16/09/2015

blue lagoon (rozdział 37)

                Jiyong pisze „nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chcę, żebyś tu teraz była~^^”. „też tęsknię! Ale niedługo się zobaczymy, Ji oppa:*” odpowiada Hayi. Leży na łóżku Delilah i rozgląda się dookoła. Podoba jej się ten pokój. Jest pomalowany na ostry odcień czerwieni, trochę zagracony, ze ścianami pełnymi plakatów rockowych zespołów. Łóżko, szerokie, z baldachimem, stoi w kącie, obok szafa z lustrzanymi drzwiami, zabałaganione biurko i krzesło, na którym wiszą ubrania. Centralne miejsce zajmuje sprzęt grający najlepszej jakości oraz kolekcja płyt CD i DVD z muzyką i nagraniami koncertów, oczywiście wszystkie oryginalne, poukładane alfabetycznie. To jedyny regał, gdzie zawsze jest idealny porządek. Hayi przygląda się Delilah, która stroi się przed lustrzanymi drzwiami szafy w obcisłe, czarne spodnie i koszulkę, też w tym właśnie kolorze.
- Nie nosisz innych kolorów?
- Raczej nie. No w końcu nazywam się Black – śmieje się Delilah.
Hayi dziwi się, że w tych ciemnych ubraniach, nigdy nie jest dziewczynie gorąco. Przez ostatnie trzy tygodnie zbliżyły się bardzo do siebie. Spędzały wspólnie czas wolny, chodziły na plażę, spały razem w łóżku, prowadziły długie rozmowy przed zaśnięciem. Hayi poznała też chłopaka Delilah. Jared niedawno ukończył osiemnaście lat, jest przystojny i towarzyski, również słucha ciężkich brzmień. We trójkę zwiedzili okolice Los Angeles. W  pierwszy weekend pojechali do Doliny Śmierci, zrobili mnóstwo zdjęć na piaskach pustyni Mojave, w następny spacerowali po ulicach San Francisco oraz Sacramento. Hayi dobrze się bawiła, choć cały czas zastanawiała się, co robi w tym momencie Jiyong i tęskniła.
- Pisze, że chce, żebym była teraz z nim – chichocze.
- Do mnie to się nie odezwie… - żali się Delilah – cóż, płakać za nim nie będę! Trzeba wykorzystać czas, kiedy jeszcze go nie ma… Zwłaszcza, że wreszcie weekend i jutro nie muszę iść do szkoły!
- Co ty znowu wymyślasz?
- Unni, byłaś kiedyś w rockowym klubie?
Honoryfikaty to jedyne słówka, których Delilah nauczyła się po koreańsku.
- Nie, ale… nigdzie nie idę! – upiera się Hayi – to łóżko jest zbyt wygodne.
Delilah chwyta ją za rękę i zaczyna ciągnąć. Obie ze śmiechem lądują na podłodze. Hayi zakłada dżinsową sukienkę bez ramiączek i czerwone buty na wysokich koturnach. Delilah maluje jej oczy czarną kredką i pożycza ciemno – wiśniową szminkę. Sama nakłada dużo ostrzejszy makijaż. Razem pozują w lustrze. Wyglądają zagadkowo i trochę buntowniczo. Hayi nigdy nie malowała się tak mocno, lecz podoba jej się to, co widzi. I naprawdę chce dobrze się bawić, zamiast zastanawiać się, czy lot powrotny ukochanego chłopaka będzie spokojniejszy, niż ten do Seulu. Jared czeka na dziewczyny na stacji metra. Podjeżdżają kilka przystanków i wysiadają w dzielnicy pełnej głośnej muzyki, stojących w bramach prostytutek i klubów, zapraszających kolorowymi neonami. Do któregoś z nich wchodzą Hayi, Delilah i Jared. Zajmują stolik, zamawiają piwo i obserwują coraz więcej gromadzących się tu nastolatków. Na scenie, lokalny rockowy zespół gra znane covery. Grupy młodzieży, w większości pod wpływem różnych środków odurzających, zaczynają skakać w rytm muzyki. Hayi decyduje się wstać dopiero po pięciu piwach. Sama nie wie, dlaczego tyle wypiła. Zwykle po dwóch kręci jej się w głowie. Póki siedziała, w ogóle tego nie czuła. Żartowała, śmiała się z żartów Delilah i jej chłopaka. Nie chciała pokazać, że ma mniejsze możliwości od nich, więc gdy oni zamawiali następną butelkę, ona też zamawiała. Teraz świat wiruje dookoła, światła migają, zlewają się, oświetlają spocone twarze imprezowiczów. Hayi skacze wysoko i co chwilę na kogoś wpada, inni na nią również i nikomu to nie przeszkadza. Wszyscy śpiewają znane refreny największych przebojów Queen, Metallica, Guns&Roses, czy Led Zeppelin. Hayi gdzieś znika i Delilah odnajduje ją przy barze, pijącą kolejne piwo. Odbiera jej butelkę, chce wyprowadzić dziewczynę z klubu, ale ona krzyczy, że dopiero zaczyna się bawić. Szarpie się przy tym i przeklina. Wreszcie wyrywa się z uścisku Delilah, wskakuje na stolik i seksownie tańczy, zarzuca rozpuszczonymi włosami. Wokół zbiera się tłum. Ludzie biją brawo, wyciągają ręce. I Hayi skacze. Wpada w czyjeś silne ramiona, w wiele silnych ramion. Czuje się, jakby była lekka niczym wiatr, jakby leciała. Oczy jej się zamykają. Gdy się budzi, siedzi na ławce, a obok Delilah i Jared. Złapali ją i wynieśli z klubu, kiedy rzuciła się w tłum. To dobrze, przyda jej się trochę świeżego powietrza przed dalszą zabawą. Tylko dlaczego oni są tacy poważni i mówią, że to koniec imprezy? Hayi chce wracać do klubu, ale Delilah i Jared upierają się, że wystarczająco się dziś wybawiła i chwilę później wszyscy jadą metrem.
- Wracamy do domu – powtarza Delilah, gdy wysiadają.
Hayi stoi bez ruchu, jakby oduczyła się chodzić.
- To proste – wtrąca Jared – prawa, lewa, prawa, lewa… naprzemiennie…
Hayi potyka się i gdyby nie oni, przewróciłaby się na twardy beton. Nagle imprezowy nastrój jej mija.
- Chcę do Ji! – krzyczy i zaczyna płakać.
- Smok niedługo wraca. I nie będzie zachwycony, kiedy zobaczy cię narąbaną w trzy dupy – odpowiada Delilah.
- Poniosę cię, Hayi – proponuje Jared.
- Nie! Nie, nie, nie! Ja chcę sama iść! Do Ji! Do Seulu!
- Nie ma go w Seulu. Smok leci do ciebie, unni, i pewnie też przywołałby cię teraz do porządku!
Delilah klepie Hayi w tyłek.
- Ała!!!
Ona wpada w jeszcze większą histerię, ale na szczęście wskakuje Jaredowi na plecy. I na chwilę zasypia.
- Wreszcie spokój – wzdycha z ulgą Delilah.
W tym samym momencie Hayi się budzi.
- Siusiu. Siusiu mi się chce!
- Musisz wytrzymać  – odpowiada Delilah – zaraz będziemy w domu.
- Nie! Siusiu! Teraz!
- Jezu, jeszcze mnie oszcza!
Przerażony Jared zrzuca Hayi z pleców, a ona biegnie w najbliższe krzaki.
- Unni, pomóc ci? – pyta troskliwie Delilah – unni?!
- Może ona śpi w tych krzakach? Lepiej to sprawdź – radzi Jared.
Delilah wchodzi w kępę krzaków i woła, przerażona:
- Nie ma jej tu!
I nagle rozlega się śmiech Hayi, zbiegającej na wybrzeże. Dziewczyna zrzuca buty i wbiega do wody. Zanurzona do pasa, skacze przez fale i głośno krzyczy.
- Hayi! Wracaj, natychmiast! – woła Delilah, bez skutku – fuck, ona się zaraz utopi!
Wspólnie z Jaredem wyciąga roześmianą Hayi na brzeg.
- Chcę tylko popływać! Proszę!
- Co ci strzeliło do głowy?! – wrzeszczy na nią Delilah – jesteś pijana, a jutro będziesz miała mega kaca! Ciekawe jak wytłumaczysz się z tego Smokowi. Albo jak ja się wytłumaczę, jeśli się utopisz.
Niespodziewanie Hayi osuwa się na piasek i zaczyna jęczeć:
- Niedobrze mi…
- Nie no, serio, wolałbym, żeby mnie osikała, niż orzygała… - narzeka Jared.
Jednak niesie Hayi na plecach aż do drzwi hotelowego apartamentu.
- Już dam sobie radę z tą pijaczką – stwierdza Delilah.
- Jesteś pewna?
- Yhm.
Żegna się z Jaredem namiętnymi pocałunkami. Potem zarzuca sobie ramię Hayi na szyję i zaprowadza dziewczynę do łazienki. Po drodze potykają się jeszcze wiele razy, co budzi Jane. Kobieta zakłada satynowy szlafrok i wychyla się ze swojej sypialni. Gdy zjawia się w łazience, Hayi klęczy przy sedesie i wymiotuje, a Delilah pocieszająco głaszcze jej włosy.
- Nie wstyd wam wracać tak do domu? – pyta Jane i kręci głową z dezaprobatą.
- Mamo, ja jestem tylko troszkę pijana, a unni… zwykle się tak nie zachowuje, po prostu tęskni za Smokiem.
- Tęsknię za Ji… - powtarza smutno Hayi.
- Mamo, wracaj do spania i udawaj, że nic nie widziałaś .
Jane słucha rady córki. Hayi powoli trzeźwieje. Gdyby wiedziała, że będzie się tak okropnie czuć, na pewno by się nie upiła. Niedobrze jej i długo wymiotuje. Jednak, gdy przypomina sobie imprezę, wybucha śmiechem.
- To było szaleństwo – stwierdza.
Delilah przyznaje jej rację.
- Unni, ale lepiej się czujesz?
- Tak – zapewnia Hayi.
I znów wymiotuje. Gdy wreszcie kładzie się do łóżka, natychmiast zasypia. Rano budzi się, słysząc budzik. I ma wrażenie, że głowa jej pęknie.
- Wyłącz to, Dee!
- Unni, pobudka!
- Nie. Nie wstaję.
- Jedziemy na lotnisko. Smok zaraz tu będzie.
- Lepiej, żeby nie widział mnie takiej nieżywej. Jedź sobie sama.
- Słuchaj! Ubierzesz się, pomalujesz, wypijesz kawę i pojedziemy na lotnisko. Smok na pewno się nie domyśli, co się działo w nocy.
- Ok, wstaję.
- No! Wiedziałam!
Hayi bierze chłodny prysznic. Ale ani to, ani kawa, ani tabletki nie pomagają jej pozbyć się bólu głowy. Ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę niesięgającą pępka, jedzie z Delilah na lotnisko. W łazience poprawia jeszcze włosy i makijaż, lecz i tak sprawia wrażenie, jakby w nocy ostro balowała. I zjawia się Jiyong. Wchodzi do sali przylotów ze swoją walizką z napisem „I ♥ sex”. Zostawia ją i biegnie do Hayi, ze śmiechem wpada w jej ramiona. Trwają tak przez pewien czas. Potem Jiyong lekko odsuwa od siebie dziewczynę. Dokładnie jej się przygląda.
- Hayi.
- Co?
- Wyglądasz… cholernie seksownie!
- Dzięki, ty też. Jak zawsze.
Znów się przytulają.
- Eh, Smok, mam zaśpiewać piosenkę, zatańczyć tango argentino, czy co, żebyś się ze mną przywitał?
- Zatańczyć tango argentino.
- Wal się!
- Też cię kocham, Dee.
Jiyong obejmuje Delilah, a ona szepcze mu na ucho:
- Musisz kiedyś upić Hayi. Będzie naprawdę zabawnie, gwarantuję.

4 komentarze:

  1. o mamo^^ Genialne!
    Czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hayi nieźle zabalowała;) Dobrze, że byli przy niej Jared i Delilah, bo nie wiadomo jakby się to skończyło. I widać, że między Hayi a Delilah utworzyła się silna więź.
    I super, że będzie coś więcej o Leo w następnym rozdziale;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to widać :) obiecywałam rozdział o Leo jakiś czas temu, więc słowa dotrzymuję haha :)

      Usuń