06/06/2017

the song of love (rozdział 16)

                Aika stała w drzwiach domu Jonghyuna i powtarzała z przejęciem:
- Chcę być taka, jak ty.
Patrzył na nią, milcząc. Wyglądała, jakby dostała gorączki. Była zdyszana, jej czoło pokrywały krople potu, a policzki rumieńce. W oczach miała dzikie iskierki. Ilekroć Aika wpadała w ten stan, nikt nie miał na nią wpływu. Była uparta. W przeciwieństwie do Mei, jeżeli coś sobie postanowiła, nie dawało się już jej od tego odwieść. I Jonghyun nie miał takich zamiarów, zastanawiał się tylko, czy dobrze ją zrozumiał i, czy przemyślała tę decyzję.
- Wejdź - poprosił - siadaj i napij się.
Nalał do szklanki schłodzonego naparu z rumianka i podał jej. Posłuchała go, usiadła przy stole i popiła kilka łyków. To nie ostudziło jej zapału.
- Nie odwiedziesz mnie od tego - powiedziała, jakby uważała, że po to stara się ją jakoś uspokoić.
- Wiem. Zapytam tylko: czemu... czemu chcesz wstąpić do ruchu oporu?
- Nie umiem ci tego wytłumaczyć - przyznała szczerze - zrozumiałam, że po prostu muszę. Ja... czuję, że jeżeli tego nie zrobię, to oszaleję. Skoro przeze mnie zabito osiem osób, jestem winna kontynuować ich wielki plan. Chcę, by ofiara, jaką ponieśli, miała sens. To jedyne, co może mi pomóc, bym odzyskała spokój.
- Aika... - wypowiadając jej imię z westchnieniem, Jonghyun ukucnął przy krześle, na którym siedziała - cokolwiek ci powiem, to i tak nic nie da. Wiem, jak już podejmiesz decyzję, trzymasz się jej i nigdy nie rezygnujesz. A więc nie proszę cię, żebyś rezygnowała, proszę tylko, żebyś przemyślała to jeszcze raz.
- Nie muszę. Wiesz, że przez ostatnich kilka dni byłam cieniem siebie? Cokolwiek robiłam, skupiałam się tylko na Hoonie i jego towarzyszach, a poza przytłaczającą winą, nie czułam nic. Wszystko było mi obojętne, jadłam i spałam, choć mogłam też nie jeść i nie spać i nie zauważyłabym różnicy. Nie wiedziałam, czy ja w ogóle jeszcze żyję, dopóki nie zrozumiałam, że powinnam dołączyć do ruchu oporu. Podjęcie decyzji o tym było dla mnie wybawieniem. Chcę czuć cokolwiek, chociażby strach, czy ból, byle nie obojętność. Pozwól mi na to i przyjmij mnie do ruchu oporu.
- To nie ja jestem liderem.
- A kto? - spytała, zdeterminowana - zaprowadź mnie do niego.
Jonghyun wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Dobrze, opowiem mu o tobie. Zobaczymy, co postanowi.
- Sama mogę mu o sobie opowiedzieć! To prawda, nie wiem nic o ruchu oporu i jego działaniach. W niczym nie jestem szczególnie wykwalifikowana. Ale wszystkiego mogę się nauczyć. Poza tym mam chłopaka, który jest synem komendanta posterunku. Czy nie byłby pomocny?
- Nie wciągaj w to Akiharu. Pod żadnym pozorem nie wspominaj mu nigdy o niczym - rzucił Jonghyun, oschle i stanowczo.
- Czemu? - zapytała Aika - Akiharu zrobiłby dla mnie wszystko.
- A ty zrobiłabyś wszystko dla swojej nowo odkrytej ojczyzny, tak? I myślisz, że nie czułby się przez to zdradzony? Wtedy... naraziłabyś się na wielkie niebezpieczeństwo.
- Nie rozumiem. Czemu tak się o mnie troszczysz? - pytała - codziennie ty i tylu innych towarzyszy naraża się na niebezpieczeństwo.
Jonghyun zatrzymał się na wprost Aiki. Posłał jej jedno, jedyne spojrzenie przepełnione szczerym ciepłem, tak intensywne, że zadrżała.
- Bo nie zniósłbym tego, gdyby stała ci krzywda... - przyznał - mam ci powiedzieć, jak okropne tortury stosuje imperialna policja? A może wystarczy ci, że noszę przy sobie fiolkę cyjanku, bo lepiej umrzeć, niż zwariować z bólu i wydać swoich towarzyszy, w wypadku, gdyby mnie aresztowali...
- Nie dam o to! - podniosła głos Aika, zła na siebie, że jego spojrzenie na moment zupełnie ją oszołomiło i dodała - moja mama wstydzi się swoich blizn, bo przypominają jej o tym, jak wydała wyrok śmierci na Hoona i jego towarzyszy. A ja... ja mam zamiar być dumna ze wszystkich ran, które kiedykolwiek otrzymam.
Skoro tak, nie pozostawało mu nic innego, jak zapoznać ją ze swoim liderem.

***

                Yonghwa wysłuchał Aiki. Był trochę zaskoczony, kiedy Jonghyun ją przyprowadził i wyjaśnił, jaki jest cel tych niezapowiedzianych odwiedzin. Chciał, by sama opowiedziała mu o swojej motywacji. Musiał wiedzieć, czy postanowiła dołączyć do ruchu oporu z powołania, czy to tylko jej chwilowy kaprys. Często wyczuwał w ludziach ich intencje. I kiedy Aika opowiedziała mu to wszystko, co wcześniej Jonghyunowi, był pewien, że nie odwoła swojej decyzji.
- Chciałabym robić cokolwiek. Mogę roznosić ulotki, być szpiegiem, podkładać bomby - wymieniała.
Siedzieli przy stole w kuchni, na którym pani Jung postawiła ciastka. Tak, jak ostrzegł ją Jonghyun, Aika nie wspomniała, że jej chłopak jest synem komendanta policji. Nie chciała narażać Akiharu. To prawda, że zrobiłby wszystko, o co by go poprosiła. Już się o tym przekonała. Ale po przemyśleniu uznała, że lepiej zatrzymać tę wiedzę dla siebie. Sama zdecyduje, w jakim stopniu wykorzysta jego wypływy.
Yonghwa i Jonghyun odpowiedzieli jej krótkim, urywanym śmiechem, a ona posłała im zdziwione spojrzenie, jakby pytała "powiedziałam coś śmiesznego?".
- Nie, nie, to poważna sprawa - zaznaczył ten pierwszy - po prostu... nie licz tak szybko na awans. Do zostania szpiegiem i podkładania bomb potrzebne ci wieloletnie szkolenie. Do takich zadań nigdy nie wyznaczamy nowych.
- Rozumiem - przyznała - do czegokolwiek mnie wyznaczysz, dam z siebie wszystko... liderze.
- Na początku mogłabyś pracować jako łączniczka. Przekazywałabyś listy z tajnymi informacjami. To proste, mimo że dość ryzykowne zadanie. Chociaż... pewnie nikt by cię nie podejrzewał, jako Japonki - tłumaczył Yonghwa, a Aika odpowiedziała:
- Tak, nikt nie wie, że jestem w połowie Koreanką, to czasami plus.
- Gdyby twoje pokrewieństwo z Oh Hoonem wyszło na jaw, miałabyś kłopoty - ciągnął lider - co nie znaczy, że i tak nie możesz ich mieć. Niestety, wielu z moich towarzyszy prędzej, czy później trafia w ręce policji. Albo wracają okaleczeni albo... w ogóle nie wracają. Działalność w ruchu oporu to codziennie narażanie się na niebezpieczeństwo.
- Nie strasz dziewczyny! - zawołała pani Jung, zjawiając się w kuchni.
- Powinienem zapoznać ją z ryzykiem - stwierdził Yonghwa, a wtedy wtrącił się Jonghyun:
- Aika wie, ile ryzykuje.
- Poczęstuj się - dodała pani Jung, podsuwając dziewczynie ciastka.
Aika sięgnęła jedno i zjadła z apetytem.
- Ymm, pyszne! - zawołała.
- Chodzę je sprzedawać na rynek. Kokosów na tym nie zarabiam. Ale przy pomocy Yonghwy da się z tego wyżyć - opowiadała pani Jung, stając za synem i głaszcząc go po głowie.
- Mamo... - powtarzał, zawstydzony.
Pani Jung też sięgnęła ciastko i włożyła mu do buzi. Aika i Jonghyun wybuchli donośnym śmiechem.
- Dobrze, idę już, idę - powiedziała pani Jung, widząc wyraz zdenerwowania na twarzy syna i wyszła.
- Twoja mama jest wspaniała, liderze - skomentowała Aika.
Już spodobało jej się nazywanie Yonghwy liderem.
- I piecze najlepsze ciastka na świecie - dodał Jonghyun z uśmiechem.
- Wiadomo po kim ja jestem taki wspaniały - żartował Yonghwa.
- Ty nie umiesz piec, umiesz ledwie zagotować wodę - kpił Jonghyun, za co został uszczypnięty w bok.
W odpowiedzi zamachnął się na Yonghwę, a ten złapał jego rękę i przytrzymał. Przez kilka minut szarpali się i przekomarzali. Wreszcie Aika ich uspokoiła.
- Ach, jest jeszcze jedno - powiedziała potem - nie chciałabym być towarzyszką Takahaski. To brzmi nieodpowiednio... chciałabym być towarzyszką Oh.
Yonghwa ujął jej dłoń w swoje i oznajmił z powagą:
- Towarzyszko Oh, witam na drodze śmierci.

***

                Akiharu pochylał się nad książką o historii Japonii. Nie uczył się, tylko stwarzał pozory, jakby ojciec zajrzał do jego pokoju, sprawdzając, czy syn przygotowuje się do rozpoczęcia lekcji w szkole oficerskiej. Lecz to nie twarz komendanta pojawiła się w rozsuwanych, tradycyjnych drzwiach, a kucharki.
- Kolacja gotowa - powiedziała pani Choi.
Akiharu wstał zza biurka i poszedł do jadalni.
Zajął miejsce przy stole obok ojca, który wydawał się dziwnie rozzłoszczony. Ale czy kiedykolwiek był zadowolony z życia? Może jeszcze, zanim jego żona zmarła po kilku tygodniach w wyniku komplikacji po kuli wystrzelonej przez koreańskich bojowników, jaka (przeznaczona dla niego), trafiła ją w nerkę. Akiharu był wtedy małym dzieckiem. Rzadko wspominał postać matki. Kojarzył zapach jej perfum, który wdychał mimowolnie, kiedy go przytulała i subtelny uśmiech z rodzinnych portretów. Później, w pewnym sensie to kucharka dawała mu matczyną miłość, troszczyła się o zdrowie jego i interesowała codziennymi sprawami. Dziś też, na moment pocieszająco położyła ręce na ramionach chłopaka i poszła do kuchni po pieczeń.
- Jak ci minął dzień, tato? - zagadnął Akiharu, przerywając milczenie.
- W porządku - rzucił obojętnie ojciec i dodał - a tobie? Podobno snujesz się po archiwach gubernatorstwa, powołując się na mnie. Masz za dużo wolnego czasu? Czy nie przejmujesz  się w ogóle zbliżającym się testem sprawnościowym?
Akiharu zatkało. Nie sądził, że ojciec odkryje tę wizytę. I nie przygotował nic na swoje usprawiedliwienie. Wbił wzrok w miskę z ryżem, jakby poszukiwał tam odpowiedzi, a pani Choi przyniosła duszone warzywa i marynowany imbir.
- To część moich przygotowań -wymyślił Akiharu, kiedy kucharka wyszła z jadalni.
- Akta Oh Hoona to twoje przygotowania do dostania się do szkoły oficerskiej? - powtórzył ze zdziwieniem ojciec.
Ktoś widocznie szczegółowo go o wszystkim poinformował.
- Tak. Skoro mam być oficerem, muszę wiedzieć, jak się postępuje ze zdrajcami narodu - ciągnął Akiharu, siląc się na logiczne kłamstwa.
Jednocześnie przez cały czas nie podnosił wzroku, bo bał się, że ojciec wyczyta w jego oczach lęk, jaki często w nim wywoływał. Przez to zasiał w głowie komendanta podejrzenia.
- Mam nadzieję, że nie tracisz czasu na głupstwa. Jesteś moim jedynym dzieckiem, wierzę w ciebie. Nie zawiedziesz mnie, prawda?
- Nie, tato. W tym roku rozpocznę szkolenie oficerskie. Obiecuję.
Akiharu poczuł, jak jego serce niebezpiecznie przyspieszyło, kiedy wymawiał te słowa. Potem zabrał się za pieczeń, lecz przez dziwnie ściśnięte gardło każdy kęs połykał z wysiłkiem. Nie uspokoił się, gdy wreszcie znowu znalazł się w swoim pokoju. Zamiast ulgi, ogarnęła go wściekłość. Musiał rozładować emocje, które dusił w sobie przy kolacji. Z niekontrolowanym krzykiem zrzucił na podłogę wszystko, co było na biurku. A później wpatrywał się w ten bałagan, oszołomiony, zupełnie nie pojmując swojego zachowania.

***

                Akiharu poprosił Aikę, by nie towarzyszyła mu podczas jego testów sprawnościowych kwalifikujących do szkoły oficerskiej. Tłumaczył jej, że woli sam stanąć twarzą w twarz z gniewem ojca po tym, jak celowo je obleje. Rozumiała go i nie naciskała. Zapewniała tylko, że obojętnie co się wydarzy, pomoże mu. I czekała na jego odwiedziny, telefon, cokolwiek. Akiharu milczał. Aika bała się, że gniew komendanta Tsukiyama okazał się większy, niż ktokolwiek przypuszczał. Wreszcie nie wytrzymała i zadzwoniła do domu swojego chłopaka. Odebrała kucharka i odpowiedziała zupełnie szczerze, że Akiharu ostatnio jest jakiś niespokojny i nikt nie wie, co się z nim dzieje.
- Czy pan Tsukiyama był na niego bardzo zły, że nie zdał testów sprawnościowych? - zapytała Aika i po chwili usłyszała zaskoczony głos pani Choi:
- Ależ Aki zdał testy! I to ze świetnymi wynikami!
Aika nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zszokowana poczuła, że słuchawka telefonu wysuwa jej się z ręki i odłożyła ją bez pożegnania. Co to wszystko oznacza?, zastanawiała się. Czyżby ojciec sfałszował wyniki Akiharu i załatwił mu miejsce w szkole oficerskiej? Nie, niemożliwe. Nie po tym, jak tyle osób było zapewne świadkami jego porażki. Powtarzała sobie, że istnieje logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. Musiała tylko porozmawiać z Akiharu. Bez chwili wahania założyła buty i pognała w kierunku jego domu. Kiedy zapukała do drzwi, nadal miała nadzieję, że zaszła jakaś pomyłka. Poprowadzona przez panią Choi, znalazła się po raz pierwszy w pokoju Akiharu. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że nigdy dotąd nie zaprosił jej tu, zaprowadzał jedynie do letniego domku nad jeziorem. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie były książki, pamiątki rodzinne i pełno fotografii. W oknach wisiały ciemne zasłony, nie wpuszczając do pokoju zbyt wiele słonecznego światła. W tym półmroku zastała, siedzącego przy biurku, Akiharu. Odwrócił się w jej kierunku, gdy tylko pani Choi ją tu przyprowadziła i nic nie mówił. Nie było potrzeby. Aika zdążyła zauważyć mundur, jaki nosili rekruci w szkole oficerskiej, wyprasowany i zwisający złowieszczo z wieszaka. Nie odezwała się, dopóki nie zostali sami, przy czym przez cały czas patrzyli sobie w oczy.
- Jak mogłeś... nie dotrzymać obietnicy? - zapytała, gdy w jednej chwili wszystko zrozumiała.
Akiharu nie oblał testów, uległ żądaniom swojego ojca i zabrakło mu odwagi, by jej o tym powiedzieć. To z tego powodu milczał.
- P... Przepraszam... - wyjąkał tylko, spuszczając wzrok.
Aika zdecydowała się podejść tak blisko, by kucając móc, mimo jego uników, spojrzeć mu w oczy.
- Czemu to zrobiłeś? Przecież obiecałeś, obiecałeś mi! - powtarzała płaczliwym głosem.
Oczy Akiharu pozostawały przerażająco zimne, choć była w nich wina i rezygnacja.
- Aika... zrozum... Ja po prostu nie mogłem - stwierdził z ciężkim westchnieniem - mam tylko ojca, nie chcę, nie mogę go stracić.
- Masz jeszcze mnie! - zawołała - czy ja nie jestem ważna? Obiecałam, że nigdy cię nie opuszczę i w przeciwieństwie do ciebie zamierzałam dotrzymać swojej obietnicy! Ty... ty mi w ogóle nie ufasz!
Spodziewała się kolejnych przeprosin, wyrazów skruchy, lecz na pewno nie tego, że Akiharu postawi się jej i odeprze atak.
- A niby czemu mam ci ufać, skoro ty nie ufasz mi? - zapytał jeszcze zupełnie spokojnie.
- Co?
- Dla ciebie narażałem się i znalazłem akta z procesu Oh Hoona, a potem jeszcze nakłamałem ojcu, po co mi były potrzebne - przypomniał - nie zadawałem ci pytań, by nie być wścibski. A ty... nie zaufałaś mi choćby na tyle, żeby powiedzieć, jak poznałaś historię swoich rodziców. Kogo kryjesz?
- Tu nie chodzi o brak zaufania. Ja obiecałam nie zdradzać jego nazwiska, a jak już powiedziałam, dotrzymuję obietnic.
Akiharu zbył milczeniem jej ostatni zarzut, szczerze zatroskany zapytał:
- To ktoś z ruchu oporu, prawda?
- Nieważne.
- W co ty się wpakowałaś? Lepiej, żebyś ich unikała i nie pchała się w kłopoty... To zdrajcy, wiesz co ci grozi za pomoc im?
- Tak, wiem - odpowiedziała Aika - oczywiście, że wiem. Zakatują mnie tacy, jak ty, o to ci chodzi?
- Skończ.
- A co? Może nie mam racji? Twierdzisz, że nie chcesz nigdy stać się potworem, jakim jest twój ojciec. A jednocześnie nie robisz nic, by do tego nie doprowadzić. Za kilka lat włożysz oficerski mundur, żeby torturować niewinnych ludzi, zmuszać nastoletnie dziewczyny do prostytucji i wmawiać sobie, że nie masz na to wszystko wpływu!
- Aika! Skończ natychmiast!
Nadal kucała i, patrząc mu w oczy, zarzucała mu okrucieństwo. Czy w ogóle próbowała go zrozumieć? Czy chociaż przez moment zastanowiła się nad jego uczuciami? Czy była stuprocentowo przekonana, że umiałaby się sprzeciwić jedynej osobie z rodziny, jaka jej pozostała? Chciał, żeby przestała go oskarżać, żeby znowu była tą Aiką, która dodawała mu wsparcia i siły. Lecz od pewnego czasu nie opuszczało go złe przeczucie, że powoli, nieuchronnie oddalają się od siebie.
- Tak. To prawda - przyznała Aika, prowokowała Akiharu, licząc, że jeszcze raz przemyśli swoją decyzję i zrezygnuje z zasilania szeregów policji - może mam kontakty z ruchem oporu. A ty oszukujesz mnie i wstępujesz do szkoły oficerskiej! W ten sposób staliśmy się wrogami. Czy to nie wystarczający powód, bym ci nie ufała?!
- Zamknij się!!!
Twarz Akiharu poczerwieniała. Złapał Aikę za ramiona i potrząsnął nią mocno. Nie chciał by ojciec ją usłyszał, miałaby kłopoty. To jej nie powstrzymało.
- A co mi zrobisz?! - krzyczała - może mnie aresztujesz?! Albo...
Nie dokończyła, powalona na podłogę silnym policzkiem. Złapała się za piekące miejsce i ze łzami, które popłynęły po jej twarzy, popatrzyła niepewnie na Akiharu. Jedyne, co zauważyła w jego oczach, to przerażenie. Drżał na całym ciele, zaskoczony wpatrywał się w swoje ręce. Wtedy przypomniała sobie jego słowa "gdybyś wiedziała cokolwiek o moim życiu, uciekałabyś z krzykiem". Tak też zrobiła, podniosła się z podłogi i, głośno zawodząc, rzuciła się do ucieczki. Byle jak najdalej od wszystkich złamanych obietnic. Byle jak najdalej od Akiharu.

***

                Jonghyun i Kangshin wypili po kubku kawy, rozmawiając o misji odebrania z dworca profesorów z Szanghaju. Ich przyjazd był zaplanowany na przyszły tydzień. Ta informacja dotarła do Keijo w liście, który, choć zaszyfrowany, przyszedł otwarty, powodując tym narastający niepokój wszystkich zaangażowanych.
- Nie powinniśmy odwoływać misji. Obaj przyjadą tu, używając fałszywych dokumentów. Według nich, są japońskimi dygnitarzami - tłumaczył Kangshin.
- Czy to nie zbyt bezczelne? - zapytał Jonghyun - mogliby być chociaż zjaponizowanymi Koreańczykami.
Zanim zdążył usłyszeć odpowiedź, rozległo się donośne walenie do drzwi. Jonghyun i Kangshin wymienili podejrzliwe spojrzenie. To mogłaby być policja.
- Otworzę... - rzekł ten pierwszy i zrobił to, po czym zawołał jednocześnie zaskoczony i pełen ulgi - Aika?!
Płakała. Trzymała się za policzek, na którym pojawiał się sporych rozmiarów siniak. Niczego nie tłumacząc, po prostu wpadła w ramiona chłopaka i szlochała, wstrząsana spazmatycznymi drgawkami. Nie zauważyła Kangshina albo zauważyła i zignorowała. Nie zastanawiała się też, czemu Jonghyun nie zaprosił jej do domu, tylko usiadł z nią na schodkach. Domyślił się, że nie chciałaby tak pokazywać się obcym osobom. Cały czas tulił ją do siebie i głaskał po włosach, ostrożnie, by przypadkowo nie urazić jej policzka.
- Towarzyszko Oh, kto ci to zrobił? - zapytał wreszcie.
- Akiharu - wyszlochała i opowiedziała mu wszystko.
Wysłuchał jej, z powagą i w skupieniu. Później poprosił, by chwilę poczekała. Poszedł do domu po maść chłodzącą i usiadł z powrotem obok Aiki.
- Postaram się, żeby nie bolało... - nabrał maść i, ledwie dotykając policzka dziewczyny opuszkami palców, posmarował siniaka. A potem otarł jej łzy, które nie przestawały płynąć.
- Nie wiem, co robić - wyznała Aika.
Jonghyun zrozumiał, to serce ją bolało.
Jeszcze raz otoczył dziewczynę ramionami i popatrzył na nią. Wyglądała na bardzo, bardzo zranioną.
- Jeżeli to pierwszy raz, możesz mu wybaczyć. Jeżeli się powtórzy... odejdź od niego - poradził i wtedy Aika wtuliła twarz w jego koszulę. Nie chciała, żeby Jonghyun wyczytał z jej oczu o czym pomyślała. Przypomniała sobie, jak uratowała Akiharu na torach i jak wówczas zareagował... "Jeżeli to pierwszy raz...", o Boże, nie! To nie pierwszy raz.

OD AUTORKI:

Rozdział pisany na małych wakacjach, na które się wybrałam, częściowo w pociągu, a częściowo na plaży, gdzie pięknie spaliłam sobie łydki:( 

Obiecałam zaskakiwać... i mam nadzieję, że zaskoczyłam (niestety nie pozytywnie) postawą Akiharu. Ale tak musi być, żeby akcja potoczyła się zgodnie z moimi planami.

 SPOJLER: kolejny rozdział (jeszcze nie napisany) jest o Dahee i pojawia się w nim nowa postać^^ Wyczekujcie jej^^

2 komentarze:

  1. Strasznie podoba mi się determinacja Aikii. Ciekawe jak będzie sobie radzić w szeregach.
    Jonghyun jest dla niej kochany <3 I wgl nie wiem, czy się chwaliłam, ale jest od niedawna moim biasem w CNBlue :O To ty to zapoczątkowałaś :D Postanowiłam się bardziej skupić na tym zespole i się stało. :D
    Yonghwa mnie tu bawił w tym rozdziale.
    A Akiharu... Ma ciężkie chwile. Ma wybierać między dziewczyną, którą zna od niedawna i naraża go na niebezpieczeństwa, a ojcem, choć okrutnym to jedyną rodziną... Masakra. Jednak wolałabym, by był odważniejszy. :< Co to będzie. Czy jeszcze Aika chce go znać? Masakra.
    Cieszę się, że będzie Daehee w następnym rozdziale i czekam na nową postać <3 WENY <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, moim też jest (chyba nietrudno zgadnąć po tym opo:D), więc rozumiem cię. Chociaż kocham ich wszystkich, to Jonghyuna naj<3
      Chciałam wreszcie pokazać Yonghwę z milszej strony:D
      Cieszę się, że starasz się zrozumieć Akiharu, przechodzi ciężki okres, a Aika w sumie niezbyt mu w tym pomaga... To ten moment, w którym chciałam pokazać, że mimo że się kochają, to dużo ich dzieli.
      Dziękuję:)

      Usuń