04/10/2017

eyes wide open (rozdział 23)

STILL ILL

                Jinhee wytrzeźwiała natychmiast, jak uzmysłowiła sobie, że Junghwan wczytuje się z niedowierzaniem w jej mandat.
- Jeanny, co to ma znaczyć? - powtarzał.
Gdyby chciała cokolwiek mu wytłumaczyć, w tym momencie po prostu by nie zdołała. Chociaż z tym walczyła, nie pokonała uczucia zaciśniętego gardła. Wszystkie komórki jej ciała wydawały się dziwnie spięte, mimo to zmysły wyostrzyły się. Dyskotekowe światła były oślepiające, a hałas nie do wytrzymania. Jinhee poczuła się niespodziewanie bardzo, bardzo słaba. Kiedy podnosiła torebkę, oblała się potem, lepiły jej się plecy, po czole spływały pojedyncze strużki. Przed oczami pojawiały się mroczki. A twarz Junghwana czasami stawała się rozmazana i powtarzane przez niego pytania przypominały echo na tle innych odgłosów. W dodatku serce tłukło jej się w piersi w stanowczo za szybkim tempie.
- Ja m... muszę wyjść - powiedziała, mając wrażenie, że jej głos jest ledwie słyszalny i, mijając chłopaka, ruszyła w kierunku drzwi.
- Hey, Jeanny! Jeanny! - wołał, doganiając ją i starając się zatrzymać, lecz nie reagowała.
Jak tylko wyszła z klubu, przyparła plecy do ściany, owiana zimnym, wieczornym powietrzem. To niewiele pomogło. Jinhee oddychała ciężko, zaskoczona tym dziwnym uczuciem niedotlenienia. Nie dość, że czuła się taka słaba, jeszcze nogi miała jak z galarety.
- Niedobrze mi - przyznała, bo Junghwan zdawał się tego nie zauważać.
- Powiesz wreszcie, o co w tym chodzi? - pytał, wpatrzony w mandat, zamiast w jej oczy.
Gdyby tylko w nie spojrzał, wyczytałby z nich wszystko, że to nie czas, by rozmawiać. Ze smutkiem zastanawiała się, gdzie podział się ten troskliwy Junghwan, którego znała. Kiedy zachowywał się tak impulsywnie, jak dziś, czuła, jakby był jej zupełnie obcy. Powoli opowiedziała mu o swojej przygodzie z policją.
- I to tyle - podsumowała, zrezygnowana.
- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał -  jakbym nie znalazł tego mandatu... Nie zamierzałaś mi powiedzieć? Prawda?
- Nie - przyznała -  nie chciałam, byś się denerwował, że po raz kolejny wpakowałam się w kłopoty. I po drugie, nie chciałam byś był zazdrosny o Chansika.
- A mam powody?
- Oppa! - zawołała, mobilizując w to wszystkie siły - nie czuję się dobrze, jestem niewyspana i padam z nóg.
- Kim Jinhee, unikasz odpowiedzi.
- Ja mam po prostu dość tego, że nie możesz mi wybaczyć i na nowo zaufać - powiedziała, a po jej policzkach potoczyły się łzy.
- Nie płacz - Junghwan złagodniał, podszedł do dziewczyny i położył dłonie na jej ramiona - zarzucasz mi, że ci nie ufam, lecz sama dobrze wiesz, jak nadużyłaś tego zaufania...
Po tym wreszcie spojrzał jej w oczy i oprócz odbicia swojej twarzy dostrzegł tam ogrom smutku. Gdzie się podziała dawna Jinhee, spontaniczna i radosna, zarażająca pozytywnymi wibracjami wszystkich dookoła? O nie, dziś to nie  ta sama osoba.
Oboje byli sobie obcy...
- Oppa - zaczęła - jeżeli walka o nas to tylko przeciągnie tego, co i tak nie istnieje... odpuśćmy.
Nie umiałby opowiedzieć, co czuł w tym momencie. Nie wyobrażał sobie życia bez Jinhee, lecz i nie wyobrażał sobie życia z Jinhee taką, jaka się stała i jak się od niego oddaliła. Może powinien się cieszyć, że wyręczała go przy podjęciu decyzji... Tylko... to tak bolało.
- Rozumiem... - przyznał, szeptem - to nie ma sensu...
Kilka osób wyszło z klubu. Ktoś nucił piosenkę. Gdzieś zatrąbił klakson. To wtedy nogi Jinhee ugięły się mimowolnie. Gdyby nie natychmiastowa reakcja Junghwana, Jinhee leżałaby pewnie poobijana na ziemi. W jednej chwili złapał ją i przyciągnął do siebie.
- Jeanny! O Boże Jeanny, co ci jest?! - wołał z przerażeniem.
- Ja... powiedziałam: nie czuję się dobrze - przypomniała, wtulając w niego twarz.
Niestety. Nie zrobiła tego celowo. Jinhee po prostu zasłabła.

***

                Mia stała, jak sparaliżowana, wpatrując się w twarz mężczyzny, który był jej ojcem. Przez kilka chwil po prostu mierzyli się wzajemnie wzrokiem. Nie umiałaby wyczytać w jego spojrzeniu innych emocji poza przerażeniem. Lecz wiedziała, że i jej oczy były równie przerażone i puste. "Kto to?", zapytał jeden z sekretarzy, lecz nie padła żadna odpowiedź. To wtedy Mia kierowana jakimś wewnętrznym instynktem rzuciła się do ucieczki i nie obejrzała się już za siebie. Nie chciała widzieć Kang Hyunjae, a przede wszystkim pokazać, że cokolwiek ją obchodzi. Nie obchodził. Co innego, jakby sam jej szukał, znalazł i błagał o wybaczenie. Może wówczas zastanowiłaby się nad tym. Zdenerwowana zatrzymała się na najbliższym przystanku i wsiadła w autobus. Byle by być z dala od ojca i od widoku jego obojętnych oczu. Jeżdżenie po mieście uspokoiło jej nerwy. Kiedy wreszcie wróciła do domu, już nie drżała i nie czuła się zgrzana, jak po poprzednim biegu. Mimo to Sunwoo, który akurat wysiadał z samochodu, spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Mia! Płakałaś?
- Nie. Ja... - przetarła oczy i odkryła, że były jeszcze mokre od łez - n... nie wiedziałam.
Zawstydzona złapała się za policzki. Starała się sobie przypomnieć, czy Kang Hyunjae widział jej łzy. Nie wiedziała, że w ogóle płakała, tak więc nie wiedziała, kiedy zaczęła.
- Co ci? - dopytywał Sunwoo.
- Niiic. Nic naprawdę - powtarzała, bo sama nie miała pomysłu, jak to nazwać.
Nie przekonała Sunwoo, podszedł do Mii i jeszcze raz zapytał z powagą:
- Mia, czy to przez tamtych chłopaków? Może masz przez nich kłopoty?
- Nie - zaprzeczyła i w tym momencie łzy znowu popłynęły po jej policzkach.
Nie umiała ich powstrzymać. A przecież nigdy nie płakała! Ani wtedy, kiedy w trzy lata temu na wakacjach złamała sobie rękę. Ani wtedy, kiedy dowiedziała się o przeprowadzce do Korei. I wtedy, kiedy była prześladowana przez Siwana. Więc czemu dzisiaj?
- Och, Mia - powtarzał Sunwoo z westchnieniem, a skoro cały czas stała i tylko zalewała się łzami, ciągnąc ją za rękę, zaprowadził do siebie do domu.
Ledwie usiadła, dał jej czekoladę i przyznał, że mu osobiście nic tak nie pomaga na fatalny humor, co słodycze. Mii też pomogła. Kiedy zjadła całą i wytarła umazaną twarz, już nie płakała. Dopiero wówczas popatrzyła na Sunwoo i powiedziała ze zrezygnowaniem:
- Tak mi wstyd... odnalazłam mojego ojca, a on... on mnie rozpoznał.
- I... co zrobił? - zapytał ostrożnie Sunwoo, siadając obok dziewczynki.
- Nic. Nic nie zrobił - przyznała i opowiedziała mu o swojej ucieczce i o tym, jaka czuła się upokorzona, że szukała kogoś, dla kogo była nikim. A Sunwoo zrozumiał jej uczucia. Bez zastanowienia przytulił ją i, głaskając jej plecy, tłumaczył:
- Nie masz czego, to nie ty, tylko on powinien się wstydzić.

***

                Angelene korzystała z chwili spokoju po pracy, leżała na kanapie i skakała po kanałach, szukając czegoś do obejrzenia. Jak zwykle rozpraszała ją muzyka z pokoju Mii, lecz nie poprosiła o ściszenie. Już wiedziała, że to nic nie da i nie chciała wszczynać awantury. Skoro zamierzała się zrelaksować, powinna skupić się na czymś miłym, czymś albo... kimś. Rozmyślała o Sunwoo. Co może robić? Czy też odpoczywa po pracy? Czy spotyka się z tą zdzirą Youngju? Znużona pytaniami bez odpowiedzi, Angelene zapadła w drzemkę. Nie wiedziała, ile czasu spała. Lecz w pewnym momencie ze snu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosła się z kanapy i przeczesała palcami włosy. Jeszcze zupełnie się nie rozbudziła. O tak, uznała, że nadal śpi, jak już otworzyła i w progu zastała Sunwoo.
- C... Cześć - powiedziała niepewnie i wtedy zauważyła obok tę kobietę... Kim Yurim, sąsiadka rodziców...
- Ta pani przyszła do mnie, szukając ciebie - tłumaczył Sunwoo i postanowił się wycofać, chociaż Angelene chciała, by był tu obok i dodawał jej wsparcia.
Ale odszedł, zostawiając je obie sobie wzajemnie.
- Jiwoo - powiedziała z sentymentem pani Kim - nadal taka sama, śliczna, jak laleczka.
Angelene poczuła w sercu przyjemne ciepło, słysząc to. A jednocześnie bolesne ukłucie. Kim Yurim, chociaż była w tym wszystkim prawdziwą ostoją, niestety przypominała jej przeszłość.
- Dziękuję - odpowiedziała i dodała bez przekonania - niech pani wejdzie i opowie, czemu mnie szukała?
Powoli przeszły do pokoju i usiadły obok siebie w ciszy. Może to czas, kiedy się nie widziały wywoływał uczucie skrępowania. Może rodzaj łączących je wspomnień. Telewizor grał, a z pokoju Mii nadał dudniła muzyka. Angelene przepraszała za hałas. I wtedy uzmysłowiła sobie, że nie zaproponowała gościowi nic do picia.
- Nie szkodzi - powiedziała pani Kim - ja przyszłam tylko na moment, chodzi o...
- Tak? - przerwała jej zniecierpliwiona Angelene.
A pani Kim złapała ją za ręce i zawołała z desperacją:
- Shin Jiwoo, twoja mama zachorowała!

***

                Angelene gnała po schodach, nie tracąc czasu na wsiadanie do winy, a potem waliła w drzwi, póki brat jej nie otworzył.
- Noona, co się dzieje? - zapytał, widząc w twarzy siostry przerażenie. Tak, to był ten wzrok, jaki miała, kiedy w dzieciństwie pijani rodzice wpadali w złość.
- Przyszła do mnie Kim Yurim. Kojarzysz ją, prawda? Nasza dawna sąsiadka. Powiedziała, że mama kilka dni temu trafiła do szpitala, jej wątroba przestała funkcjonować...
Chociaż Dongwoo nie znał się na medycynie, domyślił się, że to poważna sprawa. Nie interesował się swoimi rodzicami od czasu, kiedy wyprowadził się z domu, czyli od dobrych kilkunastu lat. Nieustannie wmawiał sobie, że jest mu zupełnie obojętny ich los. A mimo to, poczuł coś dziwnego po usłyszeniu o chorobie matki: strach, nie tak wielki, co siostra, lecz niezaprzeczalny. Tylko o kogo?
- Nie byłoby tak, gdyby tyle nie chlała - stwierdził oschle.
- Nie możemy cofnąć czasu - odpowiedziała Angelene - my musimy jej pomóc, braciszku.
To był znany trik, zwracała się do niego "braciszku", kiedy chciała coś osiągnąć. I zazwyczaj działało. Niestety, nie dzisiaj.
- Nie mam potrzeby pomagania jej. Czy ona kiedykolwiek mi pomogła? Jak... nieważne. A tobie? Nie zaprzeczaj, to rodzice skazali nas na taki, a nie inny, los.
Po tym odwrócił się od siostry, wszedł do pokoju i zabrał się za segregowanie makulatury na biurku.
- Jaka by nie była... to nadal nasza mama - przyznała ze smutkiem Angelene, a poczucie winy w jej głosie zdenerwowało go.
- To co mam, według ciebie, zrobić?! Może iść do szpitala, siedzieć przy jej łóżku i powtarzać: nie martw się, mamusiu, wyleczymy cię! Kurwa!
- Nie, nie musisz, skoro nie chcesz. Ale może opłacilibyśmy chociaż jej leczenie? Przecież rodzice nie mają pieniędzy... i nie mów, proszę, że mieliby, gdyby tyle nie chlali.
- Niestety, taka jest prawda. Noona, my zapłacimy za jej leczenie, a ona zaraz i tak nie przestane pić. Szkoda pieniędzy.
Jego oziębłość była przerażająco dotkliwa, bolała Angelene.
- Dongwoo, czy to nie lepsze niż rozpieszczanie Mii markowymi ciuchami?
- Jesteś zła za te zakupy?
- Nie. Nie o to chodzi. Ja po prostu wiem, że masz pieniądze, a nigdy nie wysyłasz ich rodzicom. Nie pomagasz im.
- Wystarczy, że ty to robisz. I nie przejmujesz się, że oni i tak wydają wszystko na alkohol. I potem chorują.
- Dongwoo, nie byłeś taki...
- Ciekawe jaka ty byś była, jakbyś musiała przejść przez to wszystko, co ja. I nie, to nie twoja wina, tylko rodziców.
- Powiedziałeś, że masz się dobrze... - przypomniała.
- Nie wiem, czy to możliwe. Owszem, w jakimś sensie doszedłem do siebie. Ale ty nie znasz tego uczucia, kiedy budzisz się w nocy przerażona nie wiadomo czym i nie śpisz do rana. Nie ty musisz zasypiać przy muzyce, czy telewizji, by później nie mieć koszmarów. Nie ty znosisz ataki paniki, kiedy tylko ktoś zbytnio się do ciebie zbliży - tłumaczył, siadając przy biurku i chowając twarz w dłoniach.
Angelene milczała, podchodząc do niego. A potem przytuliła go i, czując, że cały się trzęsie, powiedziała:
- Przepraszam, nie chciałam przypominać ci o tym wszystkim.
- Noona, wyjdź - poprosił - chciałbym być sam.

2 komentarze:

  1. Faktycznie związek Jinhee już nie miał sensu. Mimo to, nie wiem, czy chciałabym, by przyjęła uczucia Chansika. Junghwana mi trochę szkoda. On chciał jej wybaczyć i zaufać, ale nie potrafił. Ona zaś biedna nie potrafiła już być sobą. Mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało.
    Mia.. Biedna dziewczynka. Widzieć ojca tak oziebłego. Mam nadzieję, że on nagle nie zapragnie czegoś od niej, po tym jak ją zobaczył. Bo to może narobić kolejnych kłopotów.
    A co do końcówki. Rozumiem obu. I Anegelene i Dongwoo. Ona nie może wyrzec się rodziców i ja bym tak samo zrobiła, nie ważne jacy by byli, a Dongwoo rozumiem też, bo dobrze robi odcinając się od kogoś, kto zmienił jego życie w ten sposób. Biedny wszytsko sobie przypomina w takich chwilach a tu jeszcze jest samotny.
    Życzę weny i czekam na next. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Jinhee po tym wszystkim poszła szukać pocieszenia u Chansika, to Junghwan poczułby się bardzo urażony... Oczywiście nie wykluczam tej opcji, nic po prostu nie mogę zdradzić:P
      Co do Mii, to Mia = kłopoty, chociaż... może niekoniecznie z ojcem:)
      A o tym, co postanowi Dongwoo i czemu tak postanowi też jeszcze będzie. Cieszę się, że rozumiesz i jego i Angelene:)
      Dzięki!

      Usuń