25/10/2017

eyes wide open (rozdział 26)

BLACK CLOUDS

                Mia nie wracała do domu i nie odbierała telefonu, mimo że powoli robiło się ciemno, a Angelene zaczynała się denerwować.
- Noona, spokojnie - powtarzał Dongwoo - Mia jest na ciebie zła i chce ci pokazać, kto tu "rządzi". Pewnie poszła poskarżyć się koleżankom, jaka jesteś "okropna". Albo szlaja się gdzieś, zgłodnieje, to przyjdzie z powrotem.
- Mia nie ma koleżanek - odpowiedziała Angelene - ma tylko tego kolegę, Siwana.
- Może zadzwonimy do niego i zapytamy, co? - zaproponował Dongwoo, szukając sposobu, by pocieszyć siostrę, bo zdecydowanie w jej życiu było ostatnio zbyt wiele problemów - masz numer?
- Nie. Nie mam... Ale zaraz! Sunwoo powinien mieć.
Bez wahania poszła i zapukała do drzwi sąsiada. A jak już otworzył, nie wiedziała, co powiedzieć. Wstyd jej było przyznać się do uderzenia Mii. I żałowała tego, bo rozumiała, że tak tylko okazała swoją słabość. Ostatecznie wspomniała jedynie, że trochę się pokłóciły, a obrażona Mia wypadła z domu. Sunwoo niczego nie komentował, po prostu zadzwonił do Siwana. Potem przekazał Angelene, że co prawda jej córka dzwoniła do kolegi, lecz połączenie zostało przerwane, a ona już nie odbierała.
- Czy mogę ci jeszcze pomóc? - zapytał Sunwoo.
Ale w odpowiedzi Angelene rzuciła zrezygnowane "nie" i udała się z powrotem do siebie.
- Dongwoo, wracaj do domu, co jeżeli Mia pojedzie do ciebie? - zasugerowała.
Nie chciał zostawiać siostry w takim momencie.
- Noona, nie zapominaj, że i na mnie jest zła, więc chyba nie mam co liczyć na jej odwiedziny.
- Z nią nigdy nic nie wiadomo.
Taka była prawda. A skoro Angelene mogło to uspokoić, Dongwoo postanowił wracać do domu i tam ewentualnie zaczekać na siostrzenicę. Jeszcze raz uściskali się i ustalili, że powiadomią się wzajemnie, jeżeli wydarzy się cokolwiek. A Mia nie wracała. Angelene, ledwie została sama, otworzyła butelkę wina i nalała sobie pełen kieliszek. Szybko go wypiła, a później jeszcze jeden... Aż usłyszała dzwonek do drzwi. Z przejęciem zerwała się z kanapy.
- Mia! - zawołała, lecz to nie była jej córka - Sunwoo...
- Nie ma jej jeszcze?
- Nie.
Jakby nigdy nic, wszedł do mieszkania, usiadł na kanapie i poczęstował się winem. Skoro tak, Angelene przyniosła sobie inny kieliszek.
- Czy wiesz o tym... - zaczął Sunwoo niepewnie - że Mia odnalazła swojego ojca?
W tym momencie kieliszek wypadł z rąk Angelene, roztrzaskując się na podłodze. Kiedy chciała posprzątać opiłki szkła, Sunwoo powstrzymując ją, zaproponował, że sam potem to zrobi.
- Nie, o niczym nie wiedziałam - powiedziała, zawstydzona - jak go odnalazła?
Wtedy powtórzył wszystko, co powiedziała mu Mia po jej spotkaniu z ojcem. Angelene słuchała i nie potrafiła w to uwierzyć. Wreszcie zrozumiała, czemu córka była ostatnio taka rozdrażniona i wycofana. Nie wyobrażała sobie, jak okropnie musiała czuć się po tym spotkaniu. I żałowała jej całym sercem.
- O Boże - powiedziała, nie powstrzymując już łez.
- Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej - tłumaczył Sunwoo - nie wiedziałem po prostu, że Mia ucieknie przez to z domu...
- Nie, to nie przez to, znaczy... niezupełnie - Angelene otarła łzy i napiła się jeszcze - zrobiłam coś okropnego... Mia mnie prowokowała, była bezczelna i pyskowała, a ja... nie wytrzymałam, wiem, że nie powinnam... mimo to spoliczkowałam ją.
- Och, Angelene.
- Mia ma dopiero dwanaście lat, nigdy nie uciekała z domu... jeżeli przydarzyło jej się cokolwiek złego, to moja, to wszystko moja wina!
I znowu rozpłakała się głośno, a Sunwoo otaczając ją ostrożnie ramionami, zapewniał.
- Nic jej nie jest, zobaczysz. Nie płacz. Już dobrze.
Tak naprawdę sam nie był pewien, jak doszło do tego, że ich usta złączyły się w pocałunku. Może to alkohol? Może emocje? Może jeszcze co innego? Cokolwiek było przyczyną, spowodowało, że nie skończyli na tym. Powoli, nadal nie odrywając od siebie ust zdjęli z siebie wzajemnie ubrania. Angelene pozwoliła, by Sunwoo dotykał jej gołego ciała, zatapiała dłonie w jego włosach i cicho pojękiwała. Jeżeli mieli moment zawahania, to nie pokazali tego. Oboje byli świadomi sytuacji i doprowadzili ją do finału. A ten okazał się jeszcze lepszy niż w wyobraźni Angelene. Po wszystkim leżeli przykryci kocem,  przytuleni i nieco onieśmieleni. Nie zastanawiali się, co by zrobili, gdyby niespodziewanie zjawiła się Mia i ich przyłapała. A potem Angelene poprosiła, by Sunwoo z nią został i został, aż nie zadzwonił jej telefon. Przepełniona obawami odebrała i, patrząc na Sunwoo, wydała z siebie przerażający krzyk. Mia trafiła do szpitala, potrącona przez samochód.

***

J                Jinyoung był zaskoczony, kiedy zadzwonił do niego Junghwan i poprosił o rozmowę. Już chciał odpowiedzieć "przecież rozmawiamy!", kiedy zrozumiał, że nie o telefoniczną rozmowę chodzi, a o taką normalną na żywo. Po swojej wieczornej audycji jak zwykle był umówiony z Mikyeon, więc zaproponował, by spotkali się po południu w pubie.  Jinyoung przybył o kilka minut spóźniony z powodu ulicznych korków. Mimo wszystko przypuszczał, że i tak jest pierwszy, znając spóźnialstwo Junghwana. O dziwo, zastał go na jednym z wysokich krzeseł ustawionych wzdłuż baru, popijającego drinka i dosiadł się, zamawiając tylko sok, bo przecież nie przyjedzie do radia pijany.
- Cześć. Dzięki za znalezienie chwili - przywitał się Junghwan.
- Luz.
I zapadła chwilowa cisza, tylko muzyka wypełniająca pub sprawiała, że nie zrobiło się niezręcznie. Zwłaszcza, że o tak wczesnej godzinie nie było tu tłumu.
- Lecę do USA - wypalił w pewnym momencie Junghwan, przez co Jinyoung omal nie rozlał soku.
- O... Tak? Kiedy? - zapytał.
Niezbyt zrozumiał. Czy Junghwan wzywał go tu tylko po to, by o tym powiedzieć? Czemu akurat mu? Czemu nie reszcie? To jakaś tajemnica?
- W przyszłym tygodniu. We wtorek. Lecę do mojej matki. Tylko na wakacje.
- Aha, ok. To miłego lotu.
- Hyung...
- Tak?
- Bo... chodzi o Jinhee. Ja wiem, że ty i Mikyeon jesteście jej bliscy - zamilkł na moment, po czym dodał - proszę, przypilnujcie, żeby dbała o siebie.
- Junghwan... - powtarzał Jinyoung niespodziewanie rozczulony - czemu sam jej tego nie powiesz?
- Jinhee o niczym nie wie. I lepiej, żeby nie wiedziała. To byłoby przykre pożegnanie, a ja już mam takich dość.
Junghwan nie kłamał, po prostu nie czuł się na siłach na rozmowę z Jinhee, nadal ją kochał i obawiał się pożegnania.
- No dobra, w porządku - odpowiadając, Jinyoung wypił resztkę soku, krępowała go lekko ta sytuacja.
- I powiedz Chansikowi, żeby też o nią dbał - ciągnął Junghwan - skoro ja nie mogę tego zrobić, on niech to zrobi.
- Brzmi, jakbyś poddawał się zupełnie.
Bo Jinhee i ja nie mamy już żadnych szans.
- Przykro mi - przyznał Jinyoung szczerze - i życzę ci powodzenia.
- Dzięki jeszcze raz - dodał Junghwan, uściskali się, jak przyjaciele,  i rozeszli się.
Jinyoung przez resztę wieczoru zastanawiał się, czy dobrze robi, zachowując tę rozmowę dla siebie. Junghwan poprosił go o dyskrecję i zgodził się, chociaż nie był pewien, czy to fair wobec Jinhee. Na jej miejscu wolałby wiedzieć, że ktoś, kogo nadal kocha, ma w planach tak długi pobyt za granicą i sam wolałby podjąć decyzję co do pożegnania. W pewnym sensie czuł, że ją oszukuje, lecz nie zrobił z tym nic. Nie zwierzył się też nikomu ze swoich rozterek. Naprawdę domyślał się, co inni przyjaciele by mu poradzili: powiedzieć Jinhee. I tak mijały dni, aż wreszcie nastał wtorek, kiedy to Junghwan opuszczał Koreę i wylatywał do USA.

***

                Jinhee korzystała z pierwszych dni wakacji, kładła się późno, wstawała późno, wychodziła na rower, czy na rolki, spotykała się z przyjaciółmi. Przez cały czas zajmowała się czymś, bo wtedy nie myślała zbyt wiele, a o to przecież jej chodziło. W dodatku zapisała się do klubu fitness, gdzie instruktorką była Mikyeon i przychodziła codziennie wieczorem na treningi, poza weekendami. Te spędzała zazwyczaj w mieście. Często towarzyszył jej też Chansik. Trochę mniej piła piwa. Trochę więcej jadła zdrowych rzeczy. Tylko do soku pomidorowego nie przekonała się nadal.
                Pewnego dnia przygotowywała sobie płatki z mlekiem, kiedy zadzwonił jej telefon. To był Jinyoung.
- Przepraszam Jinhee. Jestem akurat u kumpla, a on uzmysłowił mi, że dawno powinienem ci o tym powiedzieć... - przyznał, dziwnie zakłopotany i w poczuciu winy.
- Ale o czym? - zapytała.
- Junghwan leci do USA - wreszcie wyrzucił to z siebie, a potem przekazał jej wszystko, co kilka dni temu usłyszał.
Jinhee po prostu się rozłączyła. Nie wiedziała kiedy jej oczy wypełniły się łzami. Przez nie niewiele widziała, sprawdzając dzisiejsze loty do Waszyngtonu, gdzie mieszkała matka Junghwana. Jinhee pamiętała o tym i podejrzewała, że zatrzyma się tam. Skoro samolot startował za trzy godziny, Jinyoung zadzwonił w odpowiednim momencie, dał jej jeszcze czas na podjęcie decyzji. Nie zastanawiała się długo. A kiedy wychodziła, natknęła się na wracającą z zakupów Mikyeon.
- Gdzie ty idziesz? - spytała przyjaciółka.
- Junghwan leci do USA - tylko tyle powiedziała Jinhee i już jej nie było.
                O wiele za wcześnie przybyła na lotnisko, lecz wolała być za wcześnie niż za późno. Niespokojnym krokiem krążyła w okolicy wejść. Nie wiedziała, jak odszuka Junghwana w tłumie przewijających się tu ludzi. Czas mijał, a on nie pojawiał się. Aż wreszcie Jinhee postanowiła, że do niego zadzwoni. Nie zastanawiała się, co powie, jak mu wytłumaczy, czemu tu jest, po prostu to zrobiła, a po chwili usłyszała jego głos:
- Cześć, Jinhee - przywitał się, jakby nigdy nic.
- Wiem wszystko. Przyjechałam na lotnisko. G... Gdzie jesteś? - zapytała niepewnie.
- Tu - rzucił w odpowiedzi i w tym momencie poczuła oplatające ją ramiona.
- Oppa! - zaszlochała.
Nie umiała powstrzymać łez, po prostu popłynęły.
- Wiesz od Jinyounga, prawda? - zapytał, nie wypuszczając jej z objęć.
Och, mogłaby w nich pozostać na wieczność.
- Tak. Nie złość się, proszę...
- Nie jestem zły, wydawało mi się tylko, że lepiej, jak sobie tego oszczędzimy... - przyznał i wtedy to zauważyła: też płakał.
- Dla kogo lepiej? Nigdy bym ci nie wybaczyła, że poleciałeś bez pożegnania.
- A tak, to mi wybaczasz?
- Ja tobie? - zdziwiła się - ty masz mi więcej do wybaczenia.
- Jeanny, muszę iść...
- A więc to naprawdę pożegnanie.
- Przepraszam za wszystko.
- Powodzenia! - zawołała, kiedy odsunął ją od siebie i ruszył w kierunku odprawy, ciągnąc dwie wielkie walizki.
Jinhee stała i płakała, z tarasu obserwowała jego startujący samolot. Ten widok łamał jej serce. Nie odbierała telefonów od Mikyeon i Jinyounga. Nie chciała z nikim rozmawiać, bo nikt by nie zrozumiał, co w tym momencie czuła. A potem zrezygnowana udała się do pobliskiego pubu, usiadła i piła, piła, póki nie zapomniała, po co w ogóle pije.

2 komentarze:

  1. Jak ja się jarałam, że Sunwoo przespał się z Angelene. Po prostu tak mocno ich shipuję. *_*
    Co do Mii to martwię się o nią, mam nadzieję, że nic jej nie ma poważnego. :/
    A co do Junghwana... Przecież on i Jinhee nadal się tak kochają.. Tak mi żal ich związku. Dobrze, że pojechał tylko na wakacje. Mam nadzieję, że jak najszybciej wróci. *_*
    Wgl pochwalę ci się, że ostatnio zafazowałam tak na b1a4, że Jinyoung został moim UB. :O Tak więc nawet jeśli był tutaj tylko pomocą do Jinhee i Junghwana to jarałam się, że wgl tu był haha. :D Wymyśliłam też ff z B1A4, ale na razie spisałam tylko pomysł i prolog, bo teraz mam co pisać po Vixx, Diagnostyce itd. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam wreszcie coś między nimi zadziałać:D Co do Mii to obiecuję,już za tydzień wszystko się wyjaśnia:)
      No niestety,Jinhee i Junghwan nie potrafią tak naprawdę się rozstać:(
      Cieszę się z twojej fazy :D I wyczekuję bardzo bardzo bardzo tego opowiadania, proszę daj dużo CNU dla mnie<3

      Usuń