17/04/2017

the song of love (rozdział 13)

                Był wieczór. Zapadał zmrok, gdy pociąg stopniowo zwalniał, zbliżając się do stacji i, wyrywając Jonghyuna z głębokiego snu. Notes, w którym przedtem opisywał swoją mozolną podróż do Szanghaju, by później móc lepiej opowiedzieć Mei wszelkie szczegóły, spoczywał na jego kolanach. Włożone pomiędzy kartki pióro, rozlało się i pozostawiło kleks, odbijający się na kolejnych kilku stronach. Jonghyun schował wszystko do walizki i poczuł, że chce mu się pić. Niestety, nie zdążyłby skorzystać z wagonu restauracyjnego. Zaczął wyglądać przez okno w poszukiwaniu ojca i mimowolnie w jego myślach  pojawiła się Aika, która codziennie obserwowała z nasypu kolejowego przejeżdżające pociągi. Jonghyun wierzył, że poznając dzieje Oh Hoona, w pewien sposób jej go zwraca.
                Lee Jongsoon stał na peronie z parasolem, czekając na swojego syna. Wypatrywał go z uśmiechem i zniecierpliwieniem, elegancki, wysoki i mimo swoich lat, nadal przystojny,  w okularach i modnym kapeluszu. A idealnie przystrzyżony wąs ukazywał jego dostojność. Jonghyun dopiero na peronie spostrzegł, że pada. Rozglądał się dookoła, z walizką w ręce. Zmókł, nim ktoś niespodziewanie okrył go parasolem, odwrócił się i rozpoznał ojca.
- Tato! - zawołał.
Wymienili przyjazny uścisk, śmiali się, odrywali od siebie i znowu się ściskali.
- Jak podróż? Trochę zmęczony, czy bardzo zmęczony?
- Trochę rozkojarzony. Dopiero się obudziłem i nie doszedłem jeszcze do siebie.
- Po tym, co ci się śniło?
- Hahaha, tato!
Wsiedli do dorożki i ruszyli w kierunku domu Lee Jongsoona, który dzielił ze swoim wieloletnim przyjacielem Kim Inho. Po drodze rozmawiali o tym, jak zmienił się Szanghaj od poprzedniej wizyty Jonghyuna i o innych błahych sprawach, te poważniejsze zostawiając na później. Kiedy dotarli na miejsce, deszcz już nie padał, niebo się rozchmurzyło i zalśniło gwiazdami. W niewielkim ogrodzie była ławka, obok rosło kilka krzewów, rozkwitały kwiaty. W drzwiach domu stał Kim Inho i przywitał Jonghyuna uściskiem dłoni, a potem też objęli się serdecznie.
- Odpocznij, my przygotujemy do kolacji - zaproponował synowi Jongsoon.
Jonghyun przeszedł do pokoju, który zwykle zajmował podczas odwiedzin u ojca. Stała tu stara, skrzypiąca szafa, łóżko, stolik z krzesłem i dwie biblioteczki z książkami słynnych, koreańskich i zachodnich autorów. Rozpakował z walizki, co potrzebne. Potem wykąpał się i założył czyste ubrania. Zmęczenie po podróży nieco opadło. A zapachy z kuchni oznaczały, że kolacja jest już gotowa. Jonghyun usiadł przy stole z ojcem i jego przyjacielem. Rozmawiali o tym, czego nie przekazali sobie w korespondencji, żartowali i popijali alkohol. Omawiali sukcesy i porażki ruchu niepodległościowego, na terytorium Korei oraz tutaj, na uchodźstwie. Wówczas Jonghyun przyniósł list, którego pilnie strzegł przez całą podróż.
- To od dowódcy oddziału Jung Yongjuna - wyjaśnił.
Ojciec otworzył kopertę i w ciszy, przy stłumionym świetle świecy, odczytał treść.
- Jung Yongjun chce, by wysłać mu kilku z naszych profesorów do pomocy w organizacji powstania - oznajmił po lekturze.
- Powstania? - powtórzył zaskoczony Inho - czy nasza armia nie jest jeszcze zbyt mała?
- Nie jestem pewien, nic mi nie wiadomo o planach powstania. Jung Yongjun poprosił mnie tylko, żebym przekazał list - ciągnął Jonghyun.
- A ja uważam, że to idealny moment. Sytuacja się pogarsza. Zmuszają koreańskie dziewczyny, by były japońskimi "pocieszycielkami", naszych mężczyzn groźbami zaciągają do japońskich jednostek wojskowych. Musimy działać. Szybko i skutecznie - stwierdził Jongsoon.
                Przez kolejne dni wszyscy trzej uczestniczyli w wielu spotkaniach ugrupowań politycznych. Dyskutowali o planowanym powstaniu, proponowali profesorów, których mogliby oddelegować do Keijo, omawiali wieści przechwycone z zachodnich stacji radiowych. W wolnych chwilach Jonghyun opowiadał ojcu o swoich przyjaciołach, tych żywych i tych, którzy oddali życie za ojczyznę - jak Jaesik - albo o losach swojej matki i siostry, ich codziennych trudach związanych z sierocińcem. Czas upływał przyjemnie.
                Pewnego wyjątkowo ciepłego wieczoru Jonghyun wyszedł do ogrodu pooddychać świeżym powietrzem. Usiadł na trawniku, oparł plecy o brzeg ławki, popalając cygaro. Dym odstraszał komary i inne owady. Z zarośli roznosił się rechot żab i towarzyszył im koncert świerszczy. Niestety Jonghyun czuł, że to tylko pozorny, chwilowy spokój. Uczucie nadchodzących problemów nie dawało mu spać, a jak już wreszcie zapadał w sen, dręczyły go koszmary. Czy to ostrzeżenie? Czy wszystko z powodu tęsknoty? Za codziennym życiem w Keijo, za Mei i... za Aiką?
- O czym tak myślisz? - zagadnął go ojciec, siadając obok.
- Tato... mam kogoś - wyznał z powagą Jonghyun - dziewczynę.
Twarz Jongsoona rozjaśniała.
- Kto to taki?
- Sakamoto Mei. Słynna diwa. Słynna japońska diwa.
- Co mam ci powiedzieć...
- Tato, nie wszyscy Japończycy są źli.
- Pewnie, że nie.
- Powiedz, co myślisz.
- Oboje cholernie dużo ryzykujecie. Jesteś koreańskim bojownikiem o wolność. Jeżeli policja cię przejrzy, Mei może mieć przez ciebie kłopoty. Czy ona zgadza się na to ryzyko?
- Nie - przyznał Jonghyun z ciężkim westchnieniem - Mei nie wie, ile ryzykuje, bo nie wie, kim naprawdę jestem.
- Nie powinieneś jej tak narażać.
- Ale... ja ją kocham! Nie rozumiesz? Nie pozwoliłbym, by stała jej się krzywda.
- A wierzysz w to, że by cię nie wydała?
- Wierzę.
- Skoro tak, powinieneś powiedzieć jej o wszystkim - uparł się Jongsoon i podrapał się w kark.
Jonghyun zamilkł. Czy istotnie narażał Mei? Wierzył, że gdyby poznała jego sekrety, nie zostawiłaby go. Byłoby jej po prostu okropnie ciężko. Zatajając pewne fakty, jedynie ją chronił.
- To ty tak uważasz. A jej kuzynka uważa coś zupełnie innego! - oburzył się wreszcie.
- Kuzynka?
- Takahashi Aika. Córka Oh Hoona i Takahashi Kanako, znaczy: Sakamoto Kanako.
- No tak! Oh Hoon! Sakamoto Kanako! - zawołał z przejęciem Jongsoon - jak mogłem nie skojarzyć jej z Sakamoto Mei? Kanako... Ma się dobrze?
- Aika nie wiedziała, że jej matka nazywała się kiedyś Sakamoto i nigdy nie słyszała o Oh Hoonie. Jak poznała historię jego związku z Kanako i walki o niepodległość, była ciekawa reszty. Tato, masz może pojęcie... czy istnieje jakaś minimalna szansa, że Oh Hoon jeszcze żyje? Czy ktokolwiek cokolwiek o nim słyszał po jego aresztowaniu?
- Jeżeli tak... opowiesz to wszystko Aice?
- Obiecałem jej.
- Jonghyun, prawda o ojcu Aiki jest o wiele, wiele gorsza niż ta, jaką obawiasz się dzielić z Mei o sobie samym. Czasami pewnych rzeczy lepiej się nigdy nie dowiedzieć.
- Obiecałem jej.
- Opowiem ci, ile wiem. A ty sam zdecydujesz, co z tym zrobisz.
- Dziękuję, tato.
Jongsoon zaczął opowiadać, a Jonghyun zasłuchał się w historię, jaka niezaprzeczalnie nie była tym, czego oczekiwała Aika, wypatrująca twarzy ojca w przejeżdżających pociągach.

***

                Aika obserwowała Akiharu i jego starania zawieszenia huśtawki na jednym z drzew owocowych w jej ogrodzie. Sam przygotował deskę i przeciągnął przez nią sznur. Pozostawało jedynie wybrać gałąź i przymocować go. Chłopak wszedł na drzewo i szukał odpowiednio solidnego konara.
- Nie spadnij - powtarzała Aika.
Gdy podnosiła wzrok na Akiharu, promienie słoneczne raziły ją w oczy i nic nie widziała.
Chłopak kilka razy udawał, że spada na ziemię, przy czym krzyczał przerażająco i straszył dziewczynę. Wreszcie aż, krzątająca się po domu, Kim Yejin wyjrzała do ogrodu, ciekawa, co tam się dzieje.
Po chwili huśtawka zawisła na drzewie. Ahikaru zeskoczył i zaproponował Aice, by ją wypróbowała.
- Nie zerwie się? - zapytała.
Akiharu pierwszy się pohuśtał i zwolnił miejsce dziewczynie. Przekonana tym testem, powoli usiadła na desce. Podskakiwała lekko, sama sprawdzając jej wytrzymałość.
- I jak? - niecierpliwił się Akiharu.
- Nie zerwie się - odpowiedziała.
Huśtał ją, a ona śmiała się głośno i bez opamiętania. Czasami miała wrażenie, że jeszcze... jeszcze tylko trochę i sięgnie czubkami butów to idealnie przejrzyste niebo. Gałąź chwiała się lekko, lecz utrzymywała Aikę. A Akiharu nie męczył się w ogóle, huśtał i huśtał ją dopóki nie skoczyła z huśtawki. Przytuliła się do chłopaka i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję. To cudowny prezent - powiedziała.
- Co do prezentów... - zaczął niepewny i lekko zawstydzony - zbliżają się twoje szesnaste urodziny... Czy to, co powiedziałaś, że chciałabyś wtedy robić... jest jeszcze aktualne?
- Yhm - Aika zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała - chcę, żebyśmy się kochali w moje szesnaste urodziny.
- Załatwione.
                Tego dnia, wieczorem, gdy Akiharu musiał wracać do domu, Aika uparła się odprowadzić go kawałek. Z jednego kawałka zrobił się kolejny i jeszcze kolejny i jeszcze... Aż doszli do samych drzwi. A wtedy to Akiharu stwierdził, że musi koniecznie ją odprowadzić. I tak odprowadzali się wzajemnie, w tę i z powrotem. Zrobiło się ciemno, kiedy kazał dziewczynie wejść wreszcie do domu. Zatrzymywała się, odwracała i machała mu na pożegnanie. Dopiero w holu pomyślała, że matka pewnie się martwiła i pognała do pokoju Kanako powiedzieć jej, że już jest. Nie zapukała. I pożałowała tego. To, co zobaczyła, wywołało wstrząs. Kanako się przebierała. Stała w samych majtkach tak, że Aika ujrzała jej plecy pokryte okropnymi szramami.
- Mamo! - zawołała.
To były sekundy. Kanako odwróciła się natychmiast o 180 stopni, zasłaniając piersi pochwyconą w pośpiechu halką.
- Aika! Nie wiesz, że nie wchodzi się bez pukania?!
- Mamo, co to za blizny?!
- Blizny? O czym ty...
- Widziałam!
Kanako oddychała niespokojnie. Ręce jej się trzęsły.
- To po wypadku - powiedziała.
- Nigdy nie wspominałaś o tym wypadku.
- Byłam mała. Upadłam na szybę i...
- Ale...
- Aika, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. To dla mnie dość bolesne wspomnienie, bo, jak widzisz, skutki pozostały.
- Przepraszam... Chciałam tylko powiedzieć, że jestem już w domu.
- Dobrze. Umyj się i idź spać, żebyś była wyspana jutro w szkole.
- Dobranoc, mamo - odpowiedziała Aika i wyszła, nadal oszołomiona.
Te blizny nie dawały jej spokoju. Nigdy przedtem nie widziała pleców Kanako. Nie słyszała też o wypadku. Zastanawiała się, czy matka ukrywała blizny, bo tak bardzo się ich wstydziła, czy może nie opowiedziała jej wszystkiego, jak w wielu innych sprawach? Kiedy Aika umyła się i położyła, z pokoju matki dochodził cichy płacz.

***

                Wreszcie nastał dzień, na który Aika tak niecierpliwie czekała, dzień jej urodzin. Obudziła się wcześnie, nie mogła dospać do rana. Opłukała twarz, ubrała się w szkolny mundurek i przyszła na śniadanie. Matka i ciotka rozmawiały z, przygotowującą posiłek, Kim Yejin. Mei jeszcze nie wstała.
- Aika! Wszystkiego dobrego! - zawołała pomoc domowa, zauważając ją.
Kanako i Hikari odwróciły się w stronę dziewczyny. Wstały, śpiewając jej "sto lat". Potem uściskały ją i poszły po przygotowane przedtem prezenty. Aika dostała dwie książki, sukienkę w kolorowe kwiaty i zapas słodyczy. Uradowana, omal nie zdążyła nic zjeść i wyszykować się do szkoły. A kiedy już wychodziła, dogoniła ją Mei w satynowym szlafroku. Ucałowała kuzynkę w oba policzki i podarowała jej kilka ozdobnych spinek do włosów. Aika schowała je do tornistra, tak jak sukienkę w kwiaty, o czym nikomu nie powiedziała. Gdy dotarła lekko spóźniona na lekcję, okazało się, że cała klasa pamiętała o jej urodzinach. Aika dziękowała i, uśmiechnięta, usiadła na swoje miejsce. Była wzruszona i jednocześnie zasmucona. Tego dnia wyjątkowo brakowało jej ojca i Dahee. Miała wrażenie, że Takuya to rozumiał, bo zabawiał ją cały czas żartami. Dopiero po szkole wycofał się dyskretnie, gdy dostrzegł czekającego na Aikę Akiharu. Widział, jak na siebie patrzyli. Widział, jak biegli, by się przytulić i pocałować. Widział wystarczająco, by wiedzieć, że byli w sobie bardzo, bardzo zakochani.
- Chodź - zawołał Akiharu, ciągnąc Aikę - pamiętasz, jak ci mówiłem o domku letniskowym, o którym ojciec zapomniał od śmierci mojej matki?
- Yhm - odpowiedziała.
- To tam pójdziemy - oznajmił, pokazując jej klucze.
Mieli do pokonania kilka kilometrów. Nie spieszyli się. Szli powoli i trzymali się za ręce. Rozmawiali przy tym o zupełnie nieistotnych sprawach. Byli spokojni, dopiero, gdy zobaczyli domek letniskowy, rytm ich serc przyspieszył. Ogród porośnięty był chwastami, a warstwa kurzu na schodach, wskazywała, że od dawna nikt tu nie zaglądał, a konkretnie, od sześciu lat. Drzwi pokrywały pajęcze sieci. Akiharu pozrywał je, nim włożył klucz do zamka. Zawiasy zaskrzypiały. Ciężkie, dębowe drzwi ustąpiły, ukazując pokryte kurzem wnętrze. Aika zakaszlała. Z zadumą wpatrywała się w porzucone meble, pianino, książki, przedmioty codziennego użytku.
- Podoba mi się tu - przyznała, zachwycona.
- Powinienem był trochę posprzątać...
- Nie, tak jest jeszcze ciekawiej.
Obeszli wszystkie trzy pokoje na parterze i udali się po wąskich schodkach na strych. Przez niewielkie okno w dachu wpadały tu rozczepione promienie słoneczne. Akiharu położył na podłodze swoją torbę. Otworzył ją i wyjął koc oraz butelkę wina.
- To było moje ulubione miejsce, kiedy przenosiliśmy się tu na wakacje - wyjaśnił.
- Nie dziwię ci się - powiedziała, wyglądając przez okno.
Przy lesie rozciągało się jezioro. Woda wydawała się idealnie czysta, a porastające ją trzciny kołysały się na wietrze.
- A tam lubiłem pływać - kontynuował Akiharu - popływamy kiedyś?
- Oczywiście - odpowiedziała Aika.
Nadal stała zapatrzona w jezioro, gdy poczuła coś zimnego na swojej szyi. Podniosła rękę, dotykając tym samym srebrnego łańcuszka, którego kilka chwil temu nie miała.
- To pierwszy prezent - wytłumaczył Akiharu - jesteś gotowa na kolejne?
Aika odwróciła się od okna i spojrzała na chłopaka.
- Tak - powtarzała - tak, tak, tak.
Rozłożył koc. Usiedli oboje, Akiharu za Aiką oplatając ją swoimi nogami i ramionami. Otworzył butelkę wina, podał jej, a potem sam pociągnął kilka łyków. Głaskał włosy dziewczyny, całował szyję. To wprawiało ją w przyjemne podniecenie, o którym tyle razy czytała w książkach i którego nigdy jeszcze nie odczuwała tak intensywnie. Poddała się tym pieszczotom. Sama skierowała dłonie Akiharu na swoje piersi i wskazała im drogę niżej i jeszcze niżej. Był niepewny. Dotykał jej ostrożnie, jakby się bał, że przy jednym szybszym ruchu, Aika może rozpaść się na kawałki niczym porcelana.
- Kocham cię. Czy wiesz, jak ja bardzo cię kocham? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała z przyspieszonym oddechem - i ja ciebie też...
Położyli się na kocu. Pieszczoty Akiharu nadal były subtelne. Kiedy zaczął rozpinać szkolny mundurek Aiki, ona też rozbierała go. Zawisł nad nią i całował ją całą, centymetr po centymetrze. Zachwycał się widokiem jej gołego ciała, rysował po nim niewidzialnie linie wzdłuż cieni utworzonych przez słońce. Aż dotarł palcami w to najwrażliwsze miejsce, jednocześnie ssąc sutki dziewczyny. Wtedy z ust Aiki wydobyły się pierwsze donośne jęki. Nie powstrzymywała ich. Chciała w ten sposób pokazać, że jest już gotowa. Tak, jak zazwyczaj robiły to kobiety w książkach, które czytała, przywarła do Akiharu i oplotła go udami. Zatopiła dłonie w jego włosach, gdy powoli wchodził w nią, powtarzając przy tym cały czas, że ją kocha. Aika potrafiła już tylko jęczeć. I jęczała, gdy kochali się w niezmiennie wolnym tempie, a mimo wszystko pocili się i oddychali szybko. Potem poczuła, jak od środka wypełnił ją ciepły płyn. A Akiharu położył się obok i przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał z twarzą w jej włosach.
- W idealnym - powiedziała i wtuliła się w chłopaka.
Leżeli tak długo, naprawdę długo. Aż Aika nie wstała i nie oświadczyła:
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę! Zamknij oczy.
- Nie.
- Zamknij!
- Nie. Nie wiem, co bym zrobił.. gdybym je otworzył... a ciebie by tu nie było.
- Nigdzie nie idę - obiecała - to miła niespodzianka. Zamknij oczy. I nie podglądaj. Nie waż się ich otworzyć, póki ci nie pozwolę!
Posłuchał się. Aika zauważyła ślady krwi między swoimi udami, lecz zignorowała to. Założyła sukienkę w kwiaty od matki i ciotki oraz ułożyła włosy, używając spinek od Mei. Później pozwoliła Akiharu otworzyć oczy. Obróciła się dookoła i zapytała, jak mu się podoba.
- Wyglądasz ślicznie. We wszystkim i bez niczego - stwierdził, wyciągając ręce, by znowu czuć jej ciepło i bliskość.
Słońce zachodziło. Leżeli wtuleni w siebie i rozmawiali leniwie, aż niespodziewanie Akiharu zapadł w sen. Aika wpatrywała się w jego twarz i zastanawiała się, o czym on śni. Wtedy przypomniała sobie słowa Mei po jej pierwszej nocy z Jonghyunem. "Miłość boli". Mnie nie bolało, pomyślała Aika. Czuła jedynie lekki dyskomfort. A więc... może to nie była miłość?

2 komentarze:

  1. Ojej trochę się boję tego całego powstania, co to będzie. :D I kurczę jestem strasznie ciekawa opowieści o ojcu Aiki. Waaa mam nadzieję, że ją wkrótce poznamy.
    W dodatku te blizny matki.. Ojoj coś czuję, że historia jest bardzo głęboka.
    A dla odmiany ta miłości Akiego i Aiki była tu tak cudownie pokazana. Jarałam się ich pierwszym razem. Tylko te końcowe pytanie, czy może to nie miłość.. zmartwiło mnie. ;---;
    Weny życzę i czekam na kolejny tak cudny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musi być trochę akcji:)
      Uspokoję cię, jak tylko się wezmę za kolejny rozdział, to poznasz wreszcie więcej szczegółów o rodzicach Aiki. Oj tak, tak, Kanako też ma sporo do ukrycia...
      Wiem, byłam okropna:D Gdybym nie dała tego pytania, wyszłoby słodkie zakończenie, którego pewnie większość oczekiwała, a ja...cóż. Ale nie dałam go bez celu:) Wiele się jeszcze wydarzy^^

      Usuń