, jakby mógł jeszcze odczuć jej troskę. Jonghyun dokonał szybkiej sekcji zwłok. Zauważył kilka świeżych, śmiertelnych ran, zadanych, by ofiara wykrwawiła się zaraz po tym, jak już nastąpi wymiana zakładników. Pewnie przedtem też tylko dawki epinefryny sztucznie stymulowały krążenie. Niczego by nie zmienili, gdyby wcześniej zorganizowali misję odbicia go, lecz chociaż skróciliby o kilka dni jego cierpienie... Jaesik nie żył, został pochowanym wczoraj po południu na zboczu jednej z gór. Byli tam: trzech towarzyszy, którzy uczestniczyli w misji, dowódca oddziału - Yongjun, jego młodszy brat Yonghwa, Jonghyun, Minhyuk i Gyesoon. Promienie słoneczne tańczyły na ich twarzach, z koron drzew dochodził łagodny śpiew ptaków. Nikt nic nie mówił. Min Hyoseok i Ahn Woohyun wykopali dół, ułożyli tam owinięte w płótno ciało i zasypali zwałami ziemi. Yongjun odmówił modlitwę, a pozostali po nim powtarzali. Tylko Gyesoon milczała. Żyła w zupełnym otępieniu. Nie krzyczała, nie płakała. Wykonywała ze spokojem wszystkie codzienne czynności. A inni wiedzieli, że to jedynie pozorny spokój, odrzucenie od siebie tego, co zbyt bolesne. Ta faza kiedyś przeminie... Przyjdzie czas zaakceptowania wszystkiego. I co się wtedy wydarzy? Nikt wolał sobie nie wyobrażać.
                Gyesoon dotarła do grobu Jaesika i zastała tam pogrążoną w smutku postać. To był Yonghwa, nie zauważył jej, dopóki nie zatrzymała się przy nim i nie usłyszał jej szybkiego oddechu.
- Gyesoon... - odwrócił się, popatrzył w  wykrzywioną rozpaczą twarz dziewczyny - pewnie myślisz, że to niesprawiedliwe, zastanawiasz się, czemu ze wszystkich możliwych osób to spotkało akurat twojego chłopaka...
- Narzeczonego - poprawiła go - zaręczyliśmy się.
- Niestety, w tych okolicznościach nic nie jest sprawiedliwe - kontynuował - żyjemy w chorych czasach, prowadzimy bezsensowne wojny i cierpimy tak, że czasami nie starcza sił. Mimo wszystko, jakby to nie zabrzmiało, musisz być silna, Gyesoon. Nie możesz się poddawać.
O nie. Nie podda się. Ten, który torturował Jaesika poczuje jeszcze krwawą zemstę oszalałej z furii dziewczyny.

14 komentarzy:

  1. Zakończenie tej części mega tajemnicze i mam niedosyt. Mam nadzieje że Gyesoon pokona swoją ja to nazywam ''ciemną stronę'' i zmierzy się w pewnym sensie z tym swoim bólem. A ten narzeczony, to mega jest mi go żal. Co musiał przejść??? To jest masakra, mam nadzieje że wszystko dobrze się skończy. Podoba mi się to że dodajesz takie słówka jak Saranghae. Bardziej jest odczuwalny ten klimat. Od razu przypomniałam sobie kiedy po raz pierwszy usłyszałam to koreańskie ''Kocham cię'', w dramie Cesarzowej Ki , które było właściwie użyte po raz pierwszy przez główną bohaterkę, i które miało też symbol pożegnania z jej miłością. Mam nadzieje że nie rozkleję się przy tej powieści/opowiadaniu. W tej części niewiele mi brakowało, bo ja jestem mega czuła/empatyczna jak zwał tak zwał. I czekam na dalej, i mam nadzieje że będzie więcej słówek koreańskich o pięknym znaczeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to cieszę się, bo zwykle mam problem z zakończeniem, a lubię jak pozostawia jakiś niedosyt <okropna ja!). Tak, Gyesoon obmyśla zemstę, niestety to chyba jedyne co jej zostało:( Przepraszam za to, co zrobiłam z Jaesikiem, staram się po prostu, by było autentycznie, a wiadomo, w życiu nic nie jest idealne i nie wszystko szczęśliwie się kończy, zwłaszcza w czasach wojny.
      Ok, postaram się wplatać więcej koreańskich słówek!
      Z jednej strony miło mi, że moje opowiadanie wzbudza tyle emocji, a z drugiej czuję się winna, że cię tak zasmucam! xD Choć sama lubię czasami sobie popłakać, jak coś czytam, mam wrażenie, że wtedy to na dłużej zapada w pamięć:)

      Usuń
    2. Zgadzam się z całą pewnością powieść/książka/film które wyciągają od nas jakiekolwiek emocje czy te pozytywne czy też odwrotnie to bardziej zostają w pamięci. I ja lubię też czasami smutne chwile i historie źle się kończą . Niby ich nie lubię , ale zarówno je uwielbiam. I ta cała twoja historia też tak na mnie oddziałowuje że czasami rozmyślam nad naszą Polską historią a dokładniej II wojną światową, która też była bezlitosna. Niektórzy sądzą że MY młodzi ludzie nie mamy w ogóle współczucia, ale jednak istnieją wyjątki. Tym dowodem jest twój blog który wskazuje że jesteś współczująca/wrażliwa i w ogóle że potrafisz się wczuć w te klimaty. To jest piękne ;) Więcej nie napiszę bo bym wnet zrobiła jakiś Komopost! Hahah... ;)

      Usuń
    3. Ojej dziękuję, miło mi to słyszeć, choć cały czas uważam, że mogłabym napisać to lepiej (chyba odwieczny problem wszystkich autorów xD). Jak nigdy nie lubiłam uczyć się historii, tak okres wojenny mnie interesował, wydawał mi się po prostu o tyle bliski, że nadal żyją ludzie, którzy przeżyli te czasy i mogą wiele opowiedzieć. Już wcześniej też spotkałam się z opinią, że okupacja japońska w Korei kojarzy się trochę z okupacją niemiecką w Polsce i w ogóle historie Korei i Polski są podobne, coś w tych chyba musi być!

      Usuń
  2. Raczej tak. Ale ja też mam takie problemy w sumie to przy każdej części którą publikują, że mogłam tu lepiej opisać, tu dopisać, to było niepotrzebne itd. Zwłaszcza kiedy piszę to koło 24:00 tak już późno w nocy, to już takie mam oczy zmęczone że czasami takie ''byki'' popełniam itd, ale w moim przypadku jest tak że najlepiej piszę mi się kiedy jest już ciemno. Nwm z czego to wynika, ale tak jest. Ogółem gdyby tak się zastanowić to te części są pisane tylko i wyłącznie nocą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoje preferencje:) Mi chyba obojętnie kiedy, byle bym miała odpowiedni nastrój. Czasami piszę w spokoju w domu, a czasami np w centrum handlowym, jak np muszę zostać w mieście po zajęciach i mam trochę wolnego czasu do wykorzystania, bo przymusowe "okienko":)

      Usuń
  3. Jak można skończyć w takim miejscu >_< przez co muszę czekać na kolejny rozdział z niewiedzą co się wydarzy. Biedny Jaesik. Jestem tak zawalona nauką, że nie mam na nic czasu, ledwo mogłam coś dziś udostępnić, a tutaj tyle się wydarzyło. Przeszłość tego chłopaka jest okrutna, ale myślę że sobie poradzi i pokona swoje słabości. Trzymam kciuki ^^. Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam mnóstwo nauki i prac jakiś do pisania, więc rozumiem:(

      Usuń
  4. Jak pozostałe czytelniczki, również odczuwam wielki niedosyt:( I to jest straszne, co spotkało Jaesik'a. Przez cały czas, miałam nadzieję, że wszystko pójdzie, tak, jak zostało zaplanowane. Cieszę się, że Akiharu nic się nie stało, ale Jaesik... Co on musiał przeżyć?! I jakie cierpienia musiał znosić?! Do tego, sztucznie podtrzymywali jego życie, tylko do tej wymiany... Wiadomym jest, że nie pochwalam sposobu odreagowania emocji Jonghyun'a, spowodowane tym przykrym zdarzeniem, ale najważniejsze, że przeprosił Mei i wyznali sobie miłość:) Teraz pozostaje mi czekać na ciąg dalszy i jaką to zemstę Gyesoon szykuje...
    P.S. Przepraszam, że dopiero teraz tu zajrzałam, ale ledwo się wyrabiam z niektórymi pracami:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam pewne plany do Gyesoon, to było też powodem uśmiercenia Jaesika:( Powiem szczerze, że wolałam po prostu opisać jego stan niż, co mu robili. A Jonghyun to Jonghyun ma czasami niezbyt przyjemne zachowania:P Ale racja, najważniejsze, że się pogodzili, wyznali sobie miłość i się wszystko dobrze skończyło:)
      Luzik i wpadaj, kiedy masz czas, nie ma za co przepraszać:)

      Usuń
  5. Może to i lepiej, bo opis tego, co mu po kolei robili, nie byłby zbyt przyjemny:( Najważniejsze, że Jong i Mei powiedzieli sobie to, co najważniejsze i gitara;)
    Ja tak czekałam na ten rozdział i miałam w niedzielę go przeczytać, ale zaraz sobie przypomniałam o teście do zrobienia na platformie, bo był czas do północy i jeszcze trzeba było się do niego pouczyć. Więc musiałam stracić kolejne cenne godziny na tym:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, dobrze, ze sobie przypomniałaś o tym teście przed północą, bo byłaby lipa :D Też ostatnio robiłam taki internetowy i niby był krótki, a trudny i tyle czasu nad nim z książką przesiedziałam:/ Jutro za to mam zdawać na dyżurze opracowanie audycji z ang i się boję:(

      Usuń
    2. Czasami krótkie testy okazują się być najtrudniejsze;) Dlatego, rozumiem Cię w stu procentach;) Uuu...brzmi groźnie:( Ale na pewno, dasz sobie radę;) Trzymam kciuki za Ciebie;) Fighting!

      Usuń
    3. Dziękuję, przyda się o 11.15!:)

      Usuń