14/02/2017

the song of love (rozdział 10)

                Jonghyun nie wierzył własnym oczom. Aika siedziała na podłodze w jego domu, który bezprawnie przeszukała i pokazywała mu zdjęcie. Rozpoznał sylwetki, Oh Hoona, Takahashi Kanako i... swojego ojca. Przeniósł spojrzenie na Mei. Była wystraszona, drżała, jakby niespodziewanie dostała gorączki. Milczała.
- To wy mi powiedzcie, o co w tym wszystkim chodzi! - zawołał zdenerwowany Jonghyun - włamujecie się do mojego domu, przeszukujecie go i jeszcze chcecie, żebym wam cokolwiek wyjaśniał?! Kurwa mać! O co, no o co mnie oskarżacie? Powiedzcie mi prosto w twarz!
- Jonghyun... - szepnęła Mei.
Kiedy chciała złapać go za rękę, popchnął ją.
- Zostaw mnie! Tego się po tobie nie spodziewałem. Wynoś się. Wynoś się z mojego domu!!! - krzyczał.
Mei w jednej chwili zalała się łzami, popatrzyła błagalnie na Aikę, a skoro ta nie miała zamiaru wstać i wyjść, sama wypadła na dwór.
- Mnie się tak prosto nie pozbędziesz - oznajmiła Aika, a jej twarz wyrażała prawdziwą złość i zdeterminowanie - co zdjęcie moich rodziców robiło u ciebie w domu?
- Rodziców? - powtórzył - Oh Hoon to... twój ojciec?
Jego zdziwienie zaskoczyło Aikę. Wydawało się naturalne i szczere...
- Tak. A Sakamoto Kanako to moja matka. Chociaż z jakiś powodów używa innego nazwiska.
- To zdjęcie przestawia też mojego ojca - dodał Jonghyun - tak się składa, że widzę je po raz pierwszy w życiu. Więc prawdopodobnie jest jego, nie wiem nic więcej.
- I ja mam w to uwierzyć?!
- Jak chcesz. To już jest twoja sprawa.
- Lee Jonghyun. Nie wierzę w przypadki. Zbliżasz się do Mei, rozkochujesz ją w sobie, jakiś czas później ginie nasza koreańska przyjaciółka, a ja natrafiam w twoim domu na zdjęcie moich rodziców... mojego ojca, który w dziwny sposób też zaginął bez śladu, zanim jeszcze się urodziłam! Nikt nic o nim nie wie, a ty... ty go znasz!!! "Oh Hoon to twój ojciec?". Nie zapytałbyś tak, gdybyś nigdy nie słyszał tego nazwiska! Czy to nie podejrzane? Nie wyjdę stąd, póki nie powiesz mi, kim jesteś i czego chcesz od mojej rodziny!
Jonghyun wychylił się lekko z pokoju i przez kuchenne okno dostrzegł Mei, czekającą na kuzynkę na dworze. Pomyślał, że wywoła jeszcze więcej podejrzeń, rozmawiając tyle czasu z Aiką. Zdesperowany podszedł do dziewczyny, złapał ją za przegub i szarpnął, zmuszając, by wstała z podłogi. Oszołomiona, zgubiła zdjęcie. Nie puszczając jej ręki, wyrzucił na jednym oddechu, prosząco i... wręcz troskliwie:
- Aika, idź do Mei i powiedz jej, że niczego się nie dowiedziałaś. A jeżeli chcesz się dowiedzieć... wymknij się z domu, jak inni już zasną i przyjdź na róg twojej ulicy, przy parku. Wszystko ci opowiem, obiecuję. Chociaż to może cię kosztować życie.
Spojrzała mu w oczy. Wyrwała rękę z jego uścisku i wyszła, trzaskając drzwiami. Jonghyun pozostawił jej trudny wybór. Powinna mu zaufać, czy być lojalna wobec Mei? To i to wykluczało się wzajemnie. Musiała okłamać kuzynkę, jeżeli chciała dowiedzieć się czegoś o sekretach jej chłopaka... Co za niesprawiedliwość! Owiało ją zimne powietrze. Mei stała przy drzwiach wejściowych i cały czas płakała. Aika nie dziwiła się, że reakcja Jonghyuna tak zraniła kuzynkę. I jednocześnie pomyślała: to było zamierzone. Celowo zdenerwował się na Mei, by zostawiła ich samych. Coś ukrywał. To było pewne. I wolał powiedzieć o tym  jedynie Aice. Czemu? Bo dotyczyło jej ojca?
- Wytłumaczył ci coś? - spytała załamana Mei.
W tym momencie Aika zdecydowała:
- Nie - powiedziała - tylko na mnie nakrzyczał.
Popatrzyły na siebie i ruszyły do domu.
Hikari i Kanako wystraszyły się na widok czerwonej i opuchniętej z powodu płaczu twarzy Mei. Ale nim zdążyły o cokolwiek zapytać, Aika wytłumaczyła, że to przez kłótnię z Jonghyunem. Mei poszła do swojego pokoju i tam przesiedziała cały dzień. Nie chciała nikogo widzieć i z nikim rozmawiać. Co ją tak zabolało? To, że Jonghyun w jakimś sensie był winny? Czy, że tak po prostu kazał jej się wynieść? Nie tego oczekiwała. Chciała oddalić od niego zarzuty. Uspokoić sumienie, że nigdy nie uknułby niczego przeciwko jej rodzinie i przyjaciołom. A odkryła coś zupełnie innego. Zdjęcie rodziców Aiki... Co to mogło oznaczać? Czuła się oszukana, wykorzystana, zdradzona. Wreszcie wyczerpana, zasnęła. Obudziła się po północy, gdy usłyszała jakiś hałas. Kroki za drzwiami... Wstała i wychyliła się z pokoju. Dom spowijała ciemność. Mei pomyślała, że pewnie tylko coś jej się przyśniło. A potem rozległo się skrzypnięcie wejściowych drzwi. Podskoczyła ze strachu z obawą, że ktoś się włamał. Lecz po chwili zrozumiała: nie, nikt nie wszedł do domu, przeciwnie, wyszedł...
Ubrała się pospiesznie i wyskoczyła na ulicę. Zobaczyła oddalającą się postać... postać Aiki. Nie miała żadnych intencji, była po prostu ciekawa. Ruszyła za kuzynką.

***

                Aika się bała. Nie tego, że musiała się upewnić, czy wszyscy spali i wymknąć się niepostrzeżenie. Bała się, co zaraz usłyszy. A jednocześnie tak bardzo chciała to usłyszeć... "chociaż mogło kosztować ją życie"... Noc była wilgotna, lecz powietrze powoli stawało się cieplejsze, wiosenne. Koronami drzew nie poruszały najmniejsze porywy wiatru, wszystko zdawało się trwać w bezruchu, oczekiwać... czego? Obok łysych krzewów otaczających wejście do parku, Aika ujrzała zaparkowany samochód. Niepewnie zbliżyła się o kilka kroków, a wtedy drzwi się otworzyły. Zza kierownicy wychylił się Jonghyun i przywołał ją.
- Nikt cię nie widział? - zapytał.
- Nie - odpowiedziała z przewrotnym westchnieniem.
Czego się tak obawiał? Zachowywał się, jakby byli podczas wykonywania naprawdę niebezpieczniej misji.
- Wskakuj do samochodu, żebyś nie zmarzła - polecił jej, a kiedy posłała mu zdziwione spojrzenie, dodał - skoro mi nie ufasz, jak ja mam zaufać tobie?
Okrążyła samochód i wsiadła z przeciwnej strony, zajmując miejsce obok chłopaka.
- Mów - powiedziała, rozkazująco.
Wyciągnął z kieszeni płaszcza zdjęcie, które znalazła dziś w jego domu i dał je jej. Była zaskoczona. I oddychała głośno. Czyżby jeszcze się bała?
- Skoro mój ojciec go nie zabrał... stwierdziłem, że dla ciebie jest cenniejsze.
- Nadal masz zamiar tak kłamać? - spytała, zirytowana, lecz schowała zdjęcie.
- Z czym?
- Z tym, że bezinteresownie zbliżyłeś się do Mei i do mojej rodziny. A Dahee?
- Naprawdę uważasz, że mam coś wspólnego z jej zniknięciem?
- Tak, tak uważam.
- Jak ci wszystko opowiem, zrozumiesz, że to niemożliwe.
Jego urażona mina doprowadzała Aikę do szału.
- Mów - powtórzyła.
- Aż nie wiem od czego zacząć... od twojego ojca? Nigdy nie słyszałaś nazwiska Oh Hoon?
- Nie. A powinnam?
- Oh Hoon był jednym z przywódców zamieszek w tysiąc dziewięćset dziewiętnastym roku. Po ich stłumieniu uciekł do Szanghaju, tak jak większość koreańskich bojowników o wolność po tym niepodległościowym zrywie... tak, jak i mój ojciec, który bardzo go podziwiał. Aika... to zadziwiające, że nigdy nie słyszałaś tego nazwiska.
- Działał... w ruchu oporu? - jęknęła.
- Yhm. Jesteś dzieckiem koreańskiego bojownika o wolność, wygnańca i skazańca. Wiesz, że to niebezpieczne?
Obserwował ją. Bawiła się kosmykiem włosów. Nie, nie była obojętna... była zszokowana.
- Skazańca?
- Chyba się domyślasz, że japońska policja traktowała go po stłumieniu zamieszek jako głównego wroga? Chciała wyeliminować ich wszystkich: przywódców, liderów, uczestników buntu.
- Złapali go?
- Tak.
- Urodziłam się dwa lata później, to oznacza, że...
- Twój ojciec wrócił tu do twojej matki... albo twoja matka... pojechała do niego do Szanghaju.
- Też działała w ruchu oporu? Jest przecież Japonką!
- Nie wiem. W tysiąc dziewięćset dziewiętnastym byłem jeszcze dzieckiem, nie pamiętam zbyt wiele. Musiała sympatyzować z koreańskimi bojownikami, skoro spotykała się z jednym z nich.
Aika sięgnęła zdjęcie i przyjrzała mu się jeszcze raz. Sakamoto Kanako. Kochanka koreańskiego bojownika. Oh Hoon, przywódca słynnych zamieszek. Zrozumiała, była dzieckiem zdrajców.
- Mama... musiała zmienić nazwisko, by mnie ochronić... Z tego też powodu nigdy nie powiedziała mi nic o ojcu. A on... jest jeszcze w więzieniu, czy już go wypuścili? - spytała.
- Większość ze złapanych przywódców po prostu... przepadła. Nikt więcej o nich nie słyszał... Wypytam mojego ojca o szczegóły, kiedy go odwiedzę. W listach niebezpiecznie jest rozmawiać o takich sprawach. Japończycy je kontrolują. Aika... wszystko w porządku? - zmartwił się.
Bladość jej policzków była niepokojąca.
- Czy ty też... działasz w ruchu oporu? - wyszeptała.
Wreszcie przestała wpatrywać się w zdjęcie i podniosła wzrok na chłopaka. Jego odpowiedź była krótka i zdecydowana:
- Tak.
- O Boże.
- Pamiętasz Jaesika? Tego, który...
- Wiem, kto to... był.
- To ja wymyśliłem misję odbicia go i porwania Akiharu.
- Co...
Po twarzy Aiki potoczyły się pojedyncze łzy.
- Przepraszam. Wiem, że nie zrobił niczego złego, że jest niewinny... Ale Japończycy... też zabijają niewinnych. Nie chodzi mi o zwykłych ludzi, tylko o policjantów, dygnitarzy, Cesarza... to ich oskarżam.
- A... Mei?
- Mei? - po chwili zrozumiał, o co chciała zapytać - ja ją naprawdę kocham. To uczucie nie ma nic wspólnego z naszymi narodowościami... po prostu się spotkaliśmy i zakochaliśmy się w sobie, co tylko dodatkowo wszystko skomplikowało...
- Mei nigdy nie może się dowiedzieć, kim jesteś - oznajmiła Aika z powagą, ocierając łzy.
- Więc co mam jej powiedzieć? O Dahee. O tym zdjęciu.
- Powiedz jej to, co przedtem mi. Że to zdjęcie twojego taty, po raz pierwszy je widzisz i nie wiesz nic o jego relacjach z moimi rodzicami. Mei w to uwierzy. Bo chce uwierzyć, że nic nie ukrywasz. O Dahee nic nie mów. Mei cały czas ci ufała. To ja sprawiłam, że podejrzewała cię o jej zniknięcie.
- Już rozumiesz... niemożliwe, że mam z tym coś wspólnego.
- Rozumiem.
Zapadła cisza. Jonghyun przyglądał się Aice. Czuł się okropnie, że swoimi wyznaniami zburzył jej beztroskie życie. Chciał ją przytulić, obetrzeć kolejne, mimowolne łzy, wesprzeć... Nie zrobił tego. Wierzył, że nic nie może naprawdę załamać Aiki. Była silna.
- Jeżeli ci ciężko... - zaczął - wiedz, że możesz na mnie liczyć. Możesz przyjść i porozmawiać, wypłakać się... skoro oboje...
- Skoro oboje jesteśmy zdrajcami, tak?
- Najważniejsze to zaufanie. Ja znam twoje sekrety, a ty znasz moje. Jeżeli się zdradzimy, możemy zapłacić najwyższą cenę.
- Nie mam zamiaru cię zdradzić! - zawołała Aika i złapała jego dłoń w swoje - byle tylko Mei się o niczym nie dowiedziała. Chciałaby być lojalna względem swojego taty, a... jednocześnie nie chciałaby stracić ciebie. Nie wytrzymałaby tego rozdarcia...
- Dziękuję. Ty też nie musisz się niczego obawiać. Nie ze względu na naszych ojców, czy twoje koreańskie pochodzenie. Masz po prostu dobre serce. A w dzisiejszych czasach to prawdziwa rzadkość.
Wydawało mu się, czy rzeczywiście jej jeszcze mokre policzki lekko się zaczerwieniły?
- Dobranoc - powiedziała.
Wysiadła i pognała pospiesznie do domu. Miała wrażenie, że przy drzwiach zauważyła czyjąś sylwetkę. Lecz nie przejęła się zbytnio, uznała, że to wszystko przez emocje.

***

                Jonghyun z ciężkim westchnieniem oparł się o siedzenie. Rozmowa z Aiką nie była łatwa. A mimo wszystko czuł, że zrobił, co powinien. W pewnym sensie... chciał ją ochronić. Znając już tożsamość swojego ojca, pewnie zaczęłaby o niego wypytywać, a przyznając się, że jest tak silnie powiązana z koreańskim ruchem oporu, wpakowałaby się i swoich bliskich w kłopoty. Wierzył, że Aika zachowa dla siebie wszystkie sekrety, które dziś poznała. Jedyne, co musiała zrobić to pogodzić się z prawdą i zaakceptować przeszłość. Nikt niczego więcej od Aiki nie wymagał... a ona sama? Czego od siebie wymagała? Z takimi myślami ruszył i postanowił wstąpić do Anielskiego Klubu. Zwykle po północy panował tu spory ruch. Klienci, lekko podpici, szukali rozrywki w ramionach lokalnych prostytutek. Aż się tu od nich roiło. Jak tylko Jonghyun zajął stolik i złożył zamówienie, dwie przysiadły się do niego i rozpoczęły prowokujący flirt. Nie zignorował ich, bo prostytutki też były cennym źródłem informacji. Kiedy kelner przyniósł mu szampana, poprosił o jeszcze dwa kieliszki dla dziewczyn. Niewiele się odzywał, lecz jak już coś mówił, był zabawny i wyluzowany. Niestety, nie zapamiętał nic istotnego z tego, o czym opowiadały prostytutki. A może po prostu nie potrafił się na tym skoncentrować. Myślał o Aice, o sobie i o Mei... Przez następne dni bezskutecznie starał się ją przeprosić. Nigdy sama nie odbierała telefonu. Natomiast Hikari, Kanako, Aika, wszystkie powtarzały, że Mei nie chce z nim rozmawiać. I tylko ta ostatnia informowała go o tym ze smutkiem...
Poświęcił czas szpitalowi, wizytom domowym, sierocińcowi swojej matki i siostry. Potem do późna przesiadywał w Anielskim Klubie, prowadząc rozmowy z ważnymi japońskimi osobistościami i udając kogoś innego niż był. To tam, pewnego wieczoru, gdy głośno grała muzyka, panował śmiech i zabawa usłyszał z ust jednego z dygnitarzy o kwestii koreańskich dziewczyn, zmuszanych do prostytucji.
- Zwabiają je podstępem. Te panny są tak nagrzane na pieniądze, że przestają być czujne. Jadą na front, pewne, że zostaną pielęgniarkami, a trafiają do burdeli, jako dziwki dla naszych żołnierzy! - tu nastąpił wybuch histerycznego śmiechu - za to te ładniejsze... czasami po prostu są zwabiane z ulicy i tam wywożone...
Jonghyun zamilkł. Chciał udać rozbawienie, zapytać o szczegóły, w niewinny sposób dowiedzieć się czegoś, co pomogłoby oddziałom Yongjuna zaradzić tej sytuacji. Tak zazwyczaj by postąpił. Ale nie dziś, nie w chwili, kiedy pomyślał o Dahee. Szybko zakończył rozmowę, wybiegł z klubu i złapał rikszę. Nie pożyczył dziś samochodu, a za bardzo się spieszył, by iść pieszo. Kazał się odwieźć do szpitala. Po drodze zastanawiał się, co powinien powiedzieć doktorowi Fuchida. Ostatecznie i tak go nie zastał. Mimo to, nie poddał się. Ponownie złapał rikszę i odwiedził ordynatora w domu. Doktor Fuchida nie zdziwił się, kiedy usłyszał kołatanie do drzwi. W nocy często wzywano go do nagłych przypadków. Zdziwił się za to widokiem swojego stażysty.
- Co się... - zaczął.
Jonghyun wszedł mu w słowo:
- Kim Dahee - oznajmił - Koreanka, która zniknęła ze szpitala. Została porwana, prawda?
- Lee Jonghyun...
- Została wysłana na front, jako dziwka dla japońskich żołnierzy!
- Lee Jonghyun!!!
- Przecież Dahee... jest jeszcze dzieckiem - dodał spokojniej, i zupełnie bezsilnie.
- Nie wiem, co z nią zrobili - przyznał doktor Fuchida - wiem, że zabrali ją ze szpitala i mówili, że się nada, bo jest ładna...
- Ty skurwielu! - zawołał Jonghyun, chwytając doktora za kołnierz szlafroka i zapominając chwilowo, że zwraca się do swojego przełożonego - wiedziałeś, gdzie ją wysyłają! Wiedziałeś i nic z tym nie zrobiłeś! Ona nie skończyła jeszcze 16 lat! A jej rodzina odchodzi od zmysłów odkąd przepadła bez śladu i pewnie w najgorszych wizjach nie podejrzewają, że...!!!
Jonghyun zamilkł, gdy doktor Fuchida uderzył go w twarz. Upadł na ziemię, a w ustach poczuł smak krwi. Przyłożył rękę do rozciętej wargi i popatrzył na ordynatora nienawistnie.
- Opamiętaj się. Myślisz, że to dotyczy tylko tej twojej Dahee? Mnóstwo dziewczyn jedzie tam dobrowolnie, inne wysyłają przymusowo. szesnastoletnie, piętnastoletnie, czternastoletnie, trzynastoletnie, dwunastoletnie! Tak, to okropne. Ale jest wojna, a jak jest wojna dzieje się wiele okropnych rzeczy - tłumaczył doktor Fuchida - odpuść, nie szukaj jej, po prostu zapomnij... Nie narażaj się na niebezpieczeństwo z powodu jednej dziewczyny. A przede wszystkim, nie narażaj na niebezpieczeństwo mnie. Wymieniłeś na posterunku moje nazwisko. Wiesz, że kilka dni później dwóch oficerów zapukało do moich drzwi i nieźle nastraszyło, że rozpowiadam o losie tych dziewczyn? Lee Jonghyun, zapomnij, po prostu zapomnij... a jeżeli nie, zrozum, że tylko do pewnego momentu mogę cię kryć.
Po tych słowach ordynator zatrzasnął drzwi, pozostawiając chłopaka kompletnie zszokowanego i z nadal krwawiącą wargą. "Tylko do pewnego momentu mogę cię kryć", powtórzył Jonghyun, czyżby doktor Fuchida domyślał się, kim w rzeczywistości jestem?
Podniósł się, jeszcze raz wytarł krew i postanowił pójść prosto do domu Yonghwy. Usiedli przy stole w kuchni. rozmawiali szeptem o mrocznym sekrecie, jaki skrywała japońska władza. Potem zapadło milczenie. Wszystko zostało powiedziane, a w powietrzu wisiało tylko ciche cierpienie tych wywożonych dziewczyn.
- Co z twoją twarzą? - zapytał wreszcie lider.
- Mei nie wierzy mi, że nie odpowiadam za zniknięcie jej przyjaciółki. To - Jonghyun dotknął swojej wargi i poczuł szorstkość zaschniętej krwi - to skutek dochodzenia, o co w tym wszystkim chodzi...
- Poinformuję Yongjuna, czego się dzisiaj dowiedziałeś - postanowił Yonghwa - a ty... powinieneś uważać. Lee Jonghyun, jesteś członkiem koreańskiego ruchu oporu, a Mei jest Japonką. Wzajemnie narażacie się na okropne niebezpieczeństwo.
Jonghyun ledwie powstrzymał się od wypowiedzenia przekleństw cisnących mu się na usta. Wszyscy go dzisiaj przestrzegali. Przez to tylko uświadomił sobie, jak wielkie codziennie podejmuje ryzyko.
- Nie troszcz się o Mei, liderze - odparł - skoro i tak zdecydowała SAMA zatroszczyć się o siebie...
- Jest ci ciężko, prawda? Lecz lepiej, jak odpuścisz ją sobie w tym momencie, zamiast ciągnąć coś, co w tych czasach nie ma szans na powodzenie.
Jonghyun wstał i ukłonił się nisko. Starał się zachowywać cicho, w pokoju obok spała pani Jung.
- Pozdrów swojego brata, kiedy pojedziesz przekazać mu wiadomość, liderze. I Minhyuka i Gyesoon... powiedz im, że cholernie się stęskniłem.
Potem wyszedł, nie zauważając w ogóle, że lider zadrżał, jak tylko usłyszał imię dziewczyny. Jonghyun był za bardzo pochłonięty swoimi sprawami. Poza tym odczuwał coraz większe zmęczenie i bezsilność. Ledwie dotarł do domu, rzucił się na łóżko i zapadł w niespokojny sen. Z rana jeszcze raz zadzwonił do Mei. Odbierz, powtarzał w myślach, odbierz ten pieprzony telefon! Ale to nie głos Mei usłyszał, lecz jej matki.
- Nie wydzwaniaj więcej - powiedziała stanowczo Hikari i się rozłączyła.
Jonghyun rzucił słuchawką. To ten moment, gdy pragnął kobiety, by rozładować wewnętrzny lęk... pragnął kobiety tak bardzo, że odczuwał wręcz fizyczny ból.

***



                Chociaż po kilku dniach Jonghyun zupełnie się poddał, wreszcie znów zobaczył Mei. Zapukała do drzwi jego domu niespodziewanie w pewien deszczowy wieczór.
- Przepraszam... - szepnęła.
Ubrana była w buty na niewielkich obcasach, wiosenny płaszcz i toczek. Proste, rozpuszczone włosy opadały na jej ramiona. Wyglądała tak niewinnie... i smutno.
- Ty? - zapytał Jonghyun.
- Aika mi wszystko powiedziała... skoro jej ojciec jest Koreańczykiem, możliwe, że przyjaźnił się z twoim. Zniknął tyle lat temu, nic zaskakującego, że go nie pamiętasz... Przedtem tak o tym nie pomyślałam, przepraszam...
Aika porozmawiała z Mei! Przekonała ją, by na nowo mu zaufała. Chociaż sama przeżywała ciężkie chwile, troszczyła się jeszcze o innych. Jonghyun był jej tak bardzo wdzięczny. I całą swoją radość okazał Mei. Pocałował ją, pozbawiając stopniowo przemoczonych ubrań. Gdy została tylko w bieliźnie, chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął na łóżko. Kochali się kilka razy, intensywnie, lecz czule i zmysłowo. Ich niekontrolowane jęki oraz krzyki w chwilach największej rozkoszy wypełniły pokój. Później leżeli zdyszani w uścisku, odwróceni do siebie twarzami. Jeszcze raz się pocałowali i Mei zdrapała przypadkowo niewielki strupek z wargi chłopaka.
- Jesteś ranny - powiedziała.
Scałowywała jego krew.
- Ranny? - powtarzał Jonghyun ze śmiechem - to tylko lekkie rozcięcie.
Wiedziała, że skoro nie chciał powiedzieć, kto go uderzył, nie powinna pytać. Więc po prostu wyznała:
- Kocham cię, Jonghyun.
- Ja ciebie też. I przepraszam, za to, jak wtedy zareagowałem... Byłem taki zrozpaczony tym, że we mnie wątpisz.
- Nigdy w ciebie nie zwątpiłam! - zawołała - ja tylko... chciałabym wiedzieć, co z Dahee...
- Naprawdę - spytał pełen smutku i goryczy - naprawdę chcesz wiedzieć, co mogło jej się przydarzyć?

5 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się że w Walentynki przeczytam kolejną część The song of love, to bardzo miłe zaskoczenie. Mimo że jest dziś dzień zakochanych to była dla mnie to smutna część z właściwie dobrym zakończeniem tego rozdziału i znowu w najlepszym momencie urwałaś. Ta Aika jednak jest niesamowita, już myślałam że nie przekona Mei do Jonghyuna, ale cieszę się , że Mei w końcu posłuchała Aiki i poszła do niego, a on zamiast ją odtrącić dał jej szanse i mimo tego wszystkiego znowu sobie zaufali to piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście niekoniecznie walentynkowy ten rozdział xD Prawda, Aika pomogła im się pogodzić. Pozostaje tylko zagadka, czy zrobiła to dla Mei, czy dla Jonghyuna... bo już raz musiała między nimi wybrać i wybrała jego hehe^^
      Miałam dodać ten rozdział w niedzielę... niestety się nie wyrobiłam xD Ale po północy dodam jeszcze School of hard knocks:)

      Usuń
  2. Ojej:) To było takie smutne i wzruszające zarazem:) Aika jest kochana. Pomogła tej dwójce pogodzić się ze sobą, pomimo ciężkich chwil w jej życiu. I przez chwilę miałam wrażenie, że nie zaufa Jonghyun'owi a tu miła niespodzianka;) Okropne jest to, co spotkało Dahee. Teraz nie da mi spokoju to, co na jej temat powie Jong Mei...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, Aika początkowo była wkurzona na Jonghyuna. Zaufała mu, żeby się dowiedzieć czegoś o ojcu i to w pewien sposób ich do siebie zbliży:) Kolejny rozdział jest o Dahee, jeszcze nie wiem czy cały, a potem dam też rozmowę Mei i Jonghyuna o tym:)

      Usuń
  3. Ciekawe czy Mei w końcu dowie się całej prawdy o Jonghyun'ie i jego działalności... O to super! Właśnie rozdziału z Dahee mi teraz potrzeba oraz dokończenia rozmowy pomiędzy Mei a Jong'iem;)

    OdpowiedzUsuń