18/09/2015

apeiron (rozdział 12)

Falling in love


KYUNG

                Wracałem z pracy, zadowolony, że znów udało mi się za wygórowaną cenę sprzedać kilku naiwnym babciom zdrowotne materace oraz kołdry z owczej wełny i myślałem o tym, że może dostanę podwyżkę, pojadę wreszcie na wakacje i będę pić drinki z parasolkami na plażach Honolulu, no dobra nie, ale chociaż na naszych, koreańskich plażach, gdy zauważyłem pomiędzy blokami sylwetkę P.O. Chciałem go zawołać, ale nagle zdałem sobie sprawę, że nie jest sam… Laska wyglądała jakby nie skończyła jeszcze liceum. Miała na szyi apaszkę i pomyślałem, że chyba tylko dlatego, żeby zakryć malinki. Bo przecież było gorąco. P.O obejmował tę małolatę ramieniem. A co tam, i tak go zawołałem. Podbiegłem do niego i zasłoniłem mu oczy.
- Policja!
- Kurwa, Kyung, nie strasz mnie w ten sposób – odpowiedział bez większych emocji i ściągnął moje łapy ze swoich oczu.
Laska się zaśmiała.
- Hoonnie nie lubi policji – skomentowała – pewnie dlatego, że mój tata to policjant, główny komendant.
- Yoon Bomi, Park Kyung – P.O nas przedstawił.
I podaliśmy sobie ręce.
- Ej, to nie ta laska, której udzielałeś korki z matmy? – zapytałem.
- Ta, właśnie ta.
- No, ale teraz są wakacje…
P.O zamilkł. Za to Bomi uśmiechnęła się tajemniczo.
- Teraz Hoonnie udziela mi korki z francuskiego…
I pocałowała go bez żadnego skrępowania.
- Fu, to obrzydliwie! – nabijałem się z nich.
- Pewnie chcecie zostać teraz sami i pogadać na męskie tematy – zasugerowała Bomi – więc zmykam na moment.
Wyjęła z torebki ciastka i poszła karmić gołębie. Poklepałem P.O po plecach.
- No no no, nie mówiłeś, że to coś więcej, niż korki…
- A co ty jesteś ksiądz spowiednik?
- Nie, nie mam ochoty znać twoich grzechów z tą laską, haha.
- Spadaj. Lepiej gadaj, co u twojej.
- Mojej?
- No tej od kamerki.
- Ta kamerka to był porąbany pomysł.
- Dopiero teraz dochodzisz do takich wniosków?
Nie wiem po co, ale opowiedziałem P.O, jak podglądałem nagą Namjoo, a potem zobaczyłem, że płacze, wyłączyłem obraz i coś nie pozwalało mi go włączyć nigdy więcej.
- Zabujałeś się – śmiał się ze mnie.
- Sam się zabujałeś, koleś.
- Podobało ci się widzieć Namjoo nago, ale nie mogłeś patrzeć, kiedy była smutna. Chciałbyś się zająć jej pocieszeniem, no nie?
- Nie. Nie wiem. Nieważne! Kim Namjoo to przeszłość.
- Ok, oddawaj mój sprzęt.
- Co?
- Kamerkę, idioto.
- Nie. Nie będę tam znowu łazić!
- Pogięło cię?! Nie możesz tak tego zostawić!
- To co mam zrobić?!
- Iść do Kim Namjoo i zabrać tę kamerkę.
Nie zdążyłem zaprotestować, bo wróciła Bomi, przytuliła się do P.O i poczułem, że za dużo nas tu o kogoś, konkretnie o mnie.
- To bawcie się dobrze – życzyłem im.
- Ty też – odpowiedział P.O i jeszcze wyszeptał mi na ucho, jakby szeptał sprośności kochance – wiesz, co masz robić.


NAMJOO

                Malowałam całą noc, bo gdy zaczynałam obraz, lubiłam go skończyć, bez przerw, które tylko mnie rozpraszały. Położyłam się rano i zaraz obudził mnie telefon. Odebrałam, nie wiem po co. Chyba byłam zaspana. I nie zdziwiłam się, kiedy usłyszałam głos Sangwoo. Zdziwiło mnie natomiast, co powiedział. Bo to nietypowe uczucie dowiedzieć się, że były facet, który niszczył mi życie przez prawie rok… siedzi teraz w więzieniu. Starałam się rozmawiać z nim normalnie, tak jakby w ostatnim czasie wcale nie nękał mnie niemoralnymi propozycjami, niezapowiedzianymi wizytami, telefonami, wiadomościami, samym swoim istnieniem obok. Chciałam dowiedzieć się szczegółów. Zwykła ciekawość, ot co. I ulga, że więcej nie muszę się ukrywać. Zdziwiłam się, bo wyznał mi wszystko. Policja znalazła u niego kolekcję amatorskich taśm porno, wyjątkowo wyuzdanych, i dowody, że handlował nimi na terenie Korei, Japonii, Chin. No nieźle. Zawsze groźny i pewny siebie, teraz był załamany. Błagał, żebym zapłaciła kaucję i go uwolniła. Ach, po to teraz mnie potrzebował! Skłamałam, że firma rodziców ma poważne problemy finansowe i zostałam bez kasy. Wtedy powiedział mi coś, co mnie zdziwiło naprawdę.
- W lesie… przy naszym drzewie… My baby, tylko tobie mogę zaufać.
Sangwoo prosił, bym go uratowała. Ale nie chciałam mu pomóc. Przeprosiłam, choć nie miałam powodów, aby czuć się winna i rozłączyłam się. Serce mi waliło i nic nie pozwalało mu się uspokoić. Usiadłam przed TV i włączyłam nudny film. Zadzwonił domofon. Ponieważ wiedziałam, że to nie Sangwoo, bo przecież siedzi w kiciu, nawet się ucieszyłam. Podniosłam słuchawkę z zaciekawieniem.
- Tak?
- Kyung… Park Kyung.
Usłyszałam znajomy głos i roześmiałam się.
- Kyung! Park Kyung! Co ty tu robisz? – spytałam, gdy otworzyłam mu drzwi mieszkania.
Wyglądał… jakoś niepewnie. I zachowywał się co najmniej podejrzanie.
- Taaa, nie chciałaś mnie więcej widzieć, ale… nie zostawiłem u ciebie bransoletki?
- Bransoletki…? Nie.
- Zwykła, czarna, z nici. Gdzieś mi się zgubiła. Bawiłem się tą bransoletką, kiedy byłem u ciebie ostatnio.
- Nie, nie zostawiłeś jej u mnie – powtórzyłam.
Gdyby w tym momencie wyszedł, może bym mu uwierzyła, ale stał nadal w korytarzu, myślał nad czymś intensywnie i wiedziałam, że coś kręci. Wreszcie się odezwał:
- A może poczęstowałabyś mnie kawałkiem ciasta? Ja w tym czasie trochę się rozejrzę tu i tam…
- Nie mam ciasta.
- To… czymkolwiek. Umieram z głodu!
Znowu się roześmiałam i wycofałam się do kuchni. Gdy Kyung uratował mnie przed Sangwoo w pubie, wydawał mi się bardzo odważny… a teraz? Naprawdę tak go onieśmielałam? Był spięty i rozkojarzony. I rozpaczliwie szukał pretekstu, by spędzić u mnie parę chwil. Pomyślałam, że skoro Sangwoo przestał nam zagrażać, mogę dać szansę nowym uczuciom… Przygotowałam dwie zupki błyskawiczne i zaniosłam do pokoju. Kyung grzebał w swojej torbie i oczywiście wpatrywał się w moje obrazy. A miał szukać bransoletki, nie?
- Znalazłeś?
Pokiwał przecząco głową.
- Chyba rzeczywiście nie tu ją zgubiłem.
Podałam mu zupę i spytałam, czy może być. Dla odmiany pokiwał głową twierdząco. Usiadłam obok niego i jedliśmy w milczeniu. Kyung przylazł do mnie z własnej, nieprzymuszonej woli i nie rozumiałam, czemu zachowywał się, jakby tu był za karę. Postanowiłam przerwać tę ciszę. I coś sobie przypomniałam.
- Kyung, oppa…
- Hm?
- Kiedy ostatnio u mnie byłeś, nie miałeś bransoletki.
Prawie się zakrztusił. I nic nie odpowiedział. Dopiero, gdy się pożegnał, znów się odezwałam:
- Już mnie znudziła ta samotność…
Kyung zatrzymał się w drzwiach. Przyglądał mi się pytająco, ja się uśmiechałam. I zastanawiałam się, czy on coś kiedyś raczy odpowiedzieć, czy zamilkł na wieki. Odpowiedział:
- To co, pozwolisz się zaprosić na kawę?
Przypomniałam sobie scenę z serialu „Iris”, gdy Hyunjun zaprosił na kawę Seunghee i zacytowałam jej słowa:
- Nie lubię rozmów przy kawie. Wolę alkohol.


KYUNG

                Nigdy nie chciałem być natrętem. Szczerze nimi gardzę. A teraz taki właśnie się stałem. Life sucks! Wszystko przez P.O. Mogłem to sobie wmawiać, ale wiedziałem, ze ja jestem jedynym winnym. Zachciało mi się podglądać Namjoo i nie słuchałem dobrych rad, że montowanie kamerki w jej mieszkaniu to czysty idiotyzm. Oraz nie myślałem o konsekwencjach, że będę zmuszony tam wrócić i zabrać sprzęt. Wymyśliłem prosty plan – zgubiona bransoletka (czarna, z nici, nigdy czegoś w tym stylu nie miałem), poprosić o jedzenie, czy coś, i gotowe! Serio, łatwizna. Gdy Namjoo będzie w kuchni, wezmę kamerkę, posiedzę chwilę i goodbye. Miałem zbłaźnić się tylko trochę. A wyszedłem na desperata i idiotę. Namjoo okazała się mądrzejsza, niż podejrzewałem. Nie dość, że pamiętała „nie miałeś bransoletki”, to jeszcze uznała, że wymyślam to wszystko, bo nie umiem zaakceptować odrzucenia. Nie no, ucieszyłem się na jej widok, to była wielka korzyść tej wizyty. Namjoo mi się podobała i naprawdę mnie podniecała. Ale skoro od początku postawiła sprawę jasno, nie zamierzałem się narzucać, ani rozpaczać, tylko zadowolić się jednorazowymi przygodami z przypadkowymi laskami (i się zadowoliłem), może kiedyś w przyszłości, z kimś… właściwym… spróbować czegoś na poważnie. Ponoć tego kwiata to pół świata… Nie odzywałem się, gdy jedliśmy zupę, bo nie wiedziałem o czym gadać, myślałem jedynie o tym, by zmyć się szybko, zapomnieć , że tak się zbłaźniłem, potem oddać P.O tę pieprzoną kamerkę, z czystym sumieniem powiedzieć „Namjoo to przeszłość”. I przekonałem się, że czasem warto być natrętem. Cokolwiek spowodowało, że w końcu zechciała dać mi szansę, bez wahania zareagowałem na zachętę.
- Ile czasu potrzebujesz, żeby się przygotować? – zapytałem.
- W ogóle. Jestem gotowa. A co, źle wyglądam?
Miała na sobie luźną, czarną tunikę, lekki makijaż, rozpuszczone włosy i zero biżuterii.
- Nie, zajebiście – przyznałem szczerze.
Namjoo była taka naturalna. Miała wrodzony urok i nie potrzebowała nawet chwili, by wyszykować się na imprezę. Chyba właśnie to mnie w tej dziewczynie pociągało. Poszliśmy na autobus i pojechaliśmy do Seulu. Jak zwykle w stolicy, wszędzie były tłumy, kolorowe neony, reklamy. Tu tętniło życie. I my, zmęczeni szarym i nudnym Sabuk, potrafiliśmy się tym cieszyć. Wstąpiliśmy do klubu. Siedzieliśmy przy barze i piliśmy na mój koszt (I’m… mother father gentleman!) i nie gadaliśmy, bo muza za głośno grała. Po kilku drinkach Namjoo wstała i wydarła mi się do ucha, że chce potańczyć. Przepchnęliśmy się przez dzikie tłumy i zatrzymaliśmy się na parkiecie. Wiedziałem, że Namjoo jest wstawiona, choć wcale na taką nie wyglądała. Stała się poważna, a jednocześnie tajemnicza i uwodzicielska. Przypomniałem sobie, jak zobaczyłem ją po raz pierwszy, gdy tańczyła w pubie. Teraz identycznie się kołysała, a włosy opadały jej na twarz. Stanąłem za Namjoo. Objąłem ją w talii, a ona zaczęła ocierać się o mnie i chyba wyczuła moje podniecenie. Przesuwałem ustami po jej szyi i pojękiwała cicho. Potem gwałtownie się odwróciła i mnie pocałowała. Czy tylko mi się wydawało, że nagle rozbłysły wszystkie dyskotekowe światła? Przyciągnąłem Namjoo do siebie i wpiłem się mocno w jej usta. Od tej chwili nie tańczyliśmy, całowaliśmy się i pieściliśmy wzajemne, w granicach przyzwoitości, bo w końcu byliśmy w klubie, wśród tłumu ludzi. Po północy wsiedliśmy w nocny autobus i wróciliśmy do Sabuk. Odprowadziłem Namjoo do drzwi jej mieszkania. Ani odrapana klatka schodowa, ani dziwne dźwięki od sąsiadów nas nie obchodziły. Wymieniliśmy się numerami telefonów, co chyba oznaczało obietnicę następnego spotkania. Długo się żegnaliśmy. Wreszcie zbiegłem po schodach i uświadomiłem sobie, że chcę znów zobaczyć Namjoo. W ogóle nie powinienem zostawiać jej teraz samej! Cofnąłem się i bez wahania zapukałem do drzwi. A gdy otworzyła, dotarło do mnie, co znaczy: rozumieć się bez słów. Ubrana tylko w bieliznę Namjoo, a dokładnie w zwykły sportowy stanik i gatki… w marchewki!, jednym, gwałtownym szarpnięciem zdołała wciągnąć mnie do mieszkania. Całowaliśmy się przez całą drogę na kanapę. Po cudownym seksie zasnęliśmy w jakimś dziwnym uścisku, że trudno się było połapać, gdzie czyja ręka, gdzie noga. Rano obudziliśmy się po przeciwnych stronach starej, trzeszczącej kapany. Promienie słoneczne wpadały przez okno i świeciły mi prosto w ryj.
- Nie masz, kurde, rolet, żaluzji, zasłon chociaż? – zapytałem.
- A po co? – szepnęła sennie Namjoo i wzruszyła ramionami – lubię malować przy słonecznym świetle.
Wstała. Rozłożyła sztalugi. Usiadła przed nimi zupełnie naga i zaczęła malować płonące szczyty wieżowców. Chciałem spytać, czym się inspiruje w swoich obrazach, ale przez to, że patrzyłem na jej zgrabne ciało, w ogóle przestałem myśleć. I znowu uprawiałem z Namjoo zarąbisty seks, na podłodze. Stwierdziłem potem, że jestem głodny. Przyniosła z lodówki jogurt naturalny oraz dwie łyżeczki. Usiedliśmy przed sztalugami, nadal nago. Słońce nas grzało, było naprawdę przyjemnie. Jedliśmy jogurt na spółę i nie gadaliśmy o niczym szczególnym, trochę o tym, czy na innych planetach może istnieć życie. Upierałem się, że nie, ona upierała się, że tak, aż doszliśmy wspólnie do wniosku, że co nas to obchodzi. Roześmialiśmy się i wyznałem Namjoo, że mi się podoba. Odpowiedziała mi, że ja jej też.

***
                Oczywiście u P.O zastałem Bomi. Grała na konsoli i nawet nieźle jej szło.
- Mam coś dla ciebie – powiedziałem, gdy P.O otworzył mi drzwi – niewielkie, czarne, do nagrywania…
- Ok., dawaj tę kamerkę.
- Ale… to mikrofon!
- Co?!
Mina P.O w tym momencie – bezcenne.
- Żartowałem.
- Dowcipniś. Szczerzysz się, jakbyś właśnie zaliczył jakąś dupę.
- Nie mów tak o mojej dziewczynie.
- Twojej dziewczynie?! Hyung… nigdy cię nie interesowały stałe związki.
- Ciebie też nie.
- Cicho. Niech to będzie nasz sekret, co? Przed naszymi dziewczynami.
- Ok.
- Giń, ty zdziro! – rozległ się wściekły głos Bomi – pieprzona gra.

2 komentarze: