05/03/2017

the song of love (rozdział 11)

                Dahee co pewien czas zapadała w niespokojny sen, znużona monotonnym stukotem. Pociąg poruszał się równym tempem i nie stawał na stacjach. Pokonywał miasta, wioski i rozległe stepy Mandżurii.
- Jedziemy do Nankin - powiedziała Kyuwon, która dotąd niewiele się odzywała.
Pozostałe dziewczyny, ściśnięte na podłodze pociągu, czasami prowadziły obojętne rozmowy. Kyuwon, która na oko nie miała jeszcze dwudziestu lat wolała milczeć, sprawiając tym wrażenie, że się wywyższa.
- Do Nankin? - powtórzyła najmłodsza z dziewczyn, dwunastolatka Sukyeong.
- To tam stacjonują japońscy żołnierze - zauważyła Hayeon o dwóch długich warkoczach.
- Dziwne... czemu zatrudniają aż tyle pielęgniarek? - zapytała wygadana Jaeun.
- Wszyscy się obawiają, że niedługo w Nankin rozpoczną się walki - dodała Hayeon - może sprowadzają pielęgniarki zawczasu, żeby je doszkolić?
- Głupie jesteście - wtrąciła w pewnym momencie Kyuwon.
Wszystkie na nią popatrzyły. Zapadła cisza i to ostatecznie rozbudziło Dahee. Usiadła i słuchała.
- Co? - spytała zaskoczona Jaeun.
- Wszystkie jedziemy tam, żeby być dziwkami - kontynuowała Kyuwon, jakby recytowała przepowiednię.
- O czym ty mówisz! Jedziemy tam, żeby być pielęgniarkami dla rannych żołnierzy! - zawołała spanikowana Hyemin, a jej głos przepełniała złość.
- Wiem, bo sama się w tym celu zgłosiłam - dodała Kyuwon chłodno i stanowczo - a wy uwierzyłyście w propagandowe kłamstwo. Pielęgniarki! Haha, głupie jesteście.
W tym momencie najmłodsza Sukyeong wpadła w szał. Rzuciła się na Kyuwon, szarpiąc ją i ciągnąc za włosy. Inne dziewczyny próbowały je rozdzielić. Tylko Dahee siedziała jak skamieniała i ze łzami spływającymi po policzkach  powtarzała sobie w myślach: nie, to się nie dzieje, to się nie dzieje naprawdę...
Wydawało jej się, że jeżeli jeszcze raz wszystko przeanalizuje dojdzie do wniosku, że jest to jedynie zły sen. Przypomniała sobie dzień, kiedy oficerowie zabrali ją ze szpitala. 
                Nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa. Oddział od rana pełen był krzątających się pielęgniarek, roznoszących śniadanie i lekarstwa. A później obchód. Doktor Keisuke zapytał o jej samopoczucie, stwierdził, że jeszcze kilka dni i wypisze ją do domu. Dahee myślała tylko o tym. Chociaż nie narzekała na pobyt w szpitalu. Panowały tu dobre warunki, wszyscy byli mili, codziennie przychodzili rodzice i... Takuya. Wiedziała, że po treningu znowu ją odwiedzi. Czekała niecierpliwie na wieczór. Lecz jeszcze nie nastało południe, kiedy pojawili się policjanci. Dwóch oficerów podeszło do jej łóżka, kazało założyć swoje ubrania i iść z nimi. Niczego z tego nie rozumiała. Pytała dokąd ją zabierają i na ile czasu. Nie odpowiadali. Byli obojętni, zimni i popędliwi. Wolała ich nie denerwować. Przebrała się w łazience, uczesała włosy i wtedy usłyszała, jak powtarzają: ładniutka. Nie spodobał jej się ton ich głosu. Bała się. Ale skoro zabierają ją stąd na oczach personelu, chyba nic się nie dzieje, uznała. Po drodze spytała o to jeszcze ordynatora, doktora Fuchida. Z uśmiechem pogłaskał dziewczynę po włosach i pozwolił odejść z policjantami. Wiedziała, że czasami wzywają kogoś, by złożył zeznania. Aresztowania i poszukiwania winnych były przecież czymś normalnym. A skoro ona nie zrobiła nic przeciwko porządkowi publicznemu, zapewne zadadzą kilka pytań, niekoniecznie związanych z nią samą i odwiozą z powrotem do szpitala. Tylko... gdyby planowali szybko ją odwieźć, kazaliby jej zabrać torbę z ubraniami? Aż wreszcie zrozumiała, że nie jadą na posterunek, opuszczają Keijo. A wszystkie jej pytania były nadal konsekwentnie ignorowane. Oficerowie zatrzymali się na oddalonej od miasta stacji kolejowej i kazali Dahee wysiadać z samochodu. Spojrzała w kierunku peronu. Był tam tłum dziewczyn, w jej wieku, starszych i młodszych, wszystkich jedynie z podręcznym bagażem, wszystkich - niespokojnych. Spanikowała. Chcieli, żeby wsiadła w pociąg i wyjechała? Dokąd?! Wiedziała, że nie może tak po prostu zniknąć. Nie może nie powiadomić rodziców. Postanowiła nie wysiadać, dopóki jej tego wszystkiego nie wytłumaczą. Wtedy jeden z oficerów wyciągnął ją z samochodu, a drugi walnął w brzuch. Zawyła z bólu, tracąc na moment oddech. Wykorzystali ten czas i dowlekli oszołomioną dziewczynę na peron. Dopiero wtedy zauważyła, że stali tu też inni oficerowie. Wszyscy byli uzbrojeni i zrozumiała, że jeżeli tylko spróbowałaby uciec, zarobiłaby kulkę w plecy. Wolała nie ryzykować. I tak cały czas paraliżował ją strach. Nie przestawała pytać, dokąd je wszystkie wysyłają. Lecz na peronie zapanowało zbiorowe milczenie. Wreszcie usiadła na swojej niewielkiej torbie, bo ścierpły jej nogi, i rozpłakała się. Nikogo to nie obeszło. Nikt nie zwracał uwagi na płaczącą dziewczynę. W kolejnej godzinie przybyło ich jeszcze kilka. Każda w otoczeniu oficerów policji. A potem z donośnym stukotem na stacji zatrzymał się pociąg. Pociąg pełen młodych dziewczyn. Może to jakaś ewakuacja?, pomyślała Dahee. Pierwszeństwo zwykle mają kobiety i dzieci. Tylko gdzie te dzieci? Może dla nich przeznaczono inny pociąg? Rozdzielono z matkami? Ewakuowano ich wiekowo? Miała wiele obaw, wsiadając. Niestety, wiedziała, że za stawianie oporu dotkliwie ją pobiją. Przez następne dni chyba znów gorączkowała. Płakała, jadła niewiele z podawanych przez, towarzyszących im w podróży, oficerów porcji ryżu. Była chora z tęsknoty, za domem, za rodzicami, przyjaciółmi. Za Takuyą. Zorientowała się szybko, że inne dziewczyny przeżyły podobny szok, trafiając tutaj. Czasami rozmawiały. O praktycznych sprawach, jak podzielić koce do spania, w którym kierunku podążają i jaki jest cel ich podróży. Nie opowiadały sobie o ich dotychczasowym życiu, bo to sprawiało za wielki ból. Nie były pewne, czy nie jest już ono tylko pięknym wspomnieniem. Natomiast niektóre dziewczyny w ogóle się nie odzywały, do czego pozostałe powoli przywykły. Zapanowała pozorna harmonia. Do chwili, aż odkryły, że zmierzają do chińskiego miasta Nankin, gdzie stacjonują japońscy żołnierze, a milczącą dotąd Kyuwon oznajmiła: jedziemy tam, żeby być dziwkami. Oficerowie nadal unikali odpowiedzi na zadawane im pytania. Dziewczyny stopniowo odchodziły od zmysłów. To popadały w otępienie, to po prostu płakały, to dostawały napadów histerii. Dahee też doświadczyła tych poszczególnych faz. Chwilowa solidarność z innymi towarzyszkami podróży znikła. Każda z dziewczyn rozmyślała już jedynie o swoim nieszczęsnym, przypieczętowanym losie. Straciły poczucie czasu. Wyglądały przez okno i nie widziały zmieniających się krajobrazów. Krążyły plotki, że dwie dziewczyny wyskoczyły z pociągu. Niektórzy twierdzili, że uciekły, a inni, że nie przeżyły upadku. Aż pewnego ranka za oknami pojawiła się panorama miasta. Wzdłuż torów rozciągały się koszary. Żołnierze kręcili się dookoła baraków. Japończycy. Dziewczyny patrzyły na nich z pewnym zafascynowaniem i... lękiem. Hayeon skomentowała, że wyglądają na miłych. Dahee nie widziała niczego miłego w ich twarzach. Wydawali jej się groźni i przerażający. Znowu się rozpłakała. Miała opuchnięte oczy, kapało jej z nosa, kiedy wysiadały z pociągu. Tu podzielono je na grupy mniej-więcej trzydziestoosobowe. Dahee i dziewczyny, z którymi trzymała się podczas podróży, ruszyły piaszczystą uliczką, poganiane przez oficerów. Dzień był wyjątkowo pogodny i suchy. Pył unosił się w powietrzu, wciskał do oczu, powodował, że dodatkowo łzawiły. Chyba każda z dziewczyn miała dość tej ciężkiej wędrówki, a jednocześnie bała się jej celu i chciała nigdy tam nie dotrzeć. Może oprócz Kyuwon oraz kilku innych, które zgłosiły się dobrowolnie jako "pocieszycielki", stanowiąc mniejszość. Po kilometrze z kawałkiem zatrzymali się przy szarym, porośniętym bluszczem budynku z licznymi tarasami i kratami w oknach. Dahee domyślała się, że to dom publiczny. Który wolała mimo wszystko nazywać więzieniem. Zza drzwi wychylili się kolejni oficerowie. Gwizdali, uśmiechając się lubieżnie i zaczepiając dziewczyny. Potem wpuszczono je do budynku i poddano kontroli ginekologicznej. Lekarka oddzielała dziewice od tych, które nimi nie były. Dahee, Sukyeong, Hayeon, Jaeun, Hyemin i większość innych znalazły się w tej pierwszej grupie. Poprowadzono je na piętro. Tam przydzielono im pokoje, przeważnie trzyosobowe, mimo że każda miała swoją część odgrodzoną parawanem. Dahee trafiła do jednego z Sukyeong i Seyi, wystraszoną 16-latką o dużych, wyjątkowo ciemnych oczach. Poinformowano je, w jakich godzinach i gdzie mają dostawać posiłki. Była to prowizoryczna stołówka, barak na tyłach budynku. Brzydki i obskurny w porównaniu z pokojami w domu publicznym, które dość dobrze i gustownie wyposażono. Wszystkim dziewczynom przysługiwało łóżko, niewielka komoda, toaletka. We wspólnej na trzy osoby łazience znalazły też zapas kosmetyków i kilka sukienek. Dahee, Sukyeong i Seyi postanowiły się wykąpać po podróży. Odświeżone, zaszyły się za swoimi parawanami. Do kolacji nic się nie wydarzyło. O wskazanej wcześniej godzinie poszły do stołówki i otrzymały dość ubogi, lecz smaczny posiłek. O ile ktoś w ogóle zabrał się za jedzenie. Najmłodsza Sukyeong nie ruszyła nic. Po kolacji dziewczyny ponownie zauważyły kobietę, która siedziała oparta o kontuar, gdy weszły po raz pierwszy do domu publicznego. Przywitała je kilkoma suchymi zwrotami, pochwaliła ich urodę i poinformowała, że niedługo pojawią się goście. Zareagowały milczeniem. Wracały do swoich pokoi, żywiąc jeszcze nadzieję, że to tylko pomyłka, że naprawdę zostaną pielęgniarkami, co niejednym wmówiono. Późnym wieczorem dom publiczny rozbrzmiał śmiechem japońskich żołnierzy. Pojawili się całą kompanią. Powitani przez kobietę zza kontuaru, ruszyli w kierunku pokoi. Nie pukali, wchodzili i rzucali się na dziewczyny, ignorując ich protesty, krzyki i łzy. Jeżeli jakaś się opierała, bili ją. Jeżeli się nie opierała... istniała niewielka szansa, by potraktowali taką lepiej. Byli brutalni, nie mieli skrupułów. Dahee nie wiedziała ilu mężczyzn zgwałciło ją pierwszej nocy. W pewnym momencie po prostu odpłynęła. Już nic nie czuła. Ból i upokorzenie zniknęły. Miała wrażenie, jakby stała obok i patrzyła na dziewczynę wykorzystywaną przez tych dzikusów. Ale nie na siebie. To jej współczuła! Ale nie sobie. Później wszystko ucichło. Tylko Sukyeong nadal męczyli. A jej płacz i krzyki były tak przerażające, że przywołały Dahee do rzeczywistości. Ból powrócił. Czuła go w całym ciele. Bolała ją pobita twarz, podrapane piersi, lecz dopiero w podbrzuszu i w pochwie paliło ją niczym żywym ogniem. Zapadła w sen. A może straciła przytomność. Kiedy otworzyła oczy coś nie dawało jej spokoju. Długo nie potrafiła sobie uzmysłowić, co. Pomyślała o innych ofiarach. Dziewczyny wolały cierpieć za swoimi parawanami, osobno i nie dzielić się z nikim tym cierpieniem. Po chwili do Dahee dotarło, co ją tak niepokoiło. Słyszała bolesne jęki Seyi, sama też pojękiwała. A zza parawanu Sukyeong dobiegała złowroga cisza. Może ona po prostu śpi, powtarzała sobie Dahee, lecz to jej nie uspokoiło. Wstała, owinięta w prześcieradło i, choć każdy krok sprawiał coraz większy ból, zajrzała do dziewczyny. W jednej chwili upadła na kolana. Z jej piersi wyrwał się krzyk. Sukyeong leżała naga w kałuży krwi, w ręce ściskała opiłek zbitego lustra. Zabiła się. Nie żyła. Dahee to wiedziała. Bez sprawdzania pulsu. Zauważyła odbicie śmierci w jej jeszcze dziecięcej twarzy. Siedziała na podłodze, wpatrywała się w martwą dziewczynę i wyła. Wyła, obojętna na narastający fizyczny ból. Wyła tak okropnie, że zwabiła zapłakaną Seyi. A ta pomogła jej wstać, dojść do wanny, obmyć się z krwi, swojej oraz Sukyeong, i przygotować na dalszy koszmar.
                Dni wyglądały podobnie, jeden nie różnił się od drugiego niczym, prócz tym, że raz przychodzili żołnierze, a raz nie. Tego nigdy nie dawało się przewidzieć. Dahee i Seyi przekazały wiadomość o śmierci Sukyeong kobiecie zza kontuaru, madame Yoshita. Potem do ich pokoju przyszedł jeden z oficerów, pilnujących budynku i zabrał zwłoki. Krew posprzątały dziewczyny. Nie przydzielono im innej. Nikt też więcej nie wspominał o Sukyeong. Jakby nigdy nie istniała. Żołnierze się nie zmienili. Przychodzili zwykle raz w tygodniu, wszyscy, niewyżyci i przepełnieni żądzą. Dahee nauczyła się usypiać zmysły na czas, kiedy ją gwałcili. Dopiero, gdy odchodzili, pogrążała się w cierpieniu. Gardziła tymi, którzy celowo zadawali jej ból i tymi, którzy okazywali litość, nimi zwłaszcza... Uważali się przez to za lepszych, a przecież brali udział w tym samym okropnym procederze. "Lubisz mnie, prawda? Jestem dla ciebie dobry, nie to co inni..." mówili. A jednocześnie nie robili nic, by powstrzymać tych innych. Dahee nie odpowiadała na tego typu pytania. Później chwytała jeden z opiłków ze zbitego lustra Sukyeong i nacinała sobie uda. Patrzyła na spływającą krew i myślała "To przez ciebie. Nie jesteś dla mnie dobry, jesteś takim samym skurwielem, jak i pozostali". Zastanawiała się, czy Seyi wiedziała o jej zwyczaju zadawania sobie ran, skoro nie pytała o to i nie komentowała tego. Chociaż powoli się zaprzyjaźniały, nigdy nie rozmawiały o wizytach japońskich żołnierzy. Z tym każda radziła sobie sama, w osobisty sposób. Dahee nie myślała o swoich bliskich. Nie chciała, bo to powodowało jeszcze większe cierpienie. Tylko dla jednej osoby zostawiła w swoim sercu miejsce. Dla Takuyi. Czasami leżała wpatrzona w sufit w bezsenne noce i wyobrażała sobie, że znowu się spotkają, wyznają wzajemnie wszystko to, czego dotąd nie zdążyli...  Mimo, że cięcie się opiłkami lustra w pewnej mierze pomagało Dahee rozładować gniew, on i tak nadal narastał w jej wnętrzu. Wiedziała, że kiedyś żadna ilość upuszczonej krwi tego nie powstrzyma. Przeciwko komu wówczas go skieruje?

***

                Mei posłała Jonghyunowi przepraszające spojrzenie. To, że sprzątał z podłogi jej wymioty, było gorsze niż fakt, że w ogóle zwymiotowała.
- Lepiej się czujesz? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała - zostaw to, proszę, ja posprzątam...
Zignorował jej zamiar. Wytarł podłogę i odłożył ścierkę. Poszedł opłukać ręce. Później siadł koło Mei, przytulając ją. Oparła czoło o jego pierś i cicho zapłakała. Oboje byli jeszcze zupełnie nadzy, lecz chwilowo jakby o tym nie pamiętali. Opowieść o losie wywiezionych do japońskich domów publicznych dziewczyn zaprzątała ich myśli. Dahee...
- Nie wiadomo, czy rzeczywiście tam trafiła. Nie ma nic, co mogłoby to potwierdzić... I niestety nie ma nic, co mogłoby temu przeczyć - przyznał szczerze Jonghyun.
Nie był pewien, czy dobrze zrobił, opowiadając Mei o losie tak zwanych "pocieszycielek". To ją załamało, wyprowadziło z równowagi. Zwłaszcza, że dotyczyło jej bliskich, zarówno jako ofiar i jako oprawców... Czy ojciec Mei nie dowodził kompanią japońskich żołnierzy, którzy być może w tym momencie gwałcili te bezbronne dziewczyny? A może... odebrała jego opowieść jak oskarżenie? Jonghyun chciał powiedzieć Mei, że jej nie oskarża. Nie wini ze względu na narodowość. Nie dziwił się, że cierpiała. I chciał powiedzieć, że współczuje jej tego wewnętrznego rozdarcia. A w zamian zastanawiał się, jak na to wszystko zareagowałaby Aika? Czy też by zwymiotowała, zastygła w bezruchu i płakała? Już nazajutrz przekonała go, że nie. Pojawiła się w drzwiach jego domu zaraz po szkole, zdyszana i zgrzana, jakby biegiem pokonała całą odległość. Spojrzała mu w oczy i domyślił się, że wszystko wiedziała. Mei musiała jej to przekazać. Zapewne wolała podzielić się z bliskimi tą przerażającą prawdą, bo nie radziła sobie sama. Czy powiedziała też Kim Yejin? Aika zapytała go, co mogliby zrobić. Jak pomóc. Chciał jej wytłumaczyć, że odnalezienie Dahee to jak poszukiwania igły w stogu siana. Niemożliwe byłoby przetrzęsienie wszystkich domów publicznych w okolicach, gdzie stacjonowali japońscy żołnierze. Już otworzył usta, gdy zrozumiał... Aika nie pytała, jak uratować Dahee. Pytała, jak uratować te wszystkie dziewczyny.


OD AUTORKI:

Przepraszam, wiem, że straszny rozdział, niestety, tak było... 

Obiecuję za to, że AŻ tak strasznych rozdziałów więcej chyba nie mam  w planach. 

A los Dahee w pewien - mam nadzieję zaskakujący - sposób niedługo się polepszy.

 No i zapowiada się powoli dość istotna zmiana w życiu Aiki... a w sumie to kilka zmian:)

3 komentarze:

  1. Strasznych?! Co ty gadasz był świetny! No Dahee no współczuje tyle wydarzeń! Masakra, a jestem ciekawa co tam u Aiki wymyśliłaś. :) Czekam z niecierpliwością i więcej takich bzdur nie pisz że coś ci nie wyszło bo wyszło świetnie! Jak wgl tobie mogło by wyjść coś nie tak?! xd...pozdrawiam i więcej rozdziałów proszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam na myśli, że straszna jest treść, bo uważam że jest:( Aż ciężko mi się to opisywało.
      Co do Aiki to nic nie mogę powiedzieć:p
      Pozdrawiam też:) Pisałabym częściej, jakbym tylko miała na to czas, bo z tym niestety kiepsko:(

      Usuń
  2. No właśnie ja też mówiłam o treści uważasz że straszna no prawda te wszystkie sytuacje itd, ale ogólnie mówiąc to było wspaniałe lubię takie historie :) I dla mnie nie było to straszne!

    OdpowiedzUsuń