Ain’t no fun
P.O
Byłem
zmęczony, wykładami na uniwerku oraz samą myślą, że mam spędzić jeszcze trzy
godziny na uczeniu Yoon Bomi matematyki. Gdyby ona chociaż chciała się uczyć…
Otworzyła mi drzwi ubrana w przykrótką sukienkę i wymalowana, no nie oszukujmy
się, jak jakaś dziwka. Oczywiście jej tatuśka nie było w domu, gdyby był, na
pewno nie pozwoliłby swojej kochanej, grzecznej córeczce tak wyglądać!
- A co ty taka odpicowana? – spytałem.
Wzruszyła ramionami, obojętna i lekceważąca, jak zwykle.
- Wszystkie dziewczyny się teraz malują – odpowiedziała.
- Aha.
Zaprowadziła mnie do siebie do pokoju. Tym razem nie
zadzwoniła po służącą, herbata już czekała na biurku, w dwóch porcelanowych
filiżankach.
- Słodzisz łyżeczkę, prawda? – zapytała Bomi z czarującym
uśmiechem.
Sama słodycz. Szkoda, że cała reszta taka gorzka.
- Ta.
Podała mi filiżankę. I nie oblała mnie przy tym gorącą
herbatą, jak ostatnio. Wtedy przepraszała i wydawała się naprawdę zasmucona,
ale ja wiedziałem, że to wszystko zrobiła celowo. Chciała mi dokuczyć. Taka właśnie była.
Nienawidziłem Bomi, ale jej tatuś dobrze mi płacił. Upiłem łyk herbaty i omal
się nie oplułem.
- Co to… kurwa?!
- Nie mów przy mnie tak brzydko – zwróciła mi uwagę Bomi –
to herbata indyjska, bardzo zdrowa, choć ma dziwny smak. Też taką piję. Pij.
- Czemu nie dałaś mi normalnej, zwykłej, czarnej herbaty?
Dobra, nieważne. Lekcje odrobiłaś?
- Nie.
- A można wiedzieć dlaczego?
- Bo nie miałam czasu. Koniec szkoły i wszyscy
nauczyciele sprawdziany zapowiadają.
No normalnie szlag mnie trafił. Myślałem, że nie wiem, co
jej zrobię. Poprosiłem, by rozwiązała sama kilka zadań, a ona oczywiście to
olała! Byłem wściekły.
- Też jestem twoim nauczycielem – przypomniałem.
- No, ale na innych zasadach.
- Bomi, naprawdę, czasami mam ochotę…
- Na co?! Na co masz ochotę? – pytała i wierciła się na
krześle tak, że za krótka sukienka odsłoniła jeszcze więcej jej ud. Pewnie
gdyby nagle nie rozbolał mnie brzuch, uznałbym, że to podniecający widok.
- Muszę do kibla – powiedziałem.
BOMI
Ledwo
powstrzymywałam śmiech. A więc środek zadziałał! Jihoon poszedł do łazienki, a
ja wrzuciłam mu do herbaty jeszcze dwie tabletki na przeczyszczenie. Hi hi.
Wrócił blady i zrezygnowany.
- Źle się czujesz? – spytałam, troskliwie.
- Nienajlepiej.
- Napij się jeszcze herbaty. Powinna pomóc!
Pociągnął kilka łyków. I znów pobiegł do łazienki. Długo
nie wracał… chyba tam nie zemdlał? Siedziałam i grzebałam sobie w jego
telefonie. Ciekawe, czy ma dziewczynę. Och, zaraz się dowiem, co ukrywasz,
Hoonnie! Nie znalazłam żadnych miłosnych sms-ów. W ogóle nic nie znalazłam, eh.
Skasował wszystkie wiadomości! Przed kim ta ostrożność? Przede mną? Może coś
ukrywał? Właśnie wchodziłam w listę kontaktów, by tam poszukać numeru
potencjalnej dziewczyny Hoonnie’ego, gdy zawołał:
- Bomi!
- Co?!
- Papier!!!
Zaniosłam mu, dwie rolki na wszelki wypadek.
P.O
Po
jej twarzy wiedziałem, że narozrabiała.
- Co ty mi dosypałaś do herbaty?
- Nic.
- Jestem wkurwiony, Bomi. Lepiej, żebyś sama się
przyznała…
- Grozisz mi?!
- Tak.
- Poskarżę się tacie.
- Znajdę ten środek, który mi dosypałaś i zobaczymy, kto
się mu poskarży…
Zabrałem się za poszukiwania. Otwierałem szafki,
szuflady, wyrzucałem całą ich zawartość. Bomi daremnie próbowała mnie
powstrzymać.
- Poskarżę się tacie, że grzebiesz w moich rzeczach! –
krzyczała.
Nie wytrzymałem. Rzuciłem Bomi na łóżko i dałem jej kilka
klapsów. Nie wiem ile, pięć, albo sześć. Opanowałem się, bo w jednej chwili
zorientowałem się, że ona ryczy, a mój telefon zaczął dzwonić. Odrzuciłem
połączenie. Bomi wlazła pod kołdrę. I dobrze, nie chciałem jej oglądać.
- Możesz poskarżyć się tatusiowi, nic mnie to nie
obchodzi. I tak więcej się nie zobaczymy. Żegnam! – oświadczyłem i wyszedłem.
BOMI
Schowałam
się pod kołdrę i płakałam. Pewnie cały makijaż mi się rozmazał, a tyle czasu go
nakładałam! No super. Wszystko się popieprzyło. Zawaliłam sprawę. No ale skąd
miałam wiedzieć, jak poderwać chłopaka? W mojej, żeńskiej szkole, były przecież
tylko dziewczyny. Tata nie pozwalał mi chodzić na imprezy, chciał, żebym
siedziała w domu i się uczyła. Nie uczyłam się, bo próbowałam dłużej zatrzymać
przy sobie Hoonnie’ego. No i go straciłam. Na zawsze. Nieodwołalnie. Dupa mnie
bolała, ale nie dlatego płakałam. Płakałam, bo uświadomiłam sobie, że naprawdę
więcej go nie zobaczę. O nie! Musiałam coś wymyślić, coś zrobić…
P.O
Wyszedłem
z domu Bomi i znowu zadzwonił mi telefon. U-Kwon.
- Co chcesz? – odebrałem – czemu ty zawsze dzwonisz w
takich momentach? Oby to było coś
ważnego, bo nie chce mi się teraz z nikim gadać. I mam sraczkę.
- Jaehyo się obudził – odpowiedział U-Kwon.
Rozłączyłem się. I pojechałem do szpitala.
***
To
był okropny dzień, najpierw ta cała sytuacja z Bomi, potem rozmowa z Jaehyo…
Siedziałem naprzeciwko niego, a on mnie nie rozpoznawał. Opowiadałem mu o Apeiron, słuchał, albo jakby
mi nie wierzył. Nie miał żadnych wspomnień. Patrzył na mnie pustymi oczami i
denerwował się, że nic nie wie, że jesteśmy sobie obcy i przecież mogę mu
sprzedać każdy blef. Gang? Jaehyo… zawsze na nim polegaliśmy. Nigdy nikogo nie
zawiódł. A teraz nie mógł polegać na nas. Zamilkłem i wyszedłem bez słów
pożegnania. Pojechałem na wiadukt, gdzie Jaehyo został postrzelony. Darłem się
rozpaczliwie, kopałem barierki. Chciałem pokazać, że się nie boję. Niech do
mnie też strzelają! Było mi naprawdę obojętne, czy mam żyć, czy nie. Wyładowałem złość. Nikt do mnie nie strzelił i
wróciłem do domu. Przez kilka dni miałem ochotę zniknąć, uciec gdzieś daleko,
gdzie nikt by mnie nie znalazł. Potem zadzwoniła Bomi.
BOMI
Odebrał!
- Cześć – powiedziałam.
- Cześć.
I milczeliśmy przez chwilę.
- Pyo Jihoon…
- Co?
- Odrobiłam lekcje. Możesz je sprawdzić?
Zastanawiał się całą wieczność.
- Ok. To twoja ostatnia szansa. Lepiej, żebyś jej nie
zmarnowała, Yoon Bomi.
- Nie zrobię niczego głupiego. Obiecuję.
P.O
Prawie
jej nie poznałem. Otworzyła mi drzwi ubrana skromnie, niewymalowana. A i tak
wyglądała super. Zaprosiła mnie do pokoju, zadzwoniła po służącą. Nie oblała
mnie herbatą, zapewniła, że nic mi nie dosypała. Normalnie szok. Sprawdziłem
jej zadania. Wszystkie rozwiązała dobrze, aż nie dowierzałem, że zrobiła to
sama. Wymyśliłem jej kilka dodatkowych i również otrzymała bezbłędne wyniki.
Zażartowałem, że chyba przez te ostatnie dni tylko się uczyła, ale zachowała
powagę, w ogóle nie zareagowała. Była cicha, przygaszona i smutna. No kurde…
serio, wolałem dawną Bomi.
- Coś się stało? – zapytałem.
- Nie, a co?
- Jesteś taka poważna, że aż nudno.
- No tak… byłoby ciekawie, gdybyś dał mi kilka klapsów,
nie? – odpowiedziała z pogardą.
- No weź… przepraszam, ale zasłużyłaś sobie. I też
powinnaś mnie przeprosić, chyba masz za co, prawda?
- Przepraszam…
- Co?
- Przepraszam…
- Nie słyszę.
- Przepraszam! No.
- Teraz powiesz mi po co była ta cała szopka?
- Jaka?
- Udawałaś głupszą, niż jesteś. Oblałaś mnie gorącą herbatą,
mogłaś mnie poważnie poparzyć. I dosypałaś mi środek przeczyszczający!
Dlaczego?
- Pyo Jihoon…
- Co?
Spojrzała na mnie i odpowiedziała. O kurde, tak słodko:
- Podobasz mi się.
Już nic nie było obojętne. Teraz chciałem żyć.
***
Żaden
ze mnie romantyk. Ale kupiłem kwiata, konkretnie różę, kiedy poszedłem odebrać
Bomi po zakończeniu roku. Wyszła ze szkoły i uśmiechała się. A co
najważniejsze, zdała do następnej klasy! Pokazała mi świadectwo, a ja jej dałem
tę różę.
- To dla mnie? – spytała.
- Nie, dla mojej babci.
Nie śmiała się.
- To nie jest zabawne, to w ogóle nie jest zabawne –
powtarzała.
- Racja – przyznałem – ale dziś mam zamiar być poważny…
Pocałowałem Bomi. To był najlepszy pocałunek w moim
życiu.
P.O to się ma z tą Boomi, naprawdę:) Ale w sumie, ona mu się podoba. I jeszcze ten tekst z tym kwiatem mnie rozwalił:) I ten pocałunek... Zapowiada się niezły romans:)
OdpowiedzUsuńNo co tu ukrywać, będzie wielka miłość, oczywiście z drobnymi przeciwieństwami losu, żeby zbyt pięknie nie było :p
UsuńWtedy jest najromantyczniej;)
UsuńŚwietne jest te opowiadanie. Zupełnie inne od reszty opowiadań, które czytałam. Weny życzę :3
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz, cieszę się, że się podoba :)
Usuń