07/10/2017

the song of love (rozdział 28) - END

                Wiejskie życie toczyło się określonym rytmem. Mężczyzn od rana pochłaniała praca w polu. Kobiety zajmowały się zwierzętami, uprawami warzyw i domem. Mimo, że Dahee codziennie wieczorem padała z wyczerpania i tak wychodziła po Jungshina, spotykali się w połowie drogi i wracali za rękę. Czasami towarzyszyła jej Nayoung. Ta wiecznie radosna czterolatka była dzieckiem pary, z jaką dzielili miejsce w izbie. Niekiedy mała wracała usadowiona na barkach swojego ojca, lecz zazwyczaj wolała iść pomiędzy Dahee i Jungshinem, podskakiwać na drodze, trzymana przez nich za rączki i podnoszona wysoko. Wtedy jej śmiech roznosił się echem po okolicy. Tak było i dzisiaj. Nayoung tylko przelotnie przywitała ojca, dając mu całusa w policzek, potem stanęła przy Dahee i Jungshinie, przytulających się czule i przekomarzających się, co wiecznie czynili.
- A ja?! - oburzona zamanifestowała swoją obecność.
Wtedy Jungshin powoli odsunął od siebie Dahee, podniósł Nayoung i kilka razy okręcił się dookoła. Przez cały czas mała chichotała. Szeroko rozkładała ręce, jak gdyby udawała samolot. W takich chwilach Dahee mimowolnie myślała o swoim dziecku zabitym w domu publicznym w Nankin przez podejrzanego lekarza, jaki o mało co nie zabił i jej. Chociaż przedtem nigdy nie żałowała tego, że nie wydała potomka na świat, uznawała go za potomka potwora o obcym imieniu i nazwisku, poczętego przez przemoc, to kiedy widziała Nayoung, zastanawiała się: czy i ono nie byłoby tak niewinne? A potem odrzucała od siebie te rozważania. Nie miała o co się obwiniać. Wtedy, to nie był skutek jej decyzji, po prostu zmuszono ją do tego. I inne dziewczyny podzieliły podobny los. I ich też nikt o nic nie zapytał. Mimo wszystko zastanawiała się, jak by to było, za kilka lat, mieć dziecko, z Jungshinem...
Postawiona z powrotem na ziemi Nayoung, złapała z jednej strony jego i z jednej strony jej rękę. Niespiesznym krokiem ruszyli w kierunku domu. W pewnej chwili Dahee celowo przydeptała sznurowadło chłopaka, a później podniosła dziewczynkę i zawołała:
- Kto ostatni do dębu ten szuka!
I rzuciła się biegiem, przekonana, że Jungshin zatrzyma się, by zawiązać but, a nie wyskoczy z nich i popędzi bez. Ostry kamyk zranił go w stopę. Jungshun dokuśtykał do dębu, a tam dziewczyny zobaczyły krew.
- O nie, przepraszam, nie chciałam! - wołała, załamana Dahee, sadzając go i oglądając skaleczenie - pobiegnę po apteczkę!
- Nie. Nie ma potrzeby, to nic wielkiego - powtarzał, wciągając przyniesione przez Nayoung buty.
- Na pewno? - cały czas przeżywała Dahee.
- Na pewno - rzekł z uśmiechem i dodał - przegrałem. Lepiej ukryjcie się dobrze, liczę do dwudziestu.
I tak zrobił, zamykając oczy, zaczął liczyć. Dahee złapała dziewczynkę za rękę i pognała w pole kukurydzy. Nie chciała, by znalezienie ich kosztowało Jungshina wiele wysiłku, zwłaszcza, że był lekko ranny. Osiem! Dziewięć! Dziesięć! Ale póki słyszała jego głos, wchodziła głębiej i głębiej w pole. Szesnaście! Dahee postanowiła, że pozostaną w miejscu, to Nayoung namawiała na nieprzerywanie zabawy. I ruszyły naprzód. Dwadzieścia! W tym momencie głos Jungshina dochodził do ich uszu z oddali. Jeszcze przez pewien czas słyszały jego groźby: niech no tylko się do was dorwę! A potem wszystko ucichło. Dahee i Nayoung powoli poczuły znudzenie, parnym powietrzem, zachodzącym słońcem. Aż niespodziewanie rozległ się szelest. Obie dziewczyny zamarły. To tylko zabawa, lecz emocje były wielkie. Oby ich nie znalazł!, powtarzały w duchu, jakby istotnie coś im groziło. Kroki zbliżały się w szybkim tempie. I wreszcie dziewczyny zauważyły sylwetkę chłopaka. To nie był Jungshin. Chociaż wyglądał identycznie... Dahee w jednej chwili wszystko zrozumiała. To był jego brat bliźniak. I kiedy wystraszona Nayoung schowała się za jej sukienkę, zawołała:
- Lee Jungmin!

***

                Od czasu tamtych intymnych chwil Aika często odwiedzała Jonghyuna. Chociaż Yonghwa nie znalazł ich wtedy i nikt teoretycznie nie powinien wiedzieć o ich związku, zapewne i tak wszyscy wiedzieli. Nie wymagało to większego zainteresowania, po prostu wystarczyło na nich spojrzeć, by wyczytać, że stali się sobie bliżsi i, co robili, gdy znikali gdzieś w lesie. Mimo to, nikt o nic nie pytał. Tak, jakby dookoła ich związku panowało przymusowe milczenie. Matka Jonghyuna udawała, że o niczym nie wie. Może uważała, że Aika nie pasowała do jej syna. Może po prostu nie akceptowała tego związku. Może miała inne powody. Yuri ograniczała się jedynie do odciągania Aiki na bok, kiedy, po drodze do obozowiska, zjawiał się Yonghwa i powtarzaniu jej: jedź, jedź, my przypilnujemy Minori. Lider też powstrzymywał się od komentarza. W obozowisku wszyscy wzajemnie plotkowali, lecz nikt nie mówił niczego wprost, przez co Aika sama nie dowierzała, że to dzieje się naprawdę. Czasami szczypała się w policzki i sprawdzała, czy czuje cokolwiek. Albo, kiedy kochała się z Jonghyunem, prowokowała go, by było jeszcze energiczniej, jeszcze intensywniej. I czuła, naraz: rozkosz i ból. A więc to nie tylko sen. Aika wiedziała, że jest jedynie substytutem Mei, wiedziała, że inni wiedzieli. Może z tego powodu milczeli. Ta miłość smakowała przez to słodko-gorzko. Ta miłość była jak narkotyk, obojgu przynosiła poczucie euforii, a później pustki, z postanowieniem bez pokrycia: nigdy, już nigdy tego nie zrobię...

***

                Aika zrywała kwiaty do wianka, który zaplatał Jonghyun. Z podziwem obserwowała, z jaką wprawą to robił.
- Co? - zapytał, widząc jej zdziwione spojrzenie - dziewczynki, podczas moich odwiedzin w sierocińcu mnie tego nauczyły, wiecznie domagały się, bym im zaplatał wianki. A... to dla ciebie.
Gestem wskazał, by przysiadła obok. I tak zrobiła. Z uśmiechem, w założonym jej przez chłopaka wianku, powiedziała:
- Dziękuję.
- Aika, chcesz iść nad potok?
Ledwie odpowiedziała "tak", już trzymał jej rękę, ciągnąc ją w wyznaczonym kierunku. Po drodze rozmawiali, o tym co się wydarzyło od jej poprzedniej wizyty tutaj, o wspólnych przyjaciołach i o zupełnie nieistotnych sprawach. Potem Aika śpiewała, trochę po koreańsku, trochę po japońsku i podskakiwała przy tym wesoło. Było przyjemne popołudnie, lekko pochmurne i wietrzne, lecz ciepłe. Powoli zbliżał się koniec lata. Aika przysiadła przy brzegu potoku, otaczając ramionami kolana. W ciszy obserwowała Jonghyuna, jak zrzucił z siebie ubrania i zanurzył się w wodzie. Promienie słoneczne odbijały się w bliznach na jego ciele. Nie pozwalał jej ich dotykać, jakby go nadal bolały, a ona to zaakceptowała. Potem wyszedł, położył się w wysokich trawach obok Aiki i zauważyła, że z zimna dostał gęsiej skórki. Nie zważając, że jest jeszcze mokry, przywarła do niego, ogrzewając go. Przez pewien czas po prostu leżeli, milczący. Później Jonghyun zdjął z Aiki ubrania, nie ruszył tylko wianka, dotykając ją, nie przestawał całować. Reagowała na jego pieszczoty, wydobywając z siebie cichutkie jęki.  Była gotowa na Jonghyuna. W pewnym momencie ułożyła się na brzuchu i uniosła biodra. Wiedziała, że tak lubił i sama tak lubiła. Po seksie znowu leżała otoczona jego ramionami i powtarzała, że go kocha. W odpowiedzi urwał źdźbło trawy i, przesuwając je powolutku po jej ciele, sprawiał, że zamykała oczy i mruczała rozkosznie.
- Ja też chcę się wykąpać - powiedziała po chwili.
O dziwo, nie zgubiła wianka podczas kochania się, poprawiła go tylko, wstała i ledwie doszła do wody, zawołała: zimna! Stopniowo się zanurzała, opłukiwała, jakby się obawiała szoku termicznego. Lecz to nie pomagało, cały czas drżała. Aż wreszcie poczuła, że Jonghyun stoi za nią, otaczając ją ramionami.
- Czy tak cieplej? - zapytał.
W tej pozycji zanurzyli się do pasa. Oboje stwierdzili, że szkoda, by kwity w wianku zwiędły i lepiej położyć go na wodzie. Tak zrobili, widzieli, jak popłynął w dal i to wywołało w nich niespodziewane wzruszenie.

***

                Pogoda zmieniała się szybko, robiło się zimno, wilgotno, deszczowo. Zmartwieniem Aiki nie było to, że potrzebowała zimowych ubrań, że dach w szkole przeciekał, a dzieci po kolei przeziębiały się, tylko, po ochłodzeniu się nie miała już jak wymykać się z Jonghyunem do lasu. Tak więc kochali się pospiesznie, w szopie z zapasami amunicji, w spiżarni za workami z ryżem, czy w którymkolwiek innym pomieszczeniu. A potem leżeli wtuleni w siebie, milczeli, uspokajając oddechy lub rozmawiali o sensie życia i innych filozoficznych pytaniach.
Pewnego dnia, Aika ledwie zjawiła się w obozie, zaobserwowała, że Jonghyun cały czas przypatrywał jej się z powagą, a jak o to zapytała, złapał ją za rękę i poprowadził do namiotu, który dzielił z kilkorgiem innym żołnierzy, przebywającymi jeszcze na treningu. W ciszy oboje przysiedli obok siebie, a przestrzeń wypełniło oczekiwanie zamiast pożądania. Aż wreszcie w ramach odpowiedzi przekazał jej kopertę.
- Jeden z naszych towarzyszy z Szanghaju podczas swojej wizyty w Keijo, kazał to tobie dać - tłumaczył.
Aika popatrzyła pytająco na Jonghyuna, lecz milczał. Ze wszystkich stron obejrzała kopertę i nic nie znalazła. Z coraz większym zainteresowaniem sprawdziła jej zawartość. Przez moment tylko wpatrywała się w list, a potem uzmysłowiła sobie, że znała ten charakter pisma, te lekko krzywe znaki. Drżenie rąk, w których trzymała kartki, nie ułatwiało czytania. Jak i łzy, napływające do oczu już po pierwszych linijkach.

Kochana A.!
                Jest wieczór, po kolejnym dniu pracy siedzę na strychu z moim ukochanym i piszę ten list, czuję się przy tym taka podekscytowana. A jednocześnie boję się twojej reakcji. Wiem, że zrobiłam coś okropnego, coś niewybaczalnego Twojej rodzinie, lecz czy możecie (czy ktokolwiek może?) mnie ocenić, skoro nie przeżył tego wszystkiego, co ja? Mimo to, przepraszam, że wyzbywając się swojego bólu, zadałam go Wam. 
                Może pamiętasz, jak przyrzekłyśmy sobie, że już jako pełnoletnie wybierzemy się na prawdziwy bal? Przykro mi, niestety nie dotrzymam obietnicy. Nie powinnam wracać do Keijo. I nigdy tego nie zrobię, nigdy nie spotkam się więcej z moimi bliskimi. Tak jest lepiej, lepiej to znaczy bezpieczniej. Chociaż po tym, przez co musiałam przejść, było mi ciężko, poznałam kogoś, kogo pokochałam. To dzięki jego pomocy powoli zaakceptowałam przeszłość i nauczyłam się na nowo żyć. Ale nie zapomniałam, po prostu zawiązałam ciasno supełek bolesnych wspomnień i wierzę, że pewnego dnia opowiem wszystkim dookoła o losie, swoim i setek innych dziewczyn, co go dzieliły. Wiem, że żyję, by historia o tym nie zapomniała, a oprawcom nigdy nie wybaczono. I wstyd, który w sobie noszę przestanie być tylko moim wstydem. Wtedy pozwolę się odnaleźć wszystkim, co nadal mnie kochają. Do tego czasu powinnam pozostać w ukryciu, zaginiona, czy po prostu martwa. 
                Tak więc, proszę, nie mów moim bliskim, że napisałam do Ciebie ten list, lecz mimo wszystko, pomagaj im i dodawaj wsparcia, jeżeli byliby w potrzebie. 
                Moje serce codziennie wyrywa się w Waszym kierunku. Moimi myślami cały czas jestem z Wami. Wszystkim Wam, przyjaciołom, życzę powodzenia. D.

- Dahee! - zapłakała Aika.
Jonghyun powoli wyjął jej z rąk list i objął ją czule. Gestem, pozwoliła mu na przeczytanie.
- "Wiem, że zrobiłam coś okropnego, coś niewybaczalnego"...
- O... Ona mówi o zastrzeleniu Sakamoto Ryu - przyznała Aika.
- Dahee sprawia wrażenie, jakby odnalazła spokój - podsumował Jonghyun po lekturze listu.
Aika nie wiedziała, czy chciał ją tym pocieszyć, czy istotnie tak uważał, chociaż, sama uważała podobnie. Dahee wydawała się opanowana, pogodzona ze swoim losem, a przede wszystkim... zakochana i z konkretnymi planami spoglądająca w przyszłość.
- Tyle czekałam na jakąś wieść - powtarzała Aika.
Lekko kołysała się, otoczona ramionami Jonghyuna i przypominała sobie miesiące, kiedy zamartwiała się o Dahee i bała się nieustannie o jej los. Czy przyjaciółka usłyszała te nawoływania? Czy czuła tę troskę i to spowodowało, że napisała list?
- Aika - Jonghyun wymówił jej imię szeptem, a zwracając twarz dziewczyny ku sobie, obsypywał ją pocałunkami: oczy, nos, wargi, jego usta zostawiały wszędzie lekko wilgotny ślad.
A potem kochali się, tak czule, jak jeszcze nigdy, zupełnie obojętni, że w każdym momencie ktoś może wejść do namiotu i ich przyłapać. Nikt nie wszedł. Mimo wszystko, ubrali się szybko. Jonghyun usiadł, a Aika położyła mu się na kolanach, jak na poduszce.
- Czy ty też czujesz, jakbyśmy robili coś okropnego, coś niewybaczanego...? - zapytała, kiedy głaskał jej włosy.
Przez cały czas patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie - przyznał po chwili - nie kiedy się kochamy, wtedy czuję, że robimy coś zupełnie oczywistego.
- A później?
- A później sam nie wiem.
- Wszystko przez to, że oboje kochamy Mei - powiedziała Aika - i kiedy tylko odzyskujemy zmysły czujemy, że ją zdradzamy, a potem na nowo je tracimy...
W odpowiedzi Jonghyun jedynie pochylił się i pocałował jej wargi.
                Po południu pomagała kobietom przy wydawaniu żołnierzom posiłków. Za to sama jadła niewiele, przypatrywała się Yonghwie i Gyesoon, bez skrępowania okazującym sobie uczucia. Nadmiar emocji dzisiejszego dnia wywoływał jakąś nadwrażliwość. Aika znowu miała łzy w oczach, kiedy żegnała się i szykowała do powrotu z liderem. Wtedy Jonghyun przytulił ją i przytrzymał tak przez pewien czas, niemalże odbierając jej oddech. A później zapytał szeptem:
- Co jeżeli kocham was obie?
I Aika wiedziała, że nigdy nie słyszała piękniejszego wyznania, było piękne, bo było szczere. Po drodze nie myślała o niczym innym. Przez kolejne dni bez ustanku powtarzała sobie: Jonghyun mnie kocha, kocha mnie naprawdę...

***

                Czasami Aika zjawiała się w odwiedziny u matki. I zazwyczaj robiła to niespodziewanie, a jeżeli nie zastała jej w domu, udawała się do hotelu. Tak złożyło się i dzisiaj. Nie zatrzymywała się, szła szybko, stukając butami o bruk. Aż w pewnym momencie usłyszała głos, wołający ją po imieniu:
- Aika!
Z uśmiechem spojrzała za siebie. Nie. Nie pomyliła się. To oczywiste, że rozpoznała jego głos.
- Cześć, Akiharu - odpowiedziała serdecznie.
W jednej chwili pokonał dzielącą ich odległość i otoczył dziewczynę ramionami.
- Aika! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! - wołał i płakał, zupełnie ją tym zaskakując.
To był ten Akiharu, którego znała, którego wspierała, którego od pierwszych chwil pokochała... I całym sercem mu współczuła.
- Och Aki, już dobrze, ciii - powtarzała - to ja, ja przepraszam.
Ostrożnie odsuwając ją od siebie, popatrzył jej w twarz.
- T... Ty? - zdziwił się.
- Tak, zawiodłam cię, wiem, obiecywałam być przy tobie i co zrobiłam...
- Takuya tłumaczył mi, że wyjechałaś.
- Tak. To prawda.
- Aika.
- Yhm?
- Nie przepraszaj. Tylko wróć do mnie, wróć, błagam - powtarzał z rozpaczą.
- Nie. Niestety. Nie mogę.
- Jesteś z Jonghyunem?
- Tak.
- Jesteś... szczęśliwa?
- Tak. Jestem szczęśliwa. Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa. I życzę ci, byś też był - powiedziała, po czym chciała odejść, lecz ponownie zawołał:
- Aika, zobaczymy się jeszcze?
Przez moment, tylko przez jeden, jedyny krótki moment wahała się. A potem postanowiła:
- Pewnie. Jeżeli tego chcesz, możesz być nadal moim przyjacielem.
- Tak. Chcę. Chcę ci tyle opowiedzieć! Czy... masz czas?
- Nie w tym momencie, idę w odwiedziny do matki - wyjaśniła.
- A wieczorem?
No... nie wiem - nie powie mu przecież, że spieszy się do ich córki!
- Proszę, nie wyobrażasz sobie, jak ja tęskniłem.
Ostatecznie... matka i siostra Jonghyuna chyba nie obraziłyby się, jeżeli spóźniłaby się nieco.
- Dobrze - powiedziała i zobaczyła na twarzy Akiharu prawdziwą radość.
To utwierdziło ją w jej decyzji.
- Może spotkalibyśmy się w domku letniskowym?
- W porządku.
- O osiemnastej?
- O osiemnastej.
- Cieszę się. Tylko przyjdź, koniecznie.
Aika pomachała mu i zawołała:
- Do później!
                W hotelu została poczęstowana ciastkami ryżowymi pani Jung i herbatą, popijała powoli, opowiadając o przeciekającym dachu w szkole i pytając, co u matki. Na koniec przytuliły się serdecznie, a kiedy Aika wychodziła, zauważyła w oknie przepełnione smutkiem oczy kuzynki. Żeby szybko dotrzeć do domku letniskowego, postanowiła iść do swojej stajni i zabrać konia. Tak zrobiła. A u celu przywiązała go do jednego z drzew, ignorując, że stawał się niespokojny.
- Aki! - zawołała, po czym zauważyła, że drzwi do domku są uchylone i postanowiła po prostu wejść.
Odruchowo udała się do pokoju na poddaszu. I tam zastała Akiharu, siedzącego na podłodze, na kocu, trzymał butelkę wina, zupełnie jak w jej szesnaste urodziny.
- Cześć - przywitał się.
- Cześć. Podziękuję za wino - dodała, nie chciała pić, skoro karmiła Minori mlekiem z piersi.
- Chociaż troszeczkę - namawiał - do towarzystwa.
- Dobrze - powiedziała, postanawiając sobie, że jedynie umoczy usta.
I przysiadła koło Akiharu. Milczeli. Przypatrywali się sobie wzajemnie. Byli lekko zakłopotani. Powoli zapadał zmrok.
- Proszę, powiedz mi, powiedz: czemu tak po prostu przestałaś mnie kochać, kiedy jeszcze byłem dla ciebie dobry? Bo przecież przedtem kochałaś... - zapytał wreszcie Akiharu, a ona widziała, że obwiniał się o to.
- Czasami tak bywa - wyszeptała - i o ile jest w tym czyjaś wina, to moja, to tylko moja.
Nie chciała mu powiedzieć wprost, że po prostu w tamtym momencie pokochała Jonghyuna.
- Aika.
- Tak?
- Wtedy, jak spotkaliśmy się na zawodach kendo, pamiętasz, co sobie powiedzieliśmy? Skoro wzajemnie uratowaliśmy sobie życie, moje powinno należeć do ciebie, a twoje powinno należeć do mnie - przypomniał - Aika... Czasami boję się siebie, nie kontroluję swoich emocji, wybucham gniewem i robię okropne rzeczy.
Pocieszająco złapała go za rękę.
- Nie mam do ciebie żalu o tamto... rozumiem cię, wiem, że ci ciężko. Nie musisz przeciwstawiać się ojcu, po prostu nigdy nie zapomnij o tym, że masz dobre serce.
- Ja chyba w ogóle go nie mam.
- Nie. Nie przesadzaj.
- Kiedy jesteś przy mnie, wiem, co dobre, a co złe. Kiedy znikasz... wszystko znika.
Akiharu wypił naraz kieliszek wina.
- Nie zniknę. Jesteś moim przyjacielem - zapewniała Aika - pomogę ci.
Jeszcze przez pewien czas rozmawiali, a potem powiedziała, że musi iść i widziała w jego wzroku przerażenie.
- Nie martw się, zobaczymy się znów - powtarzała.
- Aika... - zaskomlał - przepraszam!
Później wszystko rozgrywało się tak szybko... rozległo się rżenie konia, zadudniły kroki. W pokoju na poddaszu pojawili się oficerowie policji. Było ich dwóch, jednego z nich Aika znała z wizyty w jej domu. Mishima zawyrokował:
- Takahashi Aika, jesteś podejrzewana o działalność w organizacji terrorystycznej, pomoc w ucieczce i ukryciu Lee Jonghyuna. Czy to prawda? - dodał, zwracając się do Akiharu.
I zapadła cisza. Wtedy Aika zrozumiała, że to wszystko pułapka. A zamiast powiedzieć cokolwiek w swojej obronie, uznała, że tak oto spotkała ją zasłużona kara. Skoro zdradzała z Jonghyunem Mei, sama została zdradzona przez kogoś jej bliskiego. A więc to za to przepraszał... Aki, dlaczego, dlaczego, dlaczego?!, chciała krzyczeć. Lecz czuła zbyt wielki ból i jedynie cicho płakała.
- Czy to prawda? - powtarzał drugi z  oficerów w kierunku Akiharu, skoro ten tylko zaciskał usta w linijkę i milczał.
A Aika myślała jedynie o Minori, o tym, co oznaczało jej imię...
- Tak, to wszystko prawda - powiedziała, po czym zapłakana popatrzyła prosto w oczy Akiharu i dodała - Prawda. Zapamiętaj: Prawda!

OD AUTORKI:

Tak, to ostatni rozdział... Ale jest jeszcze zaplanowany epilog, który jest kontynuacją prologu:) 

A zamiast napisów na koniec, mam piosenkę:

PS. Przepraszam za brak happy end'u wszystkich, co na taki liczyli... 

PS. 2 Tak przy okazji, mam w planach kolejne opo i zapraszam do zagłosowania w ankiecie:)

6 komentarzy:

  1. W końcu nadrobiłam wszystko! I powiem tak nie spodziewałam się takiego zakończenia :) Może nie ma happy endu ,ale w sumie to dobrze bo opowiadanie staje się ciekawsze. Może trochę jestem zła...ale ogólnie rzecz biorąc to lubię kiedy czasami się coś kończy nieszczęśliwie. Chciałam dodać tylko tyle , że to opowiadanie zostanie długo w mojej pamięci i czekam na nowe! Pozdrawiam i życzę WENY! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało:) Za nowe wezmę się... niebawem^^ Póki co dodałam zakładkę z bohaterami.
      Dziękuję i też pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Szkoda że to opowiadanie dobiegło już końca :( ale planowane kolejne pociesza ^^ i szczerze to nie ubolewam nad tyn wspomnianym prze ciebie happy endem dla wszystkich :) bo wolę te smutne (tak wiem to dziwne^^)i ciekawe wyznanie miłości do Aiki Jonghyuna :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię happy endów :D Więc rozumiem:) A co do nowego, ma być to kryminał, a co wyjdzie, zobaczymy^^
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. O matko. To jest takie smutne. Jonghyun pokochał je obie. Biedna Aika. Ledwo się o tym dowiedziała i nie zaznała szczęścia. Biedna Minori.. Ojciec odebrał jej matkę... O ile spotkanie z Akim przebiegło tak,że już mu wybaczałam i już było mi smutno, że Aika mu nie pomoże, to w chwili gdy okazało się, że ją zdradził zawiódł mnie. :((( Płakać mi się chce. Mój Akiś, jak mógł..
    Cieszę się, że chociaż Dahee zaznała szczęścia po tych trudach. Eh smutek, że to koniec. Ja nie oczekiwałam happy endu. Czułam, że to wojna i nie każdy z niej uchodzi cało. Czekam całym sercem na epilog. Jestem też ciekawa, jakie życie wiódł Aki po tym, jak zdradził ukochaną i jednocześnie matkę dziecka. Przecież on jej zrobił okrucieństwo. To nawet nie jest tylko więzienie. To przecież te wszystkie tortury itd. Eh
    Weny i czekam na kolejne opowiadanie. A raczej po Eyes Wild Open poczytam prolog, bo widziałam, że jest. Obejrzałam postaci i jaram się, bo to FT Island będzie. *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, też mi było smutno, jak pisałam:( Ale tak wymyśliłam i tak po prostu musi być...
      Ja założyłam, że Aki tego nie planował, tylko jak usłyszał od Aiki, że jest z Jonghyunem, to wtedy powiadomił policję. A później, rozmawiając z nią żałował, niestety było za późno...
      Oczywiście niech każdy interpretuje, jak chce, ja tam do końca staram się wierzyć, że Aki nie był zupełnie pozbawiony uczuć. A jak z tym żył? O tym troszeczkę wspominam w epilogu, mogę tylko powiedzieć, że nigdy sobie nie wybaczył.
      Za to u Dahee wszystko skończyło się dobrze:) Podczas pisania tego trafiłam też na 2 filmy koreańskie w podobnych klimatach. Jakbyś była zainteresowana to mogę polecić "Love, Lies" z 2016 (piękne love story, płakałam na koniec) i "Spirit's homecoming" (ten opowiadał o losach "pocieszycielek" jak Dahee i był dość drastyczny, niestety prawdziwy).
      Tak, nowe opo o FT Island :D

      Usuń