23/09/2015

blue lagoon (rozdział 38)

                Leo rozgląda się wokół i widzi przy barze Minyeong, robiącą drinki. Zastanawia się, czemu nie dogadała się ze swoją zmienniczką, żeby choć niektóre piątki mieć wolne. 
Czy ona w ogóle prowadzi życie towarzyskie? Wiecznie pracuje. A może wzięła nadgodziny? Przecież ma trudną sytuację rodzinną. 
Gdy tak rozmyśla, Minyeong go zauważa. Uśmiecha się, ale ten uśmiech szybko znika jej z twarzy. Wie, że Leo przyjeżdża do Desire przeważnie w piątki. Dlatego powiedziała swojej zmienniczce, że chce pracować we wszystkie. To była też dobra wymówka, by nie dać się nigdzie zaprosić koledze ze szkoły. Tylko, gdyby wiedziała… że dziś razem z Leo przyjedzie Hyuk, usiądą we dwóch przy stoliku i kompletnie ją zignorują! Minyeong ledwo się powstrzymuje, by nie zrobić czegoś, co zwróciłoby ich uwagę. Mogłaby na przykład upuścić szklankę, przypadkowo się pokaleczyć, zbierając szkło. Jednak w obecności Leo zbyt często zdarzają jej się wpadki. Wyszłaby na niezdarę. A może nie? Oh, zamiast się nad tym zastanawiać mogłaby teraz imprezować ze znajomymi ze szkoły! Cała wściekłość jej mija, gdy Leo i Hyuk machają, by do nich przyszła.
- Tak, oppa? – Minyeong z uśmiechem zwraca się do szefa.
- Hyuk chce piwo.
- A ty?
- Nic, zaraz wychodzę.
- Yhm.
Minyeong przynosi Hyukowi piwo, słyszy w zamian słodkie „dziękuję” i wraca za bar, znów ignorowana… Wie, że nie powinna mieć do nikogo pretensji. Jest w pracy, nalewanie i roznoszenie napojów to jej obowiązki. Na tym zarabia na życie. Leo rzeczywiście po chwili wychodzi. Ah, tyle godzin wczuwała się w rolę barmanki, by widzieć go przez te parę minut! Lepiej, gdyby wcale nie przyjechał. Teraz znów będzie bez przerwy o nim myślała. A czy kiedykolwiek o nim nie myśli? Leo wypełnił jej serce. I za nic nie chce go opuścić. Gdyby znalazła lek na odkochanie się! Nagle słyszy sympatyczny głos:
- Park Minyeong?
Odwraca się. Oparty o bar, stoi Hyuk.
- Tak, to jestem ja…
- Taekwoon hyung powiedział, że świetnie doradzasz w sprawach damsko – męskich…
- O. Więc układa mu się z...
- No, właśnie do Hary tak się spieszył!
- A… aha.
- Park Minyeong, czemu płaczesz?
- Płaczę? Naprawdę?

***

                Harę budzi uderzający o szyby deszcz. O ile w ogóle spała. Wydaje jej się, że nie, ponieważ czuje się wykończona. Wyswobadza się z objęć Leo i stara się zachowywać cicho, by go nie obudzić. Nie chce z nim teraz rozmawiać, tłumaczyć, dlaczego wstała. Leo mruczy coś przez sen i odwraca się na drugi bok. Hara myśli, że śpiący, wygląda naprawdę uroczo, słodko. Mogłaby go kiedyś pokochać, szczerze i bez udawania. Mogłaby być trochę bardziej szczęśliwa… gdyby tylko chciała. Ubiera koszulkę Leo, która sięga jej akurat za kolana. Siada na okiennym parapecie i wsłuchuje się w deszcz, patrzy na spływające w dół ulicy potoki wody. I w myślach wraca do wydarzeń dokładnie sprzed trzech lat.

                Nie ma ochoty iść na tę imprezę. Niedawno rzuciła chłopaka, z którym spotykała się od czasów liceum. Ale to było jedyne wyjście, postąpiła słusznie. I na razie nie chce poznawać nikogo nowego. Youngji i Gyuri,  jej przyjaciółki, zapewniają, że to babski wieczór. I Hara się zgadza. Wystrojone, wymalowane dziewczyny jadą taksówką do klubu karaoke. Po drodze chichoczą, opowiadając sobie typowo feministyczne żarty. Mają świetne humory, mimo że na dworze pada deszcz. Są piękne, młode, przed nimi wspaniała przyszłość. A one pragną czegoś więcej, niecodziennych wrażeń. Wysiadają z taksówki, zostawiają napiwek tylko po to, by pokazać, że mają pieniądze. Wchodzą do klubu, zajmują wolny boks i zamawiają drinki. Najpierw śpiewają wszystkie razem, raczej się wygłupiają, niż popisują zdolnościami wokalnymi. Są lekko pijane, rozluźnione. Tańczą w rytm muzyki. Potem Youngji i Gyuri proszą, by Hara zaśpiewała coś sama, bo z nich wszystkich, robi to najlepiej. Zadowolona z komplementu (skromność zawsze była jej obca), nie może odmówić. Decyduje się na piosenkę „Glamorous sky”. Ściska w dłoniach mikrofon i zaczyna śpiewać. Ceni ten utwór, te słowa, emocje. Zamyka oczy i wyobraża sobie siebie na wielkiej scenie, wiwatujące tłumy, bijące brawa. Och, to jej największe marzenie, być podziwianą, kochaną! Łzy tęsknoty za tym napływają Harze do oczu. Ale ona nie pozwala im popłynąć. I nagle odnosi dziwne wrażenie, że oprócz dziewczyn, ktoś jeszcze jej się przygląda. Hara w jednej chwili przestaje śpiewać, otwiera oczy. Drzwi do boksu są uchylone. I on w nich stoi. Jest w nim coś szalonego, tajemniczego, pociągającego. Ubrany w ciemne spodnie oraz bezrękawnik z napisem „RICH KIDS”, prosi z zadziornym uśmiechem:
- Nie! Nie przeszkadzaj sobie.
Ale Hara milczy. Głos chłopaka… chce go słyszeć bardziej, niż swój.
- Kim jesteś? – pyta.
Chłopak podchodzi, zabiera mikrofon i składa na jej dłoni subtelny pocałunek.
- Jestem Kwon Jiyong, a ty?
- Goo Hara…
On przystawia jej mikrofon do ust i jeszcze raz prosi:
- Goo Hara, zaśpiewaj dla mnie „Glamorous sky”.
I ona śpiewa tę piosenkę. Całą.
                Jiyong siedzi między nimi na kanapie. Youngji i Gyuri go tu wepchnęły. Babski wieczór? No chyba nie. Obie podrywają chłopaka, ale on zwraca uwagę tylko na Harę. Wysyła jej sekretne sygnały, niezauważalne dla innych, czytelne jedynie dla nich dwojga. Niepostrzeżenie przejeżdża opuszkami palców po udach dziewczyny. Niby przypadkowo trąca ją ramieniem. Dotyka jej dłoni, kiedy sięga po alkohol.  A Hara ma wrażenie, że płonie. Odpowiada na te sygnały. Prowokująco bawi się swoimi włosami, oblizuje usta, nachyla się, by odsłonić piersi. Nikt dotąd nie wzbudził w jej ciele tak silnego pożądania, a co dopiero zdołał takie ugasić. Hara zastanawia się, czy Jiyong również czuje ten żar. Wygląda na podnieconego. Cały drży. Ona rozumie go doskonale.
- Duszę się – szepcze jej na ucho Jiyong.
Chwyta Harę za rękę. Bez żadnych wyjaśnień opuszczają boks, wybiegają na zewnątrz, kurtki zostawiają w szatni. Nie czują zimna, choć jest późna jesień, listopad i pada deszcz. Uciekają za klub i całują się namiętnie, bez opamiętania, aż zabraknie im tchu. Jiyong przypiera dziewczynę do ściany. Jęczy głośno i zdejmuje jej majtki, a ona rozpina mu spodnie. Niecierpliwi się. Unosi ręce w geście poddania. Bo poddaje się mu. I płoną razem. Kochają się w strugach deszczu, w pośpiechu, ciągle nienasyceni. Aż wreszcie nadchodzi spełnienie i się uspokajają. Jiyong opiera dłonie o ścianę i całuje mokre czoło Hary. Obiecuje:
- Zabiorę cię tam.
- Gdzie?
- Do gwiazd.
                Dopiero, gdy spotykają się po raz drugi, Hara dowiaduje się, że Jiyong jest właścicielem klubu muzycznego, jest jej przeznaczeniem. Mieszkają czasami u niej, czasami u niego. Nie zwracają na to uwagi, byle być razem. Przygotowują jej debiut, kochają się często i są szczęśliwi. Miesiąc później nadchodzi wielki dzień. Hara stoi na scenie w Blue Lagoon i śpiewa piosenkę „Glamorous sky”, a tłumy biją brawa. O tak, Jiyong spełnił obietnicę. Tylko Hara nie wiedziała, że gdy sięgnie się gwiazd, upadek tak bardzo boli.

                Zapłakana, zeskakuje na podłogę. To budzi Leo, który odwraca się w jej stronę i pyta, zaniepokojony:
- Co się dzieje?
- To koniec – powtarza Hara przez łzy – to koniec, Jung Taekwoon.

***
                Rano Leo siada za kierownicę i rusza do siebie do domu. Już nie pada, ale ulice nadal są mokre. Naprawdę spędził tyle godzin, błagając ją, by nie zostawiała go w ten sposób? Hara była nieprzejednana. Powtarzała, że to bez sensu. Jedyny człowiek, którego kocha to Kwon Jiyong - prawie go zapomniała, a on przyjechał po resztę swoich rzeczy i znów nie może o nim nie myśleć. Boże. Leo wie, że nie powinien czuć się wykorzystany. Od początku był dla Hary tylko marnym pocieszeniem. Nie kochała go, nigdy nie powiedziała, że go kocha. Zawsze była z nim szczera. Więc dlaczego teraz czuje się oszukany? Może dlatego, że do dziś mimo wszystko miał nadzieję… Wchodzi do domu, włącza głośno muzykę, by zagłuszyć płacz, wypija parę kieliszków soju. Rzuca się na łóżko, wpatruje się w sufit i myśli o kobiecie, która nigdy, naprawdę nigdy go nie kochała.

***

                W sali treningowej, po skończonych zajęciach nikt jeszcze nie zapalił światła i nikt, oprócz Jyuni, nie zauważa, że Hyeyoon specjalnie się przewraca, schodząc z rowerka.
- Ałłł! Moja kostka! – krzyczy.
Kim Sangbae natychmiast podbiega do poszkodowanej.
- Wszystko ok?
- Nie wiem… Strasznie mnie boli – jęczy Hyeyoon.
Sangbae ogląda jej kostkę i przenosi spojrzenie na stojącą obok Jyuni.
- Przyjechałyście samochodem?
- Nie – odpowiadają obie dziewczyny.
- Zawiozę cię do szpitala, Im Hyeyoon  – proponuje Sangbae.
- Nie… ale byłabym wdzięczna, gdybyś zawiózł mnie do domu.
- Nie ma sprawy. Ciebie też podrzucić? – Sangbae zwraca się do Jyuni.
Hyeyoon posyła błagające spojrzenie swojej unni.
- Nie, wrócę autobusem – zapewnia Jyuni i opuszcza salę.
Hyeyoon wspiera się na ramieniu Sangbae, czuje się taka dumna, że instruktor zaprowadza ją do szatni na oczach wszystkich, zazdrosnych uczestniczek zajęć i pomaga jej zabrać rzeczy.
- Zimno ci? – pyta, bo widzi, że Hyeyoon drży.
- Yhm…
Ona nie przyznaje się, że jej gorąco i, że to bliskość, dotyk jego ciała wywołuje te dreszcze. Nie chce zdradzić się ze swoimi uczuciami. Chce tylko pobyć z nim chwilę sam na sam. Sangbae pomaga jej, otulonej w kurtkę, dojść na parking. W samochodzie jest jeszcze bardziej gorąco. Radio cicho gra, lecz Hyeyoon nie zwraca na to uwagi.
- Co robisz na co dzień? – zagaduje on.
- Hm… Nic. Studiuję prawo, ostatni rok.
- Wow. Będziesz skazywać na więzienie złych ludzi?
- Jeszcze nie wiem, co będę robić. A ty, czym się zajmujesz?
- Prowadzę spinning.
- Nic więcej? Dziewczyna? Żona? Kochanka?
- Nie – śmieje się Sangbae – chyba, że chomik się liczy.
- O! Jak się wabi?
- Głupek. Pokazać ci zdjęcie?
- Pewnie. Lubię chomiki.
Sangbae podaje jej swój telefon.
- Wejdź w galerię.
- Serio? Masz sto trzydzieści sześć zdjęć chomika?
- Głupek lubi pozować.
Sangbae nie zauważa, że Hyeyoon, zanim oddaje mu telefon, wpisuje w listę kontaktów swój numer. Instruuje chłopaka, jak jechać. Rozmawiają o wszystkim i o niczym, aż wreszcie parkują przed jej willą.
- Piękny dom – komentuje Sangbae.
- Dziękuję.
- Powinnaś pojechać z tą kostką do szpitala. Nie widzę, żeby była opuchnięta, ale skoro boli… lepiej to sprawdzić.
- Nie. Nie lubię szpitali… od kiedy…
I Hyeyoon opowiada mu jak poznała Hyuntae, jak poroniła i jak to wpłynęło na jej małżeństwo. Nie powstrzymuje płaczu, ale to łzy ulgi. Dzieli się swym cierpieniem z tym człowiekiem, który od początku wydawał się wyjątkowy i czuje, że ból, rozdzierający ją przez ostatnie tygodnie, stopniowo łagodnieje. Sangbae słucha w milczeniu.
- Tak mi przykro, Im Hyeyoon – odzywa się potem i podaje jej chusteczkę.
- Przepraszam. Nie chciałam cię zasmucić. I dziękuję za podwiezienie.
- Nie ma za co, naprawdę.
- Pewnie przez tę kostkę nie będę przez pewien czas chodzić na spinning…
- Rozumiem.
- To… do kiedyś!
- Do kiedyś. Pa.
Hyeyoon wysiada i zapomina, że gdyby rzeczywiście zraniła się w kostkę, powinna kuleć. A gdy wchodzi do domu, napada na nią pani Im.
- Wszystko widziałam. Siedziałaś w samochodzie i rozmawiałaś z tym facetem. Jeśli obiecasz, że więcej się z nim nie spotkasz, nie powiem o tym Hyuntae.
- Nie mogę tego obiecać – odpowiada z powagą Hyeyoon.
Jednak pani Im nie mówi o tym synowi.

OD AUTORKI:

Trochę mało Leo w tym rozdziale o Leo, ale to dlatego, że to, co miało być tu, podzieliłam na 2 rozdziały, także w następnym też będzie Leo i... poniesie go. 

Wiem, że nie lubicie Hary, ale zachęcam do posłuchania jej wykonania "Glamorous sky" (dodałam do playlisty), mi osobiście bardzo się ono podoba.

W czwartek zaczynam kurs koreańskiego i się stresuję, pomocy xD 

Dobra, nie zrzędzę już, dam jeszcze zdjęcie: 


Park Minyeong:

1 komentarz: