16/08/2017

eyes wide open (rozdział 16)

EVERYTHING'S GONNA BE ALRIGHT

               Jinhee czuła narastającą w sobie złość. Już od długiego czasu, lecz powstrzymywała ją w sobie, obawiając się, że pewnego dnia po prostu eksploduje. Zdawało się, że ten dzień nastał dzisiaj. Relacja jej i Junghwana układała się źle, bardzo źle. Co z tego, że postanowili zawalczyć o ratowanie ich związku, skoro ta walka nie przynosiła żadnych efektów, oprócz wiecznego skrępowania i poczucia winy? Obustronnego poczucia winy. Jinhee nadal nie wybaczyła sobie, że zraniła chłopaka swoim wybrykiem na wyjeździe. A Junghwan nie wybaczył sobie, że nie wybaczył jej. Nie zdradziła go przecież. Więc czemu cały czas widział ją nagą w ramionach tego pieprzonego Dongjuna? To nie pozwalało mu się wyluzować, a ona o tym wiedziała i dodatkowo się obwiniała o taki, a nie inny stan ich związku. Co prawda, znowu się spotykali, chodzili do parku, czy do pubu i wiecznie byli spięci. Fizyczna bliskość też ostatnio nie istniała. Rzadko trzymali się za ręce albo się pocałowali, a co dopiero coś więcej. Jinhee czuła, że jedynie opóźniają nieuniknione. I to doprowadzało ją do szału. A dzisiaj po prostu nie wytrzymała. Dogoniła Junghwana, kilka kroków za kawiarnią, gdzie siedzieli przyjaciele. Wyczuł jej obecność w momencie, w którym dała mu kopniaka w tyłek.
- Ya! Oszalałaś?! - zawołał, odwracając się w jej kierunku.
Nie tyle zdenerwowało go to, że zabolało, co fakt, że przechodnie widzieli jak dostawał kopniaka od dziewczyny.
- Ja oszalałam?! - odpowiedziała - to tobie odbiło! Mam dość ciebie i twoich chamskich odzywek! Idź i przeproś Chansika.
- Nie mam za co go przepraszać. Byłem po prostu szczery. Skoro odszedł od Inyoung to chyba po to, by być z kimś innym, nie?
- Nie wiem i ty też nie możesz tego wiedzieć. Nie da się przewidzieć, co byśmy zrobili, póki nie dotyczy nas taka sama sytuacja.
Dookoła zebrała się spora grupa gapiów. Jinhee ich ignorowała, za to Junghwan nie czuł się dobrze, rozmawiając przy nich o swoich prywatnych sprawach. Żeby tego nie ciągnąć, podszedł do dziewczyny i wyznał jej szeptem:
- Jakbyś ty leżała w szpitalu zamiast Inyoung... nigdy bym od ciebie nie odszedł.
- Nie leżę. A i tak chcesz odejść - powiedziała z załzawionymi oczami.
Nie, proszę, nie chcę się rozpłakać przy tych wszystkich ludziach, powtarzała sobie, wreszcie zauważając gapiów. A Junghwan jakby czytał w jej myślach. Złapał ją za rękę i pociągnął w spokojniejsze miejsce.
- Jinhee, to nie tak... - zaczął - ja... od czasu twojego wyjazdu mam obsesję na punkcie ciebie i innych chłopaków. A Chansik po prostu cię podrywa!
- Co? - zapytała, zszokowana.
Tego się nie spodziewała. W pierwszej chwili pomyślała, że Junghwan żartował, a potem zobaczyła, że przez cały czas patrzył na nią z powagą.
- Nie widzisz? Przecież to oczywiste. Jak możesz tego nie widzieć?!
- Oppa! Gdyby to była prawda, czy trzymałby kciuki za ciebie i mnie?! Chansik akceptuje to, jaka jestem. A ja akceptuję jego. To tyle. I nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz, czy nie, masz go przeprosić.
- Nie zamierzam.
- Ja też nie zamierzam: wysłuchiwać twoich fochów. Cześć - pożegnała się i poszła sobie.
Nie wróciła do kawiarni, za bardzo było jej wstyd za zachowanie Junghwana.

***

               Mia zazwyczaj była praktyczna. Zastanawiała się dobrze, zanim cokolwiek zrobiła, rozważała wszystkie "za" i "przeciw" i wtedy decydowała, czy podjąć ryzyko, czy nie. Ale w tym momencie zupełnie nie przemyślała swojego działania. Patrząc na oddalającego się Siwana, po prostu poszła za nim. Nałożył kaptur i ruszył w kierunku boiska sportowego należącego do gimnazjum. Nie odwracał się. Nie rozglądał wokół, jakby chciał szybko stąd uciec. Mia uważała, żeby zachować między nimi odległość kilku metrów i nie dać się przyłapać. Co by mu wtedy powiedziała? Na samą myśl o tym serce biło jej jak oszalałe. Siwan ominął boisko i wszedł w osiedle rozpoczynające szeroki obszar blokowisk, które nie cieszyły się pozytywną opinią. Ściany zdobiły graffiti z wulgarnymi napisami, wszędzie walały się śmieci i butelki po alkoholu. Co ja tu robię?, powtarzała sobie Mia i chociaż wiedziała, że w każdym momencie może się wycofać, nie spuszczała wzroku z Siwana. Zatrzymał się między garażami i oparł o popisany mur. Co pewien czas spoglądał na telefon, widocznie na kogoś niecierpliwie czekając. Aż wreszcie się zjawili. Trzech chłopaków około siedemnasto, osiemnastoletnich. Zapewne starszych od Siwana, ubranych w firmowe ciuchy, o nieprzyjemnych wyrazach twarzy. Mia poczuła strach. Tylko nie wiedziała, czy większy o niego, czy o siebie. Patrzyła, jak chłopacy otoczyli Siwana, a to, co się później wydarzyło, przypominało jej o swoich osobistych potyczkach. Przyparli go do ściany i zażądali trzy razy większej sumy pieniędzy niż mu dzisiaj przekazała. Oddał wszystko, co miał. To nie wystarczyło. Błagał o jeszcze trochę czasu, a otrzymał tylko kilka ciosów w twarz. Mia wreszcie wiedziała, skąd ślady po pobiciu. Siwan był jedynie pośrednikiem. Zmuszał ją do oddawania mu wszystkich swoich pieniędzy, bo inni zmuszali jego! Nie miał żadnych korzyści z tego, co zdobył. A jeżeli nie zdobył tyle, ile powinien, groziło mu pobicie... Serce Mii w jednej chwili wypełniło współczucie. Siwan był taką samą ofiarą, jak i ona. Z tym, że jego dręczyciele okazali się jeszcze gorsi. Kiedy upadł na ziemię, usiłując ochronić tył głowy, kopali go, wszyscy trzej. I nie zamierzali przestawać. Mia zrozumiała, że powinna poszukać pomocy. Jeżeli nie, to się naprawdę niedobrze skończy... Rozejrzała się dookoła. Nikogo. Słyszała bolesne jęki Siwana, po prostu nie mogła tego znieść. Chociaż drżała na całym ciele, podniosła kamyk i rzuciła celnie. W plecy jednego z trzech chłopaków. Zaklął, odwracając się. Ich oczy się spotkały. Siwan wykorzystał moment, by uciec. Dwóch chłopaków pobiegło za nim. Mia ruszyła w innym kierunku, a za nią ten, którego trafiła. Nie myślała o niczym, nie czuła, że stopniowo opada z sił, przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Szybciej, szybciej, szybciej, powtarzała sobie. Krążyła między garażowymi uliczkami, niestety nie zgubiła chłopaka. Zaczynało brakować jej tchu. Nie miała szans. Zrozumiała. Mimo to nie zatrzymała się, póki nie poczuła, jak szarpnął ją za tornister.
- Suko! - zawołał.
Zajrzał jej w twarz i wymierzył policzek. Zachwiała się, lecz nie upadła. Poczuła pieczenie, a w oczach zalśniły łzy. Nie pozwoliła im popłynąć. Chciała odejść, a wtedy chłopak złapał ją za rękę, ściskając boleśnie.
- To jeszcze nie koniec, suko - zagroził jej - zobaczysz, co robimy z takimi, jak ty.
Nie wątpiła w to. Była przerażona, tak przerażona, że nie myślała o niczym. Czekała na to, co nieuniknione. Wtedy rozległ się trzask, lecz nic jej nie zabolało... A chłopak z krwawiącą głową osunął się z jękiem na ziemię. Za nim stał Siwan, trzymając stłuczoną butelkę. Odrzucił ją i bez wahania złapał Mię za rękę.
- Tędy! - zawołał.
I pobiegli, nie oglądając się za siebie, aż dotarli z powrotem do ulicy i byli bezpieczni.

***

               Dongwoo wystraszył się, kiedy dostał ten dziwny telefon od Angelene. Starsza siostra była czymś ewidentnie załamana. W dodatku nie chciała niczego konkretnego powiedzieć, póki się nie spotkają i nie porozmawiają. Zaprosił ją do siebie. Zjawiła się pół godziny później, ociekająca deszczem. Dłonie jej się trzęsły, kiedy wycierała się ręcznikiem podanym przez brata.
- Zrobię coś do picia - zaproponował, a ona złapała go za róg koszulki i, ciągnąc, żeby siadał obok, poprosiła:
- Nie, po prostu mi pomóż.
- A co się dzieje? - zapytał.
- Chodzi o Mię... - zaczęła niepewnie Angelene - ona... wplątała się w coś niebezpiecznego.
- Mia?!
- Tak. Mia. Moja córka.
- No dobra, noona, dotarło. Tylko nie wierzę, żeby ona w cokolwiek się wplątywała. Wygląda na osobę wolącą unikać niebezpiecznych sytuacji.
Zastanawiał się o co chodziło Angelene, która nadal nie powiedziała niczego konkretnego. Może o papierosy? Czyżby Mia cały czas paliła?!
- Wczoraj była na wagarach. Dzwonili do mnie ze szkoły. Wróciła do domu pobita... I nic mi nie powiedziała!
- Co? Jak to: pobita?
- Ma siniaki, jeden na policzku i kilka na ręce.
- Powiedziałaś o tym w szkole?
- Tak. Mają ją obserwować.
- A jak ja mogę ci pomóc? - zainteresował się Dongwoo.
- Porozmawiaj z Mią. Proszę... Dowiedz się, co jej jest.
- Nie wiem, czy mi się uda - przyznał szczerze Dongwoo - jesteśmy pokłóceni.
- Mia ma kłopoty! - zawołała Angelene - czy w tym momencie taka ważna jest wasza kłótnia? Myślałam, że mi pomożesz, a nie znowu uniesiesz się honorem. Ja zupełnie nie umiem się z nią porozumieć, miałam nadzieję, że może ty...
- To nie tak. Porozmawiałbym z nią, tylko skoro jesteśmy pokłóceni, nie wiem, czy mi cokolwiek powie. Tobie powinna zaufać i opowiedzieć wszystko. Poza tym, ty znowu to robisz...
- Co? - Angelene wbiła w niego zaskoczony wzrok.
- Dorabiasz sobie jako czyjaś utrzymanka. I Mia o tym wie.
- Skąd...
- Powiedziała mi. Skąd sama wie, musisz zapytać ją.
- O Boże... - jęknęła Angelene, chowając twarz w dłoniach i pozostając w tej pozycji.
- Skończ z tym. Skończ z myśleniem, że w taki sposób komuś pomagasz, kiedy tak naprawdę krzywdzisz  wszystkich dookoła, wmawiając im, że to dla ich dobra.
Angelene podniosła wzrok i posłała przepraszające spojrzenie Dongwoo.
- To czemu ty nie skończysz z byciem dilerem?! - naskoczyła na niego.
Poruszyła drażliwą kwestię. Dongwoo sam zastanawiał się często, czemu z tym nie skończy. Bał się codziennie, że może zostać złapany i trafić za kratki. Ta perspektywa go przerażała, oddalał ją cały czas od siebie, oszukując się, że to niemożliwe, że jego praca jest zupełnie bezpieczna.
- Później. Po studiach. Póki co odpowiadam tylko za siebie, nie mam dzieci, chyba że o czymś mi nie wiadomo - w jego głos wdarł się żartobliwy ton.
Nie, nie było mu do śmiechu. To prędzej reakcja na stres. Czy znowu próba oszukania siebie, że nic, naprawdę nic niedobrego się nie dzieje?
- Wszystko przeze mnie - powiedziała w pewnym momencie Angelene i rozpłakała się.
- O czym ty mówisz, noona? - zapytał Dongwoo, zaskoczony jej wybuchem.
- Wszystko, co cię spotkało. Poprawczak. Depresja. To, że żyjesz jak żyjesz.
Strumienie łez spływały jej po twarzy. Wycierała je w, już mokry, ręcznik, pozostawiając ślady po tuszu do rzęs. Wprawiła brata w osłupienie. Nigdy nie pomyślał, że obwiniała się o wszystko, co go spotkało. Był pewien, że odsunęli się od siebie, bo nie chciał pomagać finansowo rodzicom, mimo że ona cały czas to robiła. Zadrżał na wspomnienie minionych lat. Ale nie widział w niczym winy swojej siostry.
- Przecież nie ty kazałaś mi kraść pieniądze - uspokajał ją.
- Ale wiem, czemu to zrobiłeś! Żeby przylecieć do mnie! Bo zostawiłam cię tu i sama prowadziłam w Ameryce wygodne życie!
- Pracowałaś. Zarabiałaś, żeby mi pomóc. Chciałaś mnie później zabrać do siebie, to ja nawaliłem.
Zapłakana Angelene złapała jego rękę i pogłaskała go po bliznach na nadgarstku.
- Nie przyleciałam, kiedy zrobiłeś sobie to...
- Byłem w poprawczaku. Jak byś mi pomogła?
- Nie wiem! Jakbym wtedy wiedziała, co ci robili tamci chłopacy, zabrałabym cię stamtąd, znalazłabym sposób...
- No widzisz. Nie wiedziałaś. To moja wina, że o niczym ci nie powiedziałem. Nie roztrząsajmy tego. To czasu nie cofnie.
- A potem, jak już wyszedłeś, też nie przyleciałam...
Domyślił się, że chodzi jej o czas, kiedy po opuszczeniu poprawczaka usiłował zabić się przy pomocy tabletek.
- Bo wtedy też ci nie powiedziałem. Dowiedziałaś się, jak już wypisali mnie ze szpitala. Wysyłałaś mi pieniądze. Dzwoniłaś. Pytałaś, co u mnie.
Nie chciał do tego wracać. Czemu mu o tym  przypominała? Chociaż nigdy nie zapomniał, nie myślał zbytnio o tamtych latach.
- Okropna ze mnie siostra. Okropna matka - płakała Angelene.
- Dość - postanowił Dongwoo, przytulając ją, po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna - mam się świetnie, zobacz. Co było, to było. Wystarczy.
- Kocham cię, braciszku - powtarzała.
- Ja ciebie też. I porozmawiam z Mią. Obiecuję, będzie dobrze, wszystko będzie dobrze.

2 komentarze:

  1. To się podziało w tym rozdziale. :D Przede wszystkim kłótnia Junghwana i Jinhee, która już jakiś czas wisiała w powietrzu. No mam nadzieję, że on się po niej jakoś ocknie. To co powiedział o tym, że jakby ona leżała on by jej nie opuścił było kochane. Z drugiej strony może on się też poddać i przestać o nich walczyć. ;;
    Mia nieźle wpadła, ale czuję, ze tym sposobem bardzo dużo zyskała w oczach Siwana. Może powinna to policja zobaczyć i ukarać tych facetów ;-; Nie wolno tak dręczyć mniejszych. A jak ten głupek uderzył Mię w twarz to już wgl przegiął na całej linii. Boję się co będzie dalej i ekscytuję na dalszą znajomość Mii i Siwana :D
    A co do Angelene ;; Żal mi jej, że nie ma porozumienia z córka, ale to po części jej wina. Powinna dać sobie spokój ze sponsoringiem. Nie czuję, że to jej jedyna deska ratunku. Zaś Dongwoo powinien skończyć z dilerką. Martwię się też strasznie co się stanie jak dowie się więcej o Aeri.. Bo on jest zbyt delikatny by znieść jej zdradę. ;-;

    Weny życzę. I czekam na następny tydzień. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z góry przepraszam, jeżeli były błędy, sama bym zapomniała o mało co wstawić ten rozdział i tak sprawdzałam na szybcika, więc mogło się coś zdarzyć niezaplanowanego:D
      Tak, ta kłótnia rzeczywiście wisiała w powietrzu, a Junghwan dużo mówi i obiecuje, a mniej robi... Zobaczymy, co z tego wyniknie:)
      Racja, Mia i Siwan od tego momentu stali się jakby sojusznikami:)
      I Angelene i Dongwoo brak kogoś, kto im przemówi do rozsądku, bo sami dla siebie wzajemnie są mało przekonywujący, skoro oboje robią, coś czego nie chcą, a usprawiedliwiają się, że to ich jedyne wyjście.
      Co do zdrad Aeri to wracam do tej kwestii za 2 rozdziały i trochę się podzieje:) Za to w next podzieje się u Mikyeon i Jinyounga...^^
      Dziękuję<3

      Usuń