02/10/2017

the song of love (rozdział 27)

                Aika była wyczerpana. Po południu skurcze nasiliły się tak, że krzyczała z bólu, w dodatku powtarzały się w coraz mniejszych czasowych dystansach. Z wysiłku brakowało jej tchu, a po całym ciele spływał pot. Aika zaciskała dłonie na prześcieradłach i wiedziała, że nie wytrzymałaby tego wszystkiego, gdyby nie Jonghyun. Już choćby to, że był obok wystarczało. Tłumaczył jej, co powinna robić: przyj, oddychaj, przyj, jeszcze tylko trochę! Aika stosowała się do jego poleceń. Nie poddawała się, chciała mu pokazać, że radzi sobie dzielnie. Czym było jej cierpienie w porównaniu z tym, przez co on przeszedł w więzieniu? Nie wiedziała, czemu w takim momencie usiłowała mu zaimponować i udawała, że trzyma się lepiej niż trzymała się naprawdę. A kiedy była u kresu sił i bała się, że więcej nie zniesie, zmobilizowała się do parcia jeszcze ten jeden jedyny raz i pomieszczenie wypełnił płacz niemowlaka. Córka Aiki urodziła się wieczorem, zdrowa i silna. To Jonghyunowi przypadło przecięcie pępowiny i przekazanie dziewczynki w ramiona jej matki, a ona wreszcie pozwoliła opaść emocjom. Wzruszenie opanowało ją, nie pozwalając nic powiedzieć. Więc milczała, wpatrzona w twarz swojej córki i nie powstrzymywała łez. To wtedy pokochała ją całym sercem i poczuła, jakby na nowo odnalazła w życiu sens. Nie dopuszczała do siebie myśli, że jeszcze kilka miesięcy temu jej nie chciała. Na wspomnienie tego, co planowała zrobić, miała dreszcze. To moje dziecko, powtarzała, moja nieśmiertelność, moja wieczność. Protestowała, kiedy Jonghyun zabrał jej małą i przekazał swojej siostrze, by ją wykąpała. Później sam obmył Aikę i ułożył na czysty, posłaniu. Nie słuchała go, gdy powtarzał, jaka wytrwała była przy porodzie, choć tego przecież chciała. Już nie wydawało się to istotne. Jak i wszystko inne, liczyła się jedynie jej córka. Yuri przyniosła ją z powrotem, wykąpaną i otuloną w pieluszkę.
- Pewnie chce jeść - powiedziała.
A Aika podała jej pierś i wzdychała z zachwytu. Nie chciała zostawiać dziewczynki, lecz zmęczenie po porodzie spowodowało, że zapadła w sen, przytulając ją. Jak ponownie otworzyła oczy, trwała noc. A Jonghyun jeszcze tu był i czuwał przy jej córce, oparty o brzeg kołyski.
- Nie jesteś zmęczony? - zapytała.
- Nie. Nie mogę się napatrzeć - przyznał, wbijając wzrok w śpiącą dziewczynkę - a ty, nie chcesz może popić, czy czegoś zjeść?
- Nie, mam wszystko, co mi potrzebne - odpowiedziała.
- Wiesz już, jak ją nazwać?
- Yhm, sporo o tym myślałam.
- I?
- Moje imię oznacza "miłosna pieśń", chciałam, by jej też coś oznaczało. I postanowiłam nazwać ją Minori, "prawda", bo przypomina mi, że to wszystko dzieje się naprawdę...
- Minori. Cześć, Minori, miło mi ciebie poznać - powtarzał Jonghyun, dotykając rączki dziewczynki i bujając ją w kołysce.
Aikę znowu opanował sen i spała do rana, a gdy wreszcie otworzyła oczy, nie zastała Jonghyuna. Yuri powiedziała jej, że poszedł z powrotem do swojej kryjówki, mimo wszystko wolał nie pokazywać się dzieciom i nie narażać ich, skoro poszukiwała go policja. Poza tym postanowił, że przeniesie się w góry. Aika posmutniała. To oznaczało, niewidywanie go. Czy córka wypełni tę pustkę w jej sercu?
- Yuri, nie chciałaś nigdy założyć swojej rodziny, wyjść za mąż i mieć dzieci? - zapytała raz, zastanawiając się, ilu mężczyznom skradła serce i podziwiając jej sylwetkę.
- Ja? - zdziwiła się - przecież mam dzieci.
Pomoc im to było jej życie. Yuri kochała swoich podopiecznych, zrobiłaby dla nich wszystko, skoczyłaby za nimi w ogień, dosłownie...
                Aika, mimo zajmowania się Minori, starała się pozostawać pomocna dla matki i siostry Jonghyuna. Kiedy jej córka spała, odciążała obie kobiety w codziennych pracach. Wiele czasu spędzała też z innymi dziećmi. Chętnie organizowała zabawy, siadała do szkolnego piania, grała i śpiewała. Czasami brała swoich podopiecznych na podwórze, urządzała podchody, czy chowanego. W wolnych chwilach przekazywała im to, czego sama nauczyła się w szkole. Lecz największa radość wypełniała jej serce przy Minori. Pewnego dnia jeden z podopiecznych, Taehyun, podarował dziewczynce pluszowego misia, należącego przedtem do Yulhee, która zmarła podczas pożaru. Aika ściskała go w dłoniach i powstrzymywała płacz. Czy powinna przyjmować taki prezent? Ale ostatecznie podziękowała i położyła misia obok swojej córki.
- Ja też chcę być lekarzem, jak Jonghyun - rzekł niespodziewanie Taehyun.
- Powodzenia - powiedziała Aika, po czym dodała, sadzając go sobie na kolanach i przytulając - możesz być, kim zechcesz.
Kolejne dni nie różniły się od poprzednich. Aika poddała się codziennej monotonii. Nadal pisywała listy do matki i żałowała, że nie może opowiedzieć jej o Minori. Niezmiennie zachwycała się swoim rodzicielstwem. Czasami zamiast spać przypatrywała się Minori i zastanawiała się: jaka czekała ją przyszłość? Aika była bezgranicznie zakochana w córce, przelewała na nią wszystkie uczucia. Mimo to, rozmyślała też o innych. Czasami o Akiharu... Czasami o Jonghyunie... Czy już jest w górach? Czy jeszcze ma koszmary? Czy... nie potrzebuje jej? W szkole co pewien czas zjawiał się Yonghwa, przekazywał nowiny od niego i odwrotnie, pytał, co matka, siostra i Aika chciałyby przekazać mu.  Podobno działał w koreańskiej armii i uczestniczył w planowaniu powstania. Stopniowo psychicznie dochodził do siebie po aresztowaniu.
                Pewnego letniego dnia, podczas wizyty Yonghwy, Yuri zabrała Aikę na bok i zasugerowała:
- Jedź do niego, wiem, jak go kochasz. A ja i mama popilnujemy Minori.
Aika wpatrywała się w Yuri szeroko otwartymi oczami. Tyle pytań nasuwało jej się w tym momencie. W jaki sposób się dowiedziała? Czy to akceptowała? Nie potępiała jej za miłość do narzeczonego swojej kuzynki? Przecież Jonghyun nadal, niezmiennie, był zakochany w Mei! Lecz zamiast to wszystko wykrzyczeć, powiedziała po prostu:
- Dziękuję.
I uściskała Yuri. A kiedy wsiadała do samochodu Yonghwy i odjeżdżała z perspektywą ponownego zobaczenia Jonghyuna, jej serce biło w tym, tak dobrze znanym, szalonym tempie.

***

                Już po raz ostatni rozległ się gong.
- Mei. Mei? Mei! - dopiero krzyk przywołał ją do rzeczywistości.
- Tak? -  powoli spojrzała na nauczycielkę śpiewu.
- Jesteś gotowa wyjść na scenę? - zapytała Ueno Megumi.
- Jestem - odpowiedziała Mei i po chwili stała na scenie filharmonii.
Już poradziła sobie z fazą płakania, awanturowania się i sprzeciwiania się losowi. Chociaż nie spodziewała się tego, po tym wszystkim przyszła akceptacja. Mei stopniowo pogodziła się z uczuciem osamotnienia. Już nie miała Jonghyuna, nie miała Aiki, nie miała swojego ojca. Dla zabicia czasu pomagała w hotelu, sporo czytała, śpiewała, pozwalając, aby ogarniała ją melancholia. I to z tą melancholią występowała dzisiaj w filharmonii. Mimo, że przez cały czas kontrolowała głos, pozostawała myślami daleko, daleko stąd. Ze stoickim spokojem bisowała, kłaniała się i dziękowała za oklaski. Niestety, we wszystkim, co robiła, brakowało emocji. Mei wyzbyła się ich, bo tak było lepiej. Nie kochała. Nie cierpiała. Nie czuła niczego. Dumnie schodziła ze sceny. Za kulisami została pochwalona przez nauczycielkę, a pan Daishi dał jej wielki bukiet kwiatów.
- Byłaś wspaniała, Mei - powtarzał - czułbym się zaszczycony, gdybyś dotrzymała mi dzisiaj towarzystwa w Anielskim Klubie.
Mei nie miała ochoty iść do Anielskiego Klubu, czy gdziekolwiek indziej.
- Nie przyjmę zaproszenia - odpowiedziała wpatrzona w lustro: jej twarz, pomalowana, jak u lalki, jego, z wymalowanymi uczuciami.
- A może jutro? - nie poddawał się dyrektor.
- Nie, ani jutro, ani pojutrze, ani nigdy - zawyrokowała Mei i dodała, stanowczo - przepraszam, chciałabym być sama.
Już wiecznie.

***

                Letnie promienie świeciły tego popołudnia nadzwyczaj ostro, spowijając szczyty, obozowisko i okoliczne lasy. Aika przyłożyła rękę do czoła, by widzieć tych, co przyszli się przywitać. Bez trudu odgadła, który z nich to Yongjun. Yonghwa opisywał jej swojego brata po drodze. Po chwili pojawiła się też Gyesoon, rzuciła się liderowi na szyję i obsypała go pocałunkami. Później przybiegli prosto z treningu Minhyuk z Jonghyunem. Obaj ze zdziwieniem wpatrywali się w Aikę, a ona poczuła się tym dziwnie skrępowana. "Yuri mnie tu wysłała", chciała powiedzieć, lecz w tym momencie Jonghyun podał jej rękę.
- Towarzyszko Oh, miło mi znowu ciebie widzieć - rzekł w wyjątkowo oficjalnym tonie i dodał, przedstawiając ją reszcie - to kuzynka Mei.
Oto kim była, kuzynką Mei. Nie rozumiała czemu po tym, jak ostatnio zbliżyli się to siebie, traktował ją tak ozięble. Czy nie cieszył się z jej odwiedzin? Zupełnie nie tęsknił? Yongjun zaprowadził ich do namiotu, gdzie przy skromnym poczęstunku siedzieli profesorowie i kilkoro żołnierzy. Toczyły się tu niezobowiązujące rozmowy. Aika siedziała na wprost Jonghyuna. W pewniej chwili oboje sięgnęli po ciastka ryżowe i ich dłonie się zetknęły. Pospiesznie odskoczyli od siebie, jakby przeszedł przez nich prąd. Czasami ich oczy się spotykały, a wtedy wpatrywali się w siebie wzajemnie i niecierpliwili się, kto pierwszy spuści wzrok. Później poruszono kwestię powstania i Gyesoon zapytała Aikę, czy nie chciałaby się przejść po obozie.
- W porządku - przyznała, a jak już wyszły z namiotu, dodała - nie chcieli rozmawiać przy mnie o tajnych sprawach.
- Och, nie, nie bierz tego do siebie. Nikogo, kto nie uczestniczy w planowaniu powstania nie zapoznają z takimi informacjami - tłumaczyła Gyesoon, oprowadzając Aikę po obozowisku.
Większość żołnierzy była na treningu, tylko pojedynczy kręcili się to tu, to tam i pozdrawiali dziewczyny.
- Tak, rozumiem. Czyli Jonghyun bierze w tym czynny udział? - zapytała Aika.
- Yhm - przytaknęła Gyesoon - Jonghyun i Minhyuk i Yonghwa, wszyscy.
- Nie boisz się? O swojego brata i Yonghwę.
- Tak szczerze, boję się, bardzo. Tylko co mam zrobić? Nie powstrzymam ich. Mogę jedynie modlić się i dodawać im wsparcia.
- Yonghwa cię kocha.
- Jaesik też mnie kochał, niestety, nie tak, jak ojczyznę - Gyesoon zamilkła na moment - czy to prawda, że ty... byłaś przy jego aresztowaniu?
- Tak, wystrzał spłoszył mi konia, spadłam i straciłam przytomność. A jak doszłam do siebie, leżałam na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu, obok Jaesika. Kula trafiła go w bark, krwawił i skomlał z bólu. Ja... chciałam dodać mu otuchy, trzymałam jego rękę. I wtedy zrozumiałam, że był gotowy zginąć...
Po twarzy Gyesoon spływały łzy. Rozszlochana, przytuliła Aikę i powiedziała:
- Dziękuję. Dziękuję, że ty, zamiast mnie, trzymałaś go za rękę w tamtych chwilach.
- Czasami ciężko zaakceptować decyzje naszych najbliższych, zwłaszcza, jeżeli kosztowały ich lub innych życie... Czasami niestety to jedyne, co możemy dla nich zrobić.
- Tak, wiem.
- Gyesoon - zawołała ją Aika - nie bój się o przyszłość, ciesz się każdym momentem i pamiętaj: miłość to wszystko.

***

                Po napadach na magazyny należące do japońskich sił zbrojnych, powiększyły się zapasy broni koreańskiej armii. Yongjun poprosił Jonghyuna o pokazanie ich Yonghwie. I tak obaj zeszli z pagórka w kierunku prowizorycznej szopy. Tam składowano broń. Po drodze milczeli. Później rozmawiali o czysto praktycznych sprawach. Jonghyun stał w progu i przypatrywał się liderowi. Yonghwa po przejrzeniu zapasów stwierdził, że to nie jest jeszcze wystarczająco do planowania powstania. Wyszedł z szopy, potykając się o deskę. To go niespodziewanie rozbawiło. Wybuchł śmiechem. Potem w ramach przyjacielskiego gestu objął Jonghyuna za szyję, nie spuszczając z niego wzroku i pytając:
- Aika coś do ciebie czuje, prawda?
- To nieistotne.
- Nie?
- Nie. Aika wie, czemu rzuciłem Mei.
Yonghwa zabrał rękę z jego szyi, ruszył z powrotem i go też pociągnął.
Obok przechodzili żołnierze, wracający z treningu i rozmawiali żywo.
- A w sumie... czemu to zrobiłeś? - zapytał po chwili.
- Już ci powiedziałem - przypomniał Jonghyun, lekko znużony i zirytowany - nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie przydarzyło jej się coś złego. Poza tym...
- Tak?
- Nic. Nieważne.
- O co chodzi? O to, że nie możesz mieć dzieci?
- Liderze...
- Tak, owszem, tajemnica lekarska. Mimo wszystko wiem o tym od lekarza odpowiedzialnego za ciebie.
Jonghyun zaklął w gniewie:
- Kurwa.
- Nie uważasz, że Mei też powinna o tym wiedzieć i sama postanowić, czy...
- Dość!
- W porządku, to twoja sprawa... zastanawia mnie tylko: czemu powiedziałeś Mei, że kochasz Aikę, czemu akurat Aikę?
Jonghyun popatrzył mu w oczy i przyznał:
- Bo wiedziałem o uczuciach Aiki, wiedziałem, że to poprawi wiarygodność i wiedziałem... że tym samym dam jej nadzieję, niestety.
- Przez cały czas ją wykorzystujesz - stwierdził z przerażeniem Yonghwa, przystając i po prostu nie dowierzając. 
- Nie chcę tego robić! - zawołał Jonghyun - odsuwam ją od siebie, staram się, by o mnie zapomniała, żyła swoim życiem! A jednocześnie... nie umiem.
To prawda, w pewien sposób przywiązał się do Aiki, czuł wdzięczność, że go rozumiała i wspierała w ciężkich chwilach. Nieustannie imponowało mu, jaka była odważna, dobra dla innych, a przy tym promieniowała optymizmem i humorem. Chociaż kochała go całym sercem, nigdy mu tego nie wyznała, bo wiedziała, że nie widział świata poza Mei. A zamiast skorzystać z okazji, że wreszcie był sam, zapewniała o szansach dla związku jego i jej kuzynki.
Jonghyun ukucnął z uczuciem wielkiego rozdarcia. Tak, Aika była dobra, przede wszystkim dobra.
Yonghwa oparł ręce o ramiona Jonghyuna, pytając:
- Czy ty też ją kochasz?

***

                Aika pomagała Gyesoon w rozdawaniu żołnierzom posiłków. Z rozbawieniem reagowała na ich żarty i komplementowanie jej urody. Nie byli wulgarni, czy natarczywi, po prostu w dobrych humorach. A potem na horyzoncie pojawili się Yonghwa i Jonghyun. Aika podała im naczynia z zupą. Kiedy wszyscy mieli swoje porcje, też usiadła i posiliła się. W powstałym po jedzeniu zamieszaniu znowu zgubiła Jonghyuna. Aż wreszcie poczuła jego oplatającą ją w talii rękę.
- Nie miałaś czasu opowiedzieć mi, co u was - przypomniał.
Nikt nie widział, jak wymykali się do lasu. Przez pewien czas szli w ciszy, dopiero później Aika uzmysłowiła sobie, że Jonghyun oczekuje odpowiedzi.
- Yhm, co u nas... - zaczęła - dzieci korzystają z wakacji, biegają po dworze, nie możemy ich pozaganiać do pomocy. I plecy twojej siostry już zupełnie się wyleczyły, a twoja mama cały czas narzeka na upały.
Tu, w lesie, było przyjemnie, przez korony drzew przedzierały się tylko pojedyncze promienie. Dookoła roznosił się ptasi śpiew, droga powoli zwężała się.
- A co u Minori? - ciągnął Jonghyun.
Po jego czole spływał pot. Aika też czuła, jak ubrania przyklejają jej się do ciała.
- Minori? Minori wiecznie się śmieje. Poza tym, urosła. Jest cały czas głodna. Czasami zasypia mi przy piersi. I tyle się śmieje... Już o tym wspominałam?
Aika nie wiedziała, co wywołało to niecodziennie, ogarniające ją rozkojarzenie. Nie umiała się wypowiedzieć, poskładać myśli.
- A... co u ciebie? - zapytał Jonghyun.
W miejscu, gdzie droga dochodziła do polany, zatrzymali się. W jednej chwili ich usta się połączyły. Jonghyun przyciągnął do siebie Aikę, a ona zarzuciła mu ramiona na szyję. W tym pocałunku było tyle pasji, że zaraz zabrakło im tchu, mimo to nie przestawali, całowali się, jakby chcieli się wzajemnie pożreć. Aika wskoczyła na Jonghyuna, oplatając go kolanami. Wtedy ułożył ją pośrodku polany, rozpinając guziki jej sukienki. Nie czekała cierpliwie, pomogła mu w tym i sama wydostała się z halki. Powędrowała palcami do koszuli Jonghyuna. Czuła na sobie jego podniecenie. Słyszała, jak dyszy jej w usta. Ogarniał ją żar, trawa łaskotała w plecy. A ptasi śpiew nie ustawał. Jonghyun lekko przygryzł wargi Aiki. Bez wahania pozbawił ją biustonosza i ujął w dłonie jej piersi. Skoro karmiła, były wielkie, ciężkie i nabrzmiałe. Nie zapytał, czy sprawia jej ból, a ona też go o tym nie poinformowała. Nie umiała zdjąć mu koszuli, kiedy pozostawał w tej pozycji. Chyba domyślił się tego. Na moment odsuwając się od dziewczyny, umożliwił jej rozebranie go z reszty ubrań. Aika, korzystając z tego, że Jonghyun klęczy, pochyliła się, ujmując w usta jego członka i ssała go nieskrępowana. Jęki chłopaka sprawiały, że chciała dawać mu jeszcze więcej i więcej. Drżała z rozkoszy, kiedy zdjął jej majtki i pogłaskał to intymne miejsce. Przestała ssać członek. Położyła dłonie na torsie Jonghyuna, na który padały promienie. Przesuwała palcami po jego bliznach i to mu się nie spodobało. W chwilowym gniewie złapał nadgarstki Aiki, uniósł i przyszpilił do ziemi. W tym samym momencie wbił się w jej wnętrze, a ona wydała z siebie krzyk. Jonghyun poruszał się szybko. Już cały oblał się potem. A Aika miała wrażenie, jakby byli jednym i nigdy nikt i nic nie mogło ich rozdzielić. Ciasno oplatała go kolanami, przyciągając do siebie blisko, bardzo blisko. Wtedy puścił jej nadgarstki, za to złapał nogi i zarzucił sobie na ramiona. Nie zwalniał. Przez to czuła go w swoim wnętrzu intensywniej. Nie przestawała krzyczeć, ledwie łapała oddech, aż zupełnie straciła zmysły i nie wiedziała nic poza tym, że nigdy, przenigdy nie przeżywała większej rozkoszy. Potem czuła, że wypełniło ją coś ciepłego. Jonghyun popatrzył jej w twarz, odgarniając spocone kosmyki włosów. Jeszcze nie doszła do siebie, kiedy ułożył ją na brzuchu, uniósł jej biodra i znowu w nią wszedł. Podpierała się na łokciach, półprzytomna, oszołomiona tymi doznaniami. Starała się nie zapominać o oddychaniu, żeby nie zemdleć. Miała wrażenie, że spala się, cała, kawałeczek po kawałeczku... A potem w oddali rozległy się nawoływania:
- Aika! Jonghyun! Aika!
To był Yonghwa. Oboje rozpoznali go po głosie.
Jonghyun przyspieszył. Aika myślała, że tego nie wytrzyma, że rozsypie się, po prostu eksploduje. Jeszcze kilka pchnięć. I znowu tego doznała: pomieszania zmysłów. Przez moment nic nie widziała, nic nie słyszała, nic nie czuła. Wszystko zniknęło. Kiedy odzyskała zmysły leżała otoczona ramionami Jonghyuna i płakała, on scałowywał jej łzy. Dookoła panowała cisza, nic, jedynie ptasi śpiew.
- Przepraszam, jeżeli to było dla ciebie za wiele - powtarzał Jonghyun w poczuciu winy.
Aika rozpłakała się na nowo, wtuliła się w niego i wyznała:
- K... Kocham cię, Lee Jonghyun.

2 komentarze:

  1. Ten rodział jest dla mnie zaskoczeniem. Nie wiedziałam, że Jonghyun to zrobi z Aiką. Z drugiej strony... Mam nadzieję, że nie robi tego by sobie ulżyć. I ciekawe co odpowiedział Yonghwie.
    Żal mi Mei strasznie. Wyzbyła się uczuć, bo wszyscy ją opuścili. Biedna. :( Nie wyobrażam sobie ile wycierpiała. :/
    Weny życzę i czekam na to będzie dalej. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szcerze, to planowałam to wcisnąć wcześniej, tylko wtedy byłyby spekulacje co do ojcostwa Minori, a tego nie chciałam:)
      Już piszę kolejny rozdział, a jest to ostatni, tak że większość spraw się wyjaśnia:) Oczywiście mam zamiar jeszcze zaskoczyć^^

      Usuń