My life without me
JAEHYO
Słyszałem
głosy, ale nie rozpoznawałem ich. Docierały do mnie jakby z innego świata. Nie
wiedziałem do kogo należały. To było straszne. Z czasem zacząłem zdawać sobie
sprawę, że niektóre z tych głosów się powtarzają, tylko nie identyfikowałem ich
z żadną konkretną osobą. To znaczy, że otaczali mnie obcy ludzie. Kim byli?
Czego chcieli? I dlaczego nie mogłem ich zobaczyć, dotknąć, zawołać? Fizycznie
stałem się martwy, choć naprawdę byłem żywy. Nic się nie działo. I nagle coś
się wydarzyło. Zobaczyłem serię obrazów, następujących po sobie, jak na kliszy:
ja na wiadukcie w Sabuk, sunące w dole rozpędzone samochody, huk i to uczucie,
że mózg rozpada mi się w tysiąc kawałów, ciemność, ciemność, ciemność. Boże!
Otworzyłem oczy. I nie pamiętałem poprzednich wspomnień, rozmyły się. Wszystko
trwało może sekundę. Obok, wpatrzona w aparaturę, stała dziewczyna. Nie
wiedziałem kto to, ale wydawała mi się dziwnie bliska. Roztaczała wokół siebie
tajemniczy blask. Odruchowo złapałem jej rękę. Krzyknęła. Odwróciła się. W jej
oczach lśniły łzy. Pomyślałem, płacze nade mną i musi być ze mną naprawdę źle.
Chciałem coś powiedzieć, ale zabrała rękę i uciekła.
CHORONG
- Gdyby przypomniała pani sobie
coś jeszcze… - odpowiedział detektyw, kiedy zapytałam go o postęp w śledztwie.
Westchnęłam ciężko.
- Nie, nic więcej sobie nie przypomnę. Było ciemno,
burza. Widziałam tylko sylwetkę uciekającego, ale nawet nie wiem, czy to
mężczyzna, czy kobieta. Skupiłam się na reanimacji mojego ukochanego…
Opuściłam komisariat policji z dobrze znanym
przygnębieniem. Ale tym razem pojawiło się coś więcej – zrezygnowanie. W drodze
do szpitala wypaliłam całą paczkę papierosów. I nie obchodziło mnie, że co
chwilę zanosiłam się kaszlem. Tak teraz wyglądało moje życie: komisariat
policji – szpital. No i studia, na które poświęcałam najmniej czasu, ile to możliwe.
Zamiast się uczyć, wolałam być przy Jaehyo, nawet jeżeli nie zdawał sobie z
tego sprawy. Miał tylko mnie. Dlatego całe godziny siedziałam przy nim,
trzymałam go za rękę, opowiadałam o wszystkim, albo po prostu płakałam ze
smutku i bezsilności. To, co nie dotyczyło Jaehyo, przestało być ważne. Tak
wyglądało moje życie beze mnie.
Przed wejściem do szpitala possałam cukierka, by nie
śmierdzieć papierosami. Jak zwykle porozmawiałam z lekarzem i nie dowiedziałam
się niczego nowego. Usłyszałam jedynie kilka słów podziwu, że jestem tu
codziennie i pocieszenia, że wszystko się jakoś ułoży, co przyniosło wręcz
przeciwny efekt. Weszłam do sali, gdzie leżał Jaehyo. Podniosłam żaluzje, by
wpuścić trochę światła. Był piękny, słoneczny dzień. Usiadłam przy łóżku i
chwyciłam Jaehyo za rękę. Mówiłam do niego. Mówiłam i myślałam, że nigdy nie
skończę. Obiecałam mu, że jeśli nie policja, ja znajdę tego, co go postrzelił.
Długo będę trzymać na muszce. Będę znęcać się nad nim w najgorszy sposób. Dam
mu nadzieję, że go ocalę i strzelę mu prosto w łeb.
Respirator przyspieszył. Wstałam i podeszłam blisko.
Spojrzałam na ekran. Nie wiedziałam, co się dzieje, bałam się. Serce Jaehyo biło
wyjątkowo szybko, za szybko! Chciałam pobiec po lekarza, zdziwiona, że żaden
się jeszcze nie zjawił. I wtedy Jaehyo złapał mnie za rękę. Uścisk był
niewyobrażalnie silny, jak na kogoś, kto ostatnie dni przeleżał w śpiączce.
Krzyknęłam. Bałam się, że gdy się odwrócę, okaże się, że wszystko sobie
zmyśliłam, doświadczyłam czegoś w stylu fatamorgany. Tylko, że nie widziałam
tego, co tak bardzo chciałam widzieć, a czułam. I ten uścisk był porażająco
prawdziwy. Serce Jaehyo biło teraz normalnym rytmem. Niepewnie się odwróciłam.
Był przytomny. Patrzył na mnie. Do oczu napłynęły mi łzy. I nagle uświadomiłam
sobie, co powinnam zrobić. Wybiegłam na korytarz, ale z emocji poślizgnęłam się
i upadłam na podłogę. Do sali Jaehyo pędził lekarz. No wreszcie!
- On będzie żyć! Będzie żyć! Obudził się! – krzyczałam.
Leżałam na podłodze i płakałam. Były to łzy nadziei.
JAEHYO
-
Dzień dobry. Nazywam się Kim Yungho. Jestem lekarzem. Został pan postrzelony w
głowę, ale naprawdę miał pan szczęście…
Odłączył mnie od aparatury i kazał mi samodzielnie
oddychać. To okazało się dziecinnie proste, mimo że początkowo wpadłem w panikę. Byłem
zdezorientowany.
- Postrzelony?
- Czy pamięta pan coś z tamtego wieczoru?
Lekarz stał przy mnie i czekał na odpowiedź. Na próżno
próbowałem coś sobie przypomnieć. Cokolwiek.
- Nie…
- Proszę powiedzieć, jak się pan nazywa – poprosił Kim
Yungho.
Zdziwiłem się. Chyba powinien wiedzieć, jak się nazywa
każdy pacjent! Ale pomyślałem, że skoro pyta, to mu powiem. I z przerażeniem
odkryłem, że tego też nie mogę sobie przypomnieć.
- N… nie wiem. Nie pamiętam.
- Spokojnie. Proszę się skupić i mi powiedzieć.
Spokojnie?! Teraz naprawdę zacząłem panikować.
- Nie pamiętam! Niczego nie pamiętam!
- Był pan siedemnaście dni w śpiączce. Może mózg jeszcze
nie wybudził się całkowicie… Prawdopodobnie zaraz pan sobie wszystko przypomni…
- Niczego nie pamiętam! – powtarzałem, przerażony.
I rozpłakałem się.
CHORONG
Zadzwoniłam
do Yukwona. Wiedziałam, że ze wszystkich chłopaków, Jaehyo zawsze najbardziej
przyjaźnił się właśnie z nim.
- Obudził się! – krzyczałam.
Płakałam i śmiałam się jednocześnie. Yukwon też się
śmiał. Obiecał, że zawiadomi resztę chłopaków i przyjedzie do szpitala.
Rozłączyłam się. Tak chciałam porozmawiać z Jaehyo! Lekarz wyszedł z sali i
zbliżył się do mnie. Spojrzałam na niego i wiedziałam, że ma mi do powiedzenia
coś strasznego.
- Może się pani z nim zobaczyć… - zaczął – tylko proszę
się nie zdziwić… on pani nie rozpozna.
Przeszły mnie dreszcze.
- Słucham?
- Został postrzelony w głowę…
- Powiedział pan, że mózg nie był poważnie uszkodzony.
- Powiedziałem, że to okaże się dopiero, gdy pacjent się
obudzi.
- Jaehyo stracił pamięć?
- Był siedemnaście dni w śpiączce. To normalne, że czuje
się lekko otumaniony.
- Więc kiedy odzyska pamięć?
- Nie wiem. Być może za chwilę, być może nigdy.
***
Czułam
się tak, jak chciałam postąpić z niedoszłym zabójcą, jakby cała nadzieja
została mi odebrana. Na miękkich nogach weszłam do sali.
- Jaehyo… oppa – szepnęłam.
- Kim jesteś? – zapytał – zaraz! To… ciebie złapałem za
rękę, kiedy się obudziłem.
Oczy miał czerwone od płaczu, a na głowie, zamiast
bandażu, jedynie niewielki opatrunek. Nie rozpoznał mnie. Moje serce pękło,
rozbiło się w drobne kawałki.
- Jaehyo… boli cię coś?
- Tak… głowa. Ale… kim jesteś?
- Park Chorong. Jestem… twoją dziewczyną.
***
Pierwszy
do szpitala przyjechał Jiho. Stałam akurat na korytarzu. Lekarz właśnie mi
powiedział, że Jaehyo powinien odpocząć. Może wtedy sobie coś przypomni…
Jiho podszedł do mnie i zapytał:
- Park Chorong, co się stało?
Wtuliłam się w niego i znów się rozpłakałam.
- Jaehyo… on… stracił pamięć.
- Jesus.
Jiho objął mnie mocno. I nagle coś błysnęło. Ktoś zrobił
nam zdjęcie! Ale dookoła nie było nikogo podejrzanego. Jiho zaczął biec. Ja za
nim. Dogoniłam go dopiero na zewnątrz. Wydawał się zdenerwowany i rozglądał
się.
- Kto to był? – zapytałam.
- Nie wiem.
- Kto strzelił do Jaehyo?
- Nie wiem, naprawdę.
- Musisz się czegoś domyślać! Zico! Znajdźmy go razem i
zabijmy! Przestrzelmy mu łeb! – krzyczałam.
Położyłam dłonie na ramionach Jiho i postrząsałam nim,
wyładowywałam całą złość. Nagle złapał mnie za nadgarstki i brutalnie przyparł
do ściany szpitala.
- Przestań! – wydarł się, wściekły.
Ale puścił mnie. I tak wiedziałam, że na nadgarstkach
będę mieć siniaki.
- Wiem wszystko – wyznałam przez łzy.
- Co? Co wiesz?
- Że Jaehyo kradł z wami, włamywał się do domów… Robił to
dla mnie, bo wciąż domagałam się pieniędzy. A teraz… Nie wiem tylko, kto do
niego strzelił. Powiedz mi, proszę, nie masz żadnych podejrzeń?
- Mam – odpowiedział Jiho, zupełnie spokojny – ale nie
mogę ci nic powiedzieć, zrozum. Nie mogę cię narażać. Musisz tu być, dla
Jaehyo.
- Nie rozumiem. Powiedz mi, proszę… błagam…
Jiho milczał. Może nie słyszał moich słów. Zagłuszył mnie
motor, przyjechał Yukwon.
***
Muszę
tu być, dla Jaehyo…
Siedziałam u niego w mieszkaniu i pakowałam mu potrzebne
do szpitala rzeczy. Po tym wszystkim, co się dziś wydarzyło, wreszcie się
uspokoiłam. Albo po prostu nie miałam sił więcej rozpaczać. To było zmęczenie,
a może akceptacja. Położyłam się na kanapie, gdzie kochałam się z Jaehyo
tamtego wieczoru, kiedy został postrzelony. Planowałam nasze życie. Zamieszkam tu.
Przełożę sobie egzaminy na wrzesień. Jeśli do tego czasu stan Jaehyo się nie
poprawi, rzucę studia. Może zacznę pracować. Jeszcze nie wiem. Ale będę tu, dla
Jaehyo, nie opuszczę go. Jeżeli nigdy nie przypomni sobie naszego pierwszego
spotkania, sprawię, że zakocha się we mnie na nowo.
Cieszę się, że Jaehyo się w końcu obudził. Ale z drugiej strony, utrata pamięci jest poważnym ciosem, zwłaszcza dla Chorong:(
OdpowiedzUsuńNie będę za dużo zdradzać, ale ktoś będzie chciał wykorzystać ten brak pamięci...
UsuńOby się to nie skończyło zbyt źle:)
Usuń