05/02/2017

the promise - JAEHYUN (NCT) - ONE SHOT

one shot na zamówienie dla: magda165
z: Jaehyun (NCT)
+18😄
(wykorzystany tekst piosenki: The Smiths - I know it's over)


                Słońce oślepiło mnie, kiedy wysiadałem z taksówki. Przez to sam nie wiedziałem, czy się nie pomyliłem i nie zapłaciłem szoferowi za dużo. Nie wydał mi reszty, niekoniecznie przez nieuczciwość, może po prostu był przyzwyczajony do dostawania napiwków? Ach, nieważne. Nie powinienem wszystkiego tak analizować. Pewne rzeczy lepiej przyjmować takimi, jakimi są. Ktoś tak powtarzał. Kto? Nie pamiętam. Pokonując ostatni kawałek drogi do domu mojego kumpla, cały się spociłem. Nie lubiłem upałów. 
Mark otworzył mi ubrany tylko w bokserki. Nie zdziwiłbym się, gdyby zapomniał o moim przyjeździe i zabawiał się akurat z jakąś panną. Chyba odgadł moje myśli.
- Jae - chichrał się głupkowato - ja już taki nie jestem. Koniec z uwodzeniem dziewczyn. Przerzuciłem się na chłopaków.
Jego żarty czasami mnie załamywały.
- Wariat - stwierdziłem, szturchając go po kumpelsku w bok.
- Chcesz zobaczyć swoje miejsce pracy? - zapytał.
- Później - postanowiłem - przede wszystkim chcę się wykąpać.
Zimny prysznic dodał mi energii. W czystych ubraniach i nakarmiony przez Mark'a odgrzewaną pizzą, byłem jak nowo narodzony. Udaliśmy się na rozmowę z szefem. Drogę do klubu pokonaliśmy pieszo. Wystarczyło iść prosto wybrzeżem i zaraz za dziką plażą znajdował się lokal. O tej godzinie nie było tu wiele ludzi, tylko pojedyncze osoby popijały piwo, szukając orzeźwienia w cieniu wielkich parasoli. Inni zapewne woleli w taką pogodę w ogóle nie wystawiać nosa zza czterech ścian. Weszliśmy na zaplecze. Szef relaksował się, popalając papierosa. Na nasz widok wstał i ukłonił się. My zrobiliśmy to samo.
- Ty jesteś Jaehyun? - zwrócił się do mnie z zainteresowaniem - Mark wiele mi o tobie opowiadał.
- Mam nadzieję, że tylko dobre rzeczy - zażartowałem.
- Pewnie - dodał mój kumpel - o Jae nie da się powiedzieć niczego złego.
Po wymienieniu uprzejmości przeszliśmy do kwestii formalnych. Usiedliśmy przy stoliku i dostaliśmy do picia bezalkoholowe drinki. Szef pytał o moje doświadczenie. Było niewielkie. Liceum muzyczne. Kilka występów z okazji różnych uroczystości w rodzinnym mieście. Pokazałem też swoje nagrania. Szef wydawał się usatysfakcjonowany. Spodobał mu się mój wokal. A mi spodobało się to miejsce. Zaproponował tydzień okresu próbnego. Potem zdecyduje jeszcze, czy przyjąć mnie na resztę wakacji. Zapytał, kiedy byłbym gotowy zacząć. Odpowiedziałem bez wahania:
- Wieczorem?

***

                Plaża wyglądała urzekająco, kiedy zapadał zmrok. Ludzie przychodzili pospacerować brzegiem  morza i pooddychać rześkim powietrzem. W oddali świeciły światła latarni morskiej i przybijających do portu statków. Obserwowałem to wszystko przez okno z klubu, przygotowując się do swojego pierwszego występu. Mark popisywał się w roli barmana i dawał mi dyskretne znaki, kiedy pojawiały się atrakcyjne dziewczyny. Nic, a nic się nie zmienił. I wtedy przyszła ona. Zamówiła podwójnego drinka i usiadła przy jednym ze stolików... sama, zupełnie sama. Jeżeli zaszczyciła kogoś spojrzeniem, jej twarz pozostawała przerażająco zimna i obojętna. W pewnej chwili znalazł się przy mnie Mark.
- Kto... to...? - zapytałem.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Wszyscy wariują na jej punkcie. Tylko ona... pozostaje niedostępna. Wiesz jak ją tu nazywają? Virgin Queen. Przychodzi codziennie wieczorem, upija się i wychodzi, nigdy nie zaszczycając nikogo choćby jednym słowem. Lepiej sobie odpuść - wyjaśniał mi Mark.
- Czemu?... - wyrwało się z moich ust.
- Bo i tak nigdy jej nie zdobędziesz.
Nie powiedziałem mu, że nie chodziło mi o to. Czemu taka była?, tym się dręczyłem. Przecież nic nie dzieje się bez przyczyny.
Mój podkład muzyczny był gotowy. Chwyciłem mikrofon i rzuciłem kilka słów powitania. Nie wiedziałem, czemu niespodziewanie zmieniłem repertuar. Planowałem zacząć z czymś szybkim i wesołym, lecz kiedy tylko moje oczy spotkały się z oczami Virigin Queen, pomyślałem o konkretnej piosence. Puściłem podkład. Popłynęły spokojne dźwięki muzyki. A potem dołączył do tego mój głos. Klub był pełen młodych ludzi, skupionych na moim występie, na uczuciach, których tu szukali i którymi się karmili. Lecz dla mnie oni wszyscy nie istnieli. Liczyła się tylko Virgin Queen. I to jej adresowałem te uczucia. Ona o tym wiedziała. Chociaż nie podniosła wzroku, domyślała się, że tych kilka linijek opisuje ją:

If you're so funny then why are you on your own tonight?
And if you're so clever then why are you on your own tonight?
If you're so very entertaining then why are you on your own tonight?
If you're so very good-looking, why do you sleep alone tonight?

Po tych kilku linijkach Virgin Queen wstała i wyszła z lokalu. Dokończyłem piosenkę. Ze wszystkich stron posypały się brawa? A ja? Ja mogłem gapić się, jak wariat, w to miejsce, gdzie jeszcze chwilę przedtem siedziała i słuchała mnie.

***

                Nie widziałem Virgin Queen od tygodnia. Życie toczyło się swoim tempem. Mieszkałem u Mark'a. W dzień chodziliśmy po plaży, pływaliśmy, wieczorem przychodziliśmy do klubu, on podrywał dziewczyny, zamawiające drinki, ja wyśpiewywałem smutne ballady o niespełnionych uczuciach. W nocy nie mogłem spać. Czasami wydawało mi się, że się duszę i nie było to tylko z powodu upałów. Nigdy się w ten sposób nie czułem. Nie wiedziałem, że czegoś można tak bardzo pragnąć. Tylko czego? Moje pragnienie pozostawało nieodgadnione. I wreszcie po tygodniu Virgin Queen znowu pojawiła się w klubie, w czerwonej sukience i pomalowanych na czerwono ustach. Kiedy Mark zapytał z czym kojarzy mi się ten kolor, stwierdziłem: to krew. Jemu kojarzył się z seksem. Tego wieczoru byłem ostrożny, by nie urazić Virgin Queen tekstem piosenki, nieodpowiednim gestem, czy czymkolwiek. Została, aż występ się skończył. Potem wyszła pijana. A ja pobiegłem za nią.
- Jestem Jaehyun, a ty? - przedstawiłem się i zainteresowałem jej imieniem.
Zbliżała się burza. Od morza wiał silny wiatr i zabawiał się naszymi włosami. Spadały pierwsze krople deszczu.
Posłała mi złowrogie spojrzenie.
- Nie wiesz, jak wszyscy mnie nazywają?
- A ja? Jak ja mam ciebie nazywać?
Przez moment milczeliśmy.
- Mam na imię Yoomi. Ale lepiej nie zbliżaj się do mnie.
- Czemu? - zdziwiłem się.
- Przepraszam. Spieszę się. Pada.
Ruszyła przed siebie, a ja się nie poddawałem, dotrzymywałem jej kroku przez cały czas.
- Yoomi... - poprosiłem - zdradzisz mi swój sekret?
- Sekret? - powtórzyła.
- Tylko jeden. A ja tobie mój.
- Czemu mielibyśmy zdradzać sobie sekrety?
- Niedługo stąd odejdę - powiedziałem - więcej się nie zobaczymy.
- Odejdziesz?
- Od kilku lat dorabiam sobie w wakacje, by polecieć do USA i studiować muzykę na jednej z tych... no wiesz, prestiżowych uczelni. To mój sekret.
Yoomi zatrzymała się i odwróciła tak nieoczekiwanie, że o mało co byśmy się zderzyli.
- Ja też... - szepnęła - niedługo stąd odejdę. Chcesz poznać mój sekret? Jestem chora. Jestem śmiertelnie chora. Nie dożyję do jesieni.

***

                Płakałem, kiedy Yoomi opowiadała mi o swojej chorobie. Płakałem, kiedy wreszcie ją pocałowałem i jeszcze długo, długo potem. Tuliliśmy się do siebie, przemoczeni deszczem. Serce Yoomi nie funkcjonowało prawidłowo. Wada była na tyle poważna, że nikt w Korei nie odważył się operować. I chociaż rodzina znalazła amerykańskiego lekarza, który zgodził się ponieść ryzyko, nadal nie mieli odpowiedniej sumy pieniędzy, a Yoomi słabła z każdym kolejnym dniem...

***

                - To dlatego - stwierdziłem - dlatego nie pozwalasz nikomu zbliżyć się do siebie.
Siedzieliśmy na dzikiej plaży, jak codziennie w ciągu ostatnich dni. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Czasami nie znaczących nic, czasami bardzo ważnych. Zdarzało się też, że po prostu milczeliśmy. Wpatrywaliśmy się w morze, albo wchodziliśmy na pomost i wrzucaliśmy kamyki w wodę. Nad nami krążyły mewy, domagając się jedzenia. Niekiedy brzegiem przebiegł ktoś, uprawiający jogging. Wydawało mi się, że tak zapamiętam te wakacje. Ja, Yoomi i morze. Potem polecę do USA, rozpocznę dorosłe życie. A póki co... póki co pozostanę jeszcze dzieckiem.
- Wiesz, że jestem dość atrakcyjną osobą? - zachichotała - nie tylko z wyglądu. Jestem też... zabawna, inteligentna i odważna. Chyba można mnie pokochać. A jeżeli ktoś mnie pokocha... tak szczerze i bez względu na wszystko, ja też go będę kochała, całym moim sercem. Tylko, że moje serce jest zbyt chore. Nie mogę go oddać nikomu. I nie mogę od nikogo wymagać, by w związku z tym oddał mi swoje. To przyniosłoby jeszcze większe cierpienie. I mnie... i tej osobie - opowiadała ze spokojem, bez smutku i łez, co w tamtą burzową noc.
- A czy cierpienie to coś złego? - zastanawiałem się.
- Co?
- Czy cierpienie to coś złego? - powtórzyłem o wiele natarczywiej.
- Nie. Nie wiem - przyznała, zakłopotana - nikt nie lubi cierpieć.
- A... czy czasami nie warto zaryzykować cierpieniem, by przeżyć chociaż przez chwilę... największe szczęście?
Odpowiedź Yoomi była dość nieoczekiwana.
- Zanim odejdę... chciałabym zrobić trzy rzeczy... Pomożesz mi? - zapytała.
- Tak.

***

                Pierwszym życzeniem Yoomi było zrobienie sobie kolczyka w pępku. Wybraliśmy salon kosmetyczny i udaliśmy się tam wspólnie. Pewnie wyglądaliśmy jak zwykła, zakochana para, nie byliśmy wyjątkowi i różni od innych zwykłych, zakochanych par... Drugie życzenie wymagało więcej wysiłku. Yoomi chciała nauczyć się pływać. Już nie siedzieliśmy bezczynnie na plaży. Wchodziliśmy do morza, zanurzając się tylko do pasa ze względu na wysokość fal. Skakaliśmy przez nie, trzymając się za ręce. Jak tylko Yoomi się wystraszyła, wpadała mi prosto w ramiona. Oswoiłem ją z wodą. A kiedy po kilku dniach morze zrobiło się spokojniejsze, kazałem Yoomi położyć się na powierzchni i nie przestawałem jej asekurować. Jeżeli niespodziewanie zaczynała tonąć, znajdowała pomoc w moim uścisku. Aż wreszcie przepłynęła sama kilka metrów i jej radość była ogromna. Uczciliśmy to ogromną porcją lodów, a później rozbolały nas brzuchy. Wtedy zainteresowałem się trzecim życzeniem.
- Powiem ci - przyznała - dzisiaj, po twoim występie.

***

                Ostatnio śpiewałem tylko smutne piosenki i ludzie chyba zaczynali być znudzeni. Pili, snuli się, plotkowali po kątach. Jedynie Yoomi codziennie, przez cały czas występu nie odrywała ode mnie wzroku, sącząc drinki, które robił jej Mark. Wieczorem, kiedy miała mi zdradzić swoje trzecie życzenie, znowu wyszliśmy z klubu, trzymając się za ręce i zadziwiając wszystkich. Po krótkim spacerze doszliśmy oczywiście do dzikiej plaży.
- Moje trzecie życzenie... - zaczęła - chcę... żebyśmy się kochali.
Powiedziała to bez najmniejszego skrępowania. Ja byłem tym, co się zawstydził. Zwłaszcza, kiedy Yoomi po prostu zrzuciła sukienkę i podała mi prezerwatywę. Stała ubrana tylko w bieliznę, a piękno jej ciała paraliżowało mnie. W mojej głowie pojawiało się tyle obaw. Czy naprawdę tego chciała? Czy robiła to z rozpaczy, ścigana wizją śmierci? Czy jej serce wytrzyma te emocje? W ostatnich dniach wiele razy czuła się słaba, chwytała się za pierś i oddychała ciężko... Walczyła o każdą chwilę, każdą minutę, każdą sekundę... Yoomi kochała życie. Ja byłem jej życiem. Nic nie powiedziałem. Po prostu powoli ułożyłem ją na piasku. Oparty na łokciach, by nie było jej ciężko, pochyliłem się nad nią. Bez pośpiechu zdejmowała ze mnie ubrania. A ja? Całowałem ją całą, pozbawiając bielizny. Zaczęła cichutko jęczeć, kiedy moje usta ssały jej sutki, a potem przesunęły się tam, w to najwrażliwsze miejsce. Poznawaliśmy wzajemnie swoje ciała. Sprawdzaliśmy, co sprawia nam najwięcej rozkoszy. Cały czas byliśmy bardzo poważni. Wszedłem w Yoomi ostrożnie, obawiając się, żeby jej nie bolało, lecz wtedy zarzuciła mi ręce na szyję, przywarła do mojego ciała, tym sposobem wprowadzając mnie w siebie jeszcze głębiej. Kochaliśmy się długo, w różnym tempie i w różnych pozycjach. Zwalnialiśmy, kiedy oddech Yoomi stawał się niespokojny, by później znowu przyspieszyć. Wreszcie, zmęczeni, spoceni i zdyszani, oblepieni ziarnami piasku, leżeliśmy w swoich objęciach i wpatrywaliśmy się w rozgwieżdżone niebo. Yoomi płakała i powtarzała, jak boi się śmierci, że chce żyć, tak bardzo chce żyć. A ja mogłem tylko płakać z nią i powtarzać:
- Ty nie umrzesz. Nie umrzesz. Nie umrzesz...

***

                Yoomi karmiła mewy. Rzucała pokruszony chleb, a one przylatywały i walczyły wściekle o jedzenie. Ja robiłem jej zdjęcia. W pewnym momencie odwróciła się w moją stronę, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
- Oppa... - wyszeptała i po prostu osunęła się na ziemię.

***

                Odzyskała przytomność podczas lotu. Spojrzała na lekarza, potem na swoich rodziców, a wreszcie na mnie i jej twarz rozjaśniła się uśmiechem.
- Gdzie... ja jestem? - spytała.
Miała lekko ochrypnięty głos, brakowało jej sił. Jakby nie było, przez kilkanaście ostatnich godzin nie wybudzała się ze śpiączki.
- Lecisz do USA. Do doktora Harris'a, który zoperuje twoje serce - rozległ się głos, towarzyszącego nam koreańskiego lekarza.
- Co? - powtórzyła.
- Wszystko już jest przygotowane - dodali jej rodzice.
- Jak to? - pytała - a... a pieniądze?
Rodzice Yoomi popatrzyli na mnie.
- Jaehyun... - tylko tyle jej powiedzieli.
- Co ty zrobiłeś?! - wybuchła - jak mogłeś? A twoje studia?! Z czego za nie zapłacisz?! Przecież moja operacja... nie wiadomo, czy w ogóle się powiedzie.
- Nie umrzesz - zalany łzami, powiedziałem raz jeszcze i naprawdę, naprawdę w to wierzyłem - obiecuję.

16 komentarzy:

  1. Jakie kochane ^^ takie smutne :'( idę ryczeć przez ciebie !
    Naprawdę cudnie ci to wyszło a ten chłopak ma naprawdę dobre serce i zakochane :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nie płacz :D
      Achhh smutas ze mnie wychodzi w tych opowiadaniach xD

      Usuń
  2. To było takie piękne, romantyczne, smutne i w ogóle... wspaniałe!!! Jestem taka szczęśliwa, że napisałaś to opowiadanie!:) Dziękuję bardzo;) Rozbawiła mnie postać Mark'a;) Virgin Queen - super pseudonim;) I przez cały czas bałam się, że finał one shot'a, będzie smutny, a tu miła niespodzianka;) Jaehyun, jaki kochany chłopak:) Musiał się naprawdę zakochać, aby oddać wszystkie pieniądze znanej jedynie kilka dni dziewczynie. Jej życzenia były słodkie, łącznie z ostatnim;)
    Jednym słowem: cudo! Jestem bardzo zadowolona i postaram się Ciebie nie zawieść, kiedy będę pisać one shot'a dla Ciebie;) Baaardzo dziękuję:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się i powiem, że dopiero jak skończyłam uświadomiłam sobie, że napisałam to wszystko z jego perspektywy, co nie było zamierzone, tylko tak usiadłam i tak wyszło xD
      No nie chciałam, żeby było za smutno, więc postanowiłam dać dobre zakończenie, bo według mnie mimo wszystko jest optymistyczne:)
      Jestem przekonana, że mnie nie zawiedziesz i czekam niecierpliwie, chociaż nie czuj presji, że ja już dla ciebie napisałam, więc musisz się spieszyć, bo w końcu najlepiej się pisze jak jest czas i spokój:)
      Cieszę się, że się podobało! Zasięgałam rady koleżanki, by oddać jego charakter, mam nadzieję, że nie był za bardzo odbiegający od rzeczywistości xD No może celowo trochę go wyidealizowałam^^

      Usuń
    2. Wyszło Ci znakomicie! Tego możesz być pewna;) I dobrze, że dałaś takie zakończenie;)
      Ja sama chciałabym już napisać, bo mam pomysł, tylko wiadomo:brak czasu:(
      Jae był bardzo podobny do tego w rzeczywistości, więc udało Ci się nie tylko go idealnie przedstawić, ale również trafić w mój gust, więc bardzo, bardzo dziękuję:)

      Usuń
    3. To mnie uspokoiłaś!
      Achhh jak powiedziałaś, że masz już pomysł to stałam się naprawdę niecierpliwa xD

      Usuń
  3. Kolejne przepiękne opo. Co prawda bardzo chciałabym się upewnić, czy operacja się powiodła i co będzie dalej z nimi. Jednak takie zakończenie otwarte jest ciekawe. Możemy się domyślać i marzyć sobie o tym jak mogło się to dalej potoczyć. Ah cudownie. <3 WENY jak zwykle życze. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, każdy może sobie dopowiedzieć swoją wersję, jaką woli:) Chociaż ja (a to cię zdziwię:D) zakładałam wersję optymistyczną, że wszystko się dobrze skończy:) Dziękuję<3

      Usuń
  4. Dlaczego zrobiłaś z Mark'a kobieciarza, który lubi kochać się z dziewczynami?! W rzeczywistości na pewno by tak nie było! A Jaehyun nie byłby taki głupi, aby spełnić trzecie życzenie tej całej Yoomi!To moja opinia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu tak zrobiłam? Taki miałam pomysł.
      Nie wiem, czy to była głupota, czy miłość po prostu? Każdy może interpretować jak chce, dzięki, że dzielisz się swoją interpretacją:)

      Usuń
    2. Dziękuję, że nie złościsz się na mnie:)
      Zdenerwowałam się trochę, że rola Mark'a w tym opowiadaniu była taka, ponieważ to mój ultimate bias i nie chciałabym, aby w rzeczywistości chciał ,,zaliczać" dziewczyny.
      I przepraszam, jeśli moja opinia Cię uraziła lub cokolwiek.

      Usuń
    3. Spokojnie, to tylko moja fikcja i sama też nie miałam zamiaru nikogo tym shotem urazić. Nie masz za co przepraszać. Pozdrawiam:)

      Usuń
  5. :D
    Dzięki, również pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi sie ta meska forma osobowa xddd nie bylam w stanie przeczytac do konca, za bardzo mi przeszkadzalo :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kto lubi.
      Nie czytasz w ogóle opowiadań/powieści pisanych w męskiej formie? Ciekawe. W czym to konkretnie przeszkadza? Bo niezbyt rozumiem. Wolałabyś ten one shot pisany z perspektywy Yoomi, czy po prostu nie podoba ci się polska forma rodzaju męskiego?
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Ciekawe opowiadanie. Scena miłosna opisana subtelnie i z wyczuciem a zakończenie pełne nadziei. Czyta się przyjemnie, nie ma zbędnych opisów ani dialogów - jest w sam raz :)

    OdpowiedzUsuń